56. Wymijające odpowiedzi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Lily stanęła zadowolona przed lustrem, patrząc ze satysfakcją na swoje odbicie, a konkretnie srebrną suknię, którą przysłała jej w prezencie Narcyza. Cokolwiek złego można było powiedzieć na jej temat, to na pewno nie brak gustu oraz fakt, że Lily również on pasował. Obróciła się lekko, przyglądając się swojemu odbiciu. Ubrana była w długą srebrną suknię, wykończoną półprzeźroczystym tiulem z delikatnym wzorkiem, nie rzucającym się w oczy, ale jednak dodający uroku. Ramiona były odkryte, a jedynym elementem podtrzymującym suknię był wszyty w nią i niewidoczny gorset również w srebrnym kolorze, dopasowany idealnie do jej tali. Przy dekolcie był wycięty w kształt delikatnego serca i połączony z długimi rękawami, wykonanymi z srebrnego i delikatnie połyskującego tiulu. Na szyi kobiety był zawieszony szmaragd na srebrnym łańcuszku, idealnie układając się na jej dekolcie. Suknia była długa do samej ziemi, wykonana z srebrnego, delikatnie połyskującego materiału. Nie wyglądała jednak ekstrawagancko i nie świeciła się zanadto. Była elegancka i skromna na swój sposób.

     Kobieta uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia. Nie widziała już w nim tylko tej samej Lily Evans, którą była kiedyś. Widziała również Cyntię Snape, którą stworzyli. Którą ona stworzyła. Z małą pomocą oczywiście. Widziała je obie w sobie, jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmiało. Jednak jej prawdziwe „ja” musiało pozostać ukryte, utajnione przed światem. Lecz miała takie chwile, gdy tęskniła za dawną sobą. Nawet za tymi rudymi włosami, na które wiecznie narzekała. Ale w lustrze widziała inne odbicie, jeszcze nie dawno zupełnie obcej osoby.

     Lily wzięła szczotkę leżącą na stoliku nocnym i przeczesała swoje długie, platynowe włosy, które skręcały się w lekkie loki, opadając jej ramiona i plecy łagodnymi falami. Lily spięła je w eleganckiego, symetrycznego koka z tyłu głowy. Spojrzała na siebie, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Coś jej nie pasowało. Szczupłymi palcami wyciągnęła ostrożnie z fryzury kilka pasm, nie niszcząc jej. Pofalowane kosmyki opadły po obu stronach jej twarzy. Teraz zadowolona Lily uśmiechnęła się do swojego odbicia. Lubiła, jak chociaż kilka wolnych pasm okalało jej twarz. 

     Srebrna obrączka zwróciła jej uwagę, swoim delikatnym blaskiem, odbijającym się w lustrze. Kobieta delikatnie pogładziła srebrzysty metal, który od wewnętrznej strony pierścionka posiadał grawer inicjałów jej męża oraz datę zawarcia związku małżeńskiego. Na początku ta obrączka była dla Lily ciężarem, ale od niedawna to się zmieniło. Zakopali topór wojenny, dzięki czemu zaczęli naprawiać zgliszcza swojej przyjaźni.

     Lily nigdy w życiu nie pomyślałaby, że jej własny przyjaciel mógł się w niej tak po prostu zakochać. Zawsze uważała, że są tylko przyjaciółmi, chociaż miała w Hogwarcie na początku piątego roku, że tak jak inne dziewczyny w jej wieku zaczęła zerkać na chłopców innym okiem, w tym na Severusa, bo w końcu wtedy nie był już chudym i nieśmiałym jedenastolatkiem. Jednak nie miało okazji nic z tego wyniknąć, bo ich kłótnia skłóciła ich i przestali rozmawiać ze sobą. Zamiast tego Lily wypłakiwała oczy na ramieniu Jamesa Pottera, czego później niezmiernie żałowała, gdy kilka lat potem poznała jego prawdziwe pobudki. Przekonała się, że życie to nie bajka, w której Kopciuszek pół filmu pomyka z mopem, a potem nagłe zostaje królową balu, poznaje księcia i wszystko kończy się szczęśliwie. Niestety życie to rzeczywistość, która ma kolorowe barwy, ale w wielkości spowija ją szarość. Jednak te barwne momenty, nawet jeśli krótkie, czynią ludzi szczęśliwych i pozwalają zachować radość z życia.

     Teraz noszenie tej obrączki nabrało zupełnie innego znaczenia. Przynajmniej jednostronnie nie było to małżeństwo na papierze, bo okazało się, że jej przyjaciel darzy ją uczuciem głębokim i szczerym. Lily mimo że czuła do Severusa wyłącznie przyjacielskie uczucia, nie potrafiła być na niego zła, za to że ją pokochał. Serce nie sługa. Nie miłowało na żądanie, ani odkochiwało na rozkaz. Jednak nikt nie powiedział, że jej przyjacielska miłość do niego nie mogła zmienić się w coś więcej. W romantyczne uczucie łączące dwoje ludzi. Potrzebowała jednak czasu by dojrzeć. Kwiat, który rozkwita jako ostatni wśród innych w największą burzę, jest rzadszy i piękniejszy niż inne. Czas pokaże. Lily nie chciała dawać mu złudnej nadziei, bo nie miała zamiaru go zranić. Jednak kierowała się sercem, które uparcie pchało ją w jego stronę.

- Pięknie wyglądasz. – Lily wybudziła się z zamysłu, słysząc jedwabisty i cichy głos za sobą, który spowodował delikatny, ale przyjemny dreszcz na jej ciele. Odwróciła lekko głowy w bok, wyczuwając obecność wysokiej postaci Severusa za sobą. Mężczyzna stał za nią, ubrany jak zawsze w swoje eleganckie, czarne szaty, które nadawały mu mrocznej i kuszącej otoczki. Lily musiała przyznać przed samą sobą, że był pociągający, a jego magnetyzm ją przyciągał w każdy sposób.

- Dziękuję. – odparła cicho, czując lekko rozgrzewające się policzki za sprawą jego komplementu. – Narcyza ją przysłała w prezencie. – dodała cicho, wygładzając delikatnie srebrzysty materiał sukni.

- Narcyza ma gust. To trzeba jej przyznać. – odparł Severus, stojąc cały czas za nią. Wyczuł subtelny zapach jej perfum, który był miły w odczuciu. Delikatnie położył dłonie na jej tali, patrząc na nich w odbiciu. Lily nadal była niska w stosunku do niego, nawet w butach na obcasie. Czuł, jak zielonooka czarownica delikatnie przytuliła się plecami o niego.

- To prawda. – przyznała Lily, zanim się uśmiechnęła delikatnie. – Poza tym muszę pasować elegancją do swojego męża. – dodała rozbawiona. Severus lekko uniósł kąciki ust.

- Nie musisz zbytnio się o to starać. Jesteś idealna. – powiedział łagodnie, patrząc na jej odbicie z ciepłym blaskiem w oczach. Lily była idealna w każdym calu bez względu na to, czy była ubrana bardziej elegancko czy normalnie.

- Twoja opinia jest nie obiektywna, Sev. – Lily nie mogła powstrzymać rozbawienia, mimo swojego zakłopotania i zarumienionych policzków. Nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do takiego nieco innego Severusa, nie tylko przyjaciela, ale i zakochanego w niej wręcz do szaleństwa mężczyzny. Sprawiało to, że rumieniła się niemal za każdym razem, gdy o tym myślała lub o ich wspólnej nocy... Właściwie to kiedy wspominała to drugie, to była czerwona jak dojrzały pomidor.

- Dlaczego? – Severus uniósł chytrze brew z łobuzerskim blaskiem w oczach. Lily obróciła się w jego ramionach, otaczając rękami jego szyję.  Kobieta udała, że się zastanawia.

- Bo jesteś we mnie szaleńczo zakochany i dla ciebie jestem chodzącym ideałem. – odparła po chwili rozbawiona, uśmiechając się do Mistrza Eliksirów.

- Bo taka jest prawda. Jesteś ideałem. Pięknym aniołem...

- Przestań, Sev! – pisała Lily, chowając zarumienioną jeszcze bardziej twarz w jego szacie i uderzając delikatnie pięścią po jego ramieniu. Jej buraczana twarz, kontrastująca z jasnymi włosami, wyraźnie rozbawiła mężczyznę, powodując jego cichy śmiech. Zakłopotana była taka urocza. – Bo jak ja się ludziom pokaże?

- Nie muszą wiedzieć, o co chodzi. – machnął ręką rozbawiony. – Poza tym rumieńce i tak ci pasują. – Lily potrząsnęła głową z udawaną dezaprobatą.

- Coś chcesz, że ciągle prawisz mi komplementy? – zapytała rozbawiona, unosząc brew.

- Ależ skąd... Po prostu stwierdzam fakty. – odpowiedział niewinnie Severus.

- Już ci wierzę, Sev! – zaśmiała się dźwięcznie Lily. – Coś nie tak? – zapytała miękko kobieta, gdy zauważyła, jak twarz Severusa spochmurniała.

- Nadal nie potrafię zrozumieć, jak możesz nie być na mnie zła... Za to... – Lily lekko wygięła wargi, kręcąc delikatnie głową z tkliwym wyrazem twarzy.

- Nie jestem, Sev, i nigdy nie będę.  – odparła miękkim głosem. – Wiem, że serce nie sługa i nie można tego zmienić. Przyznaję, że jestem zaskoczona, że mimo wszystko... Mimo tego, co się stało i jak cię zraniłam, a ty nadal mnie kochałeś i kochasz. Robisz dla mnie wiele.. Poświęcasz się dla mnie, mimo że wiesz iż dla mnie jesteś przyjacielem. – było jej z tego powodu ciut smutno, że musiał się zakochać nieszczęśliwie, akurat w niej, ale wiedział, ze żadne z nich nie mogło nic na to poradzić. Dotknęła delikatnie jego policzka, kierując tak, by na nią spojrzał. – I bardzo wiele to dla mnie znaczy. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nikt wcześniej nie zrobił dla mnie aż tyle co ty. – szepnęła, zaczesując na bok jego włosy. Severus słuchał uważnie każdego jej słowa. – I nie myśl, że to dla mnie bez znaczenia. Nie chcę robić ci nadziei...

- Rozumiem. Nie mam ci tego za złe. – odparł cicho, ukrywając wewnętrzny smutek. Ale wcale nie był na nią zły. Nie miał prawa. Jak on nie mógł przestać jej kochać, tak ona nie mogła się zmusić do miłości.

- Severusie...

- Powinniśmy już iść. – zdecydował, zmieniając temat. Severus puścił Lily, prostując się i dłonią wygładzając szaty. – Jesteś gotowa? – Lily westchnęła cicho, ale zaakceptowała zmianę tematu. Nie chciała go urazić. Chciała tylko by wiedział i nie był rozczarowany.

- Tak. – odparła cicho, również wygładzając swoją suknię.

- Pamiętasz, co ci mówiłem przed pierwszym spotkaniem ze Śmierciożercami? – Lily pokiwała głową.

- Mówienie jest srebrem, milczenie złotem i pilnowanie swojego kieliszka... No i oczywiście trzymanie się blisko ciebie. – dodała na końcu, patrząc na Severusa dużymi oczami. Mężczyzna skinął głową.

- Dokładnie. W razie problemów wiesz do kogo masz się zwrócić.

- Oczywiście.

- A! I lepiej nie pij za dużo. Masz naprawdę słabą głowę, Lily. – dodała ze złośliwym przekąsem. Lily zarumieniła się, wiedząc o jaką sytuację mu chodzi. Jedyne co pamiętała z tamtego zdarzenia, to straszliwego kaca następnego dnia. Obiecała sobie wtedy nie pić więcej wiśniówki Lucjusza... I innych alkoholi jego wyrobu.

- Pamiętam. Pozostanę chyba tylko na herbacie. – odparła, lekko się krzywiąc na wspomnienie.

- Bez przesady, bo jeszcze ktoś pomyśli, że wymagam do cię abstynencji. – prychnął Mistrz Eliksirów, na co Lily wywróciła oczy na jego złośliwość.

- Przeceniasz swój dar przekonywania, Severusie. – odparła złośliwie Lily, na co Mistrz Eliksirów przewrócił oczami. Merlin wiedział, że to prawda. Jak Lily się na coś bardzo uparła, to nikt nie był w stanie jej od tego odwieść, nawet on.

- Nic z tych rzeczy. – powiedział opanowanie mężczyzna. – Czas na nas. – Lily skinęła głową, ubierając czarny płaszcz. Razem wyszli z jej pokoju, gdzie Severus założył swój i razem poszli do wyjścia z kwater, następnie kierując się w górne poziomy zamku. Godzina nie była najpóźniejsza, ale i tak nie spotkali niego, bo szkoła tonęła w ciszy i pustce z braku uczniów. Ci, którzy pozostali, siedzieli w swoich dormitoriach lub Wielkiej Sali, oczekując sylwestrowej zabawy, organizowanej co roku przez dyrektora. Na szczęście w tym roku profesor Snape nie musiał w nim uczestniczyć, z czego był zadowolony. Z drugiej strony na sylwestrowe spotkanie Śmierciożerców też nie miał chęci, ale jak to mówią: „Z dwojga złego...”

     Para wyszła z zamku, idąc w ciszy. Lily otuliła się ciaśniej płaszczem, gdy dotknęło jej zimne powietrze grudniowego wieczora. Cały dziedziniec był obsypany śnieżnym puchem, tworząc gdzieniegdzie spore zaspy, w miejscach, w których Hagrid nie odśnieżył drogi. Bruk był pokryty zamarzniętym śniegiem i lodem, przez co Lily musiała uważać, jak chodzi. Jej ręką niemal od razu powędrowała do dłoni Severusa, której się uczepiła jak kotwicy. Nie miała zamiaru i ucałować dziedzińca.

„Wolałabyś Severusa.” – powiedział głosik w jej głowie, przez co się nieco zarumieniła. – „Wcale nie!” – zbeształa się w głowie, ale rumieńce nadal nie zniknęły, a one mówiły same za siebie.

- Jest jakiś powód, by się rumienić? – usłyszała rozbawione pytanie z prawej strony. Lily zaryzykowała spojrzenie na Severusa, dostrzegając zabawny błysk w jego oczach, mimo beznamiętnej twarzy. Jej rumieniec się pogłębił.

- Zimno jest na dworze. – wymamrotała zażenowana, odwracając wzrok. Rumieńce zdradzały jej myśli. Severus rozbawiony prychnął cicho. Akurat jej w to wierzył. Trzymając się za dłonie, szli dalej w ciszy w kierunku granic antyteleportacyjnych Hogwartu. Śnieg skrzypiał pod ich stopami i iskrzył się w świetle księżyca milionami kryształowych drobinek. Gładka tafla zamarzniętego jeziora znaczyła się łagodnymi i prostymi liniami po zabawie kilku studentów, którzy wybrali się na łyżwy. Dwie przemykające się postacie mąciły spokój zimowego, nocnego krajobrazu, ale tylko przez krótką chwilę, bo po kilku minutach zniknęli za drzewami, kiedy weszli do Zakazanego Lasu. Ogołocone z liści drzewa dopuszczały więcej księżycowego światła niż w porze letniej. Jednak las nadal wyglądał tak samo mrocznie i uroczyście. Chłodna nuta zimowej pory dodawała mu podniosłej oraz ciemnej atmosfery. Ciszę przerywało huczenie dzikich sów lub innych zwierząt oraz szum śniegu opadającego z gałęzi. Gdzieś w oddali rozległ się trzepot skrzydeł.

     Lily... Właściwie to teraz już Cyntia trzymała się mocno dłoni Severusa, gdy szli przez mroczny las. Nie tylko, by nie potknąć się o wystające korzenie, ale również dla poczucia bezpieczeństwa, ponieważ wizyta w Zakazanym Lesie do tej pory przyprawiała ją o dreszcze. Zresztą kogo by nie?

     Szli dalej, zbliżając się coraz bardziej do granic antyteleportacyjnych Hogwartu. Im głębiej się zapuszczali, tym bardziej atmosfera stawała się mroczna i doniosła. Cyntia otuliła się szczelniej płaszczem, niemal bezwiednie, stając bliżej Severusa. Czuła się przy nim bezpieczniej. Jeśli mężczyzna to zauważył, to nie skomentował.

     Po chwili blondwłosa kobieta zatrzymała się wczuwając delikatne, ale znajome palenie w klatce piersiowej, jakby jej serce płonęło. Nadal nie udało jej się odkryć źródła tajemniczego uczucia, które pojawiło się znienacka i tak samo szybko znikało. Te tajemnicze ataki działały jej na nerwy i sprawiały zmartwienie. Cyntia rozejrzała się po lesie, ale nikogo poza nimi nie dostrzegła.

- Coś nie tak? – Cyntia spojrzał na Severusa, zauważając jego spojrzenie. Musiał na nią patrzeć, już od dłuższej chwili.

- Nie... Po prostu nie lubię tu być. – odparła cicho. – Zawsze mam dreszcze... – przyznała.

- No widzisz... A młodzież tutaj ciągnie i doprawdy nie wiem, dlaczego. – powiedział cynicznie Mistrz Eliksirów.

- Dla dreszczyku, Severusie. – powiedziała pobłażliwie Cyntia. – Chcą przeżyć jakąś przygodę, by wypaść ze szkolnej rutyny. – Severus prychnął na to olśnienie.

- Taki miałaś powód wyciągając mnie tam? – zapytał sarkastycznie. Cyntia posłała mu niewinny uśmiech.

- Ależ skąd. A ty po co tam ze mną chodziłeś? – zapytała podejrzliwie.

- Bo chodziłem. – odpowiedział zdawkowo, robiąc unik na jej pytanie.

- Żadnych kłamstw, pamiętasz, Sev? – Severus westchnął w duchu.

- To wymijająca odpowiedź...

- Oczywiście! – prychnęła Cyntia. – Gdy pytałam, kto jest Księciem Półkrwi, też udzieliłeś wymijającej odpowiedzi. – powiedziała sarkastycznie blondwłosa kobieta. Severus spojrzał na nią zaskoczony.

- Ty wiesz..?

- Oczywiście, że wiem! Nigdy nie byłam Ślizgonką, ale potrafię połączyć kropki. – powiedziała pobłażliwie Cyntia, patrząc pod nogi i trzymając się mocno jego ręki, gdy przechodziła nad większym korzeniem. – Po naszej wczorajszej... Rozmowie, domyśliłam się, że to musiałeś być ty. Dlaczego się nie podpisałeś imieniem i nazwiskiem?

- A spojrzałabyś na to wtedy? – zapytał skwaszony Severus, unosząc brew.

- Prawdopodobnie nie... – przyznała cicho. – Ale teraz, gdy już zakopaliśmy topór wojenny, mogłeś przyznać, że to ty.

- Możliwe...

- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Nie wiem. – wzruszył ramionami. Teraz mu to było obojętne, bo Lily i tak znała prawdę. Między nimi nastała chwila ciszy, gdy szli wolno w kierunku granic antyteleportacyjnych Hogwartu. Tylko skrzypienie śniegu i dźwięki mieszkańców lasu sprawiały, że cisza nie była aż tak cicha.

- Przyznaję, że dzięki twoim wymijającym odpowiedziom, trudno było mi cię rozgryźć. – odezwała się ponownie Cyntia, trzymając jego ciepłej dłoni.

- Cenię sobie tajemniczość. Inaczej nie byłbym dobrym szpiegiem, gdybym nie potrafił ukryć informacji. – odparła cicho mężczyzna.

- Wiem. – potwierdziła Cyntia. - Ale ja nie jestem twoim wrogiem. Ufam Ci i chciałabym byś i ty mi zaufał. – powiedziała cicho kobieta. Severus zatrzymał się, a Cyntia siłą rzeczy z nim. Blondwłosa czarownica podniosła głowę, spotykając czarne oczy Severusa, które miło lśniły w świetle gwiazd. Nadal trzymał jej dłoń, delikatnie gładząc kciukiem.

- Ufam ci. – wyznał cicho, a jego jedwabisty głos posiadał przyjemne i ciepłe wibracje oraz szczerą pewność jego słów. Na usta Cyntii wpłynął delikatny uśmiech.

- To... – kobieta zamilkła, podskakując w miejscu, gdy z krzaków za jego plecami wyleciała gromada nietoperzy. Jej serce biło szaleńczo z zaskoczenia i odrobiny lęku.

- Spokojnie. To tylko nietoperze. – uspokoił ją Severus kładąc dłonie na jej ramionach, gdy patrzyła przez chwilę w zarośla. Po chwili dopiero odwróciła powoli wzrok, znów patrząc na Mistrza Eliksirów.

- Tak. To tylko nietoperze. – mruknęła pod nosem. – Daleko jeszcze do granicy antyteleportacyjnych?

- Nie. Kilkanaście metrów. – Cyntia skinęła głową. Znów złapali się za dłonie i szli dalej. Kilkanaście metrów dalej zatrzymali się ponownie. – Gotowa?

- Tak. – odparła Cyntia, patrząc wprost w jego oczy. Trzymała mocno jego dłoń, która była ciepła i pocieszająca, niosąc ze sobą poczucie bezpieczeństwa.

     Severus delikatnie skinął głową i po chwili zniknęli z Zakazanego Lasu, by po kilku sekundach się pojawić przed dumnym i majestatycznym dworem, z rozległymi, zadbanymi ogrodami.

     Stali przed bramą Malfoy Manor.


Następny rozdział: "57. Sylwester w Malfoy Manor. Część I"








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro