65. "Kocham cię, mój gacku"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od autorki: Polecam włączyć sobie utwór z mediów podczas czytania. ;)

     Wieczorem Severus Snape wraz z Cyntią udali się w górę zamku, gdzie miało się rozpocząć uroczyste zakończenie roku szkolnego. Mistrz Eliksirów był zawiedziony, że to nie jemu przypadło w udziale wymierzenie kary smarkaczom za ostatnią nocną eskapadę sprzed półtora tygodnia, ponieważ dyrektor obiecał osobiście się tym zająć. Oczywiście Draco i pana Nott'a nie ominęła reprymenda od Opiekuna Domu, która była wyjątkowo długa. Ponadto jeszcze czekała ich jeszcze kara i wykład od ich rodziców, co też na pewno ich nie ominie.

- Dzień dobry! Gratuluję wygranej Slytherinu. – powiedział nieco kwaśno Minerwa. Oczywiście nie miała o to pretensji, bo to tylko Puchar Domów, ale nadal miała cichą nadzieję, że jednak jej Gryfoni go zdobędą.

- Dzień dobry, dziękuję. Wygrali najlepsi. – Mistrz Eliksirów uśmiechnął się złośliwie do starszej koleżanki, na co ta przewróciła oczami. Cyntia rozbawiona potrząsnęła głową. Jej włosy, które dziś wyjątkowo były rozpuszczone, opadając łagodnymi falami na jej ramiona i plecy, zafalowały lekko w takt jej ruchów. 

- Jasne! Wszyscy wiemy, że faworyzujesz Ślizgonów. – prychnęła Sinastra, popijając herbatę. Nie było tajemnicą, że nie przepadała za Mistrzem Eliksirów i miała awersję do Domu Węża.

- Po prostu rekompensuję mojemu Domowi to, co niesprawiedliwie stracą na twoich zajęciach. – odciął się profesor Snape kąśliwie. Sinastra skrzywiła się. Nie raz miała na ten temat rozmowy z Albusem.

- Odejmuję punkty, gdy uważam to za słuszne. – powiedziała z oburzeniem nauczycielka neurologii.

- A ja je daję, gdy to stosowne. – zintronizował ironicznie Snape.

- To znaczy za każdy oddech. – zachichotała złośliwie Cyntia, spoglądając niewinnie na swojego męża. Ale nie mogła się powstrzymać, by zobaczyć jego wyraz twarzy, który był bezcenny. Jego uniesiona brew jasno mówiła, co myślał.

- Grabisz sobie, kochanie....

- Stwierdzam fakty na podstawie niewinnej obserwacji. – odparła niewinnie Cyntia, powodując, że Severus przewrócił oczami, a Minerwa zachichotała. Na początku roku oboje byli bardziej sztywni i powściągliwi. Ale na przestrzeni roku Minerwa zauważyła pewną zmianę i to na lepsze. Mimo problemów oraz burz zawsze trzymali swoją stronę, nawet w obliczu odmiennego zdania któreś ze stron. Ich stoickie podejście stało się nieco mniej wstrzemięźliwe i nie raz można było dostrzec cień ciepłych uczyć w oczach obojga, zwłaszcza zazwyczaj zimnym i pustych oczu Mistrza Eliksirów.

- Niewinnej obserwacji...

- W końcu kto ma mieć cię na oku, jak nie twoja żona, Severusie. – powiedział rozbawiona Minerwa, lekko szturchając młodszego kolegę łokciem. Severus przewrócił oczami.

- Nie narzekam... – odpowiedział mrukliwie czarnowłosy mężczyzna, ale jego kąciki ust drgnęły w lekkim uśmiechu, w którym nie było szyderstwa czy sarkazmu. Raczej zadowolenie. Pod stołem gładził delikatnie kciukiem dłoń Cyntii, którą trzymał.

     Profesor Snape, podobnie jak inni, zwrócił uwagę na drzwi Wielkiej Sali, które się otworzyły i wszedł przez nie nikt inny, jak sam Harry Potter. Kiedy Wybraniec przekroczył próg Sali, rozległy się zduszone okrzyki, potem zaległa cisza, a po chwili wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Severus miał ochotę się uśmiechnąć złośliwie, gdy zobaczył niezadowoloną minę Pottera na widok dekoracji. Sala była udekorowana na zielono i srebrno — barwy Slytherinu. Ślizgoni zdobyli puchar domów po raz siódmy z rzędu. Nad stołem nauczycielskim wisiał olbrzymi transparent z ich godłem, srebrnym wężem. Harry powędrował w stronę pobliskiego stołu i usiadł na swoim miejscu przy stole Gryfonów, między Weasleye’em a Finnegan’em, starając się nie wyglądać zbyt dumnie, gdy ludzie wstawali, by go lepiej widzieć. Severus miał ochotę przewrócić oczami. Jak widać podczas tego roku szkolnego Złoty Chłopiec Gryffindoru nie wyzbył się swojej arogancji i czerpał korzyść z własnej sławy. Na szczęście po chwili wkroczył Dumbledore. Gwar podnieconych głosów ucichł.

- Minął jeszcze jeden rok! – zaczął Dumbledore wesołym głosem.

„Zbyt wesołym.” – pomyślał podejrzliwie Severus, mając nieodparte wrażenie, że dyrektor wykminił coś w swoim przesłodzonym dropsami umyśle i wcale mu się to nie spodoba.

– Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych potrawach. Cóż to był za rok! Na szczęście wasze głowy są teraz trochę mniej puste niż na początku... i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku... A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punktów, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa. – Przez stół Ślizgonów przewaliła się burza oklasków, wrzasków i głośnego tupania. Severus zobaczył, jak Wybraniec aż uderza ze złości swoim pucharem w stół. To było piękne. – Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni. – rzekł Dumbledore. – Trzeba jednak wziąć z pod uwagę ostatnie wydarzenia. – W Sali zaległa cisza. Severus zauważył, jak z twarzy jego Ślizgonów spełzły uśmiechy i powoli obrócił głowę w stronę pracodawcy. Cyntia zmarszczyła lekko brwi, czując, że wygrana Ślizgonów stoi pod dużym znakiem zapytania. I o dziwo wcale jej się to nie podobało. – Ehmm... – odchrząknął Dumbledore. – Mam tu trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczmy, co tutaj mamy. Tak... Najpierw... pan Ronald Weasley... – Ron spurpurowiał; wyglądał jak rzodkiewka, która wylegiwała się zbyt długo na słońcu. – Za rozegranie przez niego najlepszej od wielu lat partii szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami. – Od wiwatów Gryfonów zadygotało zaczarowane sklepienie: gwiazdy wyraźnie zamigotały. Percy wrzeszczał do innych prefektów:

- To mój brat! Mój najmłodszy brat! Wygrał w szachy z olbrzymami! – Severus miał ochotę skrzywienia się i wywracaćnia oczami na nieokiełznany wrzask Gryfonów. Zachowują się zupełnie jak zwierzę w ich godle. W końcu jednak znowu zrobiło się cicho.

— Po drugie... pan Seamus Finnegan... za użycie przez nią chłodnej logiki w obliczu ognia, nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami. – Seamus zrobił wielkie oczy, jak dwa galeony. Gryfoni zupełnie powariowali. Mieli już sto punktów więcej. Cyntia myślała do czego dąży dyrektor, rozdając dodatkowe punkty w dniu zakończenia roku i to dosłownie nie długo przed tym, jak uczniowie opuszczą Hogwart. Mimo że kiedyś należała do Gryffindoru, uważała to za niesprawiedliwe. – No i po trzecie... pan Harry Potter – rzekł Dumbledore, a na Sali zaległa głucha cisza. – Za jego zimną krew i rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor sześćdziesięcioma punktami. – Rozległ się ogłuszający ryk. Ci, którzy byli w stanie jednocześnie dodawać i ryczeć, zrozumieli, że Gryffindor miał już czterysta siedemdziesiąt dwa punkty — dokładnie tyle samo, co Slytherin. Zdobyliby puchar domów, gdyby Dumbledore dał Potterowi choćby jeden punkt więcej. Minerwa McGonagall  miała na twarzy wyraz oszołomienia. Dumbledore podniósł rękę. Sala natychmiast ucichła. – Są różne rodzaje męstwa – powiedział z uśmiechem. Tym cholernie irytującym uśmiechem, który Severusa nie raz miał zamiar doprowadzić do szewskiej pasji. — Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom. Dlatego nagradzam dziesięcioma punktami pana Neville’a Longbottoma. – Ktoś, kto by stał na błoniach przed zamkiem, mógłby pomyśleć, że w Wielkiej Sali nastąpił jakś potężny wybuch, tak głośny był wrzask Gryfonów. Harry, Ron i Seamus wstali, rycząc w niebogłosy, kiedy Neville, blady jak papier, zniknął w tłumie, który rzucił się na niego, by go uściskać, poklepać i podrzucić w powietrze. Mistrz Eliksirów zauważył, jak Potter, wciąż wrzeszcząc, trącił łokciem Weasley’a i wskazał na Draco, który osłupiał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie porażenia ciała. Wybraniec rzucił mu tryumfalne spojrzenie, a na twarzy Draco i innych młodszych, a nawet i niektórych starszych Ślizgonów pojawił się wyraz rozczarowania, gdy odebrano im wygraną na oczach wszystkich w godzinie ich tryumfu. Oczy Mistrza Eliksirów nieco oziębły, zerkając na dyrektora, który wyglądał na zadowolonego. Severus wiedział, że jego pracodawca nie miał na celu publicznego upokorzenia jego uczniów, ale jego genialny pomysł na rozdanie punktów na uczcie właśnie to zrobił. Teraz Severusa czekała rozmowa ze swoim Domem i pocieszanie rozczarowanych pierwszaków. No i oczywiście długa rozmowa z dyrektorem, podczas której miał zamiar wygarnąć starszemu czarodziejowi, jak źle się zachował. Severusa spojrzał na Cyntię, która lekko ścisnęła jego place. Po jej oczach widział, że myślała dokładnie tak samo jak on. Jej też nie podobało się, co zrobił dyrektor. - Co oznacza... – zawołał Dumbledore, przekrzykując burzę aplauzu, bo teraz również Krukoni i Puchowi czcili wrzaskiem przegraną Ślizgonów. – Że trzeba będzie trochę zmienić dekoracje. – klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone draperie zmieniły się na szkarłatne, srebro stało się złotem, olbrzymi wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejsc pojawił się lew Gryffindoru. Snape wymienił uścisk dłoni z profesor McGonagall, zmuszając się do kwaśnego uśmiechu.

- Gratuluję wygranej, Minerwo. – powiedział beznamiętnym głosem Mistrz Eliksirów, ewidentnie nie zadowolony z takiego obrotu spraw. I nie chodziło tu o wygraną, a o faworyzowanie Harry’ego Pottera i jego małych przyjaciół.

- Dziękuję... Ale wiedz, Severusie, że nie miałam pojęcia, co planuje Albus. – powiedziała przepraszająco profesor McGonagall. Na twarzy miała szczęśliwy wyraz z powodu wygranej, ale czaił się w nim wstyd, że tak ona nastąpiła.

- Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co planuje zasłodzony cukierkami umysł naszego dyrektora.

- Wiem. Ale naprawdę nie wiedziałam. Nie chciałam wygrać kosztem Ślizgonów przez dodatkowe punkty za wyczyny pana Pottera. – powiedziała nauczycielka Transmutacji.

- Nie będę komentować jawnego aktu faworyzowania względem pana Pottera i jego przyjaciół przez dyrektora. I do ciebie nie mam pretensji, Minerwo. – powiedział kwaśno i nieco gniewnie Mistrz Eliksirów. – Muszę się mentalnie przygotować, jak wyjaśnić moim Ślizgonom to upokorzenie na forum szkoły.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Dyrektor zachował się niesprawiedliwie. – powiedziała Lily od razu, gdy tylko weszli do ich kwatery. Rozmowa ze Ślizgonami zajęła sporo czasu, bo uczniowie byli rozczarowani tym, co się stało na uczcie, zwłaszcza pierwsze lata były rozżalone, ale ciepłe kakao, jakoś zdołało powstrzymać ich przed zwilżaniem twarzy i rękawów swoich szat wydzielinami biologicznymi z nosa i oczu.

- Wiem. – powiedział Severus, opierając ręce o oparcie fotela. – Dyrektor upokorzył Ślizgonów na forum szkoły, ale nie mogę nic z tym zrobić. – mężczyzna spojrzał na Lily, która zwęziła lekko wargi. – Nie cieszysz się z wygranej Gryffindoru?

- Dlaczego miałabym? Te punkty zostały przyznane w ostatniej chwili i to za coś, za co powinny zostać odjęte. – Lily założyła ręce na klatce piersiowej. – Cieszyłabym się, gdyby Gryffindor wygrał, uczciwie pracując cały rok tak jak Slytherin. – usta Severusa lekko drgnęły.

- Dlaczego się uśmiechasz? – zapytać Lily, patrząc na mężczyznę, który powoli się wyprostował i wolnym krokiem ruszył w jej stronę. Blondwłosa kobieta podniosła, czując jak Severus objął ją jedną ręką w tali, a drugą delikatnie założył za ucho jeden ze zbłąkanych kosmyków jej włosów.

- Bo widzę, jaką mam mądrą i sprawiedliwą żonę. – Severus uniósł kąciki ust. Lily zrobiła to samo, słysząc jego słowa. Oparła dłonie o jego klatkę piersiową, lekko wygładzając dłonią już i tak nienaganną, czarną szatę na torsie mężczyzny.

- Ktoś musi z nas dwojga. – zaśmiała się niewinnie Lily, patrząc na Severusa dużymi, zielonymi oczyma. Jedyne, co pozostało niezmienne z jej dawnego „ja”, za co Severus był niezmiernie wdzięczny. Oczywiście nadal była piękna, jak poprzednio, ale jej szmaragdowe oczy szczególnie mu się podobały. Kochał je ponad wszystkie klejnoty świata.

- Mam w ramionach diablicę w owczej skórze. – powiedział rozbawiony Mistrz Eliksirów.

- I tak mnie kochasz, Sev. – Lily z uśmiechem musnęła jego usta. – Sev?

- Tak?

- Pamiętasz, jak szliśmy do Pokoju Życzeń? Co chciałeś mi właściwie wtedy pokazać? – zapytała ciekawie Lily, opierając dłonie na jego karku, gdy objęła męża za szyję. Jej palce bezwiednie przeczesywały czarne włosy czarnookiego mężczyzny. Lubiła gdy trzymał ją w ramionach. Czuła się wtedy wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. Uściski Jamesa w Hogwarcie nie miały takiej mocy. Przy Severusie czuła się bezpieczna, kochana, szczęśliwa. Jednym słowem była zakochana we wspaniałym mężczyźnie, który był nie tylko jej mężem, ale i najlepszym przyjacielem, powiernikiem, kochankiem... Wszystkim. Wreszcie miała to, o czym marzyła od dziecka. Miłość swojego życia.

- Ach. To... To nic takiego... – Lily położyła dłoń na policzku męża, kierując jego twarz tak, by na nią spojrzał.

- Już ci mówiłam, Sev, że cokolwiek wymyśliłeś na pewno mi się spodoba. Bo pochodzi z serca. – odparła łagodnie Lily, patrząc na mężczyznę ciepłym wzrokiem, pełnym uczuć. – Nie musisz dawać mi wiele. Wystarczy, że jesteś przy mnie.

- Zasługujesz nawet na gwiazdy z nieba, Lily. – powiedział pewnie mężczyzna, całując ją w policzek. To była szczera prawda. Gdyby mógł, uchyliłby jej nieba i podarował najjaśniejszą z gwiazd. Lily zasługiwała na to. Lily uśmiechnęła się, przytulając do Severusa.

- Wystarczą mi dwie gwiazdy w kolorze najszczerszego hebanu, bo gdy w nie patrzę, widzę wszystko, o czym marzyłam od zawsze. – szepnęła, przytulając się do niego mocno.

- To znaczy? – zapytał Severus ciekawie. Usta Lily drgnęły w poszerzającym się uśmiechu.

- Marzyłam, by prawdziwie się zakochać. Mieć przy sobie kogoś, kto będzie mnie kochać za to, jaka jestem naprawdę. Nigdy zdradzi i mnie nie opuści. Pragnęłam mieć przy sobie kogoś, kto po prostu ze mną będzie... Nawet by tylko milczeć... Ale będzie i nie będzie sama. – odparła Lily głosem nie głośniejszym niż szept. – Właściwie to, co szukałam miałam cały czas pod nosem. Miałam ciebie. – Severusa w ciszy słuchał jej słów, które rozgrzewały jego serce. Może Albus miał rację? Gdyby powiedział Lily prawdę wcześniej byłby inaczej? Mistrz Eliksirów skarcił się w myślach. Nie ma co gdybać nad przeszłością, której i tak nie zmieni. Musi patrzeć przed siebie, gdzie czekała na niego jego przyszłość z Lily.

- Co było, minęło, Lily. Przeszłości nie zmienimy, a najważniejsze jest patrzeć, co przed nami. – powiedział łagodnie Severus, palcami odgarniając jej platynowe włosy z czoła.

- Masz rację. – Lily podniosła błyszczące, zielone oczy. – Idziemy?

- Już umierasz z ciekawości, co? – zapytał rozbawiony mężczyzna.

- Tak! – potwierdziła energicznie Lily prawie z dziecinną radością. Severus rozbawiony cicho się zaśmiał. Przypominała mu się pewna rudowłosa dziewczynka o zielonych oczach, która brzmiała dokładnie tak samo.

- Więc chodźmy. – powiedział rozbawiony Severus, łapiąc dłoń Lily. Para razem wyszła na korytarz, idąc w górę zamku. Mijali portrety, które nadal jeszcze plotkowały, a inne już powoli szykowały się do snu. Tym razem dotarli do Pokoju Życzeń niezatrzymani przez nikogo. Severus puścił na chwilę dłoń Lily, przechodząc szybko trzy raz wzdłuż korytarza, w myślach układając swoją prośbę. Po chwili na ścianie pojawiły się stare, drewniane drzwi ozdobione wygrawerowanymi wzorami. Czarnowłosy mężczyzna otworzył drzwi i wyciągnął dłoń do Lily, która z delikatnym uśmiechem podała mu swoją dłoń. Severus wprowadził ją do ciemnej sali, jaką dał im Pokoju na jego prośbę. Lily rozejrzała się w ciemności, przyzwyczajając oczy do mroku.

- Sev? Nic nie widzę.

- Nie martw się. Poprowadzę cię. – odpowiedział Severus, doskonale znając swój cel. Gdy byli wewnątrz, a drzwi się za nimi zamknęły, nagle w pokoju rozbłysło delikatne światło świec, rozświetlając pokój ciepłym światłem, oświetlając centralny punkt pokoju, którym był...

- Fortepian? – Lily przesunęła palcem po idealnie wypolerowanej klapie fortepianu. Spojrzała pytająco na męża, który lekko się uśmiechnął.

- Usiądziesz? – zapytał, wskazując jej fotel obok fortepianu. Lily kiwnęła głową i usiadła, patrząc ciekawie, jak Severus siada przy instrumencie, dźwigając klapę, odsłaniając rząd białych i czarnych klawiszy. Czuł na sobie ciekawy wzrok Lily, ale spojrzał na klawisze, kładąc dłonie na klawiaturze. Przez chwilę nic nie robił, zanim nacisnął pierwsze klawisze w dobrze znanej sobie melodii.

     Lily zrobiła duże oczy, gdy jej umysł przetworzył już po pierwszych nutach, jaki utwór zaczął grać Severus... Lily’s theme. Kobieta poczuła, jak jej serce bije z wrażenia szybciej, a jej oczy robią się szkliste. Grał utwór, który napisał właśnie dla niej przed laty. Lily czuła emocje i uczucia zawarte w zapisanych w tych nutach, mimo że były grane na innym instrumencie, ale to nie miało większego znaczenia. Liczyła się tylko ta melodia, która zawsze chwytała ją za serce, powodując wzruszenie.

     Lecz zdziwiła się, gdy w pewnym momencie zamiast spodziewanego akordu, usłyszała inną melodię. Ale słuchała jej dalej z takim samym zainteresowaniem, jak wcześniej. Ta melodia była inna. Nie była tak pełna żalu i smutno. Niosła ze sobą nadzieję i determinację na dokonanie czegoś, co wydawało się niemożliwe. Nadzieja na zwycięstwo, które wydawało się abstrakcją w jedynej wojnie, jaką dotyka świat czarodziejów. Walce mroku i jasności. Nadzieja na lepsze jutro i wybaczenie starych win, naprawienie błędów. To była jego wiara w wybaczenie błędów, niezapisana słowami, lecz za pomocą nut. Ale to wyznanie zapisane w nutach było szczersze niż jakiekolwiek słowa, jakie mogła usłyszeć.

     Lily uśmiechnęła się, mogąc wysłuchać całego utworu, a nie tylko „swojej” części, ale całości, która dogłębnie poruszyła jej wnętrze. Jej oczy się zaszkliły, gdy słuchała wygrywanych przez mężczyznę uczuć i emocji, a na ustach błąkał się uśmiech. Nie odrywała wzorku od twarzy Severusa, która przybrała łagodny wyraz koncentracji, by zagrać najlepiej jak mógł. Uśmiech Lily przybrał czułej poświaty, gdy patrzyła na mężczyznę, uświadamiając sobie po raz kolejny, że to jest człowiek, do którego należy jej serce, które teraz biło szybciej w jej piersi, poruszone delikatnymi nutami, płynącymi z fortepianu.

     Kiedy utwór dobiegł końca, palce Severusa zastygły bez ruchu nad czarno — białym rzędem klawiszy. Czarne włosy mężczyzny przysłaniały lekko twarz, ale Lily i tak widziała lekki uśmiech na jego ustach. Widać czerpał z grania taką samą przyjemną jak i ona. Lily zaklaskała w dłonie.

- To było cudowne, Sev! – powiedziała szczerze Lily.

- Naprawdę ci się podobało? – zapytał cicho Severus, podnosząc lekko wzrok na Lily, która z uśmiechem podniosła się z fotela, na którym do tej pory siedziała i podeszła i usiadła mu na kolanach, przytulając się do niego mocno. Kobieta oparła swoje czoło o jego, zaczesując czarne włosy mężczyzny za ucho.

- Tak. Cieszę się, ze mogłam usłyszeć w całości utwór, który napisałeś.

- Napisałem go dla ciebie.

- Wiem. – na usta Lily wpłynął czuły uśmiech. – Wiedziałam, że ta niespodzianka będzie wyjątkowa.

- Starałem się. – kąciki usta Severusa drgnęły.

- Musisz nauczyć mnie tych nut. Chętnie sama je zagram. – powiedziała Lily. – Ale na skrzypcach.

- Bardzo chętnie posłucham twojego koncertu.

- Już nie raz miałeś okazję, Sev. – zauważyła Lily, unosząc brew.

- Ale teraz nie musiałbym wystawać pod drzwiami gościnnej sypialni. – Lily usłyszała rozbawioną odpowiedź. Kobieta zmrużyła oczy.

- Ile razy tak było?

- Zawsze, gdy grałaś...

- Jakim cudem nigdy nie zauważyłam...

- Mam talent szpiegowski. – powiedział bardzo skromnie Mistrz Eliksirów, powodując cichy chichot Lily.

- W to nie wątpię. – blondwłosa kobieta, obejmując ręką jego szyję, a drugą gładząc go po ramieniu. – Pierwszy rok już za nami. Mam nadzieję, że przyszły będzie spokojniejszy.

- Znając życie, będzie inaczej, bo w końcu w Hogwarcie nie może zabraknąć atrakcji. – powiedział sarkastycznie mężczyzna. – Masz rację, Lily, że ten rok był pokręcony, ale dla mnie jeden z najlepszych. Odzyskałem Ciebie. – Severus posłał Lily lekki uśmiech, który ona odwzajemniła.

- A ja znalazłam idealnego męża... Chociaż czasem miałam ochotę porządnie ci wtłuc. – przyznała, na co rozbawiony Mistrz Eliksirów parsknął śmiechem. Spojrzał na Lily niewinnie. – Ale i tak cię kocham. -  na te słowa mężczyzna zrobił wielkie oczy, a jego serce przyspieszyło, po raz pierwszy słysząc te dwa słowa z jej ust, które mimo tego samego znaczenia co zdania: „moje serce należy do ciebie”, to jednak miały zupełnie inny czar.

- Ty... Co powiedziałaś? – wyjąkał Severus, patrząc na Lily dużymi, czarnymi oczami, które powiększyły się do rozmiaru dwóch galeonów.

- Co? – zapytała Lily, nie rozumiejąc. Jednak po chwili wpłynął na jej usta uśmiech zrozumienia. – Kocham cię, mój gacku. – powtórzyła rozbawiona kobieta, całując w usta swojego nietoperza, w którym była zakochana po uszy.

KONIEC

CZĘŚCI I

Od autorki:

Cóż... Zapowiedzi następnego rozdziału dziś nie będzie niestety. Pojawi się natomiast zapowiedź drugiej części. :)

Zanim jednak to nastąpi, chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować VictoriaSnape2004  oraz Princessa_Ivys18 za wsparcie i pomoc, bo bez nich nie jestem pewna, czy ukończyłabym to fanfiction w tak dobrym stopniu, jak teraz. Jestem wam obu szczerze wdzięczna i życzę dalszych sukcesów w pisarskim świecie!

Wracając do zapowiedzi, którą obiecałam na samym początku. Romantyczną historię Severusa Snape'a i Lily Evans/Cyntii Snape można uznać za zakończoną, czemu sama się dziwię, bo jeszcze nie dawno zaczynałam pisać pierwsze rozdziały, a teraz już nastąpił koniec tej opowieści. Planuję jednak w najbliższej przyszłości kontynuować historię głównych bohaterów. Będą wzloty i upadki oraz niepewna przeszłość, ale będzie to nieco pracochłonne. Dlatego postanowiłam, że muszę dać sobie czas na napisanie kontynuacji jeśli wena dopisze. Możliwe jej pojawienie się może nastąpić pod koniec tego roku, ale nie będę podawać dat, by oszczędzić rozczarowań, gdyby coś poszło nie tak. Moja wena ostatnio miewa humorki i ciągnie do pisania innego rodzaju fanfiction, więc zobaczymy, co z tego wyniknie. :)

Chcę również podziękować wszystkim czytelnikom, którzy śledzili te historię. Wasze opinie i komentarze naprawdę dla mnie wiele znaczą i zachęcają do pisania. Mam nadzieję, że wybaczycie mi błędy, które wielu z uporem poprawiało i ja sama starałam się poprawiać. Myślę jednak że fabułą je wynagrodziła.

Pozdrawiam cieplutko!

LadyPrince2001

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro