15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szliśmy właśnie do wioski Hogsmeade. Było bardzo zimno i poruszył śnieg, jednak szczerze mówiąc to mi to nie przeszkadzało.

Nie znosiłam świątecznej atmosfery, więc marzyłam o tym, aby zdjęli te szyldy informujące o przecenach świątecznych, cholerne migające lampki oraz dekoracje.

Jest pieprzony początek lutego.

Niestety, ale No właśnie - początek lutego, co oznacza, że za dwa dni są moje urodziny, których nienawidzę równie mocno jak świąt.

Przez pierwsze lata nauki w Hogwarcie o tym wydarzeniu wiedziały tylko cztery osoby - Malfoy, Blaise i rodzeństwo Riddle, jednak teraz wiedzą prawie wszyscy, co niesamowicie mnie irytuje, bo mimo tego, że naprawdę nie mam ochoty na żadne przyjęcia z tej okazji, to oni i tak je organizują.

I niby to jest miłe, poświęcają się dla mnie i w ogóle, ale po co robić to na siłę, skoro nie mam na to ochoty?

Miesięczny zapas ognistej, fajek, mdma i karnet do burdelu by wystarczył. Nie potrzebuje całego Hogwartu składającego mi fałszywe życzenia.

,,Wszystkiego najlepszego, bla bla bla" już lepiej jakby powiedzieli ,,Pierdol się, nie lubię cię i udław się tym jebanym tortem" niż uśmiechać mi się prosto w twarz i odpowiadać jakiejś farmazony.

Nim się obejrzałam doszliśmy do trzech mioteł, gdzie zamówiliśmy piwa kremowe i jakieś ciasto na spółę.

— Wiecie co? Ostatnio się tak zastanawiałem i stwierdziłem, że warto by było coś odjebać. — Stwierdził.

— Co masz na myśli, Riddle? — Zapytałam.

— Wiesz, tęsknie trochę za naszymi odpałami. Pamiętasz jak przefarbowaliśmy McGonagall włosy na różowo? — Zapytał, a wszyscy włącznie ze mną wybuchnęli śmiechem. — Albo jak zepsuliśmy ruchome schody i Gryfoni nie mogli się dostać do dormitoriów przez dwa dni?

— Oh Merlinie, to było cudowne. — Skwitowałam. — Musimy do tego wrócić. — Odparłam popijając wcześniej zamówiony napój.

Była godzina dwudziesta, a my właśnie wracaliśmy z Hogsmeade. Jako iż była zima, było niesamowicie ciemno, a przede wszystkim cholernie pizgało.

— Żabkę? — Zwrócił się do mnie Blaise, który wykupił wszystkie czekoladowe żaby z Miodowego Królestwa.

Prychnęłam i wystawiłam rękę po słodycz, jednak ten szybko ją zabrał.

— Nie dla psa. — Wystawił mi język. — Trzeba było sobie kupić. — Wyszczerzył się.

— Ah tak? Gdybyś nie wykupił ich wszystkich to bym sobie kupiła!  — Uniosłam się, wymachując rękami, a jedna z toreb wypadła mi z rąk.

Schyliłam się, aby ją podnieść, jednak po chwili mentalnie trzasnęłam się w łeb. Miałam kurwa sukienkę.

Pieprzoną sukienkę.

— No, No, Salvatore, dla kogo te czarne stringi? — Zagwizdał.

— Dla twojego ojca, ostatnio się polubiliśmy, odwiedzam go w Azkabanie i uprawiamy gorący seks. — Mruknęłam złośliwe.

Wiedziałam, że go tym rozzłoszczę, ale absolutnie nie spodziewałam się po nim takiej reakcji.

Uderzył mnie.

Trzasnął mnie prosto w twarz z otwartej ręki, przy wszystkich.

— Woah, Malfoy popracuj nad ciosami, walisz jak pięcioletnie dziecko. Po za tym, bipolarny dupku, jeszcze jakiś czas temu wyznałeś mi miłość, a teraz mnie bijesz? — Podniosłam brew do góry, idąc tyłem, aby móc patrzeć się w jego zapchloną twarz.

Jak domniemywam mój policzek był czerwony, niby piekł, ale nie odczuwam tego jako ból.

Pieść Zabiniego spotkała się z twarzą Malfoy'a, a ja korzystając z nieuwagi przyjaciół teleportowałam się do Hogwartu.

Natychmiast rzuciłam wszystkie torby na łóżko i agresywnie zdjęłam swoje zaśnieżone buty.

Tępy chuj, jebana fretka, glizda, pieprzony utleniacz.

Nienawidzę go.

Nie chciało mi się szukać różdżki, więc bez pomocy magii zaczęłam wypakowywać zakupy.

Dwie torby z Miodowego królestwa - cukrowe pióra, czaszki z galarety, czekoladowe kociołki, dyniowe paszteciki, dyniowy mus, kandyzowane ananasy, kwachy, kociołkowe pieguski i inne pierdoły.

Jako iż jestem perfekcjonalistką, wszystko symetrycznie poukładałam w jednej z szuflad.

Potem były cztery ogromne torby z ciuchami, które wsadziłam do kosza na pranie.

Następnie biżuteria, którą włożyłam do szkatułki, która nomen omen była pełna, jednak znalazłam różdżkę i powiększyłam ją zaklęciem.

Skoro miałam już różdżkę resztę zakupów rozpakowałam za pomocą magii, a następnie poszłam pod prysznic.

Nadal czułam rękę Malfoy'a na moim policzku i szczerze mówiąc spodziewałam się po nim wszystkiego, ale nie tego, że mnie kurwa uderzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro