5. Cyntia Snape

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~*~*~

Poprzednio:

~*~*~

     Gdy spojrzeli na Lily, każdy zaniemówił. W miejscu, gdzie wcześniej stała rudowłosa kobieta, stał zupełnie ktoś inny.

     Kasztanowo rude włosy zastąpiły jasne, platynowe, spływające falami na jej plecy. Jej twarz była blada, a rysy zmieniły się. Stała się bardziej poważna, dostojna, ale wyraz był równie niewinny jak wcześniej. Była bardzo podobna do Lucjusza. Ktokolwiek by na nią spojrzał, nie zaprzeczyłby, że są rodzeństwem. Jedyne co pozostało z jej poprzedniego "ja", był oczy. Szmaragdowa zieleń nie zbladła. Wręcz przeciwnie! Nadal była piękna i żywa.

- No co? - uporczywe patrzenie na nią przez każdego w pokoju, stało się dla niej denerwujące. Jej głos nawet uległ zmianie. Nadal był gładki i delikatny, ale i tak inny.

- Wyglądasz inaczej, Lily. - powiedział Dumbledore, oceniając ją wzrokiem.  Severus zamrugał kilkakrotnie, wybudzając się z zapatrzenia na Lil... Nie! Dzięki uprzejmości Albusa, jego przyszłą żonę. Cyntię nadal White z domu Malfoy, a za chwilę Snape. Jednak cokolwiek Severus sądził o tym planie, musiał powiedzieć, mimo że wyglądała inaczej, była równie piękna, jak poprzednio. - Przepraszam. Cyntia. - Dumbledore czerpał jakąś dziwaczną radość z używania jej fałszywego imienia.

- Cóż... Rodzeństwa się nie wyprę. - oczywiście Lucjusz musiał wtrącić swoje "pięć groszy".

- I inaczej się czuję. - odparła Lily... Właściwie to Cyntia, ignorując Malf... swojego brata. - Tak jakby coś się ze mną związało. - sprecyzowała.

- Bo tak właśnie jest. - odpowiedział dyrektor. - Zostałaś magicznie związana z nami. Ze mną jako rzucającym, Lucjuszem jako wzorcem i Severusem jako Strażnikiem. Teraz tylko on może odwrócić zaklęcie. Nikt inny tego nie zrobi, bez względu na wysiłki. - wyjaśnił Dumbledore. Severus przymknął oczy. Jak zwykle wszystkie ważne informacje podaje po fakcie.

- I jak zwykle nie przyszło ci do głowy powiedzieć o tym wcześniej? - Severus doskonale wiedział, że to pytanie retoryczne.

- Teraz powinniśmy przejść do podpisania odpowiednich dokumentów. - Zarówno Lily, jak i Severus się skrzywili równocześnie, co zmusiło Lucjusza do użycia całej siły woli, by nie wybuchnąć śmiechem. Widział, że "państwo młodzi" nie byli zachwyceni, więc powstrzymał swoje komentarze.

     Przynajmniej na razie.

- Tak. Mam potrzebne papiery. - Lucjusz wyciągnął z szaty plik pergaminów. - Chociaż nie ukrywam, że to wszystko jest dla mnie niebywałym szokiem. W końcu nie często spotyka się osoby powstałe z martwych, dostaje się rodzeństwo i nie tylko to. - powiedział arystokrata. Dumbledore usiadł u szczytu stołu z Lily i Severusem po obu stronach. Lucjusz zajął miejsce obok Severusa, który czuł, że jego przyjaciel zaraz coś palnie najprawdopodobniej związanego z... - Chociaż nigdy by nie przyszło mi to do głowy, ale cieszę się z możliwości bycia twoim świadkiem, Severusie... - Jak widać, Lucjusz nic sobie nie robił groźnej reputacji czarnowłosego czarodzieja.

- Malfoy... - morderczy głos Mistrza Eliksirów sugerował, że Lucjusz naciąga strunę, a kiedy ona pęknie, gorzko tego pożałuje.

- Już milczę jak grób.

- Lily, kto będzie twoim...

- Syriusz. - Lily nie dała Dumbledore'owi skończyć tego zdania. Black już siedział po jej lewej stronie. Dyrektor kiwnął głową.

- A więc zacznijmy. Zebraliśmy się tutaj...

- Albusie, z łaski swojej daruj sobie tę szopkę. - syknął Mistrz Eliksirów, zmęczony grą dyrektora. Albus tylko rzucił okiem na "państwa młodych". Oboje nosili zdecydowanie ten sam wyraz.

- Dobrze więc. Czy ty Severusie Tobiasie Snape bierzesz sobie za żonę Lily Rose Evans w ciele Cyntii Rose White Malfoy i ślubujesz jej, mając swoją magię za powiernika wierność, uczciwość i miłość małżeńską w zdrowiu i chorobie, póki śmierci was nie rozłączy? - Severus powstrzymał się od przywrócenia oczami. Czy Albus naprawdę nie mógł sobie tego darować?

- Tak, biorę. Ślubuję w zgodzie ze swoją wolą i magią. - powiedział cichym głosem, pozbawionym emocji. Nie patrzył na Lily. Nie chciał widzieć chłodu i nienawiści na jej pięknej, choć teraz innej twarzy. Patrzył gdzieś w przestrzeń.

- Złóż tutaj swój podpis. - Dumbledore podsunął  Severusowi dokument i pióro. Mistrz z maleńką nutą ociągania zamaszyście złożył podpis we wskazanym miejscu.

- Czy ty Lily Rose Evans w ciele Cyntii Rose White Malfoy bierzesz sobie za męża Severusa  Tobiasa Snape'a i ślubujesz mu, mając swoją magię za powiernika wierność, uczciwość i miłość małżeńską w zdrowiu i chorobie, póki śmierć was nie rozłączy? - Lily miała podobny kamienny wyraz twarzy jak Severus.

- Tak, biorę. Ślubuję w zgodzie ze swoją wolą i magią. - jej głos był równie pusty, co przy głosie Cyntii było łatwiejsze.

- Złóż tutaj swój podpis. - Lily dłonią Cyntii podpisała dokument.

- Czy wy, Lucjuszu Abraxasie Malfoy i Syriuszu Orionie Black jako świadkowie poświadczacie, że przysięga małżeńska tych dwojga została złożona prawidłowo zgodnie z ich magią i wolą?

- Poświadczamy. - powiedzieli zgodnym głosem, ale o różnych tonach. Syriusz nie brzmiał na zachwyconego, a zaś Lucjusz wyglądał na zadowolonego, chociaż chyba nikt poza Dumbledore'em nie wiedział dlaczego.

- Złóżcie tutaj swoje podpisy. - świadkowie podpisali się poniższej "państwa młodych".

- Dzięki prawom, nadanym mi przez najwyższych urzędników Ministerstwa Magii w Wielkiej Brytanii, ogłaszam was mężem i żoną. - Severus rzucił ostre spojrzenie Albusowi, by nawet nie ważył się dokończyć zwykłą frazą "a teraz możesz pocałować pannę młodą", bo zabije dopsocholika, choćby miał trafić za to do Azkabanu.

     W tej samej, gdy dyrektor wypowiedział ostatnie słowa, zarówno Lily, jak i Severus poczuli jakąś nieznaną magię w sobie, która związała ich dusze w nierozerwalny sznur. Stali się małżeństwem.

- Od tej chwili Lily jest Cyntią Snape i jako taką będziemy ją znali. - Albus zwrócił się do obecnych. - Chyba nie muszę wspominać, że wiąże nas przysięga milczenia na ten temat? - pozostali pokiwali głowami.

- Oczywiście, profesorze. - Mary potwierdziła to, co każdy pomyślał.

- Gratuluję małżeństwa, Ev... Pani Snape. - James nie mógł się powstrzymać od złośliwości.

- Zamknij się, Potter. - warknęła Lil... Cyntia.

- Czy powinienem zrobić to samo, Severusie? - migoczące oczy Albusa Dumbledore'a doprowadzały Mistrza Eliksirów do szaleństwa.

- Dajmy im spokój, profesorze, bo za niedługo Hogwart będzie zmuszony poszukiwać nowego nauczyciela Mikstur i Opiekuna Slytherinu. - Severus miał wrażenie, że wszyscy się dziś na niego uwzięli. Z reguły to on był tym, który drwił z ludzi, ale jak widać, dzisiaj padł ofiarą własnej broni.

- Albo dyrektora. - mruknął, nie na tyle cicho, by inni nie usłyszeli go. Dumbledore zachichotał. - Wracam do zamku. Dosyć mam Gryfonów na dziś. - Mistrz Eliksirów wstał.

- Ja nie jestem Gryfonem! - bronił się Malfoy, rozbawiony. Zyskał lekko zaskoczone spojrzenia pozostałych, ale je zignorował.

- Ale dużo ci nie brakuje. - odgryzł się Mistrz Eliksirów.

- Nie zapomniałeś o kimś, Severusie? - zapytał Dumbledore, wskazując wzrokiem na zielonooką kobietę.

- Chodź. - mruknął Mistrz Eliksirów, podchodząc do kominka. Czarownica wstała i podeszła do niego.

- Czekajcie! - Dumbledore nagle sobie o czymś przypomniał. Oboje zatrzymali się w miejscu, odwracając do starszego czarodzieja. Dyrektor wstał i wyciągnął coś z kieszeni, podając Severusowi. Było to małe, kwadratowe pudełko w kolorze granatu. W środku leżały dwie srebrne obrączki.

- Dlaczego mam wrażenie, że wszystko dokładnie sobie zaplanowałeś, Albusie? - zapytał Snape, będąc totalnie nie w sosie.

- Nie jestem, aż tak pomysłowy, mój chłopcze. - błysk w błękitnych oczach dyrektora powiedział Severusowi, że dokładnie tak było. Mistrz Eliksirów przeczesał ręką włosy.

- Od jedenastu lat regularnie z powodzeniem oszukuje Czarnego Pana, a dałem się zmanipulować starcowi z obsesją na punkcie słodyczy, w dodatku Gryfonowi. - mruknął Severus, biorąc garść proszku Fiuu. Dyrektor zachichotał.

- Nie wiem, o czym mówisz, Severusie. - Mistrz Eliksirów tylko się skrzywił, wrzucając proszek do kominka i wołając lokalizację swoich... Ich kwater. Płomienie zmieniły kolor na zielono. Gestem wskazał swojej żonie kominek. Kobieta niechętnie weszła w płomienie, a po chwili oboje zniknęli, a ogień wrócił do swojej normalnej barwy.

- Mam tylko nadzieję, że się nie pozabijają. - mruknął Syriusz. Naprawdę nie podobał mu się ten pomysł, ale to była decyzja Lily, by wejść w tę grę.

- Nie ma takiej obawy, Syriuszu, Oboje wiedzą, jak jest stawka. - zapewnił Dumbledore. - Trochę się pokłócą, ale jakoś dojadą do porozumienia.

- To nie zmienia faktu, że nadal martwię się o Lily. - westchnęła Mary. Mogła już nie być jej przyjaciółką, ale nadal się o nią martwiła. W końcu to poniekąd przez nią jest w takiej sytuacji. - Co jeśli Snape znów coś jej powie?

- Bardziej martwiłbym się o niego. - mruknął  Malfoy. Zanim ktokolwiek zapytał, co miał na myśli, wstał. - Proszę wybaczyć, ale wrócę już do siebie. Ktoś musi przekazać Narcyzie wieść, że dorobiłem się młodszej siostry, oraz że nasz wiecznie zrzędliwy Nietoperz się ożenił.

~*~*~

NOTA AUTORKI: W związku z faktem, że tożsamość Lily została zmieniona, w dalszej części opowiadania będzie ona nazywana jej obecnym imieniem - Cyntia. Może się sporadycznie zdarzyć, że zostanie użyte jej stare imię. Ale pamiętaj, że to nadal ta sama Lily Evans. ;)

~*~*~

    Cyntia wyszła z kominka do nieskazitelnego salonu w kwaterach Severusa Snape'a. Ciekawie rozejrzała się po pomieszczeniu. Sama nie wiedziała, czego się spodziewać. Może liczyła na wyłącznie srebro i zieleń?

     Tymczasem salon był urządzony w raczej ciepłych barwach butelkowej zieleni i kremu. Ciemna, skórzana sofa i dwa fotele otaczały niski stolik do kawy z ciemnego drewna. Regał z książkami, który zajmował całą jedną ścianę i reszta mebli była w podobnych kolorach. Na podłodze leżał butelkowy dywan.

- Upewniłaś się, że nie ma zwisających nietoperzy, krwi na podłodze i mugoli przywiązanych łańcuchami do ścian? - doszedł ją głęboki głos zza jej pleców. Cyntia odwróciła się do Severusa Snape'a, który stał kilka kroków od kominka i ją obserwował. Czarownica zdała sobie sprawę, że nawet nie wiedziała, kiedy się pojawił, mimo że miała świadomość, że szedł tuż za nią.

- A powinnam się tego spodziewać w domu każdego Śmierciożercy, Snape? - zapytała chłodno. Przez twarz Mistrza Eliksirów przeszło małe skrzywienie.

- Załóż. - mężczyzna podał jej małe, kwadratowe pudełko. W środku była już tylko jedna obrączka.

- A co jeśli nie? - w jej pytaniu czaiło się wyzwanie.

- To może od razu dajmy się zabić Czarnemu Panu. - Teraz to Cyntia się skrzywiła. Miał rację.

     Severus patrzył, jak zielonooka kobieta wyciąga obrączkę i wsuwa ją delikatnie na palec. Zastanawiał się, czy ona czuje się tak samo dziwnie, jak on. W końcu Lil... Cyntia już raz wpakowała się w fikcyjne małżeństwo. Czy obrączka jest dla niej symbolem intrygi?

- Zadowolony, Snape? - pytanie było w pełni sarkastyczne. Severus to zignorował. Zamiast tego skupił się na innej kwestii.

- Severus. - Cyntia zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.

- Słucham?

- Nie sądzisz, że dziwne by było, gdybyś zwracała się do mnie po nazwisku? Do Pottera też tak mówiłaś? - Cyntia zwęziła usta w wąską linię. Znów miał rację.

- To nie zmienia faktu, że nadal ci nie ufam. Ani tobie, ani Malfoy'owi.

- Ale chyba będziesz musiała, bo od chwili, gdy zgodziłaś się na szalony plan Albusa, działamy razem. - stwierdził Severus.

- Nikt cię nie zmusił do tego. - zauważyła blondynka.

- Nie znasz Dumbledore'a? Jak się na coś uprze to nikt ani nic nie wybije mu tego z jego siwego czerepu. Jest w tym gorszy od pięciolatka. - Severus doskonale o tym wiedział, a tu właśnie był tego przykład.

- Nawet ty?

- Nawet ja. - Severus minął ją, idąc w stronę korytarza. - Chodź, pokażę ci twój pokój.

- Mój pokój? - Cyntia brzmiała na zaskoczoną. Severus zatrzymał się w miejscu i obrócił.

- A wolałabyś dzielić ze mną moją sypialnię? - zapytał chytrze Mistrz Eliksirów.

- Co? Nie! - lekki rumieniec nawiedził twarz blondynki. Czarnowłosy mężczyzna roześmiał się krótko, choć doprawdy nie było to śmieszne. - Chodź. - Cyntia podążyła za czarodziejem w głąb korytarza. Severus otworzył drzwi i gestem wskazał jej wejść do środka.

     Pokój był dość duży w kolorach szarości i błękitu. Przy ścianach stała szafa i komoda w tym samym kolorze co reszta mebli w mieszkaniu. Na środku stało duże, podwójne łóżko z granatową narzutą na białej pościeli. Po obydwu stronach stały stoliki nocne. W rogu pokoju miało swoje miejsce wysokie lustro.

- To twój pokój. Mój jest po drugiej stronie korytarza, drzwi naprzeciwko - powiedział Severus.

- Rozumiem. - Cyntia potwierdziła, kiwając głową.

- I radzę się przygotować mentalnie na jutro. - poradził uprzejmie Mistrz Eliksirów. Cyntia spojrzała na niego ciekawie.

- Dlaczego? - zapytała pustym głosem, ale Severus wyczuł w nim nutę ciekawości.

- Ponieważ od jutra zaczynasz naukę Oklumencji. - powiedział po prostu.

- Oklumencji?

- Chyba nie powiesz, że nie wiesz, co to jest.

- Oczywiście, że wiem! - Cyntia była oburzona jego stwierdzeniem. - Po prostu zastanawiam się po co. - Severus założył ręce na piersi.

- Czarny Pan jest zaawansowanym legilimentą i lubi szperać swoim sługom w głowach. Jako że będziesz mieć kontakt z innymi Śmierciożercami i być może z nim samym, musisz umieć strzec swoich sekretów. - wyjaśnił Mistrz Eliksirów, w międzyczasie zauważając, że udało się im przeprowadzić cywilną rozmowę. - Pomyśl, co zrobiłby z tobą, gdyby dowiedział się, kim naprawdę jesteś i ze mną, bo wiem o wszystkim i ci pomagam. Dlatego cię tego nauczę.

- Nie chcę, żebyś grzebał w mojej głowie! - warknęła kobieta. Dokładnie takiej reakcji się spodziewał.

- Nie mam takiego zamiaru i Oklumencja nie na tym polega. Jej celem...

- Wiem, na czym polega. Po prostu nie chcę...

- Żebym to był ja? - dokończył, zanim ona to zrobiła.

- Tak. Nie ufam ci. - Severus miał tego świadomość, lecz gdy to mówiła, bolało go to jeszcze bardziej. Ale ukrył to za obojętnością. - Wolałabym, żeby uczył mnie Dumbledore.

- Niestety Albus nie ma na to czasu. - Na jego ustach zaigrał złośliwy uśmieszek. - Więc niestety jesteś na mnie skazana, Cyntio. - Cyntia poczuła, jak maleńki dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, słysząc sposób, w jaki wymówił jej nowe imię. Co najdziwniejsze wcale nie czuła się z tego powodu źle, może trochę niewygodnie, ale zignorowała to. - Ewentualnie może uczyć cię Lucjusz, ale nie sądzę, żeby ci się to spodobało. - Skrzywienie na jej twarzy powiedziało mu, że to prawda. - Dobranoc. - Mistrz Eliksirów zamknął drzwi, zanim zdążyła otworzyć usta. Słyszała wyraźne kliknięcie zamka, a potem oddalające się kroki.

     Cyntia z westchnieniem opadła na łóżko. W co ona się wpakowała? Znów wplątała się w kolejne fikcyjne małżeństwo. Chociaż tym razem miała tego świadomość. Ale nie była szczęśliwa na tę myśl. Sama nie wiedziała, który przypadek był gorszy.

     Za pierwszym razem była żoną wzorowego aurora. W tamtym czasie ludzie uważali ich za idealną parę, wiernie wspierającą jasną stronę czarodziejskiego świata.

     Teraz za męża ma ex Śmierciożercę, zimnego i wyrachowanego Ślizgona, który gra na dwa fronty i przez to ona jest zmuszona do tego samego. Mało tego! Tym człowiekiem jest nikt inny jak Severus Snape, będący niegdyś jej najlepszym przyjacielem, który na piątym roku zakończył ich przyjaźń, nazywając ją "szlamą". A! Zapomniałaby, że jest także siostrą drugiego ex Śmierciożercy, Lucjusza Malfoy'a.

     Nigdy nie wybaczyła tego Severusowi i nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie to możliwe. Wcześniej widziała jego żal, gdy przepraszał ją niezliczoną ilość razy. Ale teraz nie wiedziała tego. Tego człowieka nie znała w ogóle.

     Zaraz!

     To Lily Evans wpakowała się w fikcyjny związek, nie mając o tym pojęcia. Cyntia White Malfoy nie miała takich problemów.

     Lily Evans jest wściekła na Severusa Snape'a. Cyntia White Malfoy nie.

     Lily Evans wyszła za byłego przyjaciela z obowiązku. Cyntia White Malfoy zrobiła to z miłości.

     Zielonooka kobieta przymknęła powieki. To będzie bardzo trudna gra. Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?

~*~*~

     Następnego dnia Cyntię obudziły promienie letniego słońca, wpadające do pokoju przez zaczarowane okno. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Dopiero gdy fala wspomnień spadła na jej umysł, jak grom z jasnego nieba zrozumiała.

     Jest w komnatach Severusa Snape'a, byłego przyjaciela, a swojego obecnego męża.

     Cyntia znów opadła na poduszki. A sądziła, że to tylko zły sen.

     Kobieta niechętnie wstała z łóżka i przeczesała ręką platynowe włosy, zanim powlokła się do łazienki, przedtem zabierając z kufra ubrania. Przelotnie pomyślała, że będzie musiała trochę zmienić swoją garderobę na bardziej stonowane i ciemne kolory, by dostosować się do swojego męża.

     Gdy z łazienki wróciła do pokoju, podeszła do lustra stojącego w rogu, wzywając grzebień. Kiedy stanęła przed lustrem, nie poznała osoby tam stojącej. Zamiast rudowłosej kobiety o zielonych oczach i miękkich rysach, zobaczyła czarownicę o jasnych blond włosach i bladej twarzy o bardziej arystokratycznych i poważnych rysach. Widziała tam geny Malfoy'ów. Arystokrata miał rację, mówiąc, że nie wyprze się siostry. Jedyną pozostałością po tym, kim była, zostały oczy. Szmaragdowe tęczówki były niezmienne. Tak samo żywe, świadczące, że dawnej była kimś zupełnie innym.

     Cyntia zaczęła zaplatać długie do połowy pleców włosy w warkocz, zanim zapięła go w niskiego koka. Błysk srebra na palcu przykuł jej uwagę. Obrączka. Ciekawa była, jak się czuł Sna... Severus, gdy zakładał obrączkę. Czy tak samo dziwnie, jak ona?

     Potrząsnęła głową, wyrzucając te myśli z głowy. Dlaczego zastanawia się nad kimś, na kogo jest zła i niechętnie będzie widywać więcej razy, niż sobie tego życzy?

     Cyntia odeszła od lustra, odkładając grzebień do szuflady, a różdżkę umieszczając w rękawie. Oczywiście była świadoma, że jej obecny mąż robi dokładnie to samo. Miejsce różdżki w rękawie jest bardzo wygodne i praktyczne.

     Kobieta podeszła do drzwi i wyszła z pokoju, zamykając je za sobą. Przeszła korytarzem do jadalni, którą zauważyła wczoraj. Severus już siedział przy stole, czytając Proroka Codziennego.

- Dzień dobry. - powiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety.

- Dzień dobry. - odpowiedziała Cyntia równie neutralnym tonem. - Nie powinieneś być w Wielkiej Sali? - Severus ma jeden, krótki moment zetknął na nią, zanim znów spojrzał na gazetę.

- Nie muszę codziennie tam bywać. Jest sobota i nikt nie będzie zdziwiony moją nieobecnością. - odparł po prostu. - Poza tym po śniadaniu zaczynamy naukę Oklumencji. - Cyntia na moment zatrzymała tosta w połowie drogi do ust. Ale nic nie powiedziała, kontynuując śniadanie. Nie to, że nagle ten pomysł się jej spodobał. Stwierdziła jednak, że nic nie może z tym zrobić. I miała rację.

     Gdy skończyła śniadanie, cicho odłożyła sztućce na talerz. Chciała się ulotnić, zanim...

- Skończyłaś? - Cyntia przymknęła na moment oczy.

- Tak. - jej głos był jak lód.

- Dobrze. - Severus odłożył gazetę na stół i wstał. - Chodź. - Cyntia bez słowa wstała, chociaż kusiło ją zignorować go, ale wiedziała, że do niczego jej to nie doprowadzi. I tak musi się nauczyć Oklumencji. Stwierdziła, że będzie słuchać jego poleceń. Przynajmniej na razie.

- Co teraz? - zapytała, gdy stali w salonie dobre pięć minut w kompletnej ciszy, a Severus wpatrywał się w nią.

- Zaczynamy naukę. - odezwał się Mistrz Eliksirów. - Czym według ciebie jest Oklumencja? - Cyntia uniosła brwi.

- Nie jestem jednym z twoich uczniów. - Cyntia była trochę oburzona, że traktuje ją jak jednego ze swoich studentów.

- Odpowiedz. - kobieta rzuciła mu ostre spojrzenie.

- Jest to magiczna obrona umysłu, chroniąca go przed atakiem z zewnątrz. - zacytowała definicję, którą kiedyś przeczytała w książce. Severus kiwnął głową.

- Według ciebie, na czym polega ta ochrona przed atakiem Legilimencji? - Cyntia zaczęła naprawdę czuć się jak uczniak.

- Na wyczyszczeniu umysłu ze wszelkich myśli i emocji.

- I tak i nie. - Cyntia zmarszczyła brwi.

- Nie da się myśleć o niczym.

- I ta umiejętność też na tym nie polega. - Severus złożył ręce razem na kolanie. - Oklumencja polega na utworzeniu bariery chroniącej umysł. Obraz, za którym są ukryte myśli i wspomnienia. Wszystko, co chcesz ukryć. Każdy wybiera swoje własne wyobrażenie swojej bariery. Z reguły są to mury, kraty, drzwi, bardzo sporadycznie żywioły czy miejsca. - słuchając go, Cyntia prawie zapomniała o swoje niechęci. Teraz wiedziała, dlaczego należy do jednego z najlepszych nauczycieli tej szkoły.

- Skąd mam wiedzieć, co wybrać?

- Musisz próbować różnych barier, ale wszystko wyjdzie w praktyce. - Na słowo "praktyka" Cyntia zmarszczyła brwi. Ani trochę nie widziało jej się to słowo.

- Na czym będzie ona polegać?

- To chyba jasne. - odpowiedział Mistrz Eliksirów, wstając i wyciągając różdżkę.

- Nie chcę cię w mojej głowie! - Severus uśmiechnął się złośliwie.

- Chyba nie masz wyboru. - Mistrz Eliksirów skierował na nią koniec różdżki. - Wyobraź sobie jakiś rodzaj bariery i schowaj za nią wspomnienia. Musisz być bardzo skupiona. Przygotuj się. Jeden... - Cyntia zaczęła szybko myśleć nad czymkolwiek, za czym mogłaby ukryć wspomnienia. -... Dwa... - Wyobraziła sobie ceglany mur. Chociaż trudno było jej skupić się tylko na cegłach, dała z siebie wszystko, byleby jej nauczyciel nie mógł zgłębić jej umysłu. Teraz przed oczami miał tylko mur. -... Trzy... Legilimenty! - Natychmiast poczuła nacisk na swój umysł. Mur utrzymał się przez zaledwie kilka sekund, zanim zalały ją wspomnienia.

Ośmioletnia Lily siedziała z Petunią na dywanie w salonie, a wokół nich leżały puzzle.

Ta sama Lily siedziała na parapecie, patrząc na deszcz za oknem.

Rudowłosa dziewczynka żegnała się ojcem, który wyjeżdżał na szkolenie.

Petunia nazywająca ją "dziwakiem".

     Nagle Cyntia znalazła się znów w salonie. Zachwiała się lekko, ale nie upadła. Miała okropne wrażenie obcej obecności w umyśle.

     Severus podszedł do chwiejącej się kobiety. Złapał ją delikatnie za ramię, nie chcąc, by się przewróciła, ale ta odrzuciła jego pomoc, wyszarpując rękę.

- Nie dotykaj mnie! - Severus odsunął się, słysząc jej ostry głos. I chociaż nadal go to bolało, ukrywał to i już się pogodził z jej nienawiścią. Nie było szans na wybaczenie tego, co zrobił. Cyntia dała sobie chwilę na uspokojenie. - Nigdy więcej tego nie rób. - w głosie Cyntii łatwiej było zawrzeć groźbę.

- Obawiam się, że nie mogę spełnić twojej prośby. Musisz się nauczyć Oklumencji. - rzekł cicho Mistrz Eliksirów. - To był łagodny atak.

- Łagodny?! - zawołała nagle. - Bezlitośnie wdarłeś się do mojego umysł!

- Myślisz, że lekcje u Dumbledore'a wyglądałby inaczej? Zastanów się, kogo chcesz w swojej głowie. Wolisz, by dyrektor poznał twoje sekrety czy ja, który już większość ich zna? - Severus starał się być spokojny. Cyntia milczała. Wbrew sobie wolała Severusa. Dyrektora tak naprawdę nie znała. Zawsze był dobrotliwym dziadkiem, ale jednak był obcy. Nigdy nie wiadomo było, co myśli. - Twoje milczenie wezmę za odpowiedź, że wolisz mnie. - Severus po raz kolejny wyciągnął różdżkę. - Skoncentruj się. Jeden, dwa trzy. Legilimenty!

     Ceglany mur utrzymał się przez kilka sekund, aż znów się załamał, otwierając drzwi do jej wspomnień.

Jedenastoletnia Lily weszła do Wielkiej Sali, z zachwytem podziwiając zaczarowany sufit.

Razem z młodszym Severusem odrabiali lekcje w bibliotece.

Pokłóciła się z Petunią o jej znajomość z Severusem.

Mama żegnała się z Lily na dworcu King's Cross.

     Cyntia znów znała się w salonie, ciężko oddychając. Druga próba poszła lepiej. Nie udało jej się utrzymać tarczy dłużej niż za pierwszym razem, ale wtargnięcie do jej umysłu, nie było tak inwazyjne. Chociaż nadal czuła się, jak gdyby zgwałcona na umyśle. Lecz nie mogła nikogo za to winić. Zgadzając się na plan dyrektora, zgodziła się zrobić wszystko, by prawda nie wyszła na jaw, a nauka Oklumencji na tym polegała.

     Severus przyjrzał się zielonookiej czarownicy, która dzięki uprzejmości Albusa stała się jego żoną. Była blada na twarzy i ciężko oddychała. Z doświadczenia wiedział, że nie należy przesadzać z nauką Oklumencjią, szczególnie na początku, bo bardziej to zaszkodzi, niż pomoże. Opuścił różdżkę.

- Skończymy na dziś. - powiedział, wyciągając z szaty fiolkę eliksiru wzmacniającego. - Wypij.

- Zrobiłeś to dopiero dwa razy. Jak mam się nauczyć Oklumencji w taki sposób? - Severus przymknął na kilka sekund oczy.

- Jeszcze przed chwilą przeszkadzało ci, że w ogóle to zrobiłem, a teraz chcesz powtórkę? - Cyntia założyła ręce na piersiach.

- Jak już masz zamiar mnie uczyć...

- Z Oklumencją na nie należy przesadzać. - przerwał jej niezamierzenie ostrym głosem. Ta kobieta doprowadza go do szaleństwa. - Poza tym nie chcę ci wypalić umysłu.

- A ja myślę, że nie o to chodzi. - Severus umiał brew w niemym pytaniu "W takim razie o co?". - Po tym, co się stało, uważasz mnie za słabą. Myślisz, że nie dam sobie rady. Dlatego nie chcesz dalej ćwiczyć, a twoje ataki są takie słabe! Zaczynam wątpić, czy w ogóle potrafisz... - Mistrz Eliksirów sięgnął po różdżkę, a jego twarz była blada, wykrzywiona lekkim gniewem. Cyntia. cofnęła się o krok, czując, że przesadziła.

- Pamiętaj, że to twoje życzenie! Legilimenty! - ceglana ściana, którą Cyntia szybko postawiła, wytrzymała ułamek sekundy, zanim jej umysł znowu zalały wspomnienia i ból. Jego wtargnięcie było ostre i bolesne. Nigdy nie przeżyła takiego cierpienia. Czuła, jakby coś rozszarpywało jej umysł na strzępy. Wspomnienia przelatywały jej przed oczami, ale nawet nie zwracała uwagi na zmieniające się obrazy. Ból był nie do zniesienia.

     Nagle wszystko się skończyło, tak szybko jak zaczęło. Trwało zaledwie kilka sekund, ale dla niej trwało wieczność. Cyntia ciężko oddychając, znalazła się na podłodze. Głowa ją bolała, niemiłosiernie pulsując, a serce szalało. Przez rozmazany, drgający obraz widziała butelkowy dywan i zbliżające się czarne, idealnie wypastowane buty. Każdy krok rozbrzmiewał echem. Wołający ją głos i odziana w czerń postać były ostatnimi, co odprowadziły w ciemność.

     Severus przerwał zaklęcie, które trwało zaledwie kilka sekund. Nie chciał zrobić jej krzywdy. Lecz sama sobie tego życzyła. Siła zaklęcia nie była zaś taka silna. To był ułamek tego, co serwował swoim sługom Czarny Pan. Ale jak na trzeci raz, gdy miała kogoś w umyśle...

     Szybkim krokiem zbliżył się do klęczącej kobiety na dywanie.

- Cyntia? Cyntia?! Lily!... - Severus złapał kobietę, która straciła przytomność, zanim jej uderzyła głową o podłogę. - Na Salazara, dlaczego jesteś taka uparta...? - mruknął Mistrz Eliksirów, podnosząc nieprzytomną kobietę z ziemi. Zaklął pod nosem. Nie miał zamiaru jej skrzywdzić. Nigdy to nie było jego intencją. Severus zaniósł ją do jej pokoju. Położył nieprzytomną kobietę na łóżku i przykrył kołdrą. Miał zamiar wyjść, ale coś go zatrzymało.

     Severus stał przy łóżku i patrzył na leżącą czarownicę. Teraz miał okazję się jej przyjrzeć. Jasne, platynowe włosy okalały jej bladą twarz, której rysy utraciły dawną miękkość, stając się poważniejsze i bardziej dostojne. Długie, czarne rzęsy rzucały delikatne cienie na jej policzkach. Blade usta dopełniały jej wizerunek. Lecz nadal wyglądała tak niewinnie. Jedyną pozostałością po tym, kim była dawniej, były zielone oczy, teraz skryte powiekami. Ale mimo to, Severus nadal widział w niej tę samą kobietę, w której się zakochał. Bez względu na to, czy zmieni swój wygląd, zawsze będzie tą samą Lily Evans, która skradała jego serce.

     Mistrz Eliksirów wyciągnął dłoń, by dotknąć jej twarzy, ale się zatrzymał. Jego ręka opadła wzdłuż ciała. Co on próbuje osiągnąć? Cokolwiek zrobi, nie może nic zmienić. Lily... Cyntia dalej go nienawidzi. Ich małżeństwo to fikcja. Gra. Gra, w którą muszą grać, by przeżyć.

     Severus westchnął i wezwał krzesło oraz książkę z drugiego pokoju, na którym usiadł, zabierając się za lekturę. Czekał, aż jego żona się obudzi. Chociaż nie mógł powstrzymać spojrzenia, które co jakiś czas wracało na nieprzytomną kobietę.

~*~*~

Następny rozdział: "6. Nie powinieneś"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro