Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje odrabianie lekcji przerodziło się w oglądanie ich gry, a bardziej nagie, wyrzeźbione torsy, na które mogę się patrzeć cały czas.
Nagle obok mnie pojawia się Lydia i Allison z lekkimi uśmiechami na twarzach. Unoszę lekko brai widząc rozmazaną szminkę Lydii, ale jej nic nie mówię. Może jest jakaś nowa moda z rozmazaną szminką? Nie wiem, nie znam się na modzie.

— Kochana, jak tam z tym twoim? — pyta Lydia, siadając obok mnie.

— Z kim? — dziwię się.

— No ze Stiles'em, a z kim innym — Allison siada obok Lydii.

Unoszę brwi jeszcze bardziej zaskoczona. Ja i Stiles? Bardzo śmieszne, prawie się nie znamy.

— Ale my nie jesteśmy razem — śmieję się.

— Na prawdę? To pewnie coś do niego czujesz — Lydia krzyżuje ręce.

Okej, to trochę irytujące kiedy ktoś narzuca ci uczucia.

— Nie, jest tylko moim przyjacielem.

— Tak, a ja jestem wróżką —przewraca oczami — Masz tu mój i Allison numer — mówi Lydia i podaje mi karteczkę — Do zobaczenia, jak coś się będzie działo między wami to możesz, a raczej musisz dzwonić.

—Okej? — macham dziewczyną, które odchodzą i dalej przyglądam się treningowi.

Czemu one myślały, że ja coś ze Stiles'em? Przecież to tylko mój przyjaciel, jest słodki, uroczy, ma fajny charakter, ale nie podoba mi się. Ja nawet nie znam go dobrze.
Jeszcze przyszły tutaj spytać się co ze Stiles'em i tyle, może Lydii podoba się chłopak i chce wiedzieć czy coś między nami jest. Nie, przecież ona chodzi z Jackson'em.
Aby zapomnieć o tych myślach zaczynam rozwiązywać kolejne zadanie, co jak się okazuje jest dobrym pomysłem.
Patrzę na Scott'a i zamykam zeszyt.
Wilkołak próbuje ominąć obrońców, ale mu się nie udaje i upada na ziemię. Czuję, że zaczyna się zmieniać, więc zostawiam wszystko i biegnę w jego kierunku. Trener coś na niego krzyczy, a Scott zabiera znowu piłkę i biegnę na bramkę. Przewraca obrońców, wali bramkarza kijem i wrzuca piłkę do bramki. Biegnę szybciej w ich stronę, widzę jak Danny'emu leci krew z nosa, szybko podbiegam do chłopaka łapię go za ramię i odwracam w swoją stronę.

— Co ty wyprawiasz? — warczę cicho.

— Jest większy ode mnie.

— I to był powód sfaulowania go? — podchodzi do nas Stiles — Wszyscy go lubią, a teraz ciebie znienawidzą.

— Mam to gdzieś — zrzuca moją rękę z ramienia.

Patrzę na Jackson'a, do którego podbiega Lydia z rozmazaną szminką na twarzy. Stiles patrzy na tą sytuację zaskoczony i musi zdać sobie z czegoś sprawę bo patrzy na Scott'a z mordem w oczach, a wilkołak bez słowa od nas odchodzi.

— Stiles, wszystko okej? — pytam, widząc jak ściska dłonie w pięści.

— Tak — łapie mnie za rękę i gdzieś ciągnie — Jedziemy.

— Moment.

Zabieram z trybun torbę i idę z chłopakiem do Jeep'a. Przez całą drogę Stiles siedzi cicho i się nie odzywa, a jego serce bije bardzo szybko. Próbuję kilka razy zacząć rozmowę, ale chłopak odpowiada tylko jednym słowem, więc rezygnuję z dalszej rozmowy.
Wchodzę za Stiles'em do domu, a on od razu kieruje się do pokoju. Biegnę za nim, bo idzie bardzo szybko, a ja mam za krótkie nogi i kiedy wchodzimy do pokoju to chłopak opiera głowę o ścianę i głęboko oddycha.

— Co się dzieje? — podchodzę do niego.

— Całował się z nią — wali pięścią w ścianę.

— Uspokój się — chwytam chłopaka za ramię i ciągnę na łóżko — Lydia i Scott?

— Tak — patrzy na mnie — Okłamał mnie, przed treningiem gdzieś poszedł, a jak się spytałem gdzie był to powiedział, że gadał z Lydią, która mu powiedziała, że za mną szaleje.

— A ona ci się podoba? — unoszę brew.

— Tak... Znaczy no... Nie wiem — drapie się po karku.

— Nie wiesz?

—Wiem... Podoba mi się... — wzdycha zrezygnowany.

— Przykro mi — siadam obok niego

— Pogadam z nim o tym wieczorem — chłopak wstaje i zabiera z ziemi torbę sportową.

— Co w niej jest?

—Kajdanki, łańcuchy i kilka innych rzeczy.

—Widzę, że już jesteś na to przygotowany — śmieję się.

— Przygotowałem się na to od razu kiedy dowiedziałem się, że Scott jest wilkołakiem.

— Derek by mu pomógł.

— Narazie się ukrywa — Stiles patrzy na mnie — Chyba nie chcesz żeby go złapali.

— Nie chce — podchodzę do okna — Pomogłabym mu, ale obawiam się, że też nie będę umiała nad sobą zapanować.

— Przecież jesteś wilkołakiem od urodzenia — unosi zdziwiony brwi.

— Ale odkąd alfa ryknął przemieniam się chodź tego nie chcę.

Alfa musi być bardzo silny jeśli zmusza nawet mnie do przemiany.

— Dasz radę — uśmiecha się, dodając mi przy tym otuchy.

Uśmiecham się do chłopaka, mam nadzieję, że nasze relacje się nie popsują, bo lubię go coraz bardziej.
Obawiam się także tego, że Derek będzie chciał stąd wyjechać po całej akcji z alfą.
Do końca dnia cały czas ze sobą rozmawiamy, mówię Stiles'owi jakie są moje relacje z Derek'iem i jak się do mnie zachowuje. Z jego miny wnioskuję, że nie spodziewał się Derek'a w wersji uśmiechniętego i opiekuńczego brata.
Wieczorem jedziemy do Scott'a, będąc na miejscu Stiles bez pukania wchodzi do jego domu.

— Stiles? — słyszymy głos mamy Scott'a.

— Dobry wieczór — kobieta wchodzi do przedpokoju, a my się lekko uśmiechamy.

— Dobry wieczór, jestem Lily — podaję kobiecie rękę.

— Melissa McCall — ściska mi dłoń i patrzy na Stiles'a — Masz klucz?

— Tak, dorobiony.

— Nie dziwi mnie to, chodź trochę przeraża — chłopak rzuca torbę na ziemię — A to co?

— Materiały do prezentacji — mówię szybko.

—Wszystko w porządku ze Scott'em? Ostatnio mało ze mną rozmawia.

Uśmiecham się pod nosem, widać, że jego mama bardzo się o niego martwi. Scott pewnie chciałby jej powiedzieć o tym wszystkim, ale jest to zbyt ryzykowne.

— Miał trudny tydzień — Stiles podrapie się po karku.

— Rozumiem — uśmiecha się — Uważajcie na siebie.

— Pani też — odpowiadamy razem.

— Dziś jest pełnia — mówi nagle.

— Co? — pytamy znowu razem ze Stiles'em.

— Pełnia, w izbie przyjęć jest wtedy pełno wariatów.

— Aaa — Stiles jedynie tyle mówi, a ja się nie odzywam.

— Scott'a nie ma.

— Poczekamy.

— To do widzenia — mówię, a kobieta szybko wychodzi z domu.

Wchodzimy do pokoju Scott'a, Stiles zapala światło i krzyczy przerażony prawie na mnie wpadając.

— Co jest? — szybko wchodzę za nim.

Na fotelu siedzi Scott i patrzy się na nas przerażającym wzrokiem. Przechodzą mnie ciarki i przełykam głośno ślinę.

— Twoja mama mówiła, że cię nie ma — siadam na łóżko.

— Wszedłem przez okno — mówi za spokojnie.

— Okej — Stiles kładzie torbę na ziemię — To do dzieła, patrz co kupiłem.

— To niepotrzebne — patrzę na Scott'a zdziwiona — Zamknę się i pójdę spać.

— To takie łatwe nie jest — mówię — Podczas pełni stracisz nad sobą kontrolę i uciekniesz.

— Nie bój się, nie uciekne.

Mówi tak, jakby to było łatwe, a jest zupełnie inaczej.

— Napewno? Bo masz wzrok jak seryjny morderca — mówi Stiles — Przez co zaczynam się bać.

— Nic mi nie jest.

— Nie wydaje mi się — mówię pod nosem.

— Idźcie już.

— Pójdziemy, ale zajrzy chociaż do torby — Stiles wzdycha i przesuwa trochę torbę w jego stronę.

Scott powoli wstaje z fotela i podchodzi do torby, wkłada tam rękę i wyciąga z niej długi łańcuch. Kiedy to widzę chce mi się śmiać, ale próbuję być poważna, żeby nie wkurzyć Scott'a.

— Myślicie, że dam się uwiązać jak pies? — chłopak patrzy na nas z mordem w oczach

Wilkołak wygląda jakby miał zaraz się na nas rzucić i powyrywać nam wszystkie kończyny, przez co mam ochotę po cichu wyjść z pokoju i uciec jak najdalej, żeby z nim nie walczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro