11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Malfoy? — Zapytałam zmieszana, patrząc na blondyna, który przypierał mnie do jednej z zamkowych ścian.

Na dworze było ciemno, w tle świeciły pochodnie, obok nas był las, który rozprzestrzeniał się aż po horyzont, jednak ja byłam wpatrzona w blondyna, który ewidentnie miał jakiś problem.

— Keilani. — Czy on się naćpał? Od jakiś ośmiu lat nie zwrócił się do mnie po imieniu, a teraz wyjeżdża z takim czymś?

— Czego chcesz? — Zapytałam odpalając ostatniego papierosa z paczki.

— Jakbym wiedział, to bym tu nie przychodził. — Oparł się o ścianę. — Chyba chce ciebie, ale jestem zbyt pijany, żeby myśleć, że to prawda.

Zamarłam.

Wszystko to tłumaczyłam sobie tym, że jesteśmy pijani i to dość mocno. Ale czy to tylko i wyłącznie zasługa procentów w naszej krwi?

— Malfoy ale ja... — Zaczęłam ale ten zamknął moje usta pocałunkiem.

Ostatnio mnie wypieprzył i sobie poszedł. To zapewne się powtórzy ale nie myślałam racjonalnie przez pierdolony alkohol buzujący w moim organizmie.

Cholera jasna, może i jest dupkiem ale całuje zajebiście. Technicznie rzecz biorąc już się z nim całowałam, ale to do mnie nie dotarło.

Oderwałam się od niego, nie będę się z nim całować, nie ma takiej mowy.

— Nie możemy. — Odparłam niewzruszona.

— Zamkniesz się w końcu, czy mam ci pomóc? — Zaśmiał się ponuro, popatrzył się na mojego papierosa, żeby dać mi do zrozumienia, że chce się zaciągnąć. Przekazałam mu fajka patrząc jak wypuszcza dym ustami i nosem. Zmieszana oparłam się o ścianę.

To jest nierealne i nie wiem co o tym myśleć.

— Możesz mi wytłumaczyć jedną rzecz?

— Hmm? — Odpowiedział oddając mi papierosa.

— Odkochałeś się, czy nadal coś czujesz?

— Nie odpowiem ci na to pytanie. — Prychnął, patrząc się gdzieś w dał.

Jego włosy były delikatnie zmierzwione, malinowe usta wygięły się w cynicznym uśmiechu. Pokiwał głową z dezaprobatą i czekał na mój ruch.

— W takim razie możesz już stąd iść, bo to nie ma sensu.

— Zakochałem się w tobie jako małe dziecko, to nie miało się wydarzyć, kochanie ciebie to gra, w której wiesz, że przegrasz. Miałem jedenaście lat, a ty zawsze wyróżniałaś się na tle innych. Spędziłem z tobą całe dzieciństwo, byłaś moją najlepszą przyjaciółką, a potem poczułem coś więcej, gdy ci to powiedziałem wyśmiałaś mnie, myśląc, że to żart. To było wystarczające, abym pozbył się wszystkich swoich uczuć. Złamałaś mi serce nawet nie odwracając się za siebie, dlatego w pewnym sensie cię nienawidzę. Zadowolona?

— Malfoy ja... Ja naprawdę nie wiem co o tym myśleć, zawsze uważałam, że jesteś tylko moim przyjacielem, dlatego też nie wzięłam twoich słów na poważnie. Ja też miałam jedenaście lat. Czego ode mnie oczekiwałeś? Że w tym wieku wyjdę za ciebie zamąż i zrobie sobie z tobą dzieci? — Zapytałam się ironicznie.

— Szczerze mówiąc to właśnie tego oczekiwałem. — Zaśmiał się, a ja pierwszy raz od dawna zobaczyłam jak się uśmiecha.

Czy ja właśnie prowadziłam z nim normalną rozmowę?

— Wiesz, że z nikim tego nie zrobię, głupi papierek nie wyznacza miłości, mogę kogoś kochać niezależnie od tego, czy jest moim mężem, czy partnerem. Po za tym ślub to tylko udręka. — Dodałam, gdy stwierdziłam, że zrobiło się trochę zbyt romantycznie.

— Wiesz czemu moja matka poprosiła cię o to, żebyś poszła ze mną na bal? — Zapytał się łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

— Oświeć mnie Malfoy. — Odparłam sarkastycznie.

— Bo ją o to poprosiłem. — Powiedział, ale chyba żałował, że te słowa opuściły jego usta. Obawiam się, że bał się, że znowu go zranię. — Czy to ci wystarczy?

— Nie. — Stwierdziłam, a ten popatrzył się na mnie zdziwiony. — Nienawidzisz mnie tylko za to?

— Nie nienawidzę cię słoneczko. — Uśmiechnął  się. — Po prostu się na tobie zawiodłem. — Puścił mi oczko i odszedł zostawiajac mnie samą, w półmroku, ze zdziwieniem ja twarzy.

Co się odjebało?

Draco.

Żałowałem tej rozmowy, tak bardzo jak tylko mogłem, ale brakowało mi naszych rozmów, mimo, że ostatnim razem rozmawialiśmy normalnie jako małe dzieci. Czułem, że musiałem jej to wyznać, a ostatnio poczułem coś takiego wtedy, gdy mnie wyśmiała. Zapewne to nie był dobry pomysł.

Najgorsze jest to, że wcale nie byłem pijany i mówiłem to całkowicie szczerze.

Chyba muszę sprawić, żeby zapomniała o wszystkim, co zostało powiedziane dzisiejszej nocy. A jest na to jeden sposób - Obliviate.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro