51. Bójka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Odwal się, Potter! Nie będę się z tobą pojedynkować! – warknął zirytowany Draco, gdy Gryfon szedł za nim przez korytarz, jak irytujący Nieśmiałek. Gdyby mógł, rozdeptałby go na miazgę, tak iż pozostałaby po nim mokra plama. Potter naprawdę był irytującym robalem.

     Harry prychnął, przybierając arogancki wyraz twarzy, tak bardzo podobny do swojego ojca w młodości.

- Nic dziwnego, że Malfoy'owie są nazywani tchórzami. Tylko czekać, aż twoja rodzinka czarnoksiężników ucieknie do Voldemorta! – zawołał za nim wrednie latorośl Potterów. Draco aż się zatrzymał w miejscu jak wryty.

- Cofnij to, Potter! – krzyknął gniewnie zdenerwowany Draco Malfoy. Ręka mu zadrżała, jakby chciał sięgnąć nią po różdżkę, ale ostatecznie się powstrzymał i zacisnął ją w pięść, aż pobielały mu knykcie. Chłopiec był czerwony na twarzy ze złości, co wyróżniało się przez jego jasne blond włosy. Szare oczy Ślizgona stały się zimne, jak stal.

- Co? Prawda w oczy kole, Malfoy? – zadrwił Harry, zadowolony, że udało mu się sprowokować drugiego chłopca.

- Powiedziałem, odwołaj to! – Draco był absolutnie wściekły na słowa Gryfona.

- Nie. – odpowiedział kpiąco Potter, zakładając ręce na klatce piersiowej. – A to nie prawda? Tchórzliwy Draco Malfoy woli uciec do swojej nory w lochach i skryć się pod łóżkiem? Może jeszcze zaśpiewać ci kołysankę... – Harry przerwał, gdy Draco niespodziewanie wyciągnął różdżkę.

- Zamknij jadaczkę, Potter! – syknął zdenerwowany Ślizgon.

- A bo co...

- Draco! Przestań! – Hermiona biegiem podbiegła do chłopców, a jej krzaczaste włosy były jeszcze bardziej roztrzepane. Położyła dłoń na ramieniu Dracona. – On nie jest tego wart.

- Będziesz słuchał dziewczyny, Malfoy? – zadrwił Harry, patrząc, jak Ślizgon się waha. Wiedział, że prawdopodobnie Hermiona ma rację, ale dał się podnieść emocjom.

- Draco, proszę... – Ślizgon powoli opuścił różdżkę.

- Masz rację, Hermiono. – powiedział już dużo spokojniej, patrząc wprost na Pottera. – Złoty-Chłopiec-Który-Przeżył nie jest wart nawet złamanej różdżki. – powiedział chłodno Draco i odwrócił się razem z Hermioną, by zostawić Pottera samego. Był wdzięczny Gryfonce, że go powstrzymała od bójki z Wybrańcem. Oszczędziło mu to wielu kłopotów. Gdyby przyłapał ich nauczyciel z różdżkami w ręce, obaj mieliby kłopoty. Poza tym nie chciał rozczarować rodziców, no i oczywiście wujka Severusa i cioci Cyntii.

- Jesteś żałosny, Malfoy, że słuchasz szlamy! - – powiedział drwiąco Potter, który zaraz zamilkł, słysząc, co mu się wyrwało. Ale było już za późno, by cofnąć słowa. Zarówno Hermiona jak i Draco, zatrzymali się jak wryci. Brązowe oczy dziewczyny się zaszkliły. Drwiny zawsze były bolesne, a słowa nie raz raniły bardziej, niż rany zadane nożem.

     Draco pobladł, słysząc, co powiedział Gryfona. Słyszał to słowo kilka razy, ale rodzice mu wyjaśnili, że to brzydkie słowo i kulturalni czarodzieje nie używają takiego języka. Oznaczało brudną krew, odnosiło się do kogoś, kto pochodził z nie magicznej rodziny. Takiej, jak Hermiona. Draco widział, jak w oczach jego przyjaciółki pojawiają się wodniste łzy. Dotknęło ją to do żywego.

- Coś ty powiedział?! – warknął wściekły Ślizgon, zaciskając dłonie w pięści.

- Prawdę! – Potter nieco sztywno się wyprostował, ale nadal utrzymał nonszalancką postawę. – Jest szlam... – Harry nie zdołał dokończyć, bo nagle Draco rzucił się na drugiego chłopca, a jego pięść grzmotnęła w szczękę Gryfona, aż zęby zadzwoniły niebezpiecznie.

     Zaskoczony i oszołomiony Harry upadł na ziemię, trzymając się za krwawiącą twarz, gdy z pękniętej wargi trysnęła krew mocnym strumieniem, brudząc jego szaty i ręce. 

- Draco! – pisnęła przerażona Hermiona, zasłaniając ręką usta. Że wszystkich możliwych scenariuszy nie spodziewała się... TEGO!

- Ty parszywa fretko! – krzyknął Harry i tym razem to on rzucił się na Ślizgona, wymierzając mu celny cios w nos, z którego buchnęła krew, brudząc twarz i szaty Dracona. Chłopcy przewrócili się na ziemię, wzajemnie okładając. Żaden z nich nawet nie pomyślał o użyciu różdżki. Może to nawet dobrze, bo nie wiadomo, jakby się to skończyło.

- Przestańcie! Harry zostaw go! – krzyknęła Hermiona, próbując ściągnąć wspólokatora ze Ślizgona, ale ten ją odepchnął.

- Odwal się, Granger! – warknął Potter, nie przestając okładać pięściami Draco, który nie był mu dłużny, pomimo złamanego nosa.

- Zróbcie coś! – krzyknęła spanikowana Hermiona.

- Ale co? – zapytał Neville niepewnie, rozglądając się po bokach, jakby szukał czegoś, co by mu pomogło.

- Cokolwiek! - pisałam Hermiona bezradnie.

     Inne pierwsze lata stały, wpatrzone w bijących się chłopców, nie wpadając na inteligentny pomysł, by ich rozdzielić. Zamiast tego zaczęli się zakładać o wynik bójki, niezależnie od powodu jej rozpoczęcia. Aż do czasu.

- Co to za zgromadzenie... CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?! – grupa przerażonych studentów rozstąpiła się, jak fala przed rozgniewanym Mistrzem Eliksirów w towarzystwie małego profesora zaklęć. Już współczuli Potterowi i Malfoy’owi, bo obaj mieli wielkie kłopoty. Severus już na kilometr widział nieokiełznaną burzę włosów, tłukącą na kwaśne jabłko jakiegoś, Merlinowi ducha winnego, ucznia. Zdziwił się niezmiernie, gdy zobaczył, że tą niewinną duszą jest nikt inny, jak sam Draco. Obaj uczniowie byli tak zaaferowani okładaniem siebie nawzajem, że nawet nie zwrócili uwagi na wściekłego profesora i jego kolegę.

- Trzeba ich rozdzielić, Severusie! – powiedział szybko zdenerwowany Filus, sięgając po różdżkę.

- Z wielką przyjemnością! – warknął profesor Snape nawet nie sięgając po różdżkę. W kilku szybkich krokach znalazł się przy okładających się studentach. Złapał najpierw Pottera za kołnierz szaty, ściągając Gryfona z Draco, a potem jego samego pociągnął za mundurek do pionu. Obaj chłopcy nadal jeszcze próbowali się okładać, ale nauczyciel im to uniemożliwił. – ZDURNIELIŚCIE DO RESZTY?! SPÓJRZCIE NA SIEBIE! JAK WY WYGLĄDACIE! TO JEST SZKOŁA, A NIE POLIGON WOJSKOWY CZY RING!! – Draco i Harry oprzytomnieli, słysząc wściekły krzyk nauczyciela. Obaj jednocześnie zbledli i przełknęli ślinę. Mieli poważne kłopoty i to pisane wielkimi literami.

- Profesorze...

- My...

- To nie wina, Draco, profesorze... – Hermiona lojalnie próbowała bronić kolegę, który pobił się z Gryfonem w jej obronie.

- CISZA! – Mistrz Eliksirów przerwał żałosną próbę tłumaczenia ich bijatyki. Obaj chłopcy, jak na zawołanie spojrzeli w swoje buty. Wyglądali żałośnie, zwłaszcza Draco, bo skruszona postawa Harry’ego, była raczej fałszywa. – Najpierw zaprowadzę was do Skrzydła Szpitalnego, a potem wysłucham waszych żałosnych tłumaczeń! – warknął gniewnie profesor. Co im strzeliło do głowy? Znaczy po Potterze spodziewał się głupoty, ale Draco? Musiał przyznać, że był trochę rozczarowany.

- Tak jest, profesorze... – wymruczeli cicho dwaj uczniowie. Harry spojrzał wilkiem na Draco, który patrzył w swoje buty, wydające się nad wyraz interesujące. 

- Idziemy! – warknął Mistrz Eliksirów, trzymając studentów za szaty i prowadząc w stronę Szpitala. Przez całą drogę żaden z nich nie wypowiedział ani słowa. Rzucali tylko sobie nawzajem nienawistne spojrzenia. Severus był pewien, że gdyby nie rozdzielał ich daleko, to ponownie rzuciliby się na siebie, jak dwa wygłodniałe Matagoty. Mężczyzna nie miał pojęcia, co wywołało bójkę, ale nie zamierzał tego tolerować. Jak tylko w szpitalu się nimi zajmą, wymyśli im obu taki szlaban, że im się odechce okładania pięściami.

     Severus zastanawiał się, czym takim Potter sprowokował Draco, bo wątpił, by chłopiec tak sam z siebie rzucił się na Pottera. Poza tym, jak znał młodego Pottera, który odziedziczył paskudny charakter po swoim drogim ojcu, musiał wbić Ślizgonowi grubą szpilkę, która mocno ubodło jego ego. Nie widział innego powodu.

     Gdy tylko dotarli do Skrzydła Szpitalnego, Mistrz Eliksirów, jak zwykle z hukiem otworzył drzwi, które uderzyły o ściany i wprowadził do środka dwóch gagatków. Już słyszał Poppy przezywającą w swoim gabinecie, ale to zignorował, prowadząc uczniów do wolnych łóżek.

     Cyntia, która siedziała w składziku z eliksirami, odłożyła pergamin i pióro, wychodząc do głównej Sali Szpitala. Nie zdziwiła się, widząc Severusa, bo po trzasku drzwi wiedziała już, że to on. Zaskoczył ją natomiast widok dwóch pobitych studentów a konkretnie Dracona Malfoy'a i Harry’ego Pottera.

- Co się stało? – zapytała uzdrowicielka, szybko podchodząc do łóżek.

- Dwaj idioci stwierdzili, że mała bójka to wspaniały początek dnia. – powiedział skrzywiony mężczyzna. Cyntia lekko potrząsnęła głową. Ta dwójka jest zupełnie, jak Severus i James w młodości.

- No dobrze, panowie. Najpierw zajmę się waszymi twarzami, a potem wyjaśnicie, co było powodem tej bijatyki. – postanowiła uzdrowicielka, patrząc na obu chłopców.

- Właściwie nic mi nie jest... – Harry chciał jak najszybciej uciec ze Szpitala. Wolał się nie tłumaczyć, dlaczego wybuchła ta kłótnia, bo wiedział, że będzie miał spore kłopoty.

- Mi też... – Draco najwyraźniej podłapał tatktykę kolegi z roku.

- A wy dokąd? – zadrwił Mistrz Eliksirów, łapiąc obu za kołnierze, gdy ci chcieli czmychnąć. – Siadać! – warknął profesor, sadząc ich na łóżkach.

- ... Poproszę Albusa o mugolskie obrotowe drzwi... – usłyszeli narzekania Madame Pomfrey. – Jaki jest powód trzaskania drzwiami, Severusie?

- Oznajmienie mojej obecności. – powiedział sarkastycznie mężczyzna.

- To wiem...

- Pan Potter i Pan Malfoy urządzili sobie jadkę na korytarzu.

- O co tym raz poszło?

- Nie mam pojęcia...

- Sama chętnie się dowiem. – wtrąciła Cyntia, oglądając twarz Draco. – Zajmiesz się Panem Potterem, Poppy?

- Oczywiście. – przytaknęła starsza uzdrowicielka, podchodząc do ucznia. – Pokaż twarz, Panie Potter. – poprosiła stanowczo pielęgniarka, oglądając twarz pacjenta, podczas gdy Mistrz Eliksirów stał z założonymi rękami u stóp łóżka i w ciszy obserwował. Czarnowłosy mężczyzna miał na twarzy ironiczny uśmieszek z wyrazem, który wyglądał, jakby wstrzymywał się od jakiegoś wrednego komentarza. Ale widząc wydelikacone zachowanie Pottera, było bardzo ciężko. Chłopak co chwilę krzywił się i syczał, robiąc dziwne miny i niemal podskakując na posłaniu.

- Ała! – zawołał Harry, uciekając twarzą.

- Oj, niech już Pan tak nie jęczy, Panie Potter! – zirytowała się Poppy. – Nie ma pan złamanego nosa, tylko same otarcia, które muszę opatrzyć. 

- Ale to boli!

- Trzeba było znaleźć bardziej cywilizowany sposób na wyjaśnienie pewnych spraw, Potter. A teraz daj pielęgniarce pracować i nie narzekaj, jak małe dziecko. – odezwał się chłodno i nieco złośliwie Mistrz Eliksirów. Harry rzucił Snape’owi szpiczaste spojrzenie, na co nauczyciel odpowiedział tym samym. Ta mała batalia spojrzeń trwała zaledwie kilkanaście sekund, po których Harry szybko odwrócił wzrok. Nie mógł konkurować ze spojrzeniem Postrachu Hogwartu, choćby nie wiadomo jak bardzo byłby zły. Jednak profesor Snape miał do tego dar.

     Tymczasem Draco siedział spokojnie w kompletnej ciszy, czując, jak jego ciotka manipuluje dłońmi przy jego twarzy.

- Co z Panem Malfoy'em? – Draco nieco zawiesił głowę i odmówił spojrzenia na wuja, w którego głosie była znajoma, chłodna nuta, zawsze obecna, gdy coś zmalował.

- Ma złamany nos i kilka otarć. – Cyntia postawiła diagnozę. – Ale do wesela się zagoi. – stwierdziła, wyciągając rożdżkę. – Zaboli. – uprzedziła cicho, celujący w nos Draco, który szybko skinął głową, zamykając oczy. – Episkey! – usłyszeli nieprzyjemny dźwięk nastawionych kości. Draco pisnął krótko, a z jego nosa buchnęła krew, szybko tamowana chusteczką. – Głowa w dół, Draco. – poleciła łagodnie, kładąc zimny ręcznik na karku chłopca, z którego odgarnęła jasne włosy. Może i to była mugolska metoda powstrzymania krwotoku z nosa, ale nadal skuteczna. Cyntia zerknęła na Poppy, która nadal zajmowała się siniakami na twarzy Harry’ego, którzy krzywił się przy tym niemiłosiernie, jakby nie wiadomo co mu robili.

- Poppy, mogę skorzystać z twojego kominka? Minerwa powinna być przy tej rozmowie. – zapytał Severus, na co Poppy skinęła głową. Harry lekko zbladł, słysząc, że jego Głowa Domu na być obecna. No to jest ugotowany i to na miękko.

- Oczywiście, Severusie. - odpowiedziała pielęgniarka.

     Krwotok z nosa Draco ustał po kilku minutach, a Cyntia wyleczyła zadrapania na jego bladej twarzy i posmarowała maścią sińca pod okiem, który odznaczał się fioletową barwą na skórze.

     Gdy już obaj chłopcy zostali wyleczeni, Cyntia i Poppy odesłały eliksiry do szafki.

- Zostaniesz z nimi, Cyntio? Bo obawiam się, że się pozabijają, jak zostaną sami...

- Wcale nie! – odezwał się natychmiast podwójny chórek głosów. Obaj chłopcy spojrzeli na siebie i niemal równocześnie skrzywili się w grymasie niezadowolenia, gdy zauważyli, że w jednej rzeczy są zgodni.

- Chyba jednak ich przypilnuję. – powiedziała rozbawiona Cyntia i stanęła pomiędzy jednym a drugim łóżkiem.

- Dobrze. Dziękuję ci, moja droga. – podziękowała z lekkim uśmiechem Poppy i udała się do kantorka. Cyntia patrzyła, jak fartuch starszej uzdrowicielki znika za futryną drzwi. Blondwłosa czarownica spojrzała na dwóch uczniów, którzy rzucali sobie złowrogie spojrzenia. Miała ochotę przewrócić oczami. Zupełnie jak James i Severus w młodości. Już wiedziała, co mieli z nimi ich nauczyciele.

- Macie szansę się wytłumaczyć w obecności Opiekunów Domów, co się wydarzyło. I dobrze wam radzę powiedzieć prawdę. Może  konsekwencje waszego bezmyślnego działania będą... łagodniejsze. – powiedziała Cyntia, patrząc nieco surowym wzrokiem, na co obaj chłopcy odwrócili wzrok. Lecz jedynie Draco wyglądał na skruszonego swoim zachowaniem. Wątpił, by kara od wujka Severusa mogła być łagodna.

     Po chwili do Sali szpitalnej wrócił Severus w towarzystwie czarownicy w bordowych szatach, ciasnym bułeczkowatym koku i ostrym wyrazie twarzy, na którym widniało niezadowolenie. Widać Severus już opowiedział swojej koleżance, co się stało i wcale nie była zadowolona, że jej uczeń był w to wplątany. Zwłaszcza że owym uczniem był sam Harry Potter.

     Severus, zamiatając długim płaszczem podłogę ze skutecznością zawodowego skrzata, podszedł do łóżek chłopców, stając obok swojej żony. Mężczyzna założył ręce na klatce piersiowej, a jego twarz przybrała szyderczy wyraz.

- Więc? Olśnicie nas, co było powodem waszego okładania na korytarzu? – obaj chłopcy nie odpowiedzieli, milcząc jak zaklęci. – No patrz, Minerwo. Na korytarzu byli bardziej rozmowni. – zadrwił Mistrz Eliksirów.

- Milczenie wam nie pomoże. – powiedziała srogo profesor McGonagall, patrząc na a obu surowym wzrokiem.

- To wina Malfoy'a! – Harry należy się odezwał, wskazując palcem na Ślizgona. – Pierwszy się na mnie rzucił!

- A on wyzywał Hermionę! – Draco nie był dłużny oskarżeniom Pottera, broniąc się. 

- Wcale nie!

- Tak!

- Nie!

- Nazwał ją...

- Zamknij się! – wrzasnął Harry, nieco panikując. Widział, że Malfoy nie ma zamiaru zatajać tego, co powiedział. A Harry nie był głupi. Jeśli McGonagall się dowie to będzie mieć prze...

- CISZA! – na lodowaty głos ich Mistrza Eliksirów, obaj chłopcy zamilkli. – Cały Hogwart nie musi słyszeć waszych wrzasków! Zwłaszcza naszego aroganckiego Wybrańca, który uważa się pępek świata...

- Severusie... – Minerwa uznał za stosowane upomnieć młodszego kolegę, zanim zrobiła to Cyntia, która jedynie położyła dłoń na jego ramieniu. Severus rzucił starszej kobiecie ostre spojrzenie, ale nie odezwał się słowem. – Słucham pana wersji, panie Potter. – Severus nie powstrzymał się od przewrócenia oczami,  słysząc złagodzony głos nauczycielki transmutacji. Oczywiście, że Minerwa była oczarowana Złotym Rycerzykiem Gryffindoru i jawnie to okazywała. Na szczęście on nie dał się omamić niewinnej twarzy latorośli Jamesa Cholernego Pottera.

- Byłem w drodze do klasy Zaklęć, gdy spotkałem Malfoy’a i Granger. Malfoy zaczepił mnie i zaczął wyzywać od najgorszych... – skłamał Harry. To w końcu jakaś deska ratunku, prawda? A że gdy chciał, potrafił być bardzo przekonujący... A tym był Harry’m Potterem. Kto by uwierzyłby Malfoy’owi, że nazwał jakąś mugolaczkę „szlamą”?

- Wcale tak nie było! – zaprzeczył od razu Draco, nie mogąc tego słuchać.

- Cicho, panie Malfoy. Poczekaj na swoją kolej. – Draco opuścił głowę, gdy został upomniany przez wuja, który nie wyglądał na zadowolonego. Harry rzucił Ślizgonowi triumfalne spojrzenie i zadowolony uśmieszek. Severus miał ochotę zetrzeć mu go z twarzy. 

- ... Więc... A potem bez powodu rzucił się na mnie! Nie zdążyłem się nawet obronić! Ron i Seamus mogą potwierdzić... – to nie ważne, że nawet ich tam nie było. I tak potwierdzą wszystko, co im powie.
Draco już się zapowietrzył, by po raz kolejny zaprotestować, ale ostrzegawczy wzrok wuja go powstrzymał.

- Rozumiem. Oczywiście to sprawdzę. – powiedział profesor McGonagall. – To...

- A jaka jest pana wersja, panie Malfoy? – zapytał Opiekun Slytherinu, patrząc na Draco, który nie zwlekając od razu zaczął opowiadać. Wierzył, że wuj mu uwierzy.

- ...To Potter mnie zaczepił i obrażał moją rodzinę. Potem pojawiła się  Hermiona i nazwał ją... – Draco zgrabnie pominął fakt, że wyciągnął różdżkę, bo nie chciał robić sobie większych kłopotów, niż już ma. Chłopak zatrzymał się niepewnie.

- Tak, panie Malfoy? – Severus uniósł lekko brew, zauważając niepewność chłopca. Cyntia łagodnie przyglądała mu się z zainteresowaniem. Ona również zauważyła to. Ale miała nieprzyjemne wrażenie, że wie, o jakie słowo chodzi. Lecz wolała się mylić.

- Nazwał ją „szlamą”. – powiedział cicho Draco, krzywiąc sie, że musiał to powtórzyć. Harry do samego końca wierzył, że Malfoy jednak będzie tchórzem i tego nie powie. Po minach dorosłych widział, że ma naprawdę wielkie kłopoty.

     Profesor była zaszokowana i rozczarowana, ale zaskoczenie przeważało bardziej. Czegokolwiek się spodziewała to nie takiego słownictwa ze strony jednego ze swoich uczniów, a tym bardziej Harry’ego Pottera.

     Jednak bardziej się obawiał gniewu Mistrza Eliksirów, którego twarz aż pobladła, a oczy błysnęły gniewnie. Severus poczuł złość, słysząc sam to słowo. Przez jego użycie stracił Lily na piątym roku i nadal czuł przeklęte poczucie winy, gdy ktokolwiek o nim wspomniał. Odwrócił wzrok, by nie zamordować Pottera wzrokiem, który już zmalał.

     Cyntia lekko ścisnęła ramię profesora Eliksirów, doskonale wiedząc, o czym myśli. Ona również pomyślała o sytuacji z piątego roku, gdy Severus nazwał ją „szlamą”... Poprawka. Nazwał Lily Evans „szlamą”, co już dawno mu wybaczyła. Czas o tym zapomnieć.

- Malfoy kłamie! Chce mnie oczernić, bo nie zgodziłem się na pojedynek, który mi proponował! – zaprotestował Harry, licząc, że to go uratuje.

- Wcale nie! To ty chodziłeś za mną!

- Spokojnie, panowie! – tym razem odezwała się Cyntia spokojnie, ale jednocześnie surowo tonem, który nie jednego usadziłby w kącie. – To jest słowo przeciwko słowu. Jestem pewna, że możecie przedstawić świadków, zamiast bezsensownie obrzucać inwektywami! – gdyby nie sytuacja, Minerwa uśmiechnęłaby się do Cyntii, która zabrzmiała bardzo podobnie do Severusa. Widać uczy się od najlepszych.

- Hermiona tam była...

- Ron i Seamus też...

- Wcale nie!

- Cisza! – profesor McGonagall ucięła kolejną kłótnię w zarodku. – Po minus pięćdziesiąt punktów od każdego z was. Szlaban pozostawiam w rękach profesora Snape’a. – powiedziała surowo, zanim Severus wymierzyłby im kosmiczną karę. Snape kłóciłby się o punkty, jakie stracił jego Dom, gdyby nie był zadowolony ze szlabanu że Złotym Chłopcem Gryffindoru. Jego szyderczy wyraz twarzy sprawił, że Harry miał ochotę schować się pod łóżkiem. Już się obawiał, co nietoperz wymyśli na szlabanie. A tym bardziej czy go przeżyje, by o nim opowiedzieć...

Następny rozdział: "52. Herbatka w gabinecie"







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro