60. Porwanie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Lily siedziała w ciszy na łóżku, otulona kołdrą w swojej sypialni, w dłoniach trzymając kubek z ciepłym kakaem, które przyniósł skrzat na polecenie Severusa. Mistrz Eliksirów ukradkiem dodał jej tam kilka kropel eliksiru uspokajającego, o czym Lily nie widziała, jednak nie miałaby nic przeciwko. Po tym, co się stało, bardzo potrzebowała się uspokoić. Nadal cała lekko drżała z emocji. Teraz w pełni dotarło do niej znaczenie słów Severusa, by trzymała blisko. I chociaż nie sądziła, by coś złego jej się stało, gdy był zaledwie piętro niżej, dziś przekonała się, że tak nie jest. Z jednej strony cieszyła się, że Severus tak szybko się zjawił, ale z drugiej była przerażona tym, co zrobiła. Nie wiedziała, dlaczego pomyślała akurat o tej klątwie. Nie chciała go zabić, co prawie jej się udało. Jedynie obronić siebie. Była przerażona samą sobą. Czy jej dusza też nasiąka mrokiem?

     Kiedy drzwi się otworzyły, Lily podniosła wzrok znad trzymane go kubka. Zobaczyła Severusa, który trzymał fiolkę z jakimś eliksirem. Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na kraju, delikatnie podnosząc palcami jej podbródek. Lily przemknęła oczy, gdy Severus przystawił jej koniec różdżki do twarzy, lecząc skutki uderzenia w twarz przez tamtego Śmierciożercę. Czuła lekkie muskanie magii i po chwili po obrażeniach nie było śladu. Severus zabrał różdżkę.

- Wypij to. - powiedział cicho, podając Lily odkorkowaną wcześniej fiolkę. Kobieta bez szemrania i pytania wypiła jej zawartość. Ufała Severusowi. Widziała, że nigdy nie skrzywdziłby jej. Oddała mu po chwili pustą fiolkę, delikatnie skrzywiając się na smak mikstury, jednak go nie komentując. Przyzwyczaiła się, że niemal wszystkie eliksiry uzdrawiające mają paskudny smak. Odłożyła na stolik pusty kubek po kakao.

- Przepraszam, Sev. - mruknęła cicho Lily, patrząc swoje dłonie, które nagle były bardzo interesujące. Czuła się winna, że nie posłuchała jego ostrzeżeń.

- Nie masz za co, Lily. - powiedział spokojnie Severus, patrząc na nią czarnymi oczami, mającymi w sobie ciepłą poświatę uczuć, jakimi ją darzył. - To ty tu jesteś ofiarą. - Lily potrząsnęła delikatnie głową.

- Jestem sama sobie winna. Ostrzegałeś mnie, a ją cię nie posłuchałam...

- Nie, Lily. To nie jest twoja wina. - Severus przerwał jej, delikatnie chwytając jej dłoń w swoją ciepłą. - To ja powinienem cię bardziej pilnować, wiedząc, że nie jest tam bezpiecznie. Powinienem iść cię szukać, a ja zamiast tego pozwoliłem sobie wplątać się w bezsensowną kłótnię z Bulstrode. - westchnął Mistrz Eliksirów, dodając sobie kolejne przewinienie do już i tak sporej listy win. - Nie znalazłbym cię tak szybko, gdyby zjawił się Selwyn.

- Nie winię cię, Severusie. - odparła Lily, kładąc dłoń na jego szorstkim policzku i patrząc w oczy. Severus patrzył na nią, delikatnie przytulając twarz do jej dłoni. Wcześniej prawie nigdy nie zaznał kobiecej troski i czułości, po kłótni z Lily i wcześniej śmierci jego matki. Było to dla niego nowe i inne, ale miłe i pożądane. Bał się tylko, jak bardzo będzie mu tego brakować, gdy zostanie sam. - Najważniejsze, że przyszedłeś. - wyszeptała Lily, patrząc na mężczyznę dużymi oczami.

- Nigdy bym cię nie zostawił. Wiesz o tym, Lily. - Lily uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa.

- Wiem. - Lily zabrała dłoń, którą uchwyciła znów jego rękę. Severus delikatnie pogładził ją kciukiem. - Nie mam pojęcia, co zrobiłabym, tam na górze.... Nie wiem, dlaczego pomyślałam akurat o tym zaklęciu... Po prostu chciałam... Chciałam, by mnie zostawił... - zakończyła łamliwym szeptem Lily. Severus delikatnie ścisnął jej dłoń palcami.

- Broniłaś się. Nie czuj się winna.

- Prawie go zabiłam...

- Zasłużył. - powiedział mężczyzna ze słyszalnym lekkim gniewem w głosie. - Wierz mi, że gdybym to ja go dorwał, miałaby znacznie gorzej. Wystarczyłaby mi minuta w cztery oczy.

- Severusie, proszę, nie rób nic pochopnie! - Lily mocno uczepiła się jego szaty rękami, ściskając ją mocno, jakby obawiała się, że zaraz się zerwie z miejsca i pogna dorwać Dołohowa i pozbawić go życia, a w najlepszym wypadku kilku części ciała. - Nie chcę byś miejscu przeze mnie miał kłopoty...

- Jeśli ktoś ma kłopoty, to właśnie on. - mruknął pod nosem mściwie.

- Severusie, proszę! - Lily wlepiła w niego duże, zielone oczy, którym nigdy nie mógł odmówić im dłużej w nie patrzył.

- Proszę, cię, Lily. Nie patrz tak na mnie...

- Jak? - zapytała niewinnie Lily, tym razem świadomie wlepiając w niego oczy.

- Właśnie tak, bo doskonale wiesz, ze ci nie odmówię. - odpowiedział, jednak nie odwracając wzroku. Jej oczy były zbyt piękne, by w nie nie patrzeć. Śnił o nich, ale nawet w najpiękniejszych snach nie były tak cudowne, jak w rzeczywistości.

- Wiem. - Lily uśmiechnęła się do Severusa niewinnie, na co ten przewrócił oczami. No tak. Oczywiście, że o tym wiedziała.

- I perfidnie to wykorzystujesz, moja droga. - zmrużył lekko oczy. - To zbyt ślizgońskie podejście, jak na Gryfona.

- Ostatnimi czasy spędzam w towarzystwie pewnego Ślizgona. - uśmiechnęła się delikatnie. - Więc? Zrobisz to dla mnie? - poprosiła cicho. Severus westchnął ciężko.

- Obiecuję, że nie wpakuję się w kłopoty. - obiecał z westchnieniem. Lily uśmiechnęła się do mężczyzny zadowolona i zarzuciła mu ręce na szyję, przytulając się do niego mocno. Czuła, jak jego ramiona ją otoczyły czule, przez co na jej usta wpłynął nowy uśmiech, który znaczył zupełnie coś innego.

- Dziękuję, Sev. - mruknęła Lily, tuląc się do mężczyzny. - Zostaniesz ze mną? - zapytała cicho, delikatnie się rumieniąc z sama nie wiedziała czego.

- Oczywiście. Jeśli tylko sobie tego życzysz. - odparł Mistrz Eliksirów. Zadowolona Lily uśmiechnęła się do niego, odsuwając się i przesuwając na łóżku. Severus ściągnął marynarkę, zostając w białej koszuli i czarnych spodniach. Gdy tylko się położył obok Lily, ta od razu przytuliła się do niego, kładąc głowę na klatce piersiowej i słuchając bicia jego serca. Czuła, jak mężczyzn otulił ją czule kołdrą, by nie zmarzła. Na jej usta wpłynął delikatny uśmiech. Przez czyny Severusa ukazywała się troska i siła jego uczuć większa, niż gdyby użył tysiąca słów. Poppy miała rację mówiąc, że to, co robi świadczy o jego miłości do niej. To jaki troskliwy i czuły był względem niej, było paradoksalnie różne od jego reputacji, którą widzą ludzie. Dla nich był zimny i oschły, natychmiast o nią dbał, jak o najważniejszą istotę na świecie. Kochał ją.

- Dobranoc, Sev. - szepnęła Lily, przytulając się do czarnowłosego mężczyzny, przymykając oczy. Czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Stres i lęk, wywołane poprzednimi wydarzeniami, zdawały się odpływać w nicość, gdy był obok, podobnie jak sama Lily.

- Dobranoc, Lily. - mruknął Severus, składając na czubku jej głowy delikatny pocałunek, który był ostatnim, co czuła Lily zanim odpłynęła do krainy Morfeusza.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Jakiś czas późnej.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Lily była w gabinecie Poppy, siedząc za biurkiem, na którym leżały starannie poukładane kartoteki pacjentów. W dłoni trzymała pióro, co jakiś czas maczając jego koniec w atramencie, dopisując coś do listy potrzebnych Eliksirów, którą miała dać Severusowi. Oczywiście nie to, że Mistrz Eliksirów sobie pofolgował w uzupełnieniu zapasów w składziku. Po prostu co jakiś czas uzdrowicielki ze Skrzydła Szpitalnego robiły listę brakujących mikstur, które profesor Snape uzupełniał w wolnym czasie. Albo tak jak ostatnio, robił to w towarzystwie Pani Snape. Lily ostatnimi czasy często towarzyszyła Severusowi w jego laboratorium, pomagając warzyć eliksiry. Robiła to nie tylko ze względu na relaks, ale również na możliwość spędzenia więcej czasu w jego towarzystwie, którego część spędzali na rozmowach, które nie raz przeciągały się grubo po godzinie policyjnej. Po prostu, tracili poczucie czasu będąc w swojej obecności. Podczas tych „laboratoryjnych pogawędek", jak Lily je nazywała, na ustach Severusa częściej gościł delikatny uśmiech, który obejmował mu lat i sprawiał, że wyglądał nawet przystojniej niż normalnie. Kilka razy nawet usłyszała jego cichy, ale szczery śmiech, co sprawiało, że jej samej chciało się uśmiechać jeszcze szerzej. Lily czuła, że już na dobre odzyskała przyjaciela i tak szybko nikomu go nie odda. Nie pozwoli mu odejść, choćby sam sobie coś ubzdurał, żeby ją zostawiać. Lily miała wrażenie, że ich przyjaźń powoli ewoluuje, co powinno napawać ją lękiem, ale wbrew wszystkiemu sprawiało, że chciała tej przemiany, dokądkolwiek ona prowadziła.

     Czarny Pan ostatnimi czasy siedział wyjątkowo cicho, podobnie jak i inni Śmierciożercy. Severus nie był torturowany, z czego Lily bardzo się cieszyła, bo nie chciała patrzeć, jak cierpi. Od spotkania w Malfoy Manor minęło kilka miesięcy i od tego czasu Severus był wzywany tylko trzy razy, głównie po listę mikstur do uwarzenia, co sprawiało, że musiał zarwać kilka nocy. Oczywiście Lily dotrzymywała mu towarzystwa, nawet jeśli ostatnią godzinę zwykle spędzała przysypiając na fotelu w rogu jego laboratorium. Właśnie wtedy najczęściej Lily budziła się następnego ranka w jego ramionach, bo gdy już przez sen dorwała go swoimi lwimi łapami, to już go nie puściła, więc nie miał wyjścia, jak tylko położyć się obok niej i iść spać. Jednak Lily nie zauważyła, by mu to przeszkadzało, więc z wielką radością to wykorzystywała, traktując jak prywatną przytulankę i oczywiście osobę, od której się grzała w nocy. Już wiedziała o między innymi jakich korzyściach z posiadania męża, mówiła Narcyza. O innych wolała nie wspominać, bo wciąż się rumieniła na pewne wspomnienia sprzed kilku miesięcy.

     Spotkania Zakonu Feniksa wyglądały zupełnie tak samo, jak zawsze. James i Syriusz po prostu nie potrafili zamknąć buzi na kłódkę, tylko jasno musieli dać do zrozumienia, jak to bardzo nie lubią Severusa, który oczywiście nie był dłużny. Wymianę sarkastycznych nieuprzejmości, jak zwykle przerwał Dumbledore. Podejście pozostałej części Zakonu... No cóż częściowo zostało takie samo, bo nie każdy potrafił się przełamać, by zaufać Severusowi i jej. Jednak ilość ostentacyjnie pogardliwych oraz nieufnych spojrzeń nieco zmalała, przez co oboje nie czuli się tak bardzo, jak dwie czarne owce w stadzie. Nawet raz podszedł do nich Arthur Weasley, w ramach zwykłej rozmowy pytając, jak jego dzieci radzą sobie w Hogwarcie.

     Jeśli chodzi o samą Lily, to przyzwyczaiła się już bycia swoim drugim „ja", jako żona Severusa. Nauczyła się, jak to jest być mężatką i wcale nie było to takie złe, jak uważała wcześniej. Może dlatego, że przez Jamesa czuła się zdradzona i bała się zaufać innemu mężczyźnie? Cóż, Severusowi udało się zdobyć jej zaufanie. Nie obyło się bez kilku długich miesięcy podejrzliwości i wzajemnej niechęci, jednak teraz wszystko było już w porządku. Lily wiedziała, że Severus nigdy nie skrzywdziłby jej, tak jak zrobił to James. Lily wydawało się, że mężczyzna stąpa wokół niej jak wokół kruchej porcelany, bojąc się ją stłuc. Rozumiała, że bał się ją znów stracić oraz nie chciał zranić. Nie chciał powtarzać błędów z przeszłości i naprawdę się starał. Dla Lily to wiele znaczyło. Zależało mu na niej. Widziała, jak bardzo. Chciał, by czuła się dobrze i jak najmniej zamartwiała sprawami związanymi z Czarnym Panem i Śmierciożercami. Na początku było to denerwujące, nie zaprzeczała. Lily denerwowała się, gdy trzymał karty przy sobie i ujawniał je w ostatniej chwili. Jednak teraz nie potrafiła być na niego o to zła, gdyż dostrzegała powody, dla których to robił.

     Im dłużej Lily myślała o Severusie, tym bardziej myślała o nim poważnie. Teraz byli związani małżeństwem i prawdopodobnie będą na siebie skazani na dłużej niż rok. Jej przykrywka musiała być wiarygodna i być utrzymana do czasu aż zagrożenie że strony Voldemorta zniknie. Gdyby zostało odkryte, kim naprawdę jest, Sam-Wiesz-Kto prawdopodobnie od razu zacząłby ją ścigać, stawiając na szczycie swojej listy osób, które chce widzieć martwych i to nawet wyżej niż Harry'ego Pottera. Dlaczego? Sprawa jest prosta. Jej cudowne przeżycie stałoby się wielką plamą na honorze czarnoksiężnika i jego dumie. Wielki Lord Voldemort, który nie potrafił porządnie pozbawić życia jednej nic nie znaczącej kobiety, w dodatku szlamy, nie wyglądałoby dobrze, prawda? Wyglądałoby na to, że jakaś mugolaczka ma większą moc, która rzucałaby złe światło na jego potęgę. A że najciemniej pod latarnią, to właśnie dlatego musiała pozostać w ukryciu pod samym nosem Czarnego Pana, jako Cyntia Snape. Jak to mówią: „gdy chcesz coś ukryć, zostaw to na wierzchu.".

     Wspominając o jej dziwnych atakach bólu w klatce piersiowej, powtórzyły się one kilka razy, z różną siłą. I w krótkich odstępach czasu. Lily nawet zaczęła rozważać, czy nie powiedzieć o tym Severusowi, ale gdy tajemnicze napady cierpienia ustąpiły, zrezygnowała z tego pomysłu. Nie chciała mu zawracać głowy bzdurami. Udało jej się jednak zaobserwować, że za każdym razem gdzieś w pobliżu kręcił się nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, profesor Kwiryniusz Quirell. Lily stwierdziła, że to czysty przypadek, ale jej intuicja podpowiadała jej, że wcale tak nie jest. Z jednej strony mogło to być przypadkowe, ale z drugiej to stawało się dziwnie podejrzane. Może Quirell ma na sobie coś, jaką substancję lub przedmiot na który miała alergię? Lily jeszcze tego nie odkryła. Co nie zmieniało faktu, że unikała profesora Obrony, jak tylko mogła.

     Lily dotknęła opuszkami palcy szmaragdu zawieszonego na szyi. Nie ściągnęła go, odkąd Severus jej go dał. Był nie tylko zwykłą błyskotką czy trafionym prezentem. Zaczynał mieć dla niej wartość emocjonalną, która znacznie się powiększyła.

- Cyntio, nie wiesz, gdzie są puste fiołki po miksturach? Miałam je oddać dziś Severusowi. - zapytała Poppy wchodząc do gabinetu. Lily... Znaczy Cyntia odrzuciła rozmyślania  podnosząc głowę znad pergaminów.

- Wczoraj już mu je zaniosłam, Poppy. Gdy wracałam że Skrzydła Szpitalnego. - odparła Cyntia, patrząc na pielęgniarkę.

- Naprawdę? Nawet nie wiem kiedy je zabrałaś. - blondwłosa czarownica uśmiechnęła się w odpowiedzi, wracając wzrokiem na pergamin i przygryzając końcówkę pióra w charakterystyczny sposób. Poppy za trzymała na chwilę na niej wzrok, przymrużając oczy zastanawiająco. Już ktoś tak obgryzał pióra... Po chwili oczy Poppy zrobiły się okrągłe z niedowierzania i absurdu pomysłu, jaki przyszłego jej do głowy. Przecież to było niemożliwe...

- Coś nie tak, Poppy? - zapytała Cyntia, nieświadoma obracających się w głowie Poppy trybików.

- Nie... Skąd. Wszystko w porządku. - powiedział szybko pielęgniarka, marszcząc brwi. Jeszcze nad tym pomyśli... Chociaż to było abstrakcyjne. Z drugiej strony, jak teraz sobie układała wszystko w całość... - Mogę cię o coś zapytać? - Cyntia odłożyła pióro.

- Oczywiście, Poppy. O co chodzi?

- Jak poznaliście się z Severusem? - Cyntia zmarszczyła brwi, na pytanie Poppy.

- Przypadkiem wpadliśmy na siebie w Hogsmade... Już słyszałaś tę historię, Poppy. - Cyntia zmarszczyła lekko brwi.

- Wiem, wiem... Chciałam... - Poppy przerwała, gdy ktoś zapukał do drzwi. - Proszę!

- Nie przeszkadzam? - zapytała profesor McGonagall, zaglądając do środka.

- Oczywiście, że nie. Co się stało?

- Widziałyście Severusa? - zapytała nauczycielka Transmutacji. Poppy i Cyntia spojrzał na siebie.

- Nie. Nie było go tutaj. - odpowiedziała Cyntia, marszcząc lekko brwi. - Nie powinien być z Filiusem w Hogsmade? Dziś jest weekend w wiosce.

- No, powinien, ale go tam nie ma. - powiedziała Minerwa z frustracją.

- A sprawdzałaś laboratorium? - podsunęła Poppy pomysł.

- Sprawdzałam. Tam też go nie ma. - westchnęła McGonagall. - Mógł zostać wezwany? - zapytał Cyntię, który westchnęła ponuro.

- W biały dzień, gdy wie, że Severus ma obowiązki szkolne? Mało prawdopodobnie, ale możliwe. - przyznała cicho Cyntia, a jej wyraz twarzy stał się zmartwiony. - Zajrzę jeszcze do kwatery... - młoda kobieta zamilkła, gdy nagle drzwi gabinetu otwarty się z hukiem, a do środka wparował obiekt ich rozmowy, Severus Snape we własnej osobie. Jego peleryna załotoptała za nim dramatycznie, a wyraz twarzy wyrażał obojętność, ale i skupienie. Szukał kogoś....

Oczy wszystkich trzech kobiet zwróciły się w jego stronę.

- Severusie, szukałam cię... - zaczęła Minerwa, ale nie było dane jej skończyć.

- To znalazłaś, Minerwo. - odpowiedział chłodno mężczyzna, zanim jego wzrok padł na Cyntię. - Pożyczam moją żonę. Idziemy. - złapał ją za rękę, by niemal dosłownie wywlec ją z gabinetu. Zaskoczona Cyntia nawet się nie opierała, bo była zbyt oszołomiona, co się dzieje, by zareagować sprzeciwem czy czymkolwiek innym. Minerwa i Poppy zdziwione zamrugały i spojrzały na siebie.

- Co to miało być?

- Nie mam pojęcia. - Minerwa wzruszyła ramionami. Kto tam wie, co chodzi po głowie Mistrzowi Eliksirów.

     Tymczasem Cyntia szła za Severusem, który trzymał jej rękę i prowadził w nieznanym jej kierunku przez korytarze Hogwartu. Kobieta zupełnie nie wiedziała, co się stało, ani o co chodziło jej przyjacielowi.. No cóż... Mężowi, który najwyraźniej miał jeden z jego humorzastych dni.

- Severus? Co się dzieje? - zapyta, gdy pierwsze oszołomienie minęło.

- Nic. - nadeszła odpowiedź. Cyntia uniosła brew. Nic? Jego zachowanie jakby temu przeczyło.

- Nic? To dlaczego wleczesz mnie przez pół Hogwartu, jak ucznia na szlaban? - zapytał, zatrzymując się i zmuszając go do tego samego. Cyntia spojrzała na Mistrza Eliksirów, lekko mrużąc oczy. Ciekawa była, o co chodziło. - Co zrobiłam...

- To już nie mogę zabrać żony na spacer po Hogsmade? - zapytał Severus tonem, jakby mówił o pogodzie, unosząc brew. Brwi Cyntii prawie zniknęły za linią włosów i miała wyjątkowo dziwną minę. Zabrać na spacer do Hogsmade? I tylko dlatego wyciągnął ją ze Skrzydła Szpitalnego, jak zbrodniarza do Azkabanu albo biednego ucznia, który mu się naraził?

- Na spacer. - powtórzyła tępo. - Do Hogsmade.

- Dokładnie. Niewyraźne mówię?

- A nie wystarczyło po prostu przyjść i zapytać? - Cyntia zignorowała jego sarkastyczne pytanie. Założyła ręce na klatce piersiowej i z uniesioną brwią czekała na odpowiedź.

- Tak jak ostanie dwa razy, gdy odmawiałaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Do trzech razy sztuka.

- Za trzecim wolałem cię porwać. Poppy i Minerwa pewnie już snują setki absolutnie dziwnych powodów twojego uprowadzenia... - kąciki ust Cyntii mimowolnie drgnęły.

- Dałeś im zagadkę na resztę dnia. - powiedziała, podchodząc do czarnowłosego mężczyzny i opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Czuła, jak ręce Severusa objęły ją w tali. - Od kiedy lubisz dawać ludziom powody do plotek? Z tego co wiem, unikasz rozgłosu, Sev.

- Po prostu, po koleżeńsku dałem im zajęcie. - uśmiechnął się złośliwie. - Więc pójdziesz że mną do Hogsmade, czy nie? - Cyntia udała, że się zastanawia.

- Jak ładnie poprosisz... - odparła niewinnie, a w jej oczach błyszczały psotne iskierki. Oczywiście Mistrza Eliksirów zabłysły złośliwie, przez co nie były pustymi tunelami jak zazwyczaj. Szybko się nachylił, lekko muskając jej usta. Cyntia, która się tego nie spodziewała, zarumieniła się.

- Jesteśmy na korytarzu, Sev...

- No i co?

- A twoja reputacja?

- Odbuduje ją na lekcji. - na usta Mistrza Eliksirów wpłynął diabelny uśmieszek zadowolonego Lucyfera. - Przekonałem cię?

- Powiedzmy... - powiedziała Cyntia beztrosko, chociaż jej policzki nadal słodko się rumieniły.

- Nie brzmisz... Przekonująco... - Cyntia zachichotała krótko, dłonią wygładzając jego surdut.

- Dałeś mi argument, któremu się nie odmawia. - odparła rozbawiona. - Pójdę.

- Dobrze... Tylko się tak nie podniecaj. - powiedział złośliwie, patrząc na jej rumieńce. Droczył się z nią.

- Twoje uściski to za mało, by mnie podniecić, Severusie Snape. - odpowiedziała równie złośliwie Cyntia.

- Przykro mi, kochanie, ale na nic więcej nie mamy teraz czasu. - odpowiedział zadowolony z siebie, gdy jej rumieńce się pogłębiły i otwierała usta, jak złota rybka wyjęta z wody. Schowała twarz w jego szacie, ukrywając ją przed jego rozbawionym wzrokiem... No i pojedynczych uczniów, którzy nie mieli pojęcia o czym rozmawiają. Co ona z nim miała....

- Jesteś bezczelny... - wymamrotała. Jej głos nieco tłumiła jego szata.

- Oczywiście, oczywiście. I tak ci się to podoba.

- Nie da się zaprzeczyć... - mruknęła cicho, przypominając wyglądem dojrzałego pomidora. Gdy po chwili się opanowała, odsunęła głowę, prostując się. - Idziemy?

- Tak. - skinął głową, łapiąc delikatnie jej dłoń. Ich palce splotły się i razem poszli w stronę dziedzińca, gdzie już czekało kilkadziesiąt rozśmianych dzieciaków które z radością oczekiwały wyjścia do Hogsmade.

Następny rozdział: "61 William Shakespeare"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro