26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jak długo i kiedy zamierzamy zacząć? —
Zapytałam niechętnie. Przewróciłam oczami i wyjęłam z torebki paczkę mugolskich papierosów.

— Zaczynamy od wakacji, a to, jak długo ci to zajmie zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Z reguły trwa to do dwóch lat. — Odpowiedział. — A teraz proszę. — Podał mi do ręki jakiś papier i zdjęcie do ręki.

— Co to jest? — Skrzywiłam się, lustrując zdjęcie z jakimś obrzydliwym bachorem.

— Zostaw to zdjęcie, czytaj wynik testu. — Przewrócił oczami.

— Jak do kurwy zrobiłeś teraz ten test? — Oburzyłam się.

— Zostawiłaś DNA na szklance. — Prychnął, zakładając nogę na nogę i zeskanował mnie wzrokiem, jak jakiegoś głupca. Przewróciłam oczami i skupiłam swoją uwagę na kartce.

W 23 na 24 badane markery odnaleziono zgodność pomiędzy profilem DNA badanego rzekomego ojca, a profilem DNA badanego dziecka.

***

Właśnie starałam się wepchać kolejne pudełko szpilek do mojej szafy. Nie było szans, że zmniejszę je zaklęciem, były za ładne i idealnie pasowały do ułożenia innych pudełek w mojej szafie. Przy okazji znalazłam moją ostatnią paczkę papierosów, co oznacza, że musze napisać list do Damon'a, chłopaka, który technicznie rzecz biorąc jest moim byłym chłopakiem, a teraz załatwia mi rzeczy, takie jak ognista i fajki.

Nagle drzwi do mojego dormitorium otworzyły się i z hukiem trzasnęły o ścianę.

— Co do kurwy? — Odwróciłam się zirytowana i przewróciłam oczami. — Oo fretek, potrzebuje cię. We mnie. — Uśmiechnęłam się i zamrugałam oczami.

— Najpierw to mi wyjaśnij ten cyrk na dzisiejszej lekcji. — Oparł się o framugę drzwi.

— Nie uważam, abym musiała ci cokolwiek wyjaśniać. Ale zdobyłam nowego tatusia. — Mrugnęłam do niego po czym wepchnęłam kartonowe pudełko do szafy i ją zatrzasnęłam.

— Mnie?

— Nie idioto. Tego całego Lucyfera. — Ignorując chłopaka zasunęłam zasłony i poprawiłam poduszki na łóżku. Zdjęłam moje diamentowe kolczyki i odłożyłam je na szafkę nocną, przy okazji zapalając lampkę, aby w dormitorium nie było zupełnie ciemno.

Oczywiście nie zamierzałam mu mówić, że za niemalże cztery miesiące wyjeżdżam do Los Angeles i nie wrócę do Hogwartu. Dowie się w dniu mojego wyjazdu, albo wcale.

— Coś ci powiedział? — Zapytał. Wszedł do środka i rzucił się na moje łóżko.

— A czy to istotne?

— Tak, Keilani, to jest istotne. Jakiś psychopata włazi w trakcie lekcji, zabiera cię, a ty znikasz na cały dzień, następnie oznajmiając mi, że jest twoim ojcem. Jak to w ogóle się kurwa stało?

— Długa historia. Zrobiliśmy test DNA i faktycznie wyszło, że jest moim biologicznym ojcem. Powiedział, że ponieważ, cóż nie mógł mnie wychować, to znalazł mi rodzinę, która będzie w stanie wychować mnie w godny sposób. Krótko mówiąc tacy, którzy mają pieniądze, dobrą reputację i są czystej krwi.

— Jak to skurwiel nie mógł cię wychować? Nie wsadza się chuja we wszystko co się rusza. — Odparł zdegustowany.

— A przepraszam, czy nie robiłeś dokładnie tego samego przez ostatnie dwa lata? — Skrzywiłam się.

— Ale ja nie zapładniam. — Skwitował.

— Nie mógł mnie wychować. Koniec kropka. I nie dopytuj, bo się nie dowiesz. Rozumiemy się?

— Możesz przestać się bawić w moją matkę? — Mruknął niezadowolony i przeczesał swoje platynowe włosy palcami.

— Nie kręci cię to? — Prychnęłam. Sięgnęłam po paczkę fajek i otworzyłam okno.

— Nie i nie pal. — Wstał z łóżka i próbował odebrać mi papierosa. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Chyba nie myśli, że ktoś taki jak on ma w ogóle prawo zwracać mi na ten temat uwagę.

— Nawet mnie nie wkurwiaj. — Powiedziałam powoli i spokojnie. Wycofał się.

— Dobra daj, chcę się zaciągnąć. — Popatrzyłam się na niego podejrzliwie i niepewnie podałam mu tlącego się papierosa. Chłopak bez zawahania wyrzucił go przez okno.

— Wyjdź. — Syknęłam. Naprawdę biorąc pod uwagę moje możliwości i to, czego się dzisiaj dowiedziałam, na jego miejscu nie próbowałabym nawet za głośno oddychać.

— Słucham? — Zapytał ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Wpatrywał się we mnie, jakby moje słowa w ogóle do niego nie dotarły. Co za kretyn.

— Majestatycznie, że kurwa słuchasz. Wyjdź z tego pokoju i nie wracaj. A przede wszystkim nie zmuszaj mnie do użycia tej różdżki, bo jak już się przekonałeś cudownie nadaje się do używania zaklęć niewybaczalnych. — Kiwnęłam głową na różdżkę, znajdującą się na komodzie i popatrzyłam się na niego z pod rzęs. Przełknął ślinę i głośno westchnął.

— Nie.

— A więc nie? Tak chcesz się bawić Draco? Wolisz Cruciatius, czy może Sectumsemprę? Chociaż wiesz co, nie. To będzie za łatwe. Użyje Obliviate i całkowicie wymażę mnie z twojej pamięci. A może na odwrót? — Patrzyłam się na niego cały czas. Nawet do głowy nie przyszło mi, aby chociażby na sekundę przerwać kontakt wzrokowy. Chwyciłam za różdżkę i naprawdę miałam zamiar potraktować go, którymś z zaklęć, jednak ku mojemu zdziwieniu chłopak wyrwał mi ją, a następnie przełożył mnie przez swoje ramię.

— Uderzysz mnie po raz kolejny? — Zapytałam, kręcąc głową z zawiedzenia. Jednak z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Nie był on szczery, był wypełniony kpiną.

Nie odpowiedział. Pchnął mnie na łóżko i na mnie usiadł. Następnie sięgnął po różdżkę i po prostu mnie kurwa związał. Cholernie chciałam zapalić i przysięgam, że jak tylko mnie rozwiąże, to wsadzę mu dwa odpalone pety do dziurek nosa i także go zwiążę. Szarpałam się, jednak na chłopaku nie robiło to dużego wrażenia, można stwierdzić, że był po prostu rozbawiony.

Ni stąd, ni z owąd po prostu kurwa wyszedł. Zostawił mnie związaną bez możliwości zapalenia. Naprawdę rzucę na niego jakąś klątwę.

Czas niemiłosiernie mi się dłużył, dodatkowo cholernie swędziały mnie plecy. Żałosne.
Myślę, że po około trzydziestu minutach usłyszałam kroki obok mojego dormitorium. Stary z mlekiem wrócił.

— Przyniosłem ci twoją ulubioną herbatę. — Jak gdyby nigdy nic wszedł do pokoju z kubkiem gorącej herbaty i postawił ją na szafce nocnej. Usiadł obok mnie na łóżku i założył ręce na piersiach.

— W chuja sobie ją wsadź. — Splunęłam.

— Pozwolisz, ale nie. — Odparł ze stoickim spokojem.

— Rozwiążesz mnie? — Przewróciłam oczami.

— A nie będziesz się rzucać? — Westchnął.

— Jak tylko skończę wydłubywać ci oczy i wyrywać włosy z głowy, to zamienię się w pierdolonego, latającego, blond aniołka. — Wyszczerzyłam się. — Pasuje?
Zaśmiał się i mam ochotę się za to rozszarpać, ale muszę przyznać, że wyglądał słodko.

— Uspokoiłaś się? — Zapytał i podał mi kubek z herbatą. — Wypij, dobrze ci zrobi. — Popatrzyłam się na niego podejrzliwe, po czym wzięłam mały łyk herbaty. — A teraz powiedz mi słoneczko, zależy ci na mnie?

— Tak, co nie zmienia faktu, że jesteś chujem. — Odparłam automatycznie. Zorientowałam się od razu, że podał mi Veritaserum. Pech chciał, oczywiście dla niego, że na spotkaniu z Lucyferem dowiedziałam się wielu rzeczy. Między innymi, że w tym momencie jestem w pięćdziesięciu procentach odporna na eliksir prawdy, a po praktykach i osiągnięciu odpowiednich umiejętności będę miała możliwość kontrolowania tego, co mówię po jego zażyciu w stu pierdolonych procentach.

Pierdol się Draco Malfoy.

Nie zamierzałam mu wybaczyć, tego, że mnie oszukuje i bezprawnie podał mi Veritaserum, tego, że mnie związał i zabrał mi papierosy.
Cóż. Potraktowałam go całkowicie obojętnym spojrzeniem i przeniosłam całą uwagę na swoje myśli. Wyobraziłam sobie siebie rozwiązaną i, że przypierdoliłam mu w twarz. Powtórzyłam to kilka razy i poczułam znajome mrowienie w okolicach skroni. Moje oczy pozostawały zamknięte, a brwi były ściągnięte.

Tufus. — Wyszeptałam. Po chwili poczułam, że liny przestały zaciskać się na moich nadgarstkach i kostkach. Dzięki Lucyś i jakaś dziwko, dzięki temu złamię Malfoy'owi nos.

Otworzyłam oczy i wyszłam z łóżka, nie spuszczając wzroku z blondyna. Popatrzył się na mnie przerażony, a ja zwęziłam na nim spojrzenie.

— Nie wiem, co próbowałeś ze mnie wyciągnąć, idioto, ale nie uda ci się to. — Syknęłam, po czym zamachnęłam się i trzasnęłam go w twarz, łamiąc mu nos. Zdjęłam naszyjnik, który od niego dostałam i nim w niego rzuciłam. — A może tego używałeś do szpiegowania mnie?

— Keilani proszę.. — W jego oczach zebrały się łzy, na co prychnęłam.

— Jesteś żałosny, brzydzę się tobą. — Splunęłam. Podeszłam do szafki nocnej po czym chwyciłam kubek i chlusnęłam mu gorącą cieczą prosto w twarz. — A to cię nauczy, że z córką diabła się nie zadziera. I powiem ci tak, wtedy w pociągu powiedziałam ci, że zniszczyłam ci życie, ale nie miałam racji. Dopiero teraz zrównam cię z ziemią. Zniszczę każdego, na kim ci zależy, chociaż w najmniejszym stopniu i będę patrzyła, aż błagasz mnie o wybaczenie.

— Będziesz musiała zniszczyć także siebie, bo na tobie zależy mi najbardziej. — Otarł łzę z policzka i wstał z ziemi. Podwinął rękawy swojej czarnej koszuli i schował naszyjnik do kieszeni, po czym odgarnął włosy z czoła.

— Nie martw się kochanie — Mruknęłam sarkastycznie. — to wychodzi mi najlepiej.

— Cześć i czołem, dzieci z Bullerbyn! Najcudowniejszy Damon wkracza do akcji, aby uratować K od śmierci z braku nikotyny! — Nagle drzwi otworzyły się, a Damon stanął w progu opierając się o framugę. — Nieźle go załatwiłaś, młoda. — Uśmiechnął się dumnie i zmierzwił mi włosy.

— Zrób tak jeszcze raz, a amputuje ci fiuta. — Zagroziłam, podśmiechując pod nosem.

— Szkoda, lubiłaś mieć go z swoich ustach. — Mruknął podchodząc do mnie i położył mi ręce na ramionach. Blondyn dalej mi się przeglądał, ale nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem. Damon był moim byłym chłopakiem, ale czy to oznacza, że nie mogę go pocałować? Nie. Tak myślałam. Dlatego też nie zważając na Malfoy'a stojącego w rogu pokoju, wbiłam się w usta czarnowłosego.
Mruknął zadowolony pod nosem i wplatał rękę w moje włosy. Popchnął mnie na drzwi szafy i uwięził moje nadgarstki nad głową.

— Ale, że tak przy mnie? — Pociągnął nosem.

— Jeśli będę chciał to zerżnę ją na twoich oczach gówniarzu. — Mruknął zdegustowany.

— Zrobiłem to już. Kilkukrotnie. — Uśmiechnął się dumnie. Szkoda tylko, że nie wiedział, do czego zdolny był Damon.
Czarnowłosy podszedł do niego powoli, spojrzał mu się głęboko w oczy i przyparł go do ściany.

— Powiedziała ci, jak bardzo lubi tańczyć w deszczu? Pokazała ci swoje nadgarstki bez zaklęcia? Kąpaliście się nago w morzu? Tańczyliście w nocy do jej ulubionych piosenek? Poszedłeś z nią na kilkugodzinne zakupy, nie mówiąc ani słowa, że mierzy za dużo sukienek, albo, że chcesz iść do domu, aby ona poczuła się dobrze i żeby wybrała sobie wymarzone ubrania? Zabiłeś dla niej? Teleportowałeś się do innego kraju w środku nocy tylko dlatego, że chciała spróbować włoskiego wina? Nie? To zastanów się kto więcej osiągnął. Bo może i owszem wsadziłeś kutasa w jej cipę, ale to nie ty sprawiłeś, że poczuła się szczęśliwa. Więc nie podskakuj do mnie szczeniaku, bo do mojej pozycji bardzo dużo ci brakuje. — Warknął i go puścił. — Siedemdziesiąt paczek. Trzymaj się K. — Poklepał mnie po ramieniu i teleportował się.

— Wynoś się z tego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro