Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzę na Peter'a i powoli do niego podchodzę, mam gdzieś, że teraz wszyscy będą wiedzieć kim jestem, muszę go zabić.
Stiles szybko łapie mnie za rękę i pociąga w swoją stronę, próbuję się wyrwać, ale nie chcę zrobić mu krzywdy.

— Co ty wyprawiasz? — szepta mi do ucha.

Patrzę na mamę Scott'a, która przygląda się samochodowi, a później na Peter'a. Widzę, że jest zawiedziona tym jak to się potoczyło.

— Zabiję go — warczę, a Pani McCall dziwnie na mnie patrzy.

— O! Sms mi przyszedł! — śmieje się nerwowo Stiles — Chyba muszę zmienić ten dzwonek.

— Nie skomentuje tego — odzywa się kobieta — Idźcie mi już.

Stiles pociąga mnie w stronę jeep'a i wciska do środka by chwilę później odjechać.
Odjeżdżamy kawałek, a Stiles nagle się zatrzymuje i patrzy na mnie zły. Wiem, że to co chciałam zrobić jest głupie, ale naprawdę mam go dość, nie chcę, żeby zabił kogoś naprawdę mi ważnego.
Czuję, że gdybym ze Stiles'em teraz tam nie pojechała stałoby się coś złego.

— Odbiło ci? — pyta zły.

— Przepraszam... Już naprawdę mam go dość.

— Nawet jak nie będzie nikogo, kto nie wie o wilkołakach, to nie próbuj go zabić, bo skończy się jak ostatnio — znowu jedzie — A tego nie chce, bo mogłoby się to skończyć gorzej i by została jeszcze zabita osoba, która to wszystko widziała...

— Przepraszam — odwracam głowę w stronę okna i biorę głęboki wdech. Prostuję się na siedzeniu, czując mocny zapach krwi — Stiles, skręć w prawo.

— Czemu? — unosi brwi.

— Po prostu to zrób.

Chłopak bez słowa skręca. Wie, że teraz ma się nie odzywać, bo mogę stracić trop.
Jedziemy już tak dziesięć minut i zatrzymujemy się przy lecznicy. Od razu wybiegam z jeep'a i wbiegam do środka. Chcąc przejść przez ladę, mocno się od niej odbijam i upadam na ziemię.

— Jarząb? — wstaję i podchodzę do lady — Stiles? — odwracam się w stronę chłopaka — Otworzysz?

— Już — chłopak otwiera małe, białe drzwiczki i wchodzi do drugiego pomieszczenia, a ja od razu za nim.

Zatrzymuję się, widząc Scott'a leżącego na metalowym stole z raną postrzałową na brzuchu, a obok niego ciemnoskórego mężczyznę, który ubiera rękawiczki i patrzy na nas spokojnym wzrokiem.
Jest to Deaton, unoszę zdziwiona brwi, nie pachnie jak wilkołak albo inne stworzenie.
Robię krok w tył, gdy zdaję sobie sprawę kim może być i co może zrobić.

— Nie jestem łowcą — patrzy na mnie.

— Skąd Pan to...

— Widziałem to w twoim oczach — uśmiecha się i podchodzi do Scott'a z dziwnymi nożyczkami.

— Co Pan chce zrobić? — pytam, wyciągając pazury.

— Rana postrzałowa, nabój utknął w ciele — patrzy na ciało Scott'a — Mów mi Deaton — tym razem patrzy na Stiles'a — Może lepiej wyjdź, słyszałem, że nie lubisz takich widoków.

— Nic mi się nie stanie, zaczynaj —opiera się o ścianę, przygryzając wargę.

Mężczyzna wkłada to coś do ciała Scott'a, a Stiles upada na ziemię. Patrzę przerażona na bruneta leżącego na podłodze, a później na Deaton'a, który nawet się nie na to wszystko nie patrzy.

— Mówiłem, żeby lepiej wyszedł —odzywa się — Pomóż mu.

Uklękam przy Stiles'ie i delikatnie biję go po policzkach by go obudzić. Chłopak po chwili łapie mnie za rękę i otwiera powoli oczy.
Oddycham z ulgą, już myślałam, że będę musiała zastosować innych metod.

— Jezu... Ale miałem dziwny sen — łapie się za głowę — Śniło mi się, że Deaton wyciąga nabój z brzucha Scott'a.

— To nie był sen — przygryzam wargę.

— A miałem nadzieję — powoli wstaje, a ja mu przy tym pomagam.

Patrzę na ranę Scott'a, wygląda okropnie, mam nadzieję, że się szybko zagoi, bo Stiles pewnie znowu za chwilę zemdleje, a tego nie chcę.
Nagle McCall otwiera oczy i głośno kaszle, a ja szybko do niego podchodzę i łapię za rękę.

— Nie radzę ci wstawać — mówi Stiles.

— Dałem ci coś na przyśpieszenie — ciemnoskóry patrzy na chłopaka.

— Ale Pan jest weterynarzem — Scott przygląda mu się zdziwiony.

— Zgadza się — ściąga rękawiczki — Leczę głównie koty i psy, ale też zdarza się, że wilkołaki.

Stiles, Scott i Deaton zaczynają ze sobą rozmawiać. Czuję jak Stiles odsuwa mnie od Scott'a przez co puszczam jego rękę i opieram się o ścianę.
Nagle słyszę bardzo znane mi wycie, które należy do Derek'a. Przerażona odpycham się od ściany wiedząc, że coś jest nie tak.

— Co się stało kiedy znalazłeś Jackson'a i Derek'a? — pytam już, podejrzewając co się stało.

— Zaatakowali nas łowcy — jęczy, kiedy próbuje wstać.

— Cholera! — walę o blat i się o niego opieram, zakrywając twarz dłońmi.

— Co jest Lily? — podchodzi do mnie zmartwiony Stiles.

— Argent — patrzę na niego przerażona — Złapali Derek'a.

Nie wiem co robić, jak zabiją Derek'a to się załamie, muszę go jak najszybciej znaleźć.
Jednak może Peter robi to specjalnie, powiedział łowcą gdzie ukrywa się Derek i chce, żeby go zabili.
Mam teraz taki mętlik w głowie, nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Peter zrobił to specjalnie, czy może Argent wiedzieli gdzie jest Derek? W sumie to wolę to drugie, nie chcę jeszcze bardziej załamywać się przez Peter'a.

— Skad wiesz? — pyta Stiles.

— Czuję to — patrzę na wszystkich — A ten ryk... Nie był normalny.

— Będzie dobrze — Stiles przybliża się i mnie przytula — Może te przeczucie jest złe, a ten ryk...

— Nie Stiles — odsuwam go — Złapali go i będą chciec go zabić.

— Lily się nie myli — odzywa się Deaton — Mogę zobaczyć twoje drugie oczy?

Dziwię się, ale je zmieniam, mężczyzna przez chwilę w nie patrzy i się uśmiecha.

— Czyli to prawda! Niesamowite!

— Co w tym niesamowitego? — dziwię się.

Nie wiem o co chodzi, mają dwa kolory. Ostatnio jeszcze też były całe niebieskie.

— Takie oczy są naprawdę rzadkie, rzadsze od prawdziwego alfy! — zachwyca się

— Ale one mi się zrobiły takie kiedy... Zabiłam łowcę — Scott i Stiles patrzą na mnie zdziwieni.

— Ale to nie przez śmierć, twoja rodzina była uznawana za bardzo silną, a ty dostałaś moc, o której każdy wilkołak marzy! — nie wiem o co chodzi, jaka moc? Nigdy nie słyszałam, żeby było coś lepszego od prawdziwego alfy — To się nazywa księżycowy dar, podczas pełni jesteś o wiele silniejsza i szybsza niż inne wilkołaki i nie da się ciebie zabić, wszystkie rany ci się od razu goją. Nie jesteś alfą, ale dasz radę zmieniać się w wilka — nie mogę w to uwierzyć, w wilka? Muszę przyznać, że robi się coraz ciekawiej — Przez twój ryk każdy wilkołak się przestraszy.

— Ale jak byłam w szkole, to usłyszałam ryk Peter'a i zaczęłam się zmieniać.

— Byłaś wtedy zdenerwowana, a zarazem wystraszona i nie skupiłaś się na niczym innym.

— Czyli mogłam się powstrzymać? —unoszę brew.

— Tak — kiwa głową.

— Umie coś więcej? — pyta ciekawy Stiles.

— Nie mam pojęcia, tylko tyle się dowiedziałem.

Nie wiem co powiedzieć, zawsze byłam słabsza, jak walczyłam z Peter'em to prawie mnie zabił. Może to przez ten dar żyje, bo tak to bym umarła.
Teraz, jak o tym wiem to uda mi się zabić Peter'a i uratować Derek'a, który może wie coś więcej na ten temat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro