47. Zazdrość?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Cyntia cicho weszła do kwater i oparła się o drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy tajemnicze uczucie śledzenia zniknęło. Nie lubiła go. Zawsze towarzyszył mu lęk, uczucie niewygody i zmieszania. Ale przede wszystkim strach. Nie wiedziała, kto ją śledził, ale zdecydowanie jej się to nie podobało. To musiał być ktoś z zamku, bo nie miała innego wytłumaczenia. Przecież nikt spoza zamku nie mógłby się tu dostać tak po prostu. Hogwart jest zabezpieczony przed intruzami.

     Czując się już bezpieczniej zamknięta w kwaterach w lochach, blondwłosa kobieta powoli odeszła od drzwi. Salon był pusty, ale pod drzwiami pracowni paliło się światło, co powiedziało Cyntii, gdzie się podziewa jej fikcyjny mąż. Postanowiła jednak mu nie przeszkadzać. Wiedziała, że tego nie lubił. Zamiast tego wezwała pusty wazon i prostym zaklęciem napełniła go wodą, a następnie włożyła do niego kwiaty, stawiając na stole. Popatrzyła na nie chwilę, a po chwili lekko zmarszczyła nos. Nawet długie patrzenie nie sprawiło, że je bardziej polubiła. Ale postanowił wybaczyć to Severusowi. Mógł nie pamiętać.

     Cyntia zwróciła uwagę na biblioteczkę Severusa, pełną książek. Może tu znajdzie cię coś, co wyjaśniłoby jej te tajemnicze ataki?

     Bez zwłoki czarownica podeszła do regału, zaczynając przeklądać tytuły, ale po chwili zwątpiła. To nie miało sensu. Nawet nie wiedziała, czego ma szukać. Mogła to być jakaś magiczna choroba, ale Cyntia stwierdziła, że ataki bywały zbyt nieprzewidywalne i kapryśne. Może jakaś klątwa? Może James przeklął ją czymś więcej?

     Potrząsnęła glową, a jej blond włosy zafalowały w rytm jej ruchów. Kobieta usiadła, patrząc w ogień. Musiała usiąść i pomyśleć, co je łączy. Musiały być jakieś punkty łączeniowe, które spajałyby wszystko w całość i dały jej całokształt tego, co się z nią dzieje. Cyntia stwierdziła, że to niepokojące, ale często bywało, że uzdrowiciele leczyli innych, ale swoich chorób nie widzieli. Ale ona była inna. Chciała poznać przyczynę tych ataków. Nie chciała przed wcześnie umrzeć z powodu jakieś ukrytej choroby. Miała jeszcze wiele lat przed sobą. To...

- Już jesteś... - Cyntia podskoczyła, gdy nagle usłyszała głos Severusa, który jak zwykle niemal bezszelestnie się pojawił. Bywało to zaletą, ale czasem było denerwujące. - Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć, Lily. - powiedział z lekką skruchą w głosie.

- Nie szkodzi, Severusie. - odparła, machając ręką, ale starała się uspokoić skaczące serce. Kiedyś zawału przez niego dostanie. - Po prostu nie skradaj się tak.

- Nawyk. - powiedział przepraszająco. - Jak było dziś w pracy? - zapytał neutralnie, siadając w fotelu naprzeciwko. Brwi Lily podjechały do góry. Po raz pierwszy Severus pytał ją o tak prozaiczną rzecz
Nigdy raczej tego nie robił. Było to zaskakujące, ale i nawet miłe, że okazał zainteresowanie.

- Normalnie. Czterech pacjentów z przeziębieniem, złamana ręka, palec, skręcona kostka i kilka efektów złośliwych czarów. - wyliczyła na palcach. Tak z reguły wyglądał jej normalny dzień pracy. Rzadko zdarzało się coś nadzwyczajnego.

- Czyli nic interesującego. - podsumował Mistrz Eliksirów, bezgłośnie bębniąc palcami w oparcie fotela.

- Zgadza się. - przytaknęła. - Wypuściłam dziś rano Pannę Granger.

- Widziałem, bo była na moich lekcjach. Z jej dłońmi już wszystko w porządku?

- Tak. Jedynie mogą być jeszcze uwrażliwone przez jakiś czas. Musi na nie uważać. - powiedziała, na moment wpadając w tryb uzdrowiciela. Severus skinął glową. - A jaki minął twój dzień? - z jakiegoś powodu mężczyzna wyglądał na lekko zaskoczonego jej rewanżem. Szybko jednak ukrył zaskoczenie.

- Standardowo. Trzy eksplozje na pierwszym i trzecim roku, kilka szlabanów i około osiemdziesiąt odjętych punktów. - wyliczył. Lily potrząsnęła glową, patrząc na niego z rozbawieniem. Cały Severus Snape.

- Z tego ostatniego chyba jesteś dumny. Uwielbiasz obejmować punkty, zwłaszcza Gryffindorowi.

- Już taki ze mnie drań. - wzruszył ramionami, na co zielonooka czarownica się rozśmiała.

- Jesteś niemożliwy.

- Uczniowie sami dają mi powody, by to robić, więc korzystam. - usprawiedliwił się niewinnie.

- Oczywiście, Severusie. - powiedziała sarkastycznie. - I wcale nie szukasz ku temu okazji? - zapytała rozbawiona.

- Nie... - zamilkł. - no może trochę. - przyznał z cieniem rozbawienia. Usłyszał cichy chichot Lily, który brzmiał słodko i uroczo. Zupełnie jak cała jej osoba.

- A więc jednak! - uśmiechnął się delikatnie na jej zadowolone stwierdzenie. Jego wzrok padł na stół. Uniósł lekko brew, widząc tam kwiaty, których wcześniej nie było.

- Co to jest, Lily? - zielonooka czarownica podążyła za jego wzrokiem.

- Kwiaty.

- To widzę, ale co tu robią? - Lily zmarszczyła delikatnie brwi na jego dziwne pytanie.

- Leżą sobie. - stwierdziła oczywistą oczywistość. - Zapomniałam ci za nie podziękować... - zamilkała zauważając jego zmieszany wyraz twarzy.

- Nie są ode mnie. - powiedział powoli. Lily zmarszczyła brwi. Nie? Jeśli nie od Severusa to od kogo?

- Nie? Byłam świecie przekonana... - zamilkała, patrząc na kwiatki, jakby jej coś zrobiły.

- Gdybym dał ci kwiaty, nie byłby to goździki, bo wiem, że ich nie lubisz. - powiedział pobłażliwie.

- Skąd wiesz, co lubię? - zapytała, unosząc brew. Severus wzruszył ramionami.

- Znamy się wiele lat. Nie mam tak krótkiej pamięci. Pamiętam, co lubisz. - powiedział spokojnie. Przez te lata nigdy niczego nie zapomniał, co dotyczyło Lily. Pamiętał wszystko. Ulubione kwiaty, kolor, dziedziny magii, kwiaty, a nawet tak prozaiczną rzecz, jak ulubiona herbata.

- Och... - zamilkała. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Czyli myślał o niej nawet, gdy nie wiedział, że żyje. Inaczej by zapomniał... Ciekawe. Oczywiście wiedziała, że Severus bywał sentymentalny, ale intuicja podpowiadała jej, że to coś więcej. - Więc jeśli nie są od ciebie... To od kogo są? - zapytała, porzucając poprzednie myśli. Ale tylko na razie.

- Nie wiem. - zaczął się zastanawiać. Czuł w sercu ukłucie zazdrości, że ktoś dał jej kwiaty, ale i gniew. Co ten ktoś sobie wyobrażał, dając kwiaty zamężnej kobiecie? Ze średnią skutecznością to ukrył.

     Lily uniosła brew. Dlaczego miała wrażenie, jakby słyszała zazdrość w jego głosie? Byłby o nią zazdrosny? Niby dlaczego? To tylko fikcyjne małżeństwo. Dla Cyntii było to zagadkowe. Chociaż z drugiej strony, jeśli naprawdę ją kocha to było całkiem zrozumiałe.

"Przecież jeszcze nie ustaliłaś dokładnie, co do ciebie czuje, tak? Ani dlaczego nagle zmienił strony. Dlaczego zakładasz od razu ten scenariusz?" - Lily sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Może jakaś część jej podświadomości tego pragnęła? Chciała, by ktoś pokochał ją tak po prostu, bez żadnego udawania i intryg. Wewnętrznie potrząsnęła glową. - "Ale to Severus. Twój przyjaciel. Nikt więcej."

- Może Potter mi je podłożył? - zapytała, patrząc na kwiatki uważnie. Na myśl, że mogą być od Jamesa chciała je spalić. Zielonooka czarownica spojrzała na Mistrza Eliksirów. Widziała, jak czarnowłosy mężczyzna potrząsnął glową.

- Nie było go w zamku.

- Jakiś uczeń?

- Chyba najbardziej prawdopodobne. Nie było liściku?

- Nie. - odparła.

- Szkoda. - mruknął z zawodem. Gdyby tylko tego kogoś dorwał... Miałby bardzo, ale to bardzo długi i z całą przyjemnością nieprzyjemy szlaban.

- Czemu jesteś taki ciekawski? - zapytała nagle Lily, przechylając głowę.

- A ty nie jesteś? - zrewanżował się pytaniem.

- No jestem, ale... - zamilkła na moment. Wyprostowała się w fotelu. - Brzmisz dziwnie.

- Dziwnie? - uniósł brew. - To znaczy?

- Na zazdrosnego. - powiedziała powoli, uważnie obserwując jego reakcję. Severus najpierw delikatnie drgnął, lekko blednąc, a potem jego twarz znów wyrażała obojętność. Lily postanowiła zapisać to na liście rzeczy dziwnych i do gruntownego sprawdzenia.

     Za to Severus wpadł na moment w lekką panikę. Starał się, jak tylko mógł, by nie wyjawić swoich uczuć do niej, ale najwyraźniej coś mu nie wychodziło. Ale nie mógł nic poradzić, że czuł zazdrość. Postanowił sobie, że będzie musiał się bardziej pilnować.

- Dlaczego miałbym? - zapytała neutralnym głosem. - Oboje wiemy, że to małżeństwo jest tylko na papierze. - powiedział niby obojętnie, chociaż wewnętrznie się skrzywił.

- Tak, ale...

- To tylko kwiatki. - skwitował. Chociaż w głowie wcale tak nie myślał. To nie były tylko kwiatki. - I nie jestem o ciebie zazdrosny. - powiedział zdecydownie. A przynajmniej tak miało być, ale Lily wyczuła w tej wypowiedzi niepewną nutę. Zupełnie jakby sam sobie zaprzeczał. To tylko generowało jej podejrzenia.

- Wcale. - prychnęła nie przekonana. - Nie okłamuj mnie, Severusie, bo nie jestem głupia.

"Cholera! Potrafisz okłamać Czarnego Pana, a nie potrafisz ukryć własnych uczuć przed kobietą, którą kochasz? Co z ciebie za szpieg!" - zadrwił sam z siebie.

- Wiem, że nie jesteś głupia, skoro udało Ci się oszukać cały czarodziejski świat...

- Nie zmieniaj tematu. - powiedziała zirytowana. - Chcę znać prawdę. - wręcz zażądała zdecydowanie. Chciała się wreszcie dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Miała wrażenie, że Severus coś wie, ale jej nie mówi. Ukrywa przed nią.

Kocha cię...

Czy to mogło być to?

- Prawdę, ale jaką? - zapytał, starając się stłumić uczucie paniki, które gdzieś tam kiełkowało. - Nie oszukuję cię.

- Akurat! Czuję, że nie mówisz mi prawdy, Severusie. - zawołał, wykonując nieokreślony ruch rękami, wstając z fotela. Wiedziała, co widziała i słyszała. Nie wmówi jej, że nie.

- Nie drąż swoich mentalnych wymysłów, Lily. Lepiej przygotuj się mentalnie na sobotnie spotkanie. - powiedział szybko, licząc, że złapie haczyk.

- To nie wymysły... Co? Jakie spotkanie? - zmarszczyła brwi, nagłe czując ciekawość. Jakie spotkanie? Po chwili przeklnęła się w duchu, rozumiejąc, że to była jego subtelna zmiana tematu. Nie zmieniła go jednak, gdy usłyszała, co powiedział dalej.

- Czarny Pan organizuje spotkanie dla Wewnętrznego Kregu, czyli tylko dla wybranych. Obecność nas obojga jest wymagana. - wyjaśnił, w duchu ciesząc się, zwycięstwo złapała haczyk.

- Co?! - Lily otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta. Kolejne spotkanie Śmierciożerców? - Skąd wiesz o nim.

- Od Avery'ego. - odparł spokojnie, w duchu zadowolony, że udało mu się zmienić temat. - I zanim zapytasz, dlaczego mówię dopiero teraz, to po to byś się nie denerwowała za wczasu.

- A jak długo wiesz?

- Około miesiąca. - Lily zacisnęła usta w wąską linię, ale nie skomentowała tego. Może to lepiej, że wcześniej jej nie powiedział? - Musisz się na nim szczególnie pilnować.

- Mniej więcej znam już tych Śmierciożerców z poprzedniego spotkania i wiem, na których uważać. - powiedziała zielonooka czarownica, opierając się o oparcie fotela.

- Ale na poprzednich nie było Czarnego Pana. - odpowiedział powoli i uważnie obserwował Lily. Widział, jak blednie, gdy tylko sens jego słów do niej dotarł.

- V... Voldemort... Tam będzie...? - wykrztusiła, blednąc jak kreda. W jej głosie był strach, a w umyśle pojawiło się wspomnienie szkarłatnych tęczówek, patrzących na nią złowrogo. Czuła, jak jej serce zaciskało się w strachu na myśl, że miałaby znów stanąć ze swoim niedoszłym mordercą twarzą w twarz. Płuca zapominały, jak się oddycha. Zbierało jej się na atak paniki. Znów miała przed oczami zielone światło, mknące wprost w jej stronę z zawrotną prędkością.

- Lily? Lily! - szybko wstał, wręcz podbiegając do kobiety, która stała chwiejnie starała blisko zaczerpnąć powietrza, ale jakby nie mogła. Zaczynała hiperwentylować. Gdy tylko znalazł się przy niej, objął Lily w tali, by się nie przewróciła. Widział strach w jej oczach, których wyraz stawał się nieobecny. Wiedział od razu, o czym pomyślała. Przypomniała jej się tamta feralna noc. - Lily? Oddychaj, słyszysz mnie? Spójrz na mnie! - delikatnie nią potrząsnął. Jej zielone tęczówki skierowały się na niego. - Dobrze, oddychaj, Lily. Wdech i wydech. - instruował ją dalej. Widział, jak zaczyna powoli nabierać drżące wdechy. - Bardzo dobrze. Jesteś bezpieczna, rozumiesz? Tu nic ci nie grozi, Lily. - mówiła do niej, złagodzając głos. Czuł jak, cała drży. Objął trzęsącą się kobietę lekko. Ta nie protestowała, a sama wręcz się w niego wtuliła. Delikatnie pogładził jej włosy.

- Ja... Nie wiem czy dam radę... - wyszeptała cicho, po chwili milczenia, delikatnie zaciskając dłonie na szacie Severusa. - Gdy tylko myślę o spotkaniu z tym... Potworem to... - przerwała, biorąc drżący wdech.

- Wiem, że się boisz i to dla ciebie trudne. - powiedział łagodnie, nie przestając gładzić jej włosów. W duchu cieszył się jej bliskością. - Spotkanie swojego niedoszłego mordercy jest tym bardziej wyzwaniem i nie wiem, co czujesz. Mogę sobie tylko wyobrażać. - lekkim gestem zaczesał jej blond włosy za ucho. Wiedział, że słucha go uważnie. - Ale nie będziesz tam sama, Lily. Będę z tobą. - zapewnił.

- Przez cały czas? - wyszeptała cicho. Czuł, jak jego serce się ścisnęło. Albus nie raz zadawał mu to pytanie, ale w nieco innym znaczeniu. Odpowiedź zawsze była niezmienna.

- Zawsze. - obiecał, głosem ledwie słyszalnym niż szept. Lily poniosła na niego zielone oczy, które spotkały się z czarnymi tęczówkami, w których było ciepło.

- Dziękuję, Severusie. - odparła cicho, patrząc dużymi oczami na jego spokojną twarz. Czarnowłosy mężczyzna, lekko uniósł kąciki ust.

- Nie ma za co, Lily. - powiedział łagodnie. - Już ci lepiej? - zapytał z nieskrywaną troską. Lily pokiwała lekko głową, znowu kładąc głowę na jego piersi. Słyszała bicie jego serca.

- Nie wiem, czemu tak zareagowałam... - przyznała cicho.

- A ja tak. Sama myśl o spotkaniu ponownie swojego niedoszłego mordercy musi być naprawdę straszna. Nie powiem, że wiem, co czujesz, bo nie mam pojęcia. Nikt z nas nie wie, bo nie przeżył tego, co ty. - powiedział spokojnie, patrząc w przeciwległą ścianę. Mówił pawdę, że nie wiedział, jak się czuła. On miał podobnie. Nikt nie wiedział, jak on się czuł, gdy musiał patrzeć prosto w twarz mordercy swojej ukochanej kobiety. Gdy musiał udawać lojalność względem tego potwora. Czuł wewnętrz obrzydzenie do siebie za to.

- Boję się. - przyznała cicho. - Obawiam się, co zrobię, gdy go zobaczę. Nie chcę, by przeze mnie coś nam się stało...

- I nie stanie. Znam cię nie od dziś, Lily, i wiem, że jesteś silną kobietą. I odważną. W końcu nie na darmo byłaś tyle lat w Gryffindorze. - powiedział pewnie. - To przypadkiem nie ty skopałaś Potterowi po lekcjach tyłek na trzecim roku, gdy próbował wysadzić mi kociołek na egzaminach? - zapytał, przypominając zabawną anegdotę z dawnych lat ich szkolnej edukacji, gdy James Potter po raz pierwszy oberwał od Lily tak pożądnie, że musiał siedzieć z tego powodu Skrzydle Szpitalnym przez kilka godzin, aż przestanie mu lecieć krew z nosa. Potem jeszcze przez tydzień chodził z fioletowym limo pod okiem. Lily parsknęła krótkim śmiechem.

- Pamiętam. Przez następne dwa tygodnie omijał mnie z daleka, nawet w Pokoju Wspólnym. - powiedziała rozbawiona. - Powinnam się chyba jeszcze odegrać na nim za kilka innych rzeczy, nie sądzisz? - na jej twarzy pojawił się psotny wyraz. Severus uśmiechnął się złośliwie.

- Nie będę miał nic przeciwko, jakbyś podbiła mu oko na oczach całego Zakonu.

- Niektóre marzenia się spełniają.

⋇⋆✦⋆⋇

Ostatni weekend listopada. Sobota.

⋇⋆✦⋆⋇

     Lily chodziła po salonie w tę i z powrotem, wydeptując ścieżkę w butelkowym dywanie. Zielonooka kobieta, była zdenerwowana. Już za kilkadziesiąt minut spotka swojego niedoszłego mordercę twarzą w twarz. Oczywiście Voldemort nie będzie wiedzieć, że ma do czynienia ze swoją ofiarą sprzed lat. Mimo to Lily czuła strach. To była naturalne. Ten strach sprawiał, że zachowywała szczególną ostrożność. Była czujna. Nie mogła niczym się zdradzić. Najmniejszy błąd może kosztować ich życie.

     Severus od samego rana gdzieś przepadł. Lily nie miała pojęcia gdzie się włóczył, ale nie miała okazji zapytać. Domyślała się jednak, że musiało to być związane z Vol... Czarnym Panem i Zakonem.

     Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, Lily poszła do swojej sypialni. Spojrzała na czarną, elegancką suknię, która leżała na łóżku. Bardzo odpowiednia na spotkanie z samym Czarnym Panem. Lily miała tylko nadzieję, że nie będzie w niej wyglądać, jak Bellatriks Lestrange. Nie chciała byś podobna do tej wariatki. Każdy wiedział o szaleństwie czarownicy. Nie dość, że była nawiedzona, to jeszcze tak samo wyglądała. Z opowieści niektórych zakonników słyszała o jej strasznych zbrodniach i szalonym puczuciu humoru. Zwłaszcza przy torturach.

     Lily ściągnęła bordową sukienkę i ubrała się w czarną, która od razu idealnie dopasowała się do jej smukłej figury. Nie wielki dekolt podkreślał jej obojczyki i szyję. Sięgnęła dłońmi do zamka starając się go zasunąć, ale miała za krótkie ręce. Warknęła cicho pod nosem zirytowana. Nic dzisiaj nie chciało z nią współpracować!

     W kwaterach rozległ się szum kominka. Lily domyśliła się, że Severus już wrócił. W sumie dobrze się składało. Trzymając suknię, by się z niej nie zsunęła zielonooka czarownica powędrowała do salonu.

- Severusie?

- Słucham. - Severus odwrócił się do wołającej go kobiety. Właśnie wrócił z pewnego miejsca, gdzie miał do załatwienia kilka spraw. W sumie dobrze się składało, że akurat Lily przyszła... Na moment zdębiał, gdy weszła do salonu, przytrzymując sukienkę przy dekolcie, ale nie pokazał po sobie zaskoczenia.

- Pomożesz? - zapytała, odwracając się do niego plecami.

- Oczywiście. - odparł opanowanie, podchodząc do Lily
Ukradkiem zmierzył wzrokiem idealnie prostą linię jej kręgosłupa. Zatrzymał się zaraz za nią i dłonią delikatnie odgarnął jej blond włosy z pleców. Następnie złapała za suwak i delikatnie zaczął zasuwać zamek, lekko zachaczając dłonią o jej białe plecy. Czuł, jak lekko drgnęła, gdy jego chłodna dłoń ją musiała. A może mu się wydawało? Nie zastanawiał się nad tym. Bardziej jego uwagę zwracało szybsze bicie serca, gdy był tak blisko kobiety, w której się zakochał do szaleństwa. Dla Lily mógł nawet wskoczyć w ogień.

     Lily lekko odwróciła głowę za siebie, czując z jaką delikatnością ogarnął jej włosy, a potem zaczął zasuwać sukienkę. Drgnęła lekko, gdy musnął chłodną dłonią jej plecy. Było to takie przyjemne i jednocześnie podniecające, że aż czuła dreszcze. Mężczyzna był tak blisko, że jego oddech delikatnie muskał jej nagą skórę na szyi, co tylko generowało miłe drżenie. Reagowała tak po prostu na męską obecność za sobą, czy dlatego, że to właśnie on za nią stał? Nie wiedziała, ale nie miała zamiaru pytać.

     Gdy suwak został zapięty, odwróciła się do Severusa przodem, poprawiając roztargnionym ruchem włosy.

- Dziękuję. - odparła cicho, zerkając na jego bladą twarz.

- Nie ma za co. - usłyszała równie cichą odpowiedź. Milczeli przez chwilę, po prostu wpatrując się w siebie. Zupełnie jakby oboje szukali czegoś w swoich oczach. Po chwili równocześnie odwrócili wzrok. Severus odchrząknął cicho, lekko zakłopotany, gdy zbyt długo się zapatrzył w jej piękne, zielone oczy i był pewien, że Lily to zauważyła.

- Severusie...

- Mam coś dla ciebie. - wpadł jej w słowo, zanim powiedziała to, o czym pomyślał w pierwszej chwili. Nie chciał znów zaczynać tematu ich ostatniej rozmowy, kiedy Lily oświadczyła, że brzmiał na zazdrosnego. Miała dokładnie taką samą minę, jak wtedy. Teraz ten grymas został zastąpiony zaskoczeniem i ciekawością.

- Tak? - Lily nieświadomie wlepiła w niego ciekawskie spojrzenie zielonych oczu. Mistrz Eliksirów wyciągnął z kieszeni szaty małe granatowe pudełko i przez chwilę je trzymał, jakby nie wiedział, co z nim zrobić. Po chwili wahania, które wydało się Lily zabawne, wcisnął jej w rękę pudełko. Widać nie często Severus dawał cokolwiek komukolwiek. Może poza szlabanami.

      Lily z rozbawieniem spojrzała na granatowe pudełeczko, które zamykała mała, ozdobna klamerka, w kształcie listka. Smukłymi palcami delikatnie ją otworzyła, a następnie uniosła powoli granatowe wieczko. W środku w czarnej wyściółce leżał mały szmaragd w kształcie łzy, zawieszony na srebrnym łańcuszku. Ciemnozielony kamień mienił się lekko w świetle płomieni z kominka. Usta Lily się delikatnie rozchyliły. Nie spodziewała się takiego prezentu, który swoją drogą przyjadł jej do gustu. To miły gest z jego strony. Czuła, jak z jakiego powodu jej serce się ociepla.

- Jest piękny... - wyszeptała, patrząc na wisiorek. - Nie musiałeś...

- Ale chciałem. - wzruszył lekko ramionami, jakby to było nic. Ale cieszył się, że jej się podoba. Nadal pamiętał, jaki ma gust. - Jest zaczarowany. Będę wiedział, gdyby coś ci groziło i łatwiej cię odnajdę. - powiedział jedwabisty głosem. Lily uśmiechnęła się rozbawiona.

- Ślizgon w każdym calu i detalu. - powiedziała z rozbawionym uśmiechem. Ale podobał jej się prezent. Severus lekko uniósł kąciki ust.

- Co zrobić. Nawyki nie umierają. - Lily wygięła rozbawiona wargi na jego słowa. Wyciągnęła powoli szmaragd z pudełeczka, przyglądając mu się przez chwilę. Był piękny. Pasował do jej oczu.

- Założysz?

- Oczywiście. - wziął od Lily wisiorek, po raz kolejny odgarniając jej włosy z pleców. Złapał zapięcie łancuszka w palce i przełożył go przez jej szyję. Sprawnie go zapiął. Lily dłonią poprawiła wisiorek, który idealnie ułożył się na jej dekolcie.

- Pasuje ci. - powiedział cicho. Lily uśmiechnęła się lekko.

- I jest praktyczny. - posłała mu delikatny uśmiech, na który serce Severusa się rozgrzało. - Dziękuję ci. - Lily stanęła na palcach lekko pocałowała go w policzek, prawie doprowadzając go do zawału, ale wydawało się to niezauważone. Rozbawiona zauważyła jedynie jego lekkie zamieszanie i zawstydzenie. Jak widać niektórych swoich cech nieśmiałości nie wyzbył się do tej pory. Lekko zażenowany mężczyzna odchrząknął, uciekając nieśmiało wzrokiem.

- Idziemy? - zapytał, czujac się trochę niezręcznie.

- Tak. - Lily kiwnęł głową, poważniejąc. Miała wrażenie, jakby otwierała się przed nią brama piekła. Piekła, do którego mieli wejść. Ale czy wyjdą z niego cało?

Następny rozdział: "48. Oko w oko z mordercą. Część I"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro