52. Herbatka w gabinecie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Lily zapukała delikatnie w stare, dębowe drzwi gabinetu Mistrza Eliksirów. Trzymała w ręce tacę z kawą w jednej filiżance i czarną herbatą w drugiej. Miły zapach czarnej, mielone kawy oraz pomarańczy i goździków rozchodzi się po kwaterach, ogrzewając przytulnie wnętrze komnat, podczas gdy na dworze prószył śnieg, otulając Błonia i dachy zamku cienką kołderką. Nastał już grudzień. Cyntia nawet nie wiedziała, kiedy minęło pół roku odkąd obudziła się z magicznej śpiączki i stała się żoną najlepszego przyjaciela. Tyle się zmieniło od tego czasu. Kilka fundamentów zostało obalonych, niektóre mury zostały postawione. Samopoczucie Lily również się poprawiło, mimo kilku nie miłych incydentów, jak kłótnie z Severusem, czy spotkanie Śmierciożerców oraz samego Voldemorta, ale były też i te dobre. Takie jak odzyskanie starego przyjaciela. Lily naprawdę ulżyło, gdy wszystko sobie wyjaśnili.

     No, prawie wszystko. Nadal Lily nie znała wyjaśnienia nagłej zmiany strony Severusa, a do tej pory nie udało jej się z niego tego wyciągnąć. Nie potrafiła też wyjaśnić powodu zazdrości, którą zauważyła u Severusa, kiedy dostała od kogoś kwiaty. W sumie gdyby to ona była na jego miejscu, mogłaby się poczuć zazdrosna, ale gdyby byli prawdziwym małżeństwem... Ale nie są. To tylko podpis...

„Albo może chcesz sobie to wmówić?” – nagła myśl pojawiła się w jej głowie. Czy to możliwe, że Severus potraktował ich grę zbyt poważnie? Lily w to wątpiła. Był na to zbyt inteligentny. Może ją sprawdzał, jak zareaguje? Gdyby tak było, wcześniej czy późnej by to przyznał, a nic takiego nie zrobił.

Kocha cię.

     Lily nie wiedziała, co myśleć. Myśl na słowa Poppy, że Severus mógłby się w niej zakochać, nadal brzmiała dla niej niewiarygodnie. Chociaż z drugiej strony czuła nieznane, ale przyjemne ciepło rozgrzewające jej klatkę piersiową.

- Proszę! – Lily usłyszała cichą odpowiedź, jedwabistego głosu z wnętrza gabinetu. Zielonooka czarownica nacisnęła klamkę, popychając drzwi i wchodząc do środka. Severus zdążył zająć się czymś po jakże głośnym i długim wykładzie, jaki dał Draco. Mężczyzna podniósł czarne oczy na wychodzącą Lily, zamykając nieco za szybko czarną teczkę. – Coś się stało?

- Nie. – odpowiedziała blondwłosa czarownica, kładąc tacę na jego biurku. – Przyniosłam ci kawę. – wyjaśniła beztrosko, siadając w fotelu naprzeciw biurka, biorąc własną filiżankę w ręce.

- Och... – Severus czuł się zbity z tropu. Cóż... Był to miły gest z jej strony.

- Czarna bez mleka z dwoma łyżeczkami cukru.

- Skąd wiesz, że taką lubię? – zapytał ciekawie, podnosząc filiżankę i nieco zaciągając się zapachem kawy. Lubił ten zapach. Przełamywał surową i wilgotną woń kamiennych ścian lochu.

- Obserwacja. – odparła z promiennym uśmiechem Lily. – Poza tym znam cię wystarczająco, Severusie.

- No tak. – przyznał, próbując łyk kawy. Wyszła jej znakomita.

- Nie martw się. Nic tam nie dosypałam. – zaśmiała się cicho Lily, widząc, jak ostrożnie próbuje, jakby to był nie wiadomo jaki wywar.

- Tego się nie obawiam, chociaż podejrzewam, że jesteś zdolna do dosypania komuś czegoś. – powiedział rozbawiony Mistrz Eliksirów, pamiętając, jak dosypała Potterowi środków na przeczyszczenie do soku dyniowego w ramach zemsty za pewien podły żart ze strony Huncwotów. Oj, Lily nie była takim aniołkiem, jakby się wydawało. Miała pazurki i potrafiła ich używać.

- Nie wiem, o czym mówisz. – powiedziała niewinnie, po czym zachichotała cicho, pamiętając jej małą zemstę. James pół dnia spędził wtedy w toalecie.

- Oczywiście. – odpowiedział pobłażliwie. – A ja rozdaję Gryfonom punkty i cukierki.

- Na ich miejscu bym nie brała. W końcu nie wiadomo, co ich profesor tam dosypał. – droczyła się z nim. Severus przewrócił oczami.

- Nie można za wiele wymagać od Gryfonów... Nie wszystkich rzecz jasna. – dodał szybko, widząc, jak Lily mruży oczy.

- Coś sugerujesz? – zapytał z udawanym oburzeniem.

- Ależ skąd. Po prostu stwierdzam fakt. – powiedział bezlitośnie. Teraz to Lily przewracała oczami, upijając łyk herbaty, która działała rozgrzewająco na jej ciało. W lochach było chłodno. W końcu byli pod ziemią. – Zimno ci?

- Trochę. – przyznała, lekko drżąc.

- Accio koc! – machnął różdżką, a po kilku sekundach do gabinetu przyleciał koc. Severus wstał, rozkładając poskładany pled i narzucił Lily na ramiona, opiekuńczo nim otulając.

- Dziękuję. – odparła cicho, czując przyjemnie uczucie na ten drobny gest.

- Nie chcę byś zmarzła. – odpowiedział przelotnie, wracając, by usiąść znów za biurkiem. Jemu już nie przeszkadzała temperatura panującą w lochach. Przyzwyczaił się.

- I tak to miłe z twojej strony. – Lily posłała Severusowi wdzięczny uśmiech. Na chwilę nastała cisza, którą dopiero po chwili przerwała. – Nie byłeś dla niego za surowy? – zapytała spokojnie Lily, patrząc na niego uważnie. Nie była podczas rozmowy Severusa z Draco, ale mężczyzna zrobił chłopcu dość głośny i obszerny wykład na temat jego nieodpowiedniego zachowania. Kobieta prawie współczuła chłopcu.

- Nie uważam. – odpowiedział spokojnie. – Draco musiał zrozumieć, że rozwiązywanie problemów bójką nie jest dobrym rozwiązaniem.  – wyjaśnił swoje postępowanie.

- Z tego co pamiętam, ty też zrobiłeś podobnie, Severusie. – zauważyła spokojnie Lily. – Na czwartym roku pobiłeś się z Mucliberem, tylko nie wiem, o co. – powiedziała, lekko marszcząc brew. Severus westchnął.

- Poszło o to samo. – wyjawił, cicho wzdychając. – Mucliber naśmiewał się, że się z tobą przyjaźnię i nazwał cię... Tym słowem. Byłem wściekły i mnie poniosło. – przyznał się do małej zbrodni sprzed lat. – Nie powiedziałem ci, by nie było ci smutno. – Lily pomyślała, że było to miłe z jego strony, że martwił się o jej samopoczucie. Lecz z drugiej strony, chyba wolałaby wiedzieć, co sądzą o niej inni.

- Lepiej było powiedzieć: „męskie sprawy”? – uniosła rozbawiona brwi.

- Dokładnie. – zgodził się, na co Lily potrząsnęła głową, a jej platynowe włosy poruszyły się w takt jej ruchów. Ale Severus był w stanie wyobrazić sobie, jak robią to jej naturalne, kasztanowo rude włosy, które dokładnie pamiętał.

- Severusie?

- Tak? – zielone oczy Lily spotkały czarne tęczówki Mistrza Eliksirów.

- Co robiłeś przez te lata? Znaczy po mojej... „Śmierci”. – zapytała cicho, nie odrywając od niego wzroku. Widziała, jak Severus uciekł wzorkiem. Wyglądało to, jakby się bał, że zobaczy w nich coś, czego nie chciał, by odkryła. Jaki sekret ukrywał?

     Severus pośpiesznie odwrócił wzrok na to pytanie. Co robił po jej śmierci? Naturalnie był w żałobie. Przez całe dziesięć lat obwiniał siebie, każdego dnia nie mogąc na siebie patrzeć w lustro. Widział w nim mordercę z krwią swojej ukochanej na rękach. Może nie jego różdżką rzucono klątwę zabijającą, ale nadal to przez niego Lily prawie umarła. W końcu to on dostarczył Czarnemu Panu przepowiednię.

- Przez pewien czas... – „A konkretnie to przez prawie dekadę.” - ... Przeżywałem twoją śmierć. – przyznał cicho, nadal mając ból w głosie, którego nie dał rady przykryć. W głowie nadal miał wspomnienie martwego ciała Lily, które mimo że miało swoje lata, nadal bolało i było pełne smutku oraz żalu. – Ale żyłem dalej, uczyłem, użerając się ze smarkaczami oraz Albusem i jego dropsami. – jego wąskie usta drgnęły w lekkim uśmiechu, podobnie, jak Lily na myśl o dyrektorze i jego ukochanych dropsach.

- Rozumiem, że było to interesujące, ale... Nie chciałeś sobie ułożyć życia? No wiesz... Ożenić się, założyć rodzinę? – zapytała ciekawie, patrząc na mężczyznę za biurkiem. Wyglądał na zaskoczonego pytaniem.
Czy chciał założyć rodzinę? Gdyby było to możliwe... To pewnie tak, ale tylko z kobietą, którą kochał, bo z nikim innym nie wiązał przyszłości. Nikt nie chciał być samotny do grobowej deski. Człowiek to istota stadna. Potrzebuje towarzystwa, miłości, czułości, zainteresowania. Wieczna samotność nie była miła ani pożądana nawet przez niego.

- Z moją przeszłością i szpiegowską profesją nie jest to bezpieczne. – powiedział wymijająco, na co Lily kusiło przewrócić oczami. Jak zwykle odwraca kota ogonem.

- Wiem o tym. Pytałam jednak czy chciałbyś, a nie czy to bezpieczne, bo znam ryzyko. – zauważyła lekkim tonem. Severus przeklinał w duchu inteligencję Lily.

- Możliwe. – odpowiedział po chwili ciszy.

- Nie znałeś nikogo? – zapytała ostrożnie, nie chcąc zabrzmieć wścibsko.

- Nie szukałem. – „Nie musiałem bo już znalazłem. Chociaż ona widzi we mnie tylko przyjaciela i nikogo więcej.” – pomyślał z pewnym bólem w sercu. – Dlaczego pytasz?

- Z ciekawości. – odpowiedziała szybko. Wolała nie mówić na głos, że próbuje ułożyć układankę, jaką jest on sam. – Ciekawiło mnie, jak sobie radziłeś przez te dziesięć lat.

- Już wiesz. – odpowiedział. – A jak ty się odnajdujesz tutaj? – zapytał, szybko zmieniając temat. Lily spojrzała w swoją filiżankę z herbatą.

- Na początku było trudno. – przyznała. – Teraz nadal nie jest łatwo, ale jakoś się odnajduję. Ciężko jest żyć z dziesięcioletnią luką w pamięci. Widywać osoby, które się zna, ale musieć udawać obcą. W końcu nie znają Cyntii. Znali Lily. – wyznała szczerze, co czuła. Bywały momenty, kiedy była zagubiona, ale jakoś sobie z tym radziła. Było jej dużo łatwiej, że Severus znał prawdę jest przy niej i mogła na niego liczyć.

- Mogę się domyślać. Nie jest łatwo okłamywać cały świat. – odparł. Wiedział, jak to jest. On musiał ukrywać swoją prawdziwą lojalność w obawie śmierci z ręki Czarnego Pana.

- Rozumiesz mnie. – uśmiechnęła się delikatnie. – Dlatego wiesz, że to nie łatwe. Jak wytrzymałeś to przez te dziesięć lat i nadal wytrzymujesz? – ostrożnie sformułowała pytanie. Kto by pomyślał, że miała w sobie tyle Slytherinu.

- To niezmiernie skomplikowane pytanie. – kąciki ust Lily drgnęły. To typowa odpowiedź Severusa.

- Chętnie posłucham, jak mi wyjaśniasz. – Severus się zastanowił.

- Po prostu jestem skoncentrowany na zadaniu. Widzę oczyma wyobraźni cel i do niego dążę. – powiedział po chwili zastanowienia, częściowo wyjawiając swoje powody. Nie wspomniał o odkupieniu win, ale Lily podejrzewała ten powód.

- Tylko? – dopytywała delikatnie. Severus spojrzał na Lily, która starała się nie wyglądać zbyt ciekawie.

- A podejrzewasz jakieś inne powody? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Lily wlepiła wzrok w oczy Severusa, jakby chciała coś z nich wyczytać.
Czarnowłosy mężczyzna zmusił się, by wytrzymać to spojrzenie, chociaż jego palce zacisnęły się nieco mocniej na trzymanej filiżance.

- Myślę, że to poczucie winy. – powiedziała cicho po chwili. – Winisz się za to, co musiałeś robić w przeszłości i chcesz odkupić winy. – sprecyzowała. Severus nie potwierdził, ale jego ucieczka wzrokiem była dla Lily wystarczającą odpowiedzią. Miał na ramionach ciężar poczucia winy. Nie podejrzewała tylko, jakie one mogą być. Nie znała całej prawdy. – To już było i przeszłości nie zmienisz, Severusie. Zrobiłeś wystarczająco wiele, by zaznać odkupienia. Sprzeciwiłeś się Vol... Czarnemu Panu, zacząłeś szpiegować dla Zakonu...

- To za mało, Lily. – przerwał jej wyliczanie ponurym głosem. – To wciąż za mało.

- Wmawiasz to sobie, Severusie. Ryzykowanie własnym życiem to wielkie poświęcenie. – powiedziała łagodnie, patrząc prosto w jego oczy, w których widziała niewyjaśnione poczucie winy za każdym razem, gdy na nią patrzył. Lily nie widziała, dlaczego. Czy nadal winił się za nazwanie jej „szlamą” na piątym roku?

      Severus westchnął z bólem. Gdybym tylko wiedziała, że to przez niego stała się celem Voldemorta, nie patrzyłaby na niego, jak na przyjaciela, ale mordercę, przez którego prawie umarła. To przez niego straciła dziesięć lat z życia.

- Nawet nie masz pojęcia, co zrobiłem...

- Wiem, Severusie. – Severus czuł, jak na te słowa serce mu staje, a z twarzy odpływa krew. Wiedziała? Albus jej powiedział? Przecież  obiecał, że nic nikomu, a tym bardziej Lily nie powie! Nagle poczuł ukłucie paniki i zdrady... – Wiem, że musiałeś wiele przejść, jako Śmierciożerca, czego nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić. – kontynuowała Lily, odbierając nagłe pobladnięcie Severusa, jako strach przed tym, jak zareaguje, wspominając o jego śmierciożerczej działalności. Ale mimo tej wiedzy, nie czuła przed nim strachu. Wiedziała... Czuła, że nic jej nie zrobi. Miała do niego zaufanie w tej kwestii. Tylko zanim zaufa mu całkowicie, musiała poznać wszystkie fakty. A zwłaszcza ten, dlaczego porzucił szeregi Voldemorta. – Ale to przeszłość, której nie zmienisz. Robiłeś, co musiałeś, Sev.

- I jesteś w stanie nadal na mnie patrzeć, wiedząc, że mam niewinną krew na rękach? Na mordercę? – zapytał, próbując ukryć w głosie rozpacz. Lily wyciągnęła rękę i złapała jego, która była nieco chłodniejsza. Delikatnie ścisnęła jego smukłe palce w pocieszającym geście. Srebrne obrączki błyszczały na ich dłoniach.

- Jesteś dobrym człowiekiem, któremu po prostu przydarzyło się wiele złych rzeczy. – odparła łagodnie. – Oczywiście, że cię nie zostawię. Popełniłam błąd w szkole, ale nie zamierzam go powtarzać. Już zawsze będę trzymać twoją dłoń. – obiecała pewnie, nie odwracając wzroku od hebanowych tęczówek przyjaciela.

- Jesteś zbyt dobra, Lily. – powiedział cicho, ale w jego oczach malował się ciepły blask radości.

- Po prostu cię znam, Sev. – uśmiechnęła się delikatnie, zanim puściła jego dłoń.

- Aż za dobrze.

- Wiem. – zachichotała cicho Lily. – Czy... – Pani Snape zamilkła, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Twarz Severusa natychmiast przybrała beznamiętny wyraz, wypranej z emocji maski. Lily także spoważniała, zmieniając swoją rolę w Cyntię Snape, żonę Postrachu Hogwartu.

- Wejść! – zawołał chłodno Mistrz Eliksirów, głosem bez nawet uncji uczuć. Drzwi się nieśmiało uchyliły i do środka niepewnie zajrzał z jeden z pierwszoklasistów z herbem Slytherinu wyszytym na szacie. Chłopiec miał miedziane włosy i błękitne oczy, a na nosie i rumianej twarzy mnóstwo piegów.

- Dzień dobry... – wyjąkał nieśmiało chłopiec. – Nie chciałem przeszkadzać... Profesorze...

- Nie przeszkadza pan, panie Daniels. O co chodzi? – zapytał Mistrz Eliksirów opanowanym głosem, patrząc na ucznia swojego domu.  Cyntia w ciszy piła swoją herbatę, patrząc, jak młody Ślizgon podchodzi do biurka, podając nauczycielowi jakiś pergamin.

- Linie i esej, które mi pan zadał, sir. – powiedział chłopiec, podając pergamin nauczycielowi. Profesor Snape wziął od niego pergamin, którzy przejrzał pobieżnie wzorkiem.

- Mam nadzieję, że esej uświadomił panu, jak niebezpieczne jest dorzucanie składników do nie swojego kociołka, panie Daniels. – powiedział surowo Mistrz Eliksirów, rzucając uczniowi srogie spojrzenie. Chłopak zawstydzony spojrzał na swoje buty, które wydały się bardzo ciekawe i pokiwał głową. Severus miał ochotę potrząsnąć małym idiotą. Ochotę, którą zwalczył. Nienawidził, gdy uczniowi potakiwali czy kręcili przecząco głową i o zgrozo wzruszali ramionami, zamiast normlanie odpowiadać jak człowiek. Zwłaszcza ten ostatni gest doprowadzał Mistrza Eliksirów do szału. W końcu  po to mieli język w buzi, którego nie używali kiedy trzeba. – Odpowiedź werbalna byłaby mile widziana.

- Tak, panie profesorze. To się więcej nie powtórzy. – powiedział szybko chłopiec. Opiekun Slytherinu skinął głową.

- Mam nadzieję, bo następnym razie konsekwencje nie będą dla ciebie miłe. – ostrzegł nauczyciel surowo. Chłopiec energicznie pokiwał głową. – Możesz odejść.

- Do widzenia, profesorze. Do widzenia, pani Snape. – pożegnał się uprzejmie chłopiec z lekkim uśmiechem skierowanym do uzdrowicielki, która była lubiana wśród uczniów, zwłaszcza Ślizgonów, mimo raczej przerażającej reputacji jej męża. 

- Do widzenia, panie Daniels. – odparła Cyntia z lekkim uśmiech do chłopca znikającego za drzwiami.

- Moi uczniowie cię lubią. – powiedział Severus, patrząc na Lily, której twarz znów przybrała zrelaksowany wyraz, gdy ponownie byli w gabinecie sami.

- Może nie mam takie strasznej reputacji, jak ty... – zastanowiła się głośno, stukając palcem wskazującym w policzek. Wygięła ciut złośliwie wargi. Droczyła się z nim. Severus zmrużył oczy w udawanym oburzeniu.

- I tak wiem, że ją lubisz. – powiedział zadowolony z siebie. Lily prychnęła żartobliwie.

- Chciałbyś. Wybacz, ale nie okaże uwielbienia dotyczącego twoje reputcji dupka z lochów.

- Ranisz me uczucia. – Mistrz Eliksirów powiedział głosem z przesadzonym dramatyzmem, kładąc dłoń na klatce piersiowej w teatralnym geście. W wykonaniu Severusa Snape’a wyglądało to komicznie, gdyż ten gest był do niego zupełnie nie podobny. Lily wybuchnęła śmiechem. Uwielbiała jego sarkazm.

- Jakoś to przeżyjesz. – stwierdziła rozbawiona.

- Nie mam wyjścia. W końcu według uczniów jestem krwiożerczą istotą nieśmiertelną. – powiedział sarkastycznie. Wyobraźnia studentów go zadziwia. Czy naprawdę uważali, ze Dumbledore zatrudniłby wampira do pracy z uczniami?

- Masz gorszą reputację niż profesor Blackhart.

- I jestem z tego dumny. – odparł dumnie, nieco podnosząc podbródek bardzo zadowolony z siebie, na co Lily wywróciła oczami. Cały Severus Snape’a i jego samozachwyt własną reputacją. Chociaż Lily musiała przyznać, że bywała przydatna. – Muszę przerwać twoje bałwochwalcze przejawy uwielbienia pod moim skromnym adresem, ale muszę zabrać się za warzenie mikstur. – Severus wstał, otrzepując swoje szaty z wyimaginowanego kurzu. Wyglądał tak dumnie i enigmatycznie.

- Mikstury na szpitala?

- Miedzy innymi. – powiedział wymijająco. Część było prawdą, bo na liście były eliksiry lecznicze i niektóre na pewno pójdą na szpital. Wolał nie wspominać, że większość jest dla Czarnego Pana.

- Pomogę ci. – Lily wstała, z zapałem zacierając ręce. Severus uniósł brew. Wyglądała, jak mugolski matematyk, który właśnie znalazł idealne działanie dla swojej nic nie świadomej ofiary przy tablicy.

- Pomożesz?

- A czemu nie? Dawno nie próbowałam swoich sił w laboratorium. – odparła zielonooka kobieta, a jej szmaragdowe tęczówki błyszczały podekscytowaniem.

- No dobrze...

- To widzimy się w laboratorium. – Lily mrugnęła do niego, wprawiając Severusa stan osłupienia. Gdy wyszła, mężczyzna stał i patrzył w miejsce gdzie stała. Uciekła, zanim zdążył... Nie ważne. Severus podszedł do swojego biurka i wyciągnął brązową teczkę, patrząc w nie intensywnie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Po chwili odłożył ją na biurko i wyszedł z pokoju falując szatami.

Lily już czekała w laboratorium z naszykowaną na blacie drugą deską do krojenia oraz nożem. Nieco dalej stał drugi palnik z kociołkiem. Blondwłosa kobieta uśmiechnęła się  do Mistrza Eliksirów, gdy ten wszedł.

- Więc od czego zaczynamy, profesorze? – zapytała rozbawiona. Severus zwalczył ochotę przewracania oczami. Gdyby tylko jego studenci mieli taki zapał na lekcjach...

⋇⋆✦⋆⋇ 


      Lily w skupieniu zamieszała eliksir trzy razy zgodnie z wskazówkami zegara, tak jak pisało w przepisie, do którego co jakiś czas zerkała. Jej blond włosy, które były splecione w warkocza, powychodziły z niego, przez co jej fryzura była w pewnym nieładzie, ale oczy tak samo skupione jak na początku. Eliksir był prawie gotowy. Wystarczyło poczekać, aż do zagotowania i zmieni kolor na jasny błękit, a potem wystudzić. Następnie będzie mogła przelać gotową miksturę do fiolek. Lily zapomniała, jakie to było spokojne, miłe i relaksujące zajęcie. Cieszyła się, że mogła do tego wrócić.

     Zielonooka czarownica oparła się dłońmi o blat i zerknęła na Mistrza Eliksirów, który wydawał się w swoim żywiole. Dostrzegała wyraźne skupienie oraz koncentrację na tym, co robił. Każdy jego ruch noża był płynny i zdecydowany. Zupełnie, jakby to, co robił, było najważniejszą rzeczą na świecie. Kąciki ust Lily drgnęły na te widok. Widać, że był Mistrzem w swoim fachu z powołania. Ten krótki moment pozwolił jej bezkarnie go obserwować. Czarne włosy do linii szczęki, jak kurtyna, przysłaniające nieco jego twarz, nadające tajemniczości. Ciemne brwi były ściągnięte w wyrazie koncentracji, podobnie jak usta zwężone w wąską linię, a hebanowe oczy z uwagą śledziły ruchy dłoni. Lecz wbrew skupieniu, wyglądał na zrelaksowanego. Bez wątpienia wyglądał na spokojniejszego i bardziej rozluźnionego, mimo ostrych rysów twarzy, które nieco miękły.
Lily wróciła wzrokiem do swojej pracy. Eliksir był gotowy. Po wychłodzeniu go, wlała miksturę do fiolki, którą podpisała. Następnie spojrzała na Severusa, który pochylał się nad kociołkiem

- Skończyłaś? – zapytał, nawet nie podnosząc wzroku.

- Tak. – odparła. – A ty?

- Kończę, tę partię. – odpowiedział i podniósł wzrok. Spojrzenie Severusa padło na Lily, a konkretnie skupiło się na szmaragdzie zawieszonym na jej szyi. Ciemno butelkowy kamień mienił się łagodnie w ciepłym blasku świec. Nosiła prezent on niego. Z tego powodu czuł, jak serce nieco mu się ociepla. Niby to był drobiazg, ale cieszył. – Nosisz go. – Lily podążyła za jego spojrzeniem. Opuszkami palców delikatnie dotknęła zielonego kamienia szlachetnego zawieszonego na swojej szyi.

- Nigdy nie zdjęłam. – odparła miękkim głosem, patrząc wprost w obserwujące ją czarne oczy.  Severus szybko odwrócił wzrok, zanim zdążyła coś z nich wyczytać. Lecz jej ciche zapewnienie sprawiło, że ciepło rozchodziło się po jego klatce piersiowej. – Pomóc Ci w czymś? – zapytała Lily wskazując na składniki, które leżały i czekały, aż i one skończą jako element mikstury.

- Możesz pokroić to. – wskazał dłonią na podłużne korzenie, w kolorze ciemnobrązowym. Lily skinęła głową. – Tylko nie poobcinaj sobie palców, bo ci ich nie przyszyję. – dodał z nutą sarkazmu, na co Lily prychnęła rozbawiona. Typowe.

- Oczywiście, profesorze. – odparła bezczelnie. Severus zmrużył oczy na tak jawne drwienie sobie z jego tytułu, ale widząc niewinny uśmiech Lily i rozbawienie błyszczące w jej pięknych oczach, nie potrafił się na nią gniewać.

- Gdybyś była studentką dostałabyś szlaban i po punktach. – stwierdził z rozbawieniem, na co Lily zachichotała.

- Co miałabym robić? – zapytała chytrze.

- Czyścić kociołki, pisać linie...

- Taki surowy jesteś? Nawet dla mnie? – zamrugała rzęsami. Severus uśmiechnął się złośliwie.

- Dla ciebie mógłbym zrobić wyjątek...

- Jaki?

- Dostałabyś szczoteczkę do zębów i szorowałabyś podłogę. – powiedział złośliwie. Lily prychnęła.

- No wiesz?

- Już taki ze mnie zimny drań. – powiedział z dramatycznym westchnieniem pełnym sarkazmu i rozbawienia. Lily prychnęła i uśmiechnęła się chytrze.

- A jeśli bym cię przekupiła? – zapytała przebiegle Lily, mając psotne błyski w oczach. Droczyła się z nim.

- Zależy czym. – odpowiedział z uniesioną brwią w ironii. Jego nie dało się przekupić.

- A całusem w policzek? Zniwelowałby karę?

- To dla bym ci po prostu większą szczotkę.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "53. Zwierciadło Ain Eingarp"








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro