19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Przestań pukać w te jebane drzwi! — Krzyknęłam, wychylając wzrok zza książki.

— To otwórz te drzwi do kurwy! Mamy do zrobienia pracę domową i muszę z tobą porozmawiać.

— Spierdalaj! Mam ci to przeliterować!?

— Widocznie tak, w ogóle cię nie rozumiem!

— I nie musisz, więc odejdź, albo ci pomogę! Zrozumiałeś aluzję czy mam ci to powtórzyć dobitniej? — Warknęłam zła.

Alohomora. — Wypowiedział zaklęcie i już po chwili stał przy łóżku obok mnie. — Stęskniłaś się, słoneczko? — Zapytał, siadając obok mnie.

— Nie, wypierdalaj. — Syknęłam, wracając do lektury.

Zdenerwowany chłopak położył rękę na moim udzie i wyrwał mi książkę z rąk rzucając ją na podłogę.

— Ty kretynie! — Krzyknęłam, strzepując jego rękę z mojego uda.

— Wczoraj jakoś ci to nie przeszkadzało. — Mruknął niezadowolony. — I wolałbym jakbyś zawracała się do mnie ,,tatusiu" — Odparł, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.

— Może jeszcze loda chcesz, albo frytki? — Odpowiedziałam, ale po chwili strzeliłam sobie mentalnie ręką w czoło.

Kurwa.

— Mm, kusząca propozycja. — Stwierdził. — Poranny lodzik na dobry dzień, chyba skorzystam.

— To sobie go kurwa zrób, a mi daj spokój!
Po za tym przylazłeś tu tylko po to, aby pierdolić mi o tym, jaki jesteś niewyżyty, czy Malfoy'owska dupa czegoś pragnie?

— Już ci mówiłem i nie zamierzam się powtarzać. — Chrząknął i przeczesał włosy palcami.

Sięgnęłam po różdżkę, aby go trochę wystraszyć i, jak widać podziałało. Chłopak przełknął nerwowo ślinę i delikatnie się odsunął.

Cruci... — Wyszeptałam, a on odskoczył ode mnie jak poparzony. — Żartowałam, głupku. — Zaśmiałam się, a on się na mnie rzucił.

— Masz przejebane. — Syknął, siadając na mnie okrakiem.

Przyszpilił moje nadgarstki do wezgłowia łóżka i popatrzył się na mnie wrogo.

Na tyle, na ile pozwolił mi jego uścisk odchyliłam się i popatrzyłam się mu głęboko w oczy.

— Bu! — Krzyknęłam mu przed twarzą.

Obserwowałam jego twarz, śmiejąc się głośno wyglądał jakby z uszu miała buchnąć mu para, jednak po chwili złowieszczo się uśmiechnął i zaczął mnie łaskotać.

Skurwysyński utleniacz.

— Draco! — Krzyknęłam, próbując mu się wyrwać, po chwili zauważyłam, jak chłopak nerwowo wciąga powietrze i zaprzestaje jakichkolwiek ruchów.

— To imię możesz krzyczeć tylko i wyłącznie w jednej sytuacji, wtedy, kiedy cię pieprzę. — Syknął, schodząc ze mnie.

Odwróciłam się na lewy bok, aby móc patrzeć się na jego dziób. Leżał na plecach, z głową opartą na rękach, jego włosy były zmierzwione, a policzki delikatnie zaróżowione.

— Mmm, w takim razie nigdy więcej go nie usłyszysz. — Wyszczerzyłam się dumnie.

— Zobaczymy, a teraz rusz swój okrągły tyłek, bo referat sam się nie napisze. — Klepnął mnie w udo, a ja posłałam mu wzrok pełen jadu.

Pierdol się.

                                       ***

— Więc, od czego zaczynamy? — Zapytał. Skubany dobrze wiedział, że mam największą wiedzę na ten temat.

— Najpierw musimy opisać je i wypisać chociaż kilka przykładów, głupku. Ty piszesz ja dyktuje. — Przewróciłam oczami, opierając głowę na ręce.

— Nie możemy użyć pióra samopiszącego? — Mruknął niezadowolony.

— Nie, tępy kretynie. Severus to sprawdza zaklęciem, a ja nie mam zamiaru dostać Trolla przez twoje lenistwo.

— Dobra, dyktuj. — Syknął, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko.

Wygrywam fretko.

— Zaklęcia niewerbalne to zaklęcia rzucane bez pomocy słów, lecz wykonywane za pomocą różdżki. Istnieje wiele takich zaklęć, na przykład Levicorpus. Zdążyłeś zanotować?

— Mam napisać także to ,,zdarzyłeś zanotować" na końcu? — Uśmiechnął się cynicznie.

— Jeśli chcesz oblać eliksiry, to napisz jeszcze, że rżnąłeś jego matkę, ja nie zamierzam się pod tym podpisywać. — Syknęłam.

— Dobra, dobra. — Rozbawiony uniósł ręce w geście poddania. — Dyktuj dalej.

— Zaklęcia niewerbalne są trudnymi do opanowania, a ich użycie wymaga dużej koncentracji i siły woli. Opanowane stanowią wielką korzyść i przewagę, między innymi podczas pojedynków, ich zastosowanie bowiem utrudnia przeciwnikowi przewidzenie, jaki czar zamierza rzucić pojedynkujący.

— Możemy sobie zrobić przerwę? Na przykład na seks? — Odparł znudzony.

— Nie. —Posłałam mu mordercze spojrzenie i zaczęłam dyktować dalej.

***

— Skończyliśmy! — Odparłam zadowolona, przyglądając się zapisanym pergaminom.

— Dzisiejszej nocy gwiazdy są wyjątkowo widoczne i świecą, jakby to był ten ostatni raz. — Stwierdził zamyślony, ignorując totalnie to, co przed chwilą powiedziałam.

— Lubisz wpatrywać się w gwiazdy? — Zapytałam, także przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu.

— Uwielbiam. Są takie spokojne. — Skwitował, wstając z krzesła. Rozmasował obolałe plecy i podszedł do mojego parapetu. — Ładnie tu sobie urządziłaś. — Mruknął, przyglądając się świecom zawieszonym po bokach, poduszkom oraz rożnym rysunkom. — Chyba lubisz rysować.

— Tylko czasem, gdy muszę się odstresować. — Podeszłam do niego.

— Mam inny sposób na odstresowanie. — Zachichotał, siadając na parapecie.

— Jaki?

— Seks. — Odparł beznamiętnie, a ja rzuciłam w niego poduszką.

— Kretyn. — Burknęłam.

— Może i tak, ale jaki seksowny. — Wyszczerzył się. — Oh No dalej, przecież nie zaprzeczysz. Siadaj. — Poklepał miejsce obok siebie.

— Ani mi się śni. — Przewróciłam oczami.

— Siadaj, chce ci coś pokazać.

— No oświeć mnie, fretko. — Odparłam, siadając pomiędzy jego nogami.

— Widzisz to? — Wskazał na okno naprzeciwko, a ja pokiwałam głową. — Po za tym, że masz świetny widok na moje drzwi od łazienki, a z reguły kąpię się z otwartymi to... — Przerwałam mu, gdy zorientowałam się, że mówi o mnie, a nie o sobie.

Moje drzwi od łazienki były w tym samym miejscu.

— Czy ty mi chcesz do kurwy powiedzieć, że obserwujesz mnie pod prysznicem? — Wydarłam się, a on zaśmiał się kurewsko słodko.

— Można tak powiedzieć, ale daj mi dokończyć. Widzisz ten haczyk? — Wskazał na haczyk znajdujący się tuż przy swoim oknie.

— Tak, i widzę też haczyk w tej konwersacji. — Odparłam pewnie.

— Zamkniesz te swoje usta w końcu, czy mam ci pomóc?

— Myślałam, że lubisz, jak są szeroko otwarte. — Uśmiechnęłam się dumnie, obserwując, jak chłopak przymruża oczy, a jego wargi się delikatnie rozszerzają. — W pierwszy dzień września jakoś ci to nie przeszkadzało.

Totalnie zignorował moją wypowiedź i kontynuował.

— U ciebie na oknie jest taki sam, ostatnio nie spałem w nocy, patrzyłem się w gwiazdy, gdy zobaczyłem, że chyba masz jakiś koszmar, czy coś. — Uciął nerwowo i zaczął bawić się swoim sygnetem. — Pomyślałem, to znaczy no, tak jakby, no wiesz i ja.. zrobiłem linę w prześcieradeł i zawiązałem ją na ten haczyk i zaklęciem poprowadziłem do tego na twoim oknie i no wiesz, korzystając z tego, że miałaś otwarte okno to.. wspiąłem się tam do ciebie i cię uspokoiłem.

Zmęczona po całym dniu położyłam się spać. Byłam wykończona i zapomniałam zamknąć okna. Zasnęłam od razu, nie zwracając na to uwagi.

— Ma siedem lat! — Usłyszałam krzyk mojej matki.

— Trudno! Voldemort chce jej w swoich szeregach! Nie pozwolę na to, aby przyniosła hańbę mojemu nazwisku! Zmuszę ją do tego, jeśli nie zrobi tego dobrowolnie.

Usłyszałam kłótnie moich rodziców. Kłócili się zawsze, każdej nocy, jednak nigdy, aż tak głośno.

Po zorientowaniu się, że będę musiała służyć Voldemort'owi, po tym, co robił ze mną, gdy byłam jeszcze młodsza postanowiłam, że na to nie pozwolę.

Spakowałam najważniejsze rzeczy. Powiększyłam moją małą torebkę w środku, nie zmieniając jej zewnętrznych rozmiarów i spakowałam kilka koszulek, par spodni, bieliznę, wodę i.. mojego misia. Pospiesznie zarzuciłam na siebie bluzę, zgarnęłam różdżkę i uciekłam przez okno.

Zanim, jednak zdarzyłam się obejrzeć zostałam przez kogoś złapana.

To był jeden ze śmierciożerców - Yaxley.

— Zapłacisz za to, mała, przebiegła kurwo.

Od razu wokół mnie zaczęli się pojawiać śmierciożercy, w tym sam Voldemort.

— Nie spodziewałem się tego po tobie. — W głowie rozbrzmiał mi ten charakterystyczny głos. — Ale nie martw się, nie ukażę cię, co nie oznacza, że pozwolę, aby uszło ci to na sucho. — Podszedł do mnie. — Zabij ją.

Przed oczami zobaczyłam kołyskę z moją młodszą siostrą - Cherelle, to właśnie po niej mam drugie imię. Po siostrze, którą musiałam zabić jako siedmiolatka.

— Zabij! — Wrzasnął. — Przecież wiem, że wiesz jak to zrobić, sam cię tego nauczyłem.

— Avada Kedavra. — Powiedziałam, szlochając.

Obudziłam się zdyszana i cała spocona, w ogóle nie mogłam złapać oddechu i w pewnym momencie myślałam, że po prostu się uduszę.

Znowu ten pierdolony koszmar.

Nagle poczułam silne ręce, oplatające się wokół mojej talii i cichy szept. Mój oddech po chwili się uspokoił i znowu zasnęłam. Wtedy myślałam, że to wszytko mi się przyśniło. Teraz wiem, że to był Draco.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro