50. Rozwiązanie zagadki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wejdź, Severusie. -  Severus Snape usłyszał wołanie zza drzwi gabinetu dyrektora, zanim zdążył zapukać w stare drewno. Profesor nie raz zastanawiał się, jakim cudem Dumbledore zawsze bezbłędnie odgaduje, kto stoi po drugiej stronie. Nie wątpił, że dyrektor ma swoje tajemne sztuczki, ale nie miał zamiaru o to pytać. Jak to mówią, czasem lepiej żyć w błogiej niewiedzy. Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz.

     Mistrz Eliksirów nacisnął klamkę i pchnął drzwi, wchodząc do środka. Dyrektor siedział przy biurku i, jak było można się spodziewać, towarzystwa dotrzymywał mu feniks Faweks oraz metalowa puszeczka cytrynowych dropsów. Jakże by inaczej.

- Usiądź, Severusie. - uśmiechnął się dyrektor, wskazując swojemu ulubionemu profesorowi fotel naprzeciwko biurka. Severus opadł na swoje ulubione miejsce. Lubił ten fotel, bo można było w nim zatonąć, a czasem naprawdę miał ochotę zniknąć od błyszczących szalonymi pomysłami oczu dyrektora. Spojrzał na Albusa. - Dropsa?

- Albusie jest pierwsza w nocy. - zauważył zrzędliwie czarnooki mężczyzna zirytowany. - Już ci powiedziałem, co zrobię, jak będziesz mi je notorycznie proponować...

- Oj, tak, mój chłopcze. Bardzo dobitnie oraz obrazowo powiedziałeś. - zaśmiał się Albus serdecznie, pamiętając bardzo kolorową i orginalną groźbę swojego nauczyciela. - Ale lepiej jej nie spełniaj.

- Więc zamiast częstować mnie swoimi cukierkami, to przejdźmy do rzeczy. - Severus Snape nie lubił marnotrawstwa czasu. Wolał od razu postawić kawę na ławę.

- Oczywiście, oczywiście. Więc jaki jest raport? - wedle jego życzenia, Dumbledore'a przeszedł do sedna spotkania.

- A jaki może być? Narzekanie na mugoli, groźby pod adresem smarkacza Pottera i "zabawa" z mugolami na osłodę życia. - powiedział cynicznie podwójny agent. Albus już dawno przyzwyczaił się od jego orginalnego sposobu bycia.

- A coś ważnego? - Snape spojrzał na dyrektora pobłażliwie.

- Gdyby było, to bym powiedział. - odparł urażony, gdy sugerowano mu, że coś przeoczył.

- Wiem, Severusie. Jesteś najlepszym szpiegiem, jakiego mógłby mieć Zakon.

- Myślisz, że pochlebstwami mnie udobruchasz, Albusie? - zadrwił Mistrz Eliksirów.

- Oczywiście, że nie. Merlin wie, że nic cię nie przekupi. - powiedział rozbawiony Dumbledore.

- Może, jakbyś mi dał głowę Pottera na złotej tacy... - zaczął się zastanawiać z udawaną fascynacją. Miał zdecydowanie czarny humor.

- Oczywiście wiemy, że to niemożliwe. - odparł dobrotliwie Dumbledore, zanim zmienił temat. - A Lily? Jak zniosła spotkanie?

- Nie zrobiła niczego głupiego, jeśli o to pytasz. - powiedział opanowanie Mistrz Eliksirów. Nie miał zamiaru wspominać o chwili załamania Lily w bibliotece Czarnego Pana. Tamto wspomnienie zdecydowanie wolał zachować dla siebie. Nadal miał w pamięci miękki dotyk jej warg na swoich, przez co jego serce biło szybciej.

- A jak zniosła tortury mugoli? - zapytał Dumbledore, nie łudząc się, że czarnowłosy mężczyzna miał coś innego na myśli, używając słowa "zabawa".

- Nic po sobie nie pokazała. - odpowiedział Severus, wracając myślami do chwili obecnej. - Doskonale ukryła swoje emocje.

- Lily zawsze była utalentowana. A dokładnego grania swojej roli z całą pewnością nauczyła się od ciebie.

- To chyba dobrze. - zauważył Severus.

- Tak, ale nie powinna całkiem odcinać się od emocji. Jako Mistrz Oklumencji dobrze wiesz, czym może to grozić...

- Oczywiście, że wiem! - nieco podniósł głos oburzony nauczyciel, zmieniając barwę głosu na zimy i oschły. Albus zarzucał mu, że pozwoliłby, żeby coś zagroziło Lily?! - Śmiesz mi sugerować, że pozwoliłabym na krzywdę Lily?!

- Oczywiście, że nie, mój chłopcze. Nie miałem nic takiego na myśli. - na Albusie jego wybuch nie zrobił najmniejszego wrażenia. Był przyzwyczajony do ognistego temperamentu młodszego mężczyzny. - A jak się czuje teraz?

- Jest szczęśliwa, uśmiecha się do wszystkich i popija kakao w kubku w barwach Gryffindoru. - powiedział sarkastycznie nauczyciel eliksirów. - No jasne, że to przeżyła, Albusie!

- Lily zawsze była niezwykle wrażliwa na cierpienie innych. - westchnął Albus. - Musisz przy niej być, Severusie. - młodszy czarodziej przewrócił oczami, odgarniając z twarzy czarne kosmyki włosów.

- Jestem, Albusie. Niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Severus złapał pobłażliwe spojrzenie dyrektora. Doskonale wiedział, że nie o takie towarzystwo chodziło. Miał raczej na myśli bliskość i wsparcie drugiego człowieka.

- Wiesz, że nie to mam na myśli. - Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, zwracając wzrok na kominek i tlący się w nim żar. - Tom cię nie podejrzewa?

- Czarny Pan podejrzewa każdego. - powiedział Severus, nie odwracając wzroku od ognia. - Dlatego nie wykłada wszystkich kart. Wie, że prawdopodobnie ktoś go szpieguje.

- Jeśli zacząłby cię podejrzewać...

- To muszę przedstawić mu dowód swojej lojalności. Wiem. - Severus był zirytowany, gdy ktoś mówił mi rzeczy, które były dla niego oczywiste. Miał pewien szpiegowski bagaż doświadczeń i wiedział, co ma zrobić w danej sytuacji. Nie lubił, gdy Albus się mądrzył, zwłaszcza w kwestiach, które nie były jego sprawą lub go nie dotyczyły. Lily była jedną z nich.

- Chciałem raczej powiedzieć, że powinieneś wtedy jak najszybciej przerwać swoje zadanie i wracać czym prędzej do Hogwartu. Nie chciałbym cię widzieć martwego, Severusie. - powiedział łagodnie Dumbledore. Traktował Severusa jak przyjaciela. Syna którego nie było mu dane mieć. Wiedział, że młodszy mężczyzna dużo ryzykuje szpiegując, ale nie mógł go od tego odwieść. Jedyne co mógł zrobić, to zadbać chociaż o jego bezpieczeństwo na ile mógł. - Lily też nie.

- Nie mieszaj w to Lily, Albusie. - wycedził Snape przez zęby. Nie lubił, gdy dyrektor używał Lily, gdy chciał coś od niego uzyskać, co wiedział, że nie będzie mu się podobać.

- Już jest w to zamieszana, Severusie. Uczestniczy w tym od chwili, gdy złożyła podpisał pod aktem ślubu. - uświadomił go, na co młodszy mężczyzna zawarczał pod nosem, klnąc mało kulturalnie po łacinie i innych znanych sobie językach. Albus zawsze wiedział, jak wykorzystać pewne fakty we właściwym czasie. - Nie wyrażaj się, mój chłopcze, bo Slytherin straci punkty. - zachichotał cicho dyrektor z własnego żartu, poprawiając okulary połówki. Natomiast Severusowi wcale nie było do śmiechu.

- Bardzo zabawne. - warknął cicho najeżony, niczym obrażony Hipogryff. - Małżeństwo z Lily nie ma nic do mojego szpiegowania. To tylko środek do jej ochrony.

"Ale chciałbyś, żeby nim nie było. Chciałbyś, by było czymś więcej." - powiedział głośnik jego podświadomości. Tak. Chciałaby, by to małżeństwo było inne. By było prawdziwe. Tak, jak każdy normalny człowiek, chciał być kochany przez kobietę, do której należało jego serce. Ale on nie był normalny. Był Severusem Snape'em i to wystarczyło, by wszysto w jego życiu nie było łatwe oraz szło na opak.

- Mylisz się, mój chłopcze. Ma to wiele wspólnego. Jeśli zginiesz za zdradę, to Tom automatycznie zwróci się ku Cyntii. Będzie uważać, że jako twoja żona o wszystkim wiedziała i będzie ją ścigać, by wyciągnąć informacje, torturować i zabić. Będzie musiała się ukrywać, tak samo, jak gdy była Lily Potter. Chcesz tego, Severusie?

- Nie. - niechętnie odparł na głos. Nigdy nie chciał dla Lily takiego życia. Nie chciał, by znów żyła w ukryciu i strachu.

- A jeśli Voldemort... - Albus zignorował wzdrygnięcie czarnowłosego mężczyzny, który powstrzymał się od narzekania na używanie imienia Czarnego Pana. - ...znalazłaby Lily, tym razem nie byłoby ciebie, żeby ją ocalić, jak ostatnim razem.

- Wybacz, Albusie, ale ostatnim razem nie udało mi się jej ochronić. - poprawił z tłumionym smutkiem. W gruncie rzeczy to przez niego znalazła się w niebezpieczeństwie.

- Mylisz się, Severusie. - zaprzeczył Dumbledore, opierając się wygodnie w fotelu i uważnie patrząc błękitnymi oczami na młodszego czarodzieja. Dłonie dyrektora w skupieniu delikatnie szarpały jego własną brodę. - To ty uratowałeś Lily.

- Ja?! - zapytał tępo, patrząc na dyrektora, jak na skonczonego idiotę, który przedawkował kocimiętkę i to w o wiele za dużej dawce. - Przeze mnie Lily stała się celem, bo przekazałem Czarnemu Panu tę przeklętą przepowiednie. I gdzie tu widzisz, do cholery, ratunek z mojej strony?! - zawołał zbulwersowany Mistrz Eliksirów, uderzając dłonią w podłokietnik fotela. Dyrektor i jego wieczny optymizm oraz przekolorowywanie pewnych spraw.

- Zrobiłeś więcej, niż podejrzewasz, Severusie. - odparł łagodnie Dumbledore, patrząc na młodszego czarodzieja błyszczącymi oczami, zadowoleny z wyniku rozwiązywania swojej zagadki.

- Powiesz wreszcie, Albusie, czy mam zgadywać? - po dłuższej chwili ciszy odezwał się zniecierpliwiony Mistrz Eliksirów. Był zirytowany nie tylko porą, ale też pochodami dyrektora.

- Obawiam się, że nawet przy wielkich staraniach byś nie odgadł, mój drogi. - zachichotał cicho Albus, na co podminowany Severus przewrócił oczami.

- Odkryłeś przepis na cytrynowe dropsy, że tak się cieszysz?

- Nie. - zachichotał dyrektor. - Odkryłem, dzięki czemu Lily przeżyła. - brwi Mistrza Eliksirów podjechały do góry.

- Co? - zapytał wyjątkowo tępo Snape. - Przecież nie ma zaklęcia chroniącego przed śmiercią.

- Jest jedna magia, potężnejsza niż nie jedno zaklęcie, Severusie. - powiedział spokojnie Dumbledore. Widząc pytające spojrzenie przyjaciela, podał wyjaśnienie. - Miłość.

- Miłość?

- Tak. - dyrektor skinął głową.

- Albusie, nie ma na świecie magii powstrzymującej Klątwę zabijającą. - Snape od razu zdyskredytował ten pomysł. - Wiele osób umierało w imię miłości i było kochanych, ale jakoś żadna nie przeżyła. To absurdalne!

- Myślisz się, Severusie. To jest możliwe.

- Więc może mnie olśnisz?!

- Z wielką chęcią cię olśnię, Snape, bo nie mogę już słuchać twojego kretyńskiego bełkotu! - wybuchnął w końcu Fineas Nigellus Black ze swojego portretu. Starszy czarodziej poruszył się niespokojnie na swoim płótnie, a jego duża, ciemna czapka prawie spadała. Szybkim, nerwowym ruchem poprawił nakrycie na głowie.

- Słucham, profesorze Black. - powiedział nieco kwaśno Snape na takie traktowanie. - Cóż to takiego ciekawego może portret wiedzieć... - były dyrektor poczerwieniał.

- Jak śmiesz!

- Już spokojnie, Fineasie. - obecny dyrektor uspokoił malowidło. - Fineas chciał powiedzieć, ty i Lily jesteście magiczną diadą. To znaczy, że wasza magiczna moc jest na tym samym poziomie oraz wasze magiczne sygnatury się dopełniają, przez co mogą stworzyć jedną całość. Jest to rzadko spotykane w świecie czarodziejów, ale jednak możliwe. - wyjaśnił spokojnie Dumbledore. Mistrz Eliksirów patrzył na dyrektora z dziwacznym wyrazem twarzy, jakby się zastanawiał czy to, co mówi dyrektor jest prawdziwe, czy jednak przedawkował kocimiętkę.

- Gdzie to wyczytałeś, Albusie?

- Hogwartu ma w posiadaniu wiele cenionych dzieł.

- Nadal jednak czegoś nie rozumiem. - zaczął powoli Mistrz Eliksirów, łącząc palce razem. - Jaki ma to związek z przeżyciem Lily?

- Naprawdę jesteś tępy, Snape. I ty się mienisz szpiegiem i Opiekunem Slytherinu, ty..! - Fineas, jak widać, nie wytrzymał po raz kolejny.

- Daruj sobie epitety, profesorze Black. - wycedził zirytowany Snape. Naprawdę nie miał ochoty wysłuchiwać trajkotania portretu byłego dyrektora o pierwszej w nocy. - Poznam w końcu odpowiedź na moje pytanie czy nie?!

- Oczywiście, jak się zamkniesz. - uciął złośliwie mężczyzna z portretu.

- Panowie. - Dumbledore uspokoił obu, nieco upominając spojrzeniem. - Już wyjaśniam ci o co chodzi, Severusie. Otóż uczucie, którym darzysz Lily, ją uratowało. Tamtej nocy twoja magia podświadomie wyczuła, że grozi jej niebezpieczeństwo i zareagowała na wołanie o pomoc swojej diady. W połączeniu z twoją miłością do Lily stworzyła magiczną barierę, której nawet klątwa zabijająca nie jest w stanie przezwyciężyć. - wyjaśnił dyrektor. Severus słuchał dyrektora, myśląc intensywnie. To, co mówił Albus, miało pewien sen, ale równocześnie brzmiało, jak nie z tego świata. Był to nadal nie do końca znany obszar magii, w który on się wplątał.

- To... Ma pewien sens. - przyznał w końcu, po dłuższej chwili milczenia. Teraz już znał powód jego magicznego wyczerpania tamtej feralnej nocy. Wtedy uważał, że to przez wypadek podczas warzenia, ale tak naprawdę nigdy nie znał dokładniej przyczyny. Nie zastanawiał się też nad tym specjalnie. Był bardziej pochłonięty żałobą po śmierci Lily, która właściwie trwała, aż do jej ponownego przebudzenia. - Dlaczego jednak uśpiło ją to na blisko dekadę?

- Tego jeszcze nie wiem. - Dumbledore w skupieniu poszarpał swoją brodę. - Ale wierzę, że jestem na dobrej drodze.

- I oczywiście się nie podzielisz podejrzeniami. - Snape skrzywił się, znając odpowiedź, widząc minę dyrektora. Oczywiście, że się nie dowie. Znaczy dowie, ale już po fakcie.

- Nie będę cię zasypywać niesprawdzonymi teoriami, mój chłopcze. - powiedział dobrotliwie Dumbledore, wkładając cytrynowego dropsa do ust. - Powiem ci...

- Gdy nadejdzie czas. Tak, wiem, Albusie. - przerwał kwaśno Mistrz Eliksirów. – Zawsze tak mówisz. – marudził młodszy profesor. Taki właśnie był Albus Dumbledore. Trzymał wszystkie informacje przy sobie, a ujawniał po skrawku, tyle ile uznał za stosowane, a potem zamykał drzwi i wyrzucał klucz.

- I zawsze dotrzymuję słowa, mój drogi. – odparł spokojnie dyrektor.

- Ale niektóre sprawy nie powinny być wypowiedziane. – mruknął pod nosem Mistrz Eliksirów. Jedną z takich spraw była jego miłość do Lily. To zostanie na zawsze tajemnicą.

     Albus uśmiechnął się smutno. Naprawdę nie wiedział, dlaczego Severus tak bardzo boi się przyznać Lily, co czuje. Nie sądził, by zielonooka czarownica była o to zła, czego najwyraźniej Ślizgon się obawiał. Mógł się pozytywnie zdziwić jej reakcją. Wyleczyłoby to wiele ran i wyjaśniło niedomówienia, przez które Lily nie potrafiła tak do końca zaufać Severusowi. Wiedziałaby, że jego intencje są szczere i nie kryje się za nimi żaden podstęp. Kto wie, może z czasem odwzajemniłaby jego uczucia?

     Wybaczenie Lily było wyznacznikiem, który postawił sobie Severus, by odkupić dawne winy, których ciężar nadal czuł na barkach. Albus doskonale o tym wiedział. Przez lata uważał, że Severus nigdy sobie nie wybaczy swoich grzechów, bo w końcu Lily była uważana za zmarłą. Ale teraz, gdy wyszło na jaw, że znów jest pośród żywych, Albus nabrał nadziei. Severus ponownie miał motywacje, by zrobić wszystko, żeby przeżyć tę wojnę. Mógł zrobić wszystko, by nie tylko odkupić winy, ale żyć dalej z Lily u boku. Dumbledore miał dziwne przeczucie, że ich fikcyjne małżeństwo faktycznie będzie trwać „póki śmierć ich nie rozłączy”. Oczywiście cieszyłby się, gdyby naprawdę tak zostało. Severus bardziej niż ktokolwiek inny zasługiwał na szczęście. Przeżył w swoim życiu wystarczająco wiele smutku w samotności. Bowiem, żadna inna kobieta nie była w stanie zastąpić mu Lily. Dla Albusa wydawało się to piękne. Mało kto był tak oddany komukolwiek, a tym bardziej kobiecie, której serce do niego nie należy.

- Pójdę już, Albusie. Późno jest. – powiedział Mistrz Eliksirów, wstając z zajmowanego fotela. Poprawił niedbałym ruchem swoją czarną szatę.

- Oczywiście, Severusie. Miłej nocy. – odparł Dumbledore, patrząc, jak młodszy czarodziej idzie w kierunku ku drzwi. – Severusie? – Mistrz Eliksirów zatrzymał się przy drzwiach z dłonią na klamce. Patrzył na dyrektora znużonym wzrokiem.

- Tak, Albusie?

- Przemyśl, co ci powiedziałem. Wam obojgu może to wyjść na dobre. – powiedział łagodnie Albus. Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawił się grymas irytacji, dokładnie taki, jak gdy ktoś wtrąca się w jego sprawy. Severus zawsze był osobą prywatną, która nie lubiła wścibskiego nosa węszącego tam, gdzie nie trzeba. Oczywiście Ślizgon doskonale wiedział, że Albus nie ma nic złego na myśli, ale nadal nie lubił, gdy dyrektor na siłę go do czegoś próbuje przekonać, o czym już jasno wyraził swoje zdanie.

- To wyłącznie moja sprawa, Albusie, i proszę byś trzymał się od niej z daleka. – warknął cicho zirytowany mężczyzna, a następnie wyszedł cicho z gabinetu, zostawiając dyrektora samego z Faweksem i swoimi myślami.


⋇⋆✦⋆⋇


     Lily obudziła się z krzykiem, który rozniósł się echem po pustych kwaterach. Jej zielone oczy były wielkości dwóch złotych galeonów, a oddech przyspieszony. Jej klatka piersiowa falowała, gdy serce waliło w jej piersi, jak kowalski młot. Drżącymi dłońmi dotknęła swojej twarzy, która była mokra od łez. Przed oczami nadal miała krwawe obrazy z Czarnego Dworu. Lily powoli usiadła, patrząc z bijącym sercem w drzwi, zupełnie jakby liczyła, że usłyszy za nimi kroki i zaraz się otworzą i na progu pojawi się Severus. Ale minuty mijały i nic się nie działo. Kwatery dalej tonęły w ciszy. Lily wzięła głęboki wdech, ignorując uczucie rozczarowania. Jakaś jej możliwa część liczyła, że Severus jednak się zjawi. Może nawet odgoni te straszne obrazy z jej głowy, z którymi ona sobie nie potrafiła poradzić. To był już chyba piąty raz odkąd położyła się tej nocy do łóżka. Za każdym razem gdy zamykała oczy, widziała te straszne obrazy. Lily czasem przeklinała swoją wrażliwość na cierpienie innych. Wiedziała, że dzięki niej była taka, jaka była, ale w obecnej sytuacji, bardziej szkodziła niż pomagała.

     Jednak była z siebie dumna, że udało jej się wytrzymać i nie załamać w Czarnym Dworze. Gdyby tak się stało, nie wiedziała, jakby się to skończyła. Lily, jak każdy normalny człowiek, nie chciała paść ofiarą tortur sadystycznego psychopaty. Nie chciała również, by Severus cierpiał za jej słabość. Właściwie to bardziej martwiła się o niego niż o siebie. Merlin wiedział, że mężczyzna wycierpiał więcej z rąk tego potwora niż ktokolwiek inny. Lily pamiętała, jak nie raz po spotkaniu wracał na zebranie Zakonu w gorszym stanie niż z niego wychodził. Ale udawał, że nic mu nie jest. Chociaż dla bystrego obserwatora było jasne, że coś jest z nim nie tak. Wolniejsze ruchy, nieco przygarbiona sylwetka, oszczędzanie rannej części ciała oraz ledwie widoczny wyraz zmęczenia i bólu na jego bledszej niż zwykle twarzy.

     Lily czuła się winna, że nigdy nie zapytała, czy wszystko w porządku, czy nie jest ranny. Ignorowała go, biernie patrząc na wszystko. Nie raz łapała jego wzrok pełen smutku i żalu, ale te emocje jak szybko się pojawiały, tak szybko znikały zastępowane pustką, że nie była pewna, czy jej się nie przewidziało. Ale teraz było inaczej. Nie byli już wrogami. Ich przyjaźń na nowo rozkwitała. Ale czy na pewno przyjaźń?

***

- Że co? Co planujesz... - zapytała zdezorientowana Cyntia, nie mając pojęcia, o czym mówi, ale nie dokończyła, gdy poczuła muśnięcie warg na swoich ustach. Zaskoczona kobieta niemal bezwiednie zamknęła oczy, bezwolnie poddając się pocałunkowi, który mimo, że był zaskakujący i niespodziewany jednak miał swój czar. Jej ciało zupełnie się poddało dotykowi jego warg. Jej dłonie niemal automatycznie powędrowały w górę, obejmując jego szyję i wkładając dłoń we włosy, cicho mrucząc. Czuła, jak dłońmi objął jej talię, przyciągając do siebie. Był tak blisko. W umyśle Cyntii pojawiła się czerwona lampka, że to, co robią jest zupełnie nowe. Dotąd nieznany dla nich teren i w pewien sposób zakazany. Czuła, że przekraczali pewną granicę, ale jakiś nie spieszyło jej się, by to przerwać. Z jakiegoś powodu ta bliskość ją kusiła i przyciągała. Pozwoliła pochłonąć się kolejnym pocałunkom, które rozpalały ogień pożądania. Jej umysł przestawał pracować, porzucając wcześniejsze zmartwienia. Liczyła się tylko ta chwila. Cyntia sama nie wiedziała, co się z nią działo. Powinna go odepchnąć, na krzyczeć, ale nic takiego nie zrobiła. Zamiast tego powoli oddawała każdy następny pocałunek. Nigdy się tak nie czuła. Pocałunki Jamesa na szóstym roku były inne. Nie miał w sobie tego czegoś, co ją przyciągało. Ale te Severusa to posiadały. Były delikatnie, czułe, ale miały swoją namiętność. Podobało jej się. Nie wiedziała, dlaczego, lecz nie zamierzała pytać. Przestała nawet myśleć, że to jej przyjaciel, że robią to by uratować życie. Przestała myśleć w ogóle.

***

     Lily bezwiednie dotknęła opuszkami palców swoje wargi. Oczyma wyobraźni prawie czuła delikatne pocałunki jego wąskich ust, przez które przemawiała czułość i namiętność. Będąc szczera sama ze sobą, stwierdziła, że podobało jej się to. Chciała więcej...
Powinna czuć wstyd i niesmak, bo w końcu to był jej przyjaciel. Lecz ani w tamtej chwili ani teraz tak nie myślała. Oczywiście Lily nadal widziała w Severusie swojego przyjaciela, ale również młodego, przystojnego mężczyznę o dobrym sercu, chociaż tak naprawdę mało kto wiedział, że je ma. Lily znała go doskonale. Wiedziała, jaki jest. Mądry, inteligentny, utalentowany, a gdy chciał potrafił być przerażający. Utrzymał swoją zimną fasadę drania bez serca, ale to tylko na pokaz. Bywał temperamentny i mroczny, ale to właśnie to sprawiało, że miał swój urok, który zdawał się przyciągać Lily, jak magnes.
Lily usiadła na skraju łóżka, opuszczając nogi poza jego krawędź i wsuwając stopy w miękkie kapcie. Poprzednie myśli nie opuszczały jej głowy. Niemal automatycznie narzuciła miękki szlafrok na ramiona i powędrowała do drzwi, oświetlając różdżką drogę. Korytarz, podobnie jak salon i mała jadalnia były puste, a pod drzwiami sypialni Severusa i laboratorium nie paliło się światło.

„Pewnie nadal jest u dyrektora.” – pomyślała przelotnie zielonooka czarownica, prawie z żalem. Dlaczego tak bardzo tęskniła za jego wzrokiem i dotykiem warg?
Potrząsając głową Lily skierowała kroki ku laboratorium. Bez eliksiru nasennego nie ma mowy, że zmruży oczy tej nocy. Za dużo emocji jak na jeden dzień.

„Były i te dobre.” – szepnął głosik w jej głowie. Lily prychnęła pod nosem. – „Oj, zamknij się już! Zachowujesz się, jak święta cnotka, która po raz pierwszy się całowała!” – Lily fuknęła oburzona na samą siebie. – „Bo to był pierwszy pocałunek z tym konkretnym czarodziejem i ci się podobał.” – zadrwiła sama z siebie, mając ochotę się śmiać z tej absurdalnej ironii. Jednak nie mogła nic poradzić, że taka była prawda.

     Lily oświeciła światło w laboratorium szybkim zaklęciem i się rozejrzała, poszukując wzrokiem szafki z eliksirami. Gdy ją w końcu znalazła i otworzyła, niemal jęknęła bezradnie. Pedantyczny porządek Severusa w jego prywatnym składziku nie ułatwiał jej zadania, a szukanie czegokolwiek o blisko drugiej w nocy w jej stanie zmęczenia i rozproszenia nie było dobrym pomysłem. No cóż. I tak znajdzie to czego szuka. Wzrokiem Lily zaczęła przeszukiwać kolejne etykietki na fiolkach poopisywane eleganckim, pochyłym pismem Mistrza Eliksirów.

- Gdzieś to jest..? – mruknęła sama do siebie.

- Szukasz czegoś? – Lily podskoczyła, słysząc za sobą cichy, jedwabisty głos, w którym pobrzmiewało znużenie. Odwróciła się szybko i zobaczyła Severusa, stojącego spokojnie w drzwiach, ale na jego twarzy dostrzegła zmęczenie. Mężczyzna nadal miał na sobie swoje nieśmiertelne, czarne szaty, co powiedziało jej, że musiał dopiero teraz wrócić z gabinetu dyrektora. Zielonooka czarownica zarumieniła się, jak piwonia. Czuła się przyłapana, zupełnie jak uczeń po ciszy nocnej.

- Tak... Eliksiru na sen... – wyjąkała, słodko się jąkając. Odchrząknęła cicho, milknąc. Dlaczego, do cholery, nie potrafi się wysłowić?

- Jest na najwyższej półce. – powiedział spokojnie Mistrza Eliksirów, od razu znając lokalizacje eliksiru. W końcu sam go tam położył. Podszedł do szafki i sięgnął ręką na najwyższą półkę. Lily, która stała w milczeniu obok, uważnie obserwowała każdy ruch czarnowłosego mężczyzny, każdy napinający się mięsień, ukryty pod czarnym materiałem jego szat. Kobieta delikatnie przygryzła dolną wargę.
Severus ściągnął eliksir i podał fiolkę Lily, która dziwnie go obserwowała. Lecz był zbyt zmęczony, by zwrócić większą uwagę na dziwny blask w jej zielonych tęczówkach.

- Powinienem pomyśleć, by dać ci go wcześniej. – odezwał się z roztargnieniem. Lily wzięła z ręki Severusa fiolkę, czując przyjemny dreszcz, gdy dotknęła lekko jego palców.

- Nic się nie stało. – odparła cichym i łagodnym głosem. Jej zielone oczy błyszczały emocjami w świetle świec. – Dziękuję za eliksir.

- Nie ma za co, Lily. – Lily uśmiechnęła się delikatnie. Pod wpływem impulsu stanęła na placach i szybko pocałowała mężczyznę w policzek, zanim szybko uciekła z delikatnym rumieńcem na twarzy.

Następny rozdział: "51. Bójka"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro