|Rozdział 2|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko działo się za szybko, żeby [_] potrafiła dokładnie opisać zaistniałą sytuację. Siedziała na brudnej ziemi obok nieprzytomnego brata i wpatrywała się z leżących mężczyzn, którzy chwilę wcześniej próbowali zedrzeć z niej godność i doprowadzili Harukiego do krytycznego stanu. Nim się spostrzegła, delikwenci zostali pokonani, a dwójka blondynów stała nad nimi i patrzyli na nieprzytomne ciała z obrzydzeniem. Niższy chłopak kopnął kolejny raz przywódcę mężczyzn w głowę. Położył na nią nogę i przycisnął go stopą do asfaltu. Nim [_] się zorientowała, podszedł do niej i przykucnął. Zauważył, że drżała niekontrolowanie, a jej twarz zdobiła zaschnięta już krew i kilka siniaków. Koszulkę miała rozpiętą i zabrudzoną, przez co widoczna była jej bielizna. Na nieprzytomnego Harukiego nie zwrócił większej uwagi, zerknął na niego na chwilę, ale bardziej interesowała go dziewczyna. Wyciągnął dłoń w jej stronę i położył na bladym ramieniu. [_], kiedy poczuła dotyk obcego chłopaka, podskoczyła i odsunęła się gwałtownie. Czuła obrzydzenie i chciało się jej wymiotować.

Oczywiście, często zostawała pobita, ale nigdy nie potraktowano jej w podobny sposób. Miała zaledwie piętnaście lat, nie wyróżniała się szczególną urodą i zostawała określana chłopczycą. Mężczyźni nie widzieli w niej kobiety, więc nie byli nią zainteresowani. Może przez to nie spodziewała się, że takie niebezpieczeństwo, może i ją spotkać?

— Hej, w porządku? — zapytał i przekrzywił głowę na prawą stronę.

Draken westchnął i zaczął przyglądać się wszystkiemu z daleka. Nienawidził ludzi, którzy atakowali słabe dziewczyny, żeby móc je wykorzystać. Ulżyło mu, że byli świadkami całego zajścia i mogli pomóc. Nie potrafiłby tego zignorować i odejść. Stał cicho i zostawił rozmowę z dziewczyną Manjirō. Wiedział, że wygląda przerażająco i mógłby ją spłoszyć.

[_] siedziała w ciszy i próbowała się ogarnąć. Nie spodziewała się, że uderzy w nią to aż tak bardzo. Wciąż czuła dotyk ust na szyi i ustach, a miejsca, w które ją dotykali, wypalały jej skórę. Przełknęła głośno ślinę. Zamrugała zdziwiona, kiedy poczuła, jak ciepły materiał ląduje na jej ramionach i zakrywa ciało. Spojrzała szklanymi oczami na czarne odpowiedniczki i znów poczuła, jakby wszystko miało być w porządku. Nie rozumiała tego.

— D-dzięki — powiedziała cicho, odrobinę zdenerwowana.

— W porządku? — powtórzył.

— T-tak. Dziękuję... Naprawdę.

Manjirō uśmiechnął się w jej stronę i wstał. Wystawił w jej stronę dłoń, którą niepewnie przyjęła i również wstała. Szybko puściła jego dłoń, kiedy stała stabilnie na nogach. Jego dotyk nie obrzydzał jej aż tak bardzo, ale wciąż przez niego czuła jak żołądek się kurczy, a dłonie pocą. [_] spojrzała na młodszego brata i zagryzła dolną wargę. Wyglądał okropnie, a do szpitala nie mogła z nim pójść. Z pewnością zgłosiliby policji, że wplątał się w bójkę, a nie wybaczyłaby sobie, gdyby ponownie trafił do więzienia.

— Ne, Ken-chin, weź go — poprosił przyjaciela i wskazał na nieprzytomnego nastolatka. Mikey zauważył zmartwienie w oczach [_] i nie potrafił nic na to poradzić. Poczuł ochotę pomocy i poznania jej bardziej.

— Trzeba zanieść go do szpitala. — Draken wziął Harukiego na plecy. Ręce zwisały bezwładnie na ramionach chłopaka, podobnie jak głowa. Czarno-biała narzuta pobrudziła się krwią, ale nie przejął się tym za bardzo. Nie był to pierwszy raz i na pewno nie ostatni.

— Nie! — zaprzeczyła [_], kiedy usłyszała słowo szpital. Zmieszała się, kiedy spojrzeli na nią pytająco. Nie rozumieli, w jakiej sytuacji prawnej znajdował się Haruki, więc ich za to nie winiła. Nie chciała, też rozpowiadać tego na prawo i lewo, więc wytłumaczyła najbardziej ogólnie, jak tylko potrafiła. — Szpital byłby dużym problemem... Nasza mama jest pielęgniarką, więc z pewnością się nim zajmie — dodała, żeby nie nalegali na pójście do szpitala.

— W porządku — zgodził się Mikey i uśmiechnął pocieszająco. Draken za to zmarszczył brwi i spojrzał karcąco na niższego przyjaciela. — Pójdziemy z tobą.

— Gość ledwo dycha, mam nadzieję, że masz dobry powód, żeby nie iść z nim do szpitala — skomentował, ale nie próbował przekonywać dziewczyny ani Manjirō. Wiedział, że nie przemówi im do rozsądku, poza tym musiał być powód, dlaczego tak bardzo chciała uniknąć szpitala.

— Dziękuję. — Po raz kolejny powiedziała, szczerze wdzięczna za akt dobroci z ich strony. Nie spodziewała się, że ktokolwiek przybędzie. Nadzieja zniknęła z niej całkowicie, więc ulga, którą wtedy poczuła, była nie do opisania. — I przepraszam z problem... — dodała ciszej i spuściła wzrok na ziemię.

— Nie przejmuj się tym! Przy okazji, jak się nazywasz? — zapytał i wyprzedził ją, żeby stanąć przed nią. Pochylił się odrobinę i ponownie spojrzał w jej oczy.

— [___] [_]... — odpowiedziała i odruchowo odsunęła się od chłopaka. Jego osoba ją przytłaczała, jednocześnie w pewnym stopniu dawała komfort. Nie rozumiała swoich uczuć w tym momencie. Poznała go kilkanaście minut temu, więc nie powinna odczuwać w jego stronę żadnych silniejszych uczuć. Czy to przez to, że jej pomógł? Było to możliwe, ale nie chciała przywiązywać się w tak szybki sposób.

— Ładne imię — pochwalił, przez co się zarumieniła. — Ja jestem Sano Manjirō, ale wolę Mikey, a to Ken-chin! — Podekscytowanie było słyszalne w jego głosie, a [_] przytaknęła głową. Draknem zmrużył oczy i odciągnął Manjirō od dziewczyny, na co niższy chłopak spojrzał na niego niezadowolony.

— Po pierwsze to Draken, po drugie daj jej odetchnąć. Nie widzisz, że jest zmieszana i przytłoczona? — upomniał go i poprawił Harukiego na plecach. — Wybacz mu [_]-chan, bywa nadpobudliwy. — Uśmiechnął się w jej stronę, przez co odrobinę się zdziwiła.

Na pierwszy rzut oka Draken wyglądał strasznie i na pewno nie na kogoś w jej wieku. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania, ale miło się zaskoczyła. Odpowiedziała mu łagodnym uśmiechem. Z każdą spędzoną z nimi chwilą czuła jak staje się w ich towarzystwie bardziej komfortowo. Nie przypuszczała, że spotka w swoim życiu takich ludzi, do których poczuje dużą sympatię w tak krótkim czasie.

[_] zatrzymała się przy jednym z bloków i weszła do środka. Mikey i Drakenem bez słowa podążali za nią. W końcu zatrzymała się przy jednych drzwiach i głośno zapukała w drewnianą powierzchnię. Natychmiast otworzyły się, a trzem parom oczom ujrzała się przerażona i zapłakana Sakura. Na widok poobijanej córki wybuchła płaczem i przytuliła ją do piersi. [_] odwzajemniła czułość i delikatnie, jednocześnie stanowczo odsunęła od siebie rodzicielkę. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, udając, że nic wielkiego się nie stało. Mikey zauważył fałszywy uśmiech i zmrużył na ten widok oczy.

— Co tak długo?! — krzyknęła Sakura i otarła łzy.

Spojrzała na Drakena, który trzymał Harukiego i poczuła ścisk w żołądku. Bez słowa wpuściła ich do środka, a wysoki blondyn położył nastolatka na kanapie, uważając przy tym, żeby nie wyrządzić większej krzywdy. Nie wiedział, jak obszerne są jego obrażenia, dlatego wolał zachować ostrożność.

— Dziękuję — powiedziała starsza kobieta, ze słyszalną wdzięcznością w głosie.

Sakura pobiegła po apteczkę, a [_] została sama z osobami, którym dużo zawdzięczała. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć, więc zachowywała milczenie. Cisza nie trwała długo. Nim się obejrzała przed nią stał Mikey, z uśmiechem. Zamrugała zdziwiona i odsunęła się o krok, kiedy poczuła jego oddech na twarzy?

— O co chodzi, Mikey-kun? — zapytała odrobinę drżącym głosem.

— Nie powiesz swojej mamie co się stało, [_]-chin?

Dziewczyna wzdrygnęła się i spuściła wzrok. Oczywiście, że nie miała zamiaru powiedzieć o nieprzyjemnej sytuacji, która ją spotkała. Powinna pójść do pokoju, przebrać zdartą i zabrudzoną koszulkę i opatrzyć swoje rany. Sakura przejmowała się bardziej Harukim. Był nieprzytomny, więc jej to nie dziwiło, ale nawet jeśli byłby w lepszym stanie, niż była ona, ich rodzicielka i tak bardziej przejęłaby się nim. Były tego dwa powody. Pierwszy: był młodszy. Drugi: przeżywał bardziej całą sytuację i nie potrafił sam się sobą zająć. Potrzebował ciągłej opieki, kiedy [_] potrafiła zająć się wszystkim samodzielnie.

— Nie. Nie ma takiej potrzeby. Poza tym, nic się nie stało! — powiedziała i posłała blondynowi uśmiech, jakby chciała zapewnić, że wszystko było w porządku. Nie wyglądał na przekonanego, przez co [_] odczuła odrobinę niepokoju.

— Dłonie ci się trzęsą — zauważył. — Krew wciąż leci ci z nosa, a twój uśmiech wygląda na nieszczery.

— Skąd to wiesz? — zapytała i zagryzła wargę.

— Po prostu. — Wzruszył ramionami. Uśmiechnął się ponownie i podszedł do Drakena, który czekał przy wyjściu. Nie miał nic więcej do roboty i chciał wrócić do domu. Cały dzień spędził na zewnątrz, więc naturalne było, że zaczął odczuwać zmęczenie. — Do zobaczenia, [_]-chan~ — pożegnał się i zniknął za drzwiami.

[_] patrzyła na wyjście i nie wiedziała, jak powinna się czuć po tym wszystkim. Odetchnęła i spojrzała na młodszego brata. Była na niego zła. Zawsze sprawiał problemy i nigdy się nie uczył na błędach. Miała nadzieję, że po wyroku zmądrzeje i odpuści dołączenie do gangu. [_] ruszyła do swojego pokoju i zamknęła cicho drzwi. Ściągnęła kurtkę, którą wręczył jej Mikey i przyjrzała się jej dokładnie. Złote napisy rzucały się najbardziej w oczy. Starannie uszyte z przyjemnego i ciepłego materiału. Poskładała kurtkę i położyła na biurku. Postanowiła, że jutro ją odda, jeśli w ogóle ponownie się spotkają. Przez myśl jej przeszło, że mogło się zdarzyć, że sam by po nią wróci. Wiedział, gdzie mieszkała, więc nie byłoby to problemem, prawda? [_] przetarła twarz i zaczęła się rozbierać. Spojrzała w lustro i ponownie zebrało się jej na wymioty. Poobijana twarz aż tak jej nie przeszkadzała, ale bordowe ślady na szyi, które powstały, kiedy obcy mężczyźni zassali się jej na szyi, wywoływały u niej obrzydzenie własną osobą. Nastolatka przebrała się w piżame i położyła do łóżka. Nie zamierzała iść jutro do szkoły, dlatego nie przejmując się niedorobionym zadaniem, pogrążyła się w krainie snów.

Tej nocy śniły się [_] same koszmary, w których również pojawiały się czarne, bezuczuciowe oczy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro