6. Nie powinieneś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus przewrócił kartkę i spojrzał na nieprzytomną kobietę, opuszczając książkę na kolana. Cyntia nadal spała. Nie spodziewał się niczego innego. Podejrzewał, że nic się nie zmieni przez jeszcze jedną godzinę.

Teraz gdy tak na nią patrzył, przed oczami stawała mu scena, gdy nagle i inwazyjnie wszedł do jej wspomnień. Przez ułamek sekundy widział, jak na jej twarzy pojawia się cień bólu, zanim obraz zniknął, zastąpiony jej wspomnieniami. Czuł się winny. Nie chciał jej ranić. Ale zrobił to. Po raz kolejny.

Severus westchnął, przeczesując ręką czarne włosy. Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Dlaczego nie mógł chociaż raz zapanować nad swoim temperamentem?

Mężczyzna wyprostował się, gdy usłyszał szum sieci Fiuu. Kogo tym razem niesie? Severus miał nadzieję, że to nikt z jego kolegów po fachu, bo naprawdę w tej chwili nie miał ochoty na pogaduszki czy ploteczki z Minerwą.

Głowa Gryffindoru bardzo lubiła go nawiedzać, co Severusowi zawsze wydawało się dziwne. Ich domy rywalizowały od niepamiętnych czasów, a część kadry nie przepadała za nim, chociaż tego nie okazywali. Natomiast Szkocka Lwica z jakiegoś powodu lubiła wstępować w skromne progi Mistrza Eliksirów, bez strachu, że skończy jako składnik eliksirów.

Severus wstał, odkładając książkę na stolik obok jej łóżka i cicho wymknął się z pokoju. W salonie, ku jego uldze nie było Minerwy, ale blond arystokrata, Lucjusz Malfoy.

- Witaj, Lucjuszu! - odezwał się Mistrz Eliksirów, wyłaniając się z cienia korytarza. Arystokrata uśmiechnął się do przyjaciela.

- Dzień dobry, Severusie! Na początku, zanim zapomnę, mam ci przekazać pozdrowienia i gratulacje od Cyzi z powodu ślubu. - Gdyby wzrok mógł zabijać, Lucjusz z całą pewnością byłby już sześć stóp pod ziemią.

- I przyszedłeś tylko po to, by mnie podenerwować? - zapytał kąśliwie czarnowłosy mężczyzna.

- Nie, chociaż nie powiem, że mnie to nie bawi. - odparł blondyn złośliwie. - Z reguły to ty ze wszystkich drwisz.

- Nie ma to, jak paść ofiarą własnej broni. - wymamrotał Mistrz Eliksirów, powodując chichot arystokraty.

- Jak się miewa moja siostra? - zapytał Lucjusz, czerpiąc jakąś dziwaczną przyjemność z używania tego zwrotu. Severus wiedział, skąd się to bierze.

Lucjusz był jedynakiem. Nigdy nie miał rodzeństwa, chociaż bardzo chciał. Dlatego odkąd poznał Severusa, traktował go trochę jak młodszego brata. Sam Mistrz Eliksirów nie miał nic przeciwko. W domu nie miał co liczyć na wsparcie od rodziców. Jego ojciec pił i wyżywał się na nim i matce, która cały czas zajmowała się trzymaniem głowy nisko. Pomoc, jaką dostawał od Lucjusza, pomogła mu wyjść na ludzi. A arystokrata cieszył się z "posiadania" młodszego rodzeństwa, nawet jeśli było ono przyszywane. Teraz gdy jego siostra była żoną jego najlepszego przyjaciela, tym bardziej był on zadowolony.

- Śpi. - cóż... to było niedopowiedzenie roku. Była raczej nieprzytomna. Lucjusz uniósł brew. - Po śniadaniu mieliśmy pierwszą lekcję Oklumencji.

- I ona ją tak zmęczyła? - Severus przeczesał ręką włosy.

- Nie.

- Co tym razem zrobiłeś? - Lucjusz znał go zdecydowanie zbyt dobrze. A jak znał jego metody pedagogiczne...

- Przyznaję, że jest w tym trochę mojej winy. - Severus westchnął. - Trzy razy wszedłem do jej umysłu. Pierwsze dwa były łagodne, nie miałem zamiaru nic jej zrobić. Po drugim razie postanowiłem zakończyć, ale ona zarzuciła mi, że jej nie uczę, traktuję za słabą i sam nic nie umiem. - Severus nadal był zły.

- A ty? - Lucjusz ciągnął go za język, przelotnie myśląc, że nie spodoba mu się, co usłyszy.

- Po raz trzeci użyłem Legilimencji.

- Domyślam się, że siła zaklęcia była większa. - Severus już słyszał ten krytyczny ton.

- Nie był to nawet ułamek tego, co serwuje nam Czarny Pan. - Kiepska próba obrony.

- Ale najwyraźniej wystarczyło, by straciła przytomność. - Lucjusz pokręcił głową z dezaprobatą. Severus kochał Lily, ale robił wszystko, by ją od siebie oddalić. Tak, doskonale wiedział o jego uczuciu do rudowłosej kobiety, kryjącej się w ciele Cyntii Snape. - Kochasz ją, a robisz wszystko, by od siebie oddalić...

- Ciszej! - syknął Mistrz Eliksirów, zerkając na korytarz. Rzucił niewerbalne Muffliato. - Zwariowałeś?! Przecież wiesz, że ona nie może się dowiedzieć! - Lucjusz przewrócił oczami. Severus i jego dziwaczne przekonanie.

- Wiesz, Severusie, teraz ma to średnie znaczenie, bo i tak jesteście małżeństwem. - w Księcia Półkrwi jakby piorun strzelił.

- No i co z tego?! - wywarczał Mistrz Eliksirów. - Ona i tak mnie nienawidzi. - mruknął.

- Rób tak dalej jak robisz, a raczej się to nie zmieni.

~*~*~

Widziała ciemność. Miękka czerń otaczała ją z każdej strony. Co się stało?

No tak. Pierwsza lekcja Oklumencji, która okazała się kompletną katastrofą. Cyntia nie przeczyła, że było w tym trochę jej winy, bo go sprowokowała, ale nie zamierzała przepraszać. Lecz w tamtej chwili tak się czuła. Jakby traktował ją jako słabą przez to, w co się wpakowała. Mógł uważać, że powrót do świata żywych kosztował ją wiele mocy. Może i tak było, ale nie czuła tego. Jedyne co czuła to zdezorientowanie. Nadal nie mogła sobie uzmysłowić, że spała przez dziesięć lat. A jak na ironię, Śpiąca Królewna zawsze była jej ulubioną baśnią w dzieciństwie. Nie miała tylko pojęcia, że w dorosłości będzie jej bohaterką przez dziesięć lat. Tylko że jej nie obudził pocałunek ukochanego. Sama Lily nie miała pojęcia, jak to się stało. Ale czuła, że miało to związek z kimś, kto... darzył ją silnym uczuciem. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale w jakiś sposób to wiedziała. Lecz nie miała pojęcia, kto to.

Cyntia usłyszała szelest przewracanej kartki, gdzieś obok siebie. Nie była w pokoju sama. Ostrożnie uchyliła powieki. Leżała w swoim łóżku. Jak się tu znalazła?

- Obudziłaś się wreszcie. - usłyszała ciche stwierdzenie po lewej stronie. Na krześle przy jej łóżku siedział Severus Snape z książką na kolanach. Cyntia była trochę zdziwiona jego obecnością. Stwierdziła, że musiał czuć się winny, że doprowadził ją do takiego stanu, dlatego teraz siedział i czekał, aż się obudzi.

- Długo tu jesteś?

- Czy to ważne? Wypij. - wcisnął jej w rękę fiolkę wypełnioną jakimś eliksirem.

- Co to? - zapytała ostrożnie. Severus przewrócił oczami.

- To tylko eliksir wzmacniający, nie trucizna. - odpowiedział trochę sarkastycznie, zanim zdążył się powstrzymać. Cyntia nic nie powiedziała, tylko odkorkowała fiolkę i wypiła jej zawartość. Od razu poczuła pozytywne efekty działania eliksiru.

- Lepiej?

- Tak. - potwierdziła chłodno, oddając mu fiolkę. Severus wstał. - Dlaczego tu siedziałeś? - Mężczyzna zatrzymał się w wejściu, będąc już na korytarzu. Dlaczego tam siedział? Martwił się.

- Czekałem, aż się obudzisz. - odpowiedział, jakby to było oczywiste. Cyntia zmarszczyła lekko brwi. - Czy to dziwne?

- Nigdy więcej tego nie rób. - rozkazała zimno. Teraz brwi Severus podjechały do góry.

- Dlaczego? - jasnowłosa kobieta podniosła hardo głowę.

- Bo nie lubię, jak ktoś patrzy na mnie, gdy śpię. - powiedziała ostro, zanim machnięciem różdżki zatrzasnęła z hukiem drzwi tuż przed jego nosem. Severus uniósł brwi i mrugając, stał zamrożony w miejscu. Czy właśnie ktoś zatrzasnął mu drzwi przed twarzą w jego własnym mieszkaniu?

W pierwszej chwili poczuł wściekłość. Najpierw go prowokuje, a potem ma jeszcze pretensje, że czekał, aż się obudzi i najlepsze, zatrzaskuje mu drzwi przed nosem, nie przejmując się, że nie jest u siebie. Wcale nie doceniła, że zgodził się jej pomóc, chociaż nie musiał. Nie chciał komplikować sobie życia, bardziej niż już jest, ale jednak podjął się tej gry udawanego małżeństwa. Lecz ona oczywiście o tym nie myśli! Jest uparta, niewdzięczna, arogancka...

Nagle jego ramiona opadły. Nadal jest na niego wściekła. Nie zapomniała tego, jak ją nazwał na piątym roku. Ale jak mogłaby to zrobić? On miał na to dziesięć lat i tego nie zrobił. Nie potrafił. Nie potrafił sobie tego wybaczyć ani zapomnieć.

Severus ostatni raz spojrzał na drzwi, po czym cicho odszedł, wchodząc do swojego gabinetu i zamykając się w nim.

~*~*~

Cyntia siedziała, wpatrując się w drzwi, które przed chwilą zatrzasnęła. W ręce zaciskała różdżkę, jakby zaraz miała jej użyć. Spodziewała się, że Snape za chwilę wparuje wściekły do jej pokoju. Sama właściwie zastanawiała się, dlaczego tak zareagowała. Tylko siedział i czekał, aż się obudzi. Co w tym złego?

Z jakiegoś powodu ją to zdenerwowało. Co on sobie myślał? Mogli być małżeństwem, ale tylko na papierze. Myśli, że jeśli będzie zachowywał się względem niej jak kochający mąż, to nagle mu wszystko wybaczy i będą razem żyli długo i szczęśliwie? Nie ma mowy!

Chociaż z drugiej strony było jej trochę głupio, bo zachowała się jak rozpuszczona nastolatka, której rodzice nie zgodzili się puścić na kolejną imprezę, gdy po pierwszej wróciła pijana. Cyntia spojrzała na zegarek. Była nieprzytomna przez trzy godziny. Trzy godziny spędził przy jej łóżku. Czuła trochę winy, bo wcale nie musiał tego robić. Mógł robić sto ciekawszych rzeczy niż to. Więc dlaczego został?

Cyntia potrząsnęła głową. Nie ważne. Kobieta usiadła na łóżku, kładąc stopy na podłodze. Przez chwilę powróciło uczucie czyjeś obecności w jej umyśle. Dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Chociaż nie było ono tak okropne, jak za pierwszym razem, nadal sprawiało wrażenie nieprzyjemnego. Podejrzewała jednak, że będzie musiała się do tego przyzwyczaić, bo w najbliższym czasie będzie czuć to często.

Cyntia otrząsnęła się i wstała. Podeszła do przymkniętego kufra. Ze środka wyciągnęła album ze zdjęciami, po czym usiadła znów na łóżku. Otworzyła książkę. Na pierwszej stronie było rodzinne zdjęcie Evansów. Rozalia i Mark Evans, a wraz z nimi dwie małe dziewczynki, jedna blondynka, a druga o rudych włosach. Lily i jej siostra Petunia.

Zielonooka kobieta uśmiechnęła się lekko. Mogły kłócić się z Petunią, ale nadal były siostrami. Kochała ją. Ciekawa była, co się u niej dzieje. Ich rodzice umarli nie długo po zakończeniu przez młodszą córkę Hogwartu. Zginęli w wypadku. Petunia zdążyła wyjść za mąż za biznesmena, Vernona Dursley'a. Cyntia nie zbyt dobrze go kojarzyła.

Oglądała kolejne zdjęcia jej rodziny, aż dotarła do pierwszego ruchomego obrazu, na którym była on i jej przyjaciel, Severus Snape. Przesunęła smutno palcem po fotografii. Ta przyjaźń już dawno nie istnieje. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek była szansa na jej utrzymanie. Może, gdy nie figle Huncwotów...

Potrząsnęła głową, zatrzaskując album. To już przeszłość. To przeszłość Lily Evans, która umarła dziesięć lat temu. Cyntia Snape miała zupełnie inną historię. Była owocem romansu, dwojga czystokrwistych czarowników, będąc siostrą Lucjusz Malfoy'a, a potem wyszła za lojalnego Śmierciożercę.

~*~*~

Następne dni potoczyły się podobnie, z tym że większość spędziła prawie cały czas sama, bo Mistrz Eliksirów miał zajęcia. Z jednej strony Cyntia cieszyła się, że nie musiała go oglądać, ale z drugiej brakowało jej towarzystwa.

W każdym razie udało im się nie pokłócić. Atmosfera była tak lodowata, że w porównaniu z nią Grenlandia to jeden z krajów Afryki. I chociaż Cyntii wyraźnie to przeszkadzało, nie miała zamiaru tego zmieniać. Nie wiedziała jak. Nie mogła udawać szczęśliwej z tego udawanego małżeństwa, bo tak nie było. Zastanawiała się, ile dadzą radę tak udawać i czy nie okaże się to totalną klapą.

Kolejne lekcje Oklumencji nie okazały się taką katastrofą jak pierwsza. W każdym razie odkryła, że ceglana ściana nie jest najlepszą ochroną. Zamknięte drzwi były znacznie lepsze. Trzeciego dnia udało jej się powstrzymać jego atak dłużej niż minutę. Ale nadal było to na nic.

- Cholera! - Severus zaklął po kolejnej nieudanej próbie. Cyntia opadła na fotel za nią, czując lekkie zmęczenie, zaś Mistrz Eliksirów zaczął krążyć po salonie. - To bez sensu. - wymamrotał pod nosem. Nagle zatrzymał się i spojrzał na zielonooką kobietę. - Spróbujmy czegoś innego.

- Czego? - zapytała ostrożnie. Nie wiedziała, co wymyślił jej obecny mąż, dzięki uprzejmości dyrektora.

- Nauka całkowitej blokady myśli w twoim wypadku nie zdaje egzaminu. Zanim się tego nauczysz minie wiele czasu, którego niestety nie mamy. - powiedział Mistrz Eliksirów, zakładając ręce.

- To, co zrobimy?

- Spróbujemy metody przekierowania. - Severus wszedł w tryb nauczania. - Polega ona na pokazywaniu atakującemu tego, co ty chcesz mu pokazać, a nie tego, co on chce znaleźć. Jest znacznie prostsza. - Severus schował różdżkę do rękawa. - Pokaże ci, na czym to polega. - Cyntia uniosła brwi.

- Pokażesz?

- Tak. Chyba nie powiesz mi, że nie chcesz zajrzeć do mojego umysłu. - Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. Cyntia byłaby kłamcą, gdyby zaprzeczyła. - Tak myślałem. - wyczytał to z jej twarzy. Bardzo chciała zajrzeć do jego umysłu. W końcu on robił to dość często. Miała prawo do rewanżu, prawda? Cyntia wstała. - Znasz zaklęcie. - powiedział, składając ręce razem i dając jej wolną rękę. Był doświadczonym Oklumentą, więc nie bał się, że zobaczy coś, czego nie powinna. Poza tym pewne wspomnienia były bezpieczne w myślodsiewni, zamknięte w jego gabinecie.

Cyntia wstała i wyciągnęła własną różdżkę, kierując ją na stojącego spokojnie mężczyznę. Wzięła głęboki wdech, zanim wypowiedziała zaklęcie.

- Legilimenty! - natychmiast została wciągnięta w zupełnie obcy sobie umysł.

Profesor Severus Snape stał przy tablicy, zapisując przepis na wywar Żywej Śmierci.

Zanim Cyntia zdążyła coś zrobić, wspomnienie samo się zmieniło.

Ten sam człowiek siedział w Wielkiej Sali i skanował wzrokiem grupę pierwszorocznych, którzy zaraz dołączą do ciała studenckiego.

Wspomnienie znowu uległo zmianie.

Mistrz Eliksirów był w swoim laboratorium, warząc eliksiry dla Skrzydła Szpitalnego.

Nagle Cyntia znów znalazła się w salonie. Nawet nie wiedziała, kiedy została wyrzucona z jego umysłu. Zdziwiła się, że nie poczuła przy tym żadnego bólu.

- To była metoda przekierowania. Pokazałem ci to, co chciałem. - Severus zaczął wyjaśniać. Cyntia musiała przyznać, że była trochę rozczarowana tym, co zobaczyła. Liczyła na jakieś konkretniejsze wspomnienia.

- Jak dokładnie to zrobić? - zapytała, ukrywając rozczarowanie. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Widział jej zawód.

- Musisz się skupić na wspomnieniach, które chcesz pokazać. Przekładasz je jak fotografie. Wybierz wspomnienia, które chcesz mi pokazać. - Severus wyciągnął własną różdżkę i odczekał kilka minut, dając czas na zastanowienie. - Skup się. Jeden, dwa, trzy. Legilimenty!

Cyntia z całej siły skupiła się na wspomnieniach, które chciała pokazać, a które ukryć.

Lily Evans stała na cmentarzu nad grobem, gdzie przed chwilą spoczęli jej rodzice.

Wspomnienie szybko zniknęło, zastąpione innym, które zostało wybrane.

Ośmioletnia Lily stoi w salonie ze skrzypcami w ręku, a obok był jej ojciec, pokazując córce, jak należy prawidłowo trzymać instrument.

Cyntia zmieniła wspomnienie, mimo nacisku drugiej osobowości.

Ta sama dziewczyna, ale nieco starsza stała w swoim pokoju, już samodzielnie grając na skrzypcach.

Następnie skupiła się na wyrzuceniu obcej jaźni z umysłu. Skupiła na tym całą siłę woli.

Była bardzo zaskoczona, gdy znów znalazła się w salonie, a Severus stał i patrzył na nią z lekko dziwnym wyrazem twarzy.

- Co? - zapytała, gdy milczał przez dłuższą chwilę.

- Jesteś naturalnym Oklumentą, a metoda przekierowania właśnie potwierdziła to, co podejrzewałem już wcześniej. - Cyntia wyglądała na zaskoczoną. Nie spodziewała się czegoś na kształt pochwały. - Jedyny problem polega na tym, że wspomnienia, które mi pokazujesz, należą do Lily Evans, a nie Cyntii White. - kobieta zrozumiała, o co chodzi.

- Wspomnień Cyntii prawie nie mam. Całe życie byłam Lily Evans. - Czarnowłosy mężczyzna westchnął.

- Właśnie dlatego musisz zapomnieć, kim kiedyś byłaś. Wszystkie wspomnienia związane z Lily Evans musisz odrodzić murem, zamknąć i wyrzucić klucz. Przynajmniej na razie.- ręce Cyntii opadły wzdłuż ciała.

- Jak mam zapomnieć, kim byłam? Nie jesteś poważny! - wiedziała, że to, co powiedział, miało słuszność, ale nie mogła sobie wyobrazić, jak mogła wyrzucić z pamięci dwadzieścia lat życia.

- Ja to zrobiłem. Ty też musisz, jeśli chcesz przeżyć. - powiedział Severus, chowając różdżkę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest łatwo ukryć przeszłość pod warstwami kamieni i lodu, ale było to konieczne. - Na dziś skończymy. - zetknął na zegarek. - Za pół godziny przyjdzie Narcyza.

- Po co? - Cyntii była zaskoczona. Severus odwrócił się do niej.

- Nauczyć cię wszystkiego, co powinna wiedzieć czarownica czystej krwi. Nie mam zamiaru umrzeć przez twoją niewiedzę. - ostatnie zdanie wymamrotał do siebie.

~*~*~

Cyntia siedziała w fotelu w swojej sypialni, czytając książkę, którą na jej życzenie przyniósł skrzat. Prawa i obowiązki Czarownicy Czystej Krwi. Już po przeczytaniu pierwszego rozdziału, doszła do wniosku, że to kompletny stek bzdur.

Innymi słowy, jako czarownica czystej krwi miła być bezwzględnie posłuszna mężowi i zupełnie nie używać własnego rozumu. Dla Cyntii było to kompletnie bez sensu.

Gdy Severus zobaczył, co czyta, powiedział jej, że jeśli spróbuje zastosować wszystkie te absurdalne zasady, to najlepiej niech od razu odda się w ręce Czarnego Pana. Za wyjaśnienie podał, że nikt nie uwierzy, że chciałby taką posłuszną żonę, gdyż wszyscy doskonale wiedzą, że ceni używanie mózgu bez względu na pochodzenie i nienawidzi głupich potakiwaczy. Cyntia uznała to za błogosławieństwo, bo wcale nie miała zamiaru grać roli potulnej owcy.

Tak jak Snape powiedział, Narcyza przyszła pół godziny późnej. Pani Malfoy miała bardzo jasne blond włosy i bladą twarz o anielskich rysach. Cyntia pomyślała, że wyglądem przypomina królową lodu.

Narcyza wyjaśniła jej, jak powinna zachowywać się wśród innych Śmierciożerców. Milczenie było najlepszym rozwiązaniem, chyba że zostanie wciągnięta w rozmowę, co Cyntii się spodobało, bo nie miała ochoty na pogaduszki ze zwolennikami Volde... Czarnego Pana. Na to też musiała uważać.

Ze zdziwieniem, Cyntia odkryła, że miło się rozmawiało z Narcyzą. Czasem mogła być chłodna i powściągliwa, ale mimo wszystko poczuła do niej pewną nić zaufania. To chyba dobrze, bo jako Cyntia nie mogła utrzymywać kontaktu ze starymi znajomymi, którzy nie wiedzieli, że Lily Evans jednak żyje. Narcyza ostrzegła ją, że większość ludzi najprawdopodobniej nie będzie jej ufać, mogą być nawet wrogo nastawieni ze względu na reputację jej męża. Cyntia nie była tym zachwycona, ale nie mogła nic na to poradzić.

Gdy temat zszedł na garderobę, Narcyza nagle bardzo się ucieszyła. Cyntia już wiedziała, że moda jest konikiem pani Malfoy. Ponieważ wszystko musiało być zrobione w tajemnicy, Narcyza wezwała swojego osobistego skrzata, który miał odpowiednią wiedzę i umiejętności na temat szycia strojów dla czarownic czystej krwi.

Trzy godziny późnej Cyntia została zaznajomiona z zasadami zachowania i miała odpowiednią ilość szat dla czarownicy czystej krwi. Zdziwiła się trochę, bo zwykłe, codzienne szaty, były podobne do szat Sna... Severusa. A co jeszcze dziwniejsze, podobało jej się to. Oczywiście tak jak się spodziewała, były w bardziej stonowanych kolorach, ale nie były same czarne, co trochę ją ucieszyło.

- Jak się odnajdujesz? Wiesz, w tym wszystkim? - zapytała delikatnie Narcyza, nie chcąc jej naciskać. Cyntia westchnęła cicho.

- Szczerze, czuję się trochę zdezorientowana. Jeszcze tydzień temu byłam kimś zupełnie innym. - przyznała zielonooka kobieta, decydując się na szczerość. Narcyza kiwnęła lekko głową.

- To całkiem zrozumiałe.

- W jeden dzień stałam się zamężną czarownicą czystej krwi i dorobiłam się czystokrwistego rodzeństwa. - cholerna ironia.

- Posiadanie rodzeństwa chyba nie jest dla ciebie nowe. Z tego, co wiem, miałaś siostrę. - Cyntia nie spytała, skąd Narcyza ma takie informacje, bo była to powszechna wiedza, gdy chodziła do Hogwartu.

- Tak. Ale nie dogadywałyśmy się. - powiedziała krótko. - A co Mal... Lucjusz myśli o posiadaniu młodszej siostry? - musiała się przestawić na mówienie do wszystkich po imieniu.

Narcyza zaśmiała się wesoło, co trochę zaskoczyło jasnowłosą kobietę.

- Stwierdzenie, że cieszył się jak dziecko, jest jak najbardziej odpowiednie. - odparła, a na jej anielskich rysach gościł uśmiech. - Lucjusz zawsze chciał mieć rodzeństwo, ale niestety był jedynakiem. Gdy poznał Severusa, zaczął traktować go trochę jak młodszego brata. A teraz jego marzenie się ziściło i ma siostrę, nawet jeśli przyszywaną. - blondynka uśmiechnęła się. Cyntia musiała przyznać, że była trochę zaskoczona. Do głowy by jej nie przyszło, że Malfoy się ucieszy. Ona sam była średnio zadowolona z tego pomysłu, chociaż wiedziała, że to konieczne. Jednak nadal ciężko było jej traktować Lucjusza Malfoy'a jako starszego brata. Wszyscy znają jego publiczne podejście do mugolaków. Wszystkie swoje lata w Hogwarcie znała go jako pompatycznego aroganta czystej krwi. Teraz musiała zmienić swoje poglądy, jak i zachowanie względem arystokraty.

- Nie sądziłam, że będzie taki zadowolony. - powiedziała cicho. Narcyza uśmiechnęła się wyrozumiale.

- Wiem, że Lucjusz czasem potrafi być naprawdę chłodny, ale to tylko maska, którą pokazuje publicznie. Tak naprawdę tylko Severus, ja i Draco wiemy, jaki jest naprawdę.

- Draco to wasz syn? - zainteresowała się Cyntia. Szczery uśmiech pojawił się na twarzy Narcyzy.

- Tak. - potwierdziła. - Draco to wspaniałe dziecko. Jest podobny do Lucjusza, ale oczy ma po mnie. - zielonooka kobieta wygięła łagodnie wargi.

- Chętnie go poznam.

- Oczywiście, w końcu to twój bratanek. - blondynka mrugnęła. Gest niby normalny, ale u niej niespotykany. Cyntia zachichotała, sama nie wiedząc z czego. W jeden dzień dorobiła się męża, brata, szwagierki i bratanka. Ale w tym samym dniu straciła także siostrę i jej rodzinę, przyjaciół i tożsamość. - A jak się dogadujesz z Severusem? - Cyntia od samego początku obawiała się tego pytania. Ostatnio ich relacja była chłodniejsza niż temperatura na Grenlandii. Nie mogła powstrzymać skrzywienia.

- Nie ukrywam, że nasza relacja jest raczej... Napięta. - powiedziała powoli. Ale Narcyza i tak wiedziała po jej minie, że "napięta" to nie jest właściwe słowo.

- Wiem, że jesteś na niego zła za to, co zrobił w Hogwarcie, ale od tego czasu minęło piętnaście lat. Nie sądzisz, że nadszedł czas puścić to w niepamięć? - Cyntia czuła, że Narcyza po części ma rację, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła.

Nie potrzebuje pomocy szlamy!

Ból był taki sam, jak wtedy, gdy to usłyszała. Nie potrafiła wybaczyć. W każdym razie nie teraz.

- On miał szesnaście lat, by to przemyśleć i zapomnieć. Ja przez dziesięć lat spałam. Dla mnie stało się to nie dawno. Poza tym to był dla mnie cios w plecy. Cios od najlepszego przyjaciela, którym był. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczenie będzie możliwe. - ostatnie zdanie było powiedziane tak cicho, że Narcyza stwierdziła, że to powiedziała do siebie. Słyszała ból w jej głosie. Rozumiała, że jest zraniona. Ale żal było jej także Severusa. Malfoy'owie i Dumbledore byli jednymi, którzy mieli możliwość ujrzeć prawdziwą twarz Severusa Snape'a. Narcyza widziała, jak poczucie winy za tamte epizod pożera go od środka regularnie każdego dnia. Jednakże nie miała zamiaru na siłę zmuszać jej do wybaczenia.

- Rozumiem, to. Ale pamiętaj, że przed innymi nie możesz ujawniać swojej złości na niego. Musicie udawać zgodne małżeństwo. - Cyntia powstrzymała się od skrzywienia. Właśnie tego się obawiała. Co będzie obejmować ich grę w "zgodne małżeństwo"? - To Lily Evans jest zła na Severusa, Cyntia nie ma takich problemów.

- Wiem, Narcyzo. Ale będzie to trudne. Przynajmniej na początku.

- Dasz sobie radę. - Narcyza naprawdę w to wierzyła. - Przecież jesteś w części Malfoy'em.

~*~*~

Następny rozdział: "7. Spotkanie personelu"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro