Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jest cicho, nikt z nas się nie odzywa. Stoję obok Stiles'a i patrzę w puste miejsce, gdzie alfa rzucił kilkanaście minut wcześniej ciało Derek'a. Nie ma go tam, musiał się zregenerować i uciec albo wejść do szkoły, żeby nas znaleźć i został zabity. Nie, tak na pewno nie było, nie mogło tak być.
Z tych okropnych zamyśleń uwalnia mnie Scott, który kończy swoją wypowiedź.

— I to nie jest najgorsze — przygryza wargę — Ja sam chciałem was zabić.

Patrzymy na siebie ze Stiles'em, nie rozumiem tego. Ja tylko nie panowałam nad przemianą i nie chciałam ich zabić. To jest wszystko takie dziwne, dlaczego Scott chciał, a ja nie? Tyle pytań mi się teraz nasuwa, a odpowiedzi nie poznam dopóki nie złapię alfy.

— Ty też nas chciałaś zabić? Dlatego uciekłaś? — pyta przejęty tym wszystkim Stiles.

— Właśnie nie, nie panowałam tylko nad przemianą.

Wzdycham i odwracam wzrok w kierunku całego zamieszania. Jest pełno policji jak i karetek, a nikt nie wie oprócz nas co się naprawdę stało.

— Z tego co wiem, jak to jest twój alfa to powinnaś posłuchać go tak samo jak i Scott.

— Może dlatego, że było to dalej — przygryzam wargę.

— Albo coś innego — mówią razem.

— Trzymajmy się mojej wersji — patrzę na karetkę, w której widzę jakiegoś ciemnoskórego mężczyznę — Co to za facet? Nie widziałam go wcześniej.

— To mój Szef, Alan Deaton — mówi zaskoczony Scott.

— Deaton? — pytam zdziwiona.

Skądś znam to nazwisko, ale nie mam pojęcia skąd. Wydaje mi się, że nawet moja zmarła matka coś o nim mówiła.
Zostaję pociągnięta przez Stiles'a w stronę tego mężczyzny, nawet nie zauważyłam kiedy Scott od nas od nas poszedł. Chyba muszę przestań tak dużo myśleć.

— Tu jesteście — mówi z ulgą Deaton.

— Jak Pan zdołał wyjść? — pyta McCall.

— Nie było łatwo, podobno mnie uratowaliście — uśmiecha się — Dostaniesz podwyżkę.

Dlaczego mi się wydaje, że on wie co się naprawdę stało, ale udaje?

— Nie przeszkadzajcie — mówi Noah, pojawiając się obok nas.

— Jeszcze chwilkę — Deaton patrzy na mnie — Kim jesteś?

— Lily Hale — uśmiecham się delikatnie i daję włosy za ucho.

— Hale? Siostra Derek'a? — robi wielkie oczy.

— Tak?

Deaton patrzy na mnie jak na jakiegoś Boga, nie wiem o co mu chodzi, ale wygląda trochę przerażająco. Trochę skrępowana odwracam wzrok i nie wiem co zrobić.

— Chodźcie już — mówi Stilinski, ratując mnie przy tym.

Żegnamy się z mężczyzną i odchodzimy na bok. Scott, kiedy widzi Allison olewa nas i do niej biegnie, a ja i Stiles zostajemy sami. Chłopak przygląda się swojemu ojcu i próbuje podsłuchać o czym mówią, a ja po cichu odchodzę od niego i idę pod mur, gdzie miało leżeć ciało od Derek'a. Na ziemi widać świeżą krew, jest jej trochę dużo, ale widze, że kilka kropli znajduje się dalej od miejsca, w którym leżał.

— Żyje? — słyszę za sobą głos Stiles'a.

— Tak, nie zregenerował się do końca, ale uciekł do lasu — mówię z lekkim uśmiechem na twarzy.

— To dobrze — podchodzi bliżej.

— To bardzo dobrze — odwracam się w jego stronę — Mam prośbę.

— Jaką? — unosi zaciekawiony brew.

— Możesz na razie nie mówić Scott'owi o tych oczach? Dowie się w swoim czasie — przygryzam wargę.

— Okej — puszcza mi oczko.

— Dzięki.

— Proszę — uśmiecha się — I... Posłuchaj, teraz siedzimy w tym wszystkim razem, gdyby coś się działo przychodź do nas.

Okej, muszę przyznać, że Stiles ma bardzo uroczy uśmiech.

— Jasne, wy tak samo. Wiem więcej od was, to będę w stanie pomóc.

Uśmiecham się do chłopaka, polubiłam ich, mimo że dzisiaj dopiero tak zaczęliśmy rozmawiać. Może dobrze, że Derek zapisał mnie do tej szkoły, wreszcie będę mogła z kimś innym pogadać i nie będę się bała. Mój kontakt z ludźmi był do niedawna tak ograniczony, że zostałabym pewnie starą panną z kotami.
Obok nas nagle pojawia się Scott z niezadowoloną miną.

— Allison... Zerwała ze mną... — mówi zanim jesteśmy w stanie spytać co się stało.

— Co? — pytamy razem ze Stiles'em zdziwieni.

— Zerwała...

— Tak mi przykro — kładę mu rękę na ramię.

— Ja... Idę do domu... — mówi załamany wilkołak.

— Poczekaj na mojego tatę, odwiezie nas.

— Chce już jechać.

Stiles bez słowa od nas odchodzi, a ja patrzę na Scott'a, który wygląda, jakby miał się zaraz rozpłakać. Przytulam go do siebie, a on od razu się we mnie wtula. Czuję, jak drży i próbuje udawać silnego.

— Będzie dobrze — szepczę do ucha.

— Straciłem ją.

— Nie na zawsze — odsuwamy się od siebie — Ona cały czas jest, wrócicie do siebie, wiem to.

— Okłamałem ją.

— Musiałeś, chciałeś ją chronić.

— Lily, Scott — podchodzi do nas Stiles z jego tatą — Chodźcie, odwieziemy was.

Bez słowa udajemy się za Szeryfem. Czuję, że Stiles jest zdenerwowany, chcę się go spytać, ale może lepiej nie...

— Lily, gdzie mieszkasz? — pyta Szeryf kiedy wchodzimy do samochodu.

— W hotelu.

— Sama? — Stilinski patrzy na mnie, przez lusterko.

— Kiedyś z Derek'iem — wzdycham.

— Nie mogę cię odwieść, jesteś niepełnoletnia — drapie się po głowie — Powinienem cię gdzieś dać, ale wiem, że tego nie chcesz.

— Do czego zmierzasz? — odzywa się Stiles.

— Na kilka dni możesz zamieszkać u nas — mówi Szeryf — Jeśli chcesz oczywiście.

— Dziękuję, ale Pan mnie prawie nie zna — uśmiecham się delikatnie.

— Stiles przyjaźni się tylko z dobrymi ludźmi — wyjeżdża z parkingu — Przez to, że twój brat... Zrobił to, nie znaczy, że ty też takie coś robisz.

— Dziękuję — uśmiecham się szerzej, a w środku płaczę.

Stiles patrzy na swojego tatę zdziwiony, w sumie też bym była, gdyby Derek powiedział, że zamieszka u nas osoba, którą znam ledwie dzień.
Jestem wdzięczna mężczyźnie, nie wiadomo gdzie by mnie dali jeszcze kiedy Derek jest poszukiwany jako zabójca.
Najpierw jedziemy do hotelu po kilka moich rzeczy. Przez całą drogę w samochodzie jest cicho, ale nie niezręcznie. Jestem strasznie zmęczona, więc opieram głowę o ramię Stiles'a, który obok mnie siedzi i zamykam oczy. Czuję jak się napina, ale chwilę później znowu się rozluźnia. Wiem, że Szeryf Stilinski się na nas patrzy i już pewnie ma jakieś głupie myśli, ale ja po prostu jestem zmęczona.
Odwozimy jeszcze Scott'a, który załamany nawet się z nami nie żegna i jedziemy do mojego tymczasowego domu. Kiedy wjeżdżamy na plac uśmiecham się lekko, dawno nie mieszkałam w zwykłym domu, że mi tego do teraz brakowało.

— Stiles, idź po jakiś materac — odzywa się jego tata, kiedy wchodzimy do środka.

— Nie trzeba, mogę spać na kanapie.

— Co najwyżej to Stiles może na niej spać — chłopak patrzy na swojego tatę nieznanym mi wyrazem twarzy.

— Co? — unosi brew.

— Dziewczyna ma trudną sytuację, musi się wyspać.

Aż robi mi się ciepło na sercu na te słowa Pana Stilinski'ego.

— Naprawdę nie trzeba — uśmiecham się.

— Będziesz spała u Stiles'a na łóżku, a on na materacu.

— Ja mogę spać na materacu, to jest łóżko Stiles'a.

— Teraz jest twoje — mówi chłopak — Dużo razy spałem na tym materacu i jest wygodny.

— Dziękuję — uśmiecham się jeszcze szerze.

To jest słodkie co dla mnie robią, mimo że mnie w ogóle nie znają.
Razem ze Stiles'em idę do jego pokoju, chłopak kładzie materac na ziemię i na niego siada. Dziwnie będzie mi spać obok chłopaka, którego prawie nie znam, ale w sumie czuję, że mogę mu zaufać. Nie wygląda nawet na osobę, która mogłaby mi zrobić krzywdę.

— Trochę mały ten materac — mówię.

— Ale bardzo wygodny — uśmiecha się — Kiedy byłem mały i nie umiałem spać, to zawsze chodziłem do rodziców gdzie on leżał i na nim spałem.

— Na prawdę?

— No — śmieje się pod nosem.

— Miałeś strasznie fajne dzieciństwo — zamykam oczy.

— No może trochę — wzdycha — Wtedy zmarła moja mama.

— Przykro mi, nie chciałam ci o tym przypominać — robię się czerwona

— Nic się nie stało — uśmiecha się delikatnie.

Te kilka dni będą zapowiadać się ciekawie, bardzo ciekawie. Mieszkanie z chłopakiem, którego znam jeden dzień, szukanie Derek'a i pomoc Scott'owi zapanować nad gniewem. I jeszcze mały bonusik od życia, zabicie alfy, który przemienił Scott'a i robi coś dziwnego ze mną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro