18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się rano, z nadzieją, że będę sama, w swoim własnym dormitorium, bez kaca i zmartwień.

Tym czasem leżałam z kacem, z nagim Draco Malfoy'em w łóżku, z którym wczoraj się przespałam, dodatkowo na szyi miałam srebrny naszyjnik z wężem, który od niego wczoraj dostałam, zaraz po tym, jak się z nim przespałam.

Leżał obok mnie, oplatając mnie swoimi silnymi ramionami w talii. Jego oddech był unormowany, policzki delikatnie zaróżowione, włosy zmierzwione, a usta rozchylone.

I kurwa, mogę o nim powiedzieć dużo rzeczy, ale do cholery jasnej, dawno nie widziałam, tak słodkiej rzeczy, jak śpiąca fretka, albo raczej śpiący fretek.

Delikatnie zaczęłam się wiercić, ponieważ po popatrzeniu się na zegar ścienny zauważyłam, że mam tylko godzinę na wyszykowanie się, a tak tylko przypomnę, że w moim łóżku leży blondwłosy Ślizgon, z którym wczoraj uprawiałam namiętny seks, na imprezie, którą zorganizował dla mnie jego przyjaciel. Bajecznie prawda?

— Jeszcze chwila. — Mruknął w moje ramie, oplatając mnie jeszcze mocniej.

— Nie, fretko, zabieraj się do siebie, bo musze się ogarnąć.

— Nie, zapomnij. To, że zostawiam zaraz po seksie wszystkie dziewczyny, nie oznacza, że zostawię ciebie. — Syknął, wbijając paznokcie w moje biodro.

— Mhm? A co we mnie takiego wyjątkowego? — Zapytałam, wplątując ręce w jego platynowe włosy.

— Doskonale znasz odpowiedź na to pytanie słoneczko. — Stwierdził, obracając w dłoniach naszyjnik, który mi wczoraj dał. — Piękny jest, prawda?

— Jeden z najlepszych prezentów, jakie kiedykolwiek dostałam. — Uśmiechnęłam się, wtulając się w jego tors.

— Ah tak? A jaki był najlepszy? — Szepnął, zataczając kółka na mojej nagiej skórze.

— Wczorajsza noc.

***

Właśnie szłam obolała i niesamowicie zdenerwowana na śniadanie do Wielkiej Sali.

Jakim cudem mogłam do tego dopuścić i jak do kurwy nędzy straciłam kontrolę?

To się nigdy więcej nie powtórzy, a Malfoy od dzisiaj dla mnie nie istnieje. Merlinie, przecież on mnie tylko chciał wykorzystać, co już z resztą zrobił, ale tym razem nie zaprzeczyłam.

Idiotka.

— Keilani! Gdzie do kurwy wczoraj zniknęłaś? — Zapytał, Blaise, kiedy dosiadłam się do stołu Slytherin'u. — Chciałem potańczyć z moją kochaną jubilatką i osobiście dać ci prezent, jednak nie mogłem cię nigdzie znaleźć.

— Przepraszam, żelku, źle się poczułam, dodatkowo byłam trochę pijana i po prostu poszłam do dormitorium. — Skłamałam.

— A widziałaś gdzieś Malfoy'a? Też go nie widziałem.

Popatrzyłam się na dumnie uśmiechniętego blondyna, siedzącego obok mnie.

— Nie, zapewne pieprzył jakąś dziwkę po kątach. — Odparłam pewnie, wlepiając wzrok w pusty talerz.

***

— A więc teraz tak zamierzasz mnie traktować?! — Rzucił mną agresywnie o jedną z zamkowych ścian. — Zapewne pieprzył jakąś dziwkę, co? Teraz mam cię nazywać dziwką? — Owinął ręce wokół mojej szyi, odcinając mi jakikolwiek dostęp do powietrza.

Kiedy zaczęłam się dusić poluzował delikatnie jego uścisk, a ja nerwowo zaciągnęłam się powietrzem.

— To był tylko seks, Malfoy, ani dla mnie, ani dla ciebie to nic nie znaczyło, nie jestem ani twoim słoneczkiem, ani księżniczką, więc nie nazywaj mnie tak i zapomnijmy, że to w ogóle się stało. — Mruknęłam niezadowolona, rozmasowując obolałą szyję.

Przysięgam, że wyglądał teraz jak zbity pies.

— Chcesz mi powiedzieć, że to nic nie znaczyło? Powiedziałem ci całą prawdę, kupiłem ci prezent, uprawiałem z tobą seks, a ty mi mówisz, że to nic nie znaczyło?! — Krzyknął, szarpiąc się za włosy.

— Malfoy, uprawiasz seks z prawie każdą dziewczyną, w tej jebanej szkole, prezent, ani seks, ani nic nie wybaczy tego, że przez wiele lat znęcałeś się nade mną! — Splunęłam.

— Odrzuciłaś moje uczucia! Co miałem zrobić do kurwy? — Popatrzył mi się w oczy, poluzowując swój krawat.

— Zapomnieć i to samo powinieneś zrobić teraz. — Odpowiedziałam i odeszłam.

— Keilani do kurwy! — Krzyknął za mną, jednak nie zaszczyciłam go nawet spojrzeniem.

                                           ***

— Dobiorę was w pary. — Odparł nauczyciel, kartkując jakąś starą księgę. — Więc, Granger i Potter. — Powiedział, a szlama od razu się rozpromieniła, posyłając uśmiech w stronę wybrańca.

Idiotka.

— Weasley i Zabini. — Wymieniał dalej, a naburmuszony chłopak posłał wkurzone spojrzenie w stronę profesora karła. — Malfoy i Salvatore i nie chcę słyszeć żadnych jęków.

Draco.

— Malfoy i Salvatore i nie chcę słyszeć żadnych jęków. — Odparł, posyłając nam ostrzegawcze spojrzenie.

Będzie pan słyszał, ale w trochę innej sytuacji, zasrany karle.

— Parkinson i Riddle...

Blah blah blah, pierdolenie o Merlinie, naprawdę mnie to nie obchodzi.

— Będziecie je robić razem i oczekuję, że stawicie się z esejem na temat zaklęć niewerbalnych na środę za tydzień. Koniec lekcji!

Wykurwiście po prostu.

Zebrałem swoje rzeczy, trącając przechodzącą Keilani ramieniem, na co posłała mi mordercze spojrzenie.

Przypominam kochanie czyje imię jęczałaś wczoraj w nocy, więc mi się tutaj nie unoś.

Posłałem jej zwycięski uśmiech i udałem się w kierunku naszego dormitorium.

Rzuciłem teczkę na fotel, stojący w rogu salonu, a następnie podeszłem do barku i nalałem sobie szklankę Whiskey. Wypiłem napój duszkiem, zapełniłem szklankę z porotem i siadając na czarnej kanapie na naszą kochaną Salvatore.

Po jakimś czasie zaszczyciła mnie swoją obecnością, także rzuciła torbę na podłogę, uprzednio wyjmując z niej paczkę jej ulubionych fajek i zapaliła jednego. Podeszła do barku biorąc moją Whiskey opróżniając butelkę.

— Ej! To moje! — Krzyknąłem, podnosząc się z kanapy.

— Wyglądam jakby mnie to obchodziło, fretko? — Prychnęła, zrzucając moją teczkę z fotela, usadawiając się wygodnie.

Wyłożyła nogi na stół i chwyciła najnowszy numer Proroka codziennego.

— Nie za wygodnie? — Zapytałem prześmiewczo, obserwując jej delikatnie zaróżowioną twarz, w której odbijały się iskry z palącego się kominka.

— Jakbyś służył mi za poduszkę, to byłoby mi zdecydowanie wygodniej. — Uśmiechnęła się cynicznie, odrzucając gazetę na stół.

— To chodź. — Poklepałem swoje uda, a dziewczyna przewróciła oczami.

— Nie zgrywaj się, nie dam się wykorzystywać, a wiem, że właśnie tego chcesz. — Mruknęła niezadowolona, przeciągając się leniwie.

— Skąd takie stwierdzenie? — Zapytałem, skanując ją wzrokiem od góry, do dołu. Jest jedyną dziewczyną, której nie zamierzałem i nie wykorzystałem, więc zdziwiło mnie to, że oskarża mnie o coś takiego.

— Mam ci przyprowadzić krukonkę z trzeciego roku, którą zerżnąłeś w męskim kiblu dzisiaj rano? Wylewa tony łez od kilku godzin, bo szanowny Draco Lucjusz Malfoy znowu wyruchał naiwne dziewczę i je zostawił, cóż za ironia losu. Powiedziałeś jej przynajmniej, że na twoim kutasie nadal były resztki mojej spermy?

— Jesteś zazdrosna? — Zaśmiałem się.

— W twoich snach, dupku.

— W moich snach, to ty robisz coś innego, słoneczko. — Mrugnąłem do niej, obserwując, jak jej wyraz twarzy się zmienia.

— Kretyn. — Mruknęła cicho, wstając i poszła do swojego dormitorium.

No to nie zarucham dzisiaj, mówi się trudno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro