The Curse

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Vinnie! Pospiesz się! - poganiała mnie moja najlepsza przyjaciółka, Julia, przez całą drogę na przystanek autobusowy.
- No chwileczkę. - reklam spokojnie i przykucnęłam na środku chodnika. - Muszę zawiązać buta. - uśmiechnęłam się wrednie. Zrobiłam to specjalnie, byleby tylko spóźnić się na autobus. Był poniedziałek rano i miałam taką ochotę, żeby iść do szkoły jak słoń do tańca.
- No weź się nie wygłupiaj! - zdenerwowała się Julia. - Mamy dzisiaj ważny sprawdzian z matematyki na pierwszej lekcji a ty się teraz bawisz w sznurowanie butow?
No nie. Sprawdzian z matematyki. Jeszcze tego mi do szczęścia brakowało.
- Bawię się w sznurowanie butów, bo martwię się o swoje życie. Nie wiesz, że chodzenie w rozwiązanych butach jest bardzo niebezpieczne?
- Oczywiście, że wiem. - odparła moja przyjaciółka. - Ale kto normalny zakłada do szkoły 15-dziurkowe glany? Przecież zanim ty to zawiążesz to 20 minut zejdzie jak nie lepiej!
- Kto normalny zakłada glany do szkoły? To ja ci powiem kto! Ja, kurde, ja! - krzyknęłam kończąc wiązać ostatnią dziurkę.
Julia tylko westchnęła cicho i nic już nie odpowiedziała. Najwidoczniej zdała sobie sprawę, że dyskusja ze mną nie ma żadnego sensu.
Niechętnie podniosłam się z ziemi i chcąc, nie chcąc, ruszyła za moją towarzyszką na przystanek. Nie wiem jak to się stało, ale zdążyłyśmy na autobus w ostatniej chwili.
Wsiadłyśmy do zatłoczone środka komunikacji miejskiej i zajęłyśmy miejsca obok siebie. Oczywiście przez całą drogę do szkoły wcale się do siebie nie odzywałyśmy. Julia miała na mnie focha tylko dlatego, że musiałam zawiązać buta. No cóż - to już jej problem.
Zapowiadała się pierwsza spokojna jazda autobusem, bez pierdolenia Julii o glupotach, od niepamiętnych czasów. Odetchnęłam z ulgą i włożyłam sobie lewą słuchawkę do ucha. Przez całą drogę słuchałam tylko jednej piosenki, czyli Diary of Dreams "The Curse".
- Vinnie! Wysiadamy! - całą piękna atmosferę popsuła Julia, drąc mi się do ucha i zabierając plecak z siedzenia.
Gorączkowo wyjrzałam przez okno w nadziei, że mojej towarzyszące coś się pomyliło i to jeszcze nie jest nasz przystanek. Jednak nie - na moje nieszczęście, dziewczyna miała rację. Niechętnie zarzuciłam plecak na prawe ramię i za przyjaciółką wysiadłam z autobusu. Nie zliczę, ile razy, podczas tej trudnej wyprawy do szkoły, Julia musiała mnie poganiać. W szatni też wcale nie było lepiej.
Ledwo zdążyłam przekroczyć progi naszej budy a już przywitał mnie mój zajebisty gang, czyli Annabel, Adrian, Peter i John.
- Ej, patrzcie! - krzyknął nagle Peter na widok niewysokiego chłopaka stojącego pod ścianą. - Ten cienias chyba zapomniał gdzie ma lekcje!
- Dlaczego nazywasz go cieniasem? - zmierzyłam kolegę przenikliwym spojrzeniem.
Peter spojrzał na mnie jak na jakiegoś ducha.
- To ty go znasz?! - spytał.
- No znam go i to bardzo dobrze. - odparłam spokojnie. - To Arthur.
Z Arthurem w prawdzie nie znaliśmy się zbyt długo, góra dwa tygodnie, jednak zdążyliśmy już się zaprzyjaźnić.
- Nie gadaj! - wtrącił John krztusząc się ze śmiechu. - Nie mów że przyjaźnisz się z takimi idiotami!
Zdenerwował mnie.
- Słuchaj no. - warknęłam. - To jest moja sprawa z kim się zadaje a ciebie to w ogóle nie powinno interesować!
John westchnął cicho, po czym rzekł:
- Wiesz co? Myślałem że jesteś nam wierna, a ty co? Może zaraz się ze sprzątaczką zaprzyjaźnisz i nas zostawisz?!
W ostatniej chwili się powstrzymałam, żeby nie dać mu z liścia.
- Jestem wam wierna. - zaczęłam. - Ale to nie znaczy, że nie mogę mieć przyjaciół w innych klasach.
- Owszem, możesz. - podsumował Peter. - Ale nie takich matołów!
- Wiecie co? - nie dawałam za wygraną. - Matoły to jesteście wy, skoro tak mówicie.
Nie miałam zamiaru dłużej z nimi dyskutować. Podniosłam swoje rzeczy z podłogi i nie zważając na głupie komentarze mojej paczki postanowiłam poszukać kogoś wartego mojego towarzystwa.
- Hejka. - podeszłam do dobrze znajomego mi chłopaka pod ścianą i szczerze się uśmiechnęłam.
- Cześć. - odparł, jednak nie odwzajemnił uśmiechu. Od początku naszej znajomości ani razu nie widziałam go uśmiechniętego. Dziwne.
- Gdzie masz lekcje? - spytałam, jednak nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi.
Chłopak tylko zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem po czym rzekł:
- Ty jesteś z nimi w zmowie?
- Z kim? - udałam, że nie wiem o co mu chodzi.
- No z nimi. - wskazał grupkę moich ludzi stojących na samym środku szkolnego korytarza. Patrzyli na nas. Na ich twarzach dostrzegłam zdradę i szyderczy uśmiech.
- Nie, nie jesteśmy w zmowie. - powiedziałam spokojnie. - To tylko moi kumple z klasy, jednak nie popieram ich poglądów na twój temat. Oni gadają różne głupoty, nie radzę się nimi przejmować.
- Rozumiem. - zamyślił się. - Nie mam im tego za złe. Tobie też bym nie miał gdybyś była jednym z nich. Widocznie tak musi być.
- Wcale nie musi. - przerwałam mu. - Porozmawiam z nimi jeszcze raz, w końcu im się znudzi.
- To nie ma sensu. I tak nic nie wskórasz...
- A skąd wiesz? - spytałam, jednak znowu nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi.
- Tak musi być... - powtórzył chłopak zrezygnowany.
- Głupoty gadasz!
- Nie wiesz jak jest naprawdę, więc proszę, daruj sobie te zbędne komentarze.
- Zatem chciałabym to wiedzieć. - nie dawałam za wygraną.
Arthur spojrzał na mnie nieufnie.
- Nie za dużo ode mnie wymagasz? - spytał chłodno i nie czekając na odpowiedź...odszedł.
Przez całą lekcję matematyki nie mogłam skupić się na sprawdzianie. Myślałam tylko o dziwnej rozmowie, która miała miejsce przed lekcją.
O czym on mówił? Czyżby jakoś podpadł moim kumplom? A może oni mieli jakiś sojusz? Za wszelką cenę musiałam dowiedzieć się o co tu chodzi.
Na kolejnych lekcjach też wcale nie było lepiej. Z kilometra było widać że coś mnie martwi, jednak nie zamierzałam nikomu się do tego przyznawać.
- Vinnie. - poczułam lekkie szturchnięcie na moim ramieniu. Był to John, mój sąsiad z ławki. - Coś ty taka zamyślona?
- Zakochała się. - wtrącił Adrian siedzący za nami.
- Ciekawe w kim! - parsknął John.
- W Arthurze, a w kim?! - zachichotał Adi.
- Nie. - zaprzeczyłam, choć nie było to do końca szczere.
- No nie, wcale. - chłopaki nie dawali za wygraną.
- Dobra, skończmy ten temat. - nie miałam siły dyskutować z nimi o tych sprawach. - Powiedzcie lepiej, dlaczego wy się tak na niego uwzięliście?
Zapadła głucha cisza.
- No słucham. - dociekałam.
Jak tak to mordy im się nie zamykały a teraz? Żaden się nie przyzna.
- On ma problem... - zaczął w końcu Adrian.
- I to jest powód by tak się zachowywać? - nie zrozumiałam go.
Znowu zapadła przerażająca cisza. Oni coś ukrywali. Czułam to przez skórę. Tylko teraz pytanie; co?
Przez resztę dnia nie odzywałam się do mojej paczki. Postanowiłam za to porozmawiać z Arthurem i dowiedzieć się czegoś więcej, choć wiedziałam że nie będzie łatwo. Szybko zeszłam po schodach na pierwsze piętro, by odszukać jego klasy. Stał pod ścianą tak jak przedtem tylko że... Nie był sam. Nad nim stał Adrian i krzyczał mu coś do ucha.
- Dawaj pieniądze! - wrzasnął i przycisnął go do ściany.
- N-nie mam... - wyjąkał chłopak przez łzy.
- Nie kłam!!! - warknął Adi, po czym zwrócił się do niskiej dziewczyny o ślicznych kasztanowych włosach. - Annabel, pozwól tu na chwilę.
Dziewczyna spojrzała na niego i bez wahania wykonała polecenie.
- Pomożesz mi? - spytał spokojnie.
- Pewnie. - odparła i z całej siły uderzyła Artura w twarz, że ten aż upadł na ziemię.- Teraz będzie grzeczny.
- Dzięki. - uśmiechnął się Adrian i wykorzystując chwilową niedyspozycję mojego przyjaciela, rozpiął mu kieszeń kurtki i zabrał wszystkie oszczędności, po czym...uciekł.
Byłam w szoku jak zobaczyłam całą tę akcję. Byłam przerażona i całkowicie sparaliżowana a mimo wszystko podbiegłam do rannego chłopaka i uklękłam przy nim.
- Chodź. - złapałam go za rękę. - Musimy iść do pielęgniarki.
- Nie chcę twojej pomocy. - rzekł usiłując podnieść się z ziemi.
- Ale potrzebujesz... Chodź. - powtórzyłam.
Chłopak niechętnie podał mi dłoń i zgodził się bym pomogła mu wstać.
- Nie powinienem zadawać się z ludźmi twojego sortu. - westchnął. - Chyba powinniśmy zerwać kontakt.
Zamurowało mnie.
- To prawda... Wpadłam w złe towarzystwo, ale to koniec. Najpierw może i oni mi imponowali, ale po tym co zrobili? Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Wybrałam ciebie.
- Nie, nie wierzę ci... - odparł chłopak nieśmiało. - Oni cię nasłali... Chcesz mnie wykorzystać, a potem zostawić na lodzie!
- To nie prawda! - zaprzeczyłam kategorycznie. - Nigdy bym Ci tego nie zrobiła!
- Teraz tak mówisz...
Czułam się bezsilna. On mi kompletnie nie wierzył.
- Posłuchaj. - zaczęłam, próbując powstrzymać łzy. - To, że oni cię tak potraktowali to nie znaczy, że i ja to zrobię. Ja taka nie jestem. Musisz mi uwierzyć.
Arthur nic nie odpowiedział. Nie minęło kilka minut, a oboje byliśmy już w gabinecie szkolnej pielęgniarki. Oczywiście nie obyło się bez dociekliwych pytań typu: "co ci się stało?", "kto ci to zrobił?", "musimy zadzwonić do rodziców!".
Higienistka szybko opatrzyła rany chłopaka, a ja tylko przyglądałam się całej akcji i trzymałam go za rękę.
- Arthur... - zaczęłam nieśmiało. - Powiesz mi w końcu o co tu chodzi?
Nastolatek spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Nie dasz mi spokoju? - spytał.
- Nie.
- Wyśmiejesz mnie jak ci to powiem... Zerwiesz wszelkie kontakty.
- Byłabym ostatnią kretynką, gdybym tak zrobiła.
- Dobra. - westchnął. - Powiem ci.
- Mów. - dociekałam.
Chłopak zamilkł na chwilę, po czym zaczął:
- Mam spore długi u Adriana. To było w siódmej klasie klasie, byliśmy mali i głupi. Wkręcił mnie w czarną działalność, o której nie chce za wiele mówić. W każdym bądź razie - on miał coś dla mnie zrobić a ja musiałem mu zapłacić. Powiedział, że jeśli nie dam mu pieniędzy do końca wyznaczonego terminu, rzuci na mnie klątwę która miała spowodować że nie zaznam szczęścia do końca życia.
- On naprawdę rzucił na ciebie tą klątwę?-nie wierzyłam w to co przed chwilą usłyszałam.
- Tak. - chwycił mnie za podbródek. - Chcę, żebyś jeszcze o czymś wiedziała.
- O czym?
- Bardzo cię kocham. - wlepił wzrok w podłogę. - Ale nic z tego nie będzie. Tylko bym cię jeszcze bardziej unieszczęśliwił.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony się cieszyłam - Arthur zawsze mi się podobał, a z drugiej - było mi go żal.
- Mam pomysł. - uśmiechnęłam się. - Pomogę Ci.
- Jak? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Pieniędzy w prawdzie nie mam, ale... - przerwałam na chwilę.
- Ale? - dociekał mój przyjaciel.
- Postanowiłam, że wezmę na siebie tą całą klątwę. - odparłam spokojnie.
- Co?! - wypalił chłopak. - Nie możesz tego zrobić! Nie pozwolę Ci na to!
- Właśnie, że mogę. - rzekłam stanowczo.
- Ale... Jak ty chcesz to zrobić?
- A to już zostaw mne. Idę teraz porozmawiać z Adrianem i zaraz wracam.-cmoknęłam go w policzek. - Kocham cię.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Szybko wybiegłam z gabinetu pielęgniarki i pobiegłam pod salę, w której miałam lekcje.
- Adrian. - krzyknęłam. - Musimy pogadać.
Nastolatek spojrzał na mnie i odparł spokojnie:
- Słucham?
- To ja namówiłam Arthura to tego czarnego interesu. - wypaliłam prosto z mostu. - I to ja powinnam ponieść karę, nie on.
- Tak? - zainteresował się mój rozmówca. -  Czyli on był tylko twoją maskotką, a za wszystkim stałaś ty?
- Dokładnie tak. - skłamałam.
- Dobrze, zatem czekam na zapłatę.
- Nie mam. - rzekłam spokojnie.
- Hm... - zamyślił się Adi. - Czyli rozumiem, że powinienem zdjąć urok z twojego przyjaciela i rzucić go na ciebie.
- Rozumiemy się bez słów. - uśmiechnęłam się.
- No no, odważnie. - skomentował krótko. - Niby taka jesteś zakochana a w takie gówno wplątałaś swojego wybranka.
- Bardzo żałuję.
- I słusznie. - zadrwił. - Żałuj, księżniczko, żałuj. Żal cię nie ominie.
- Nie znałem cię od tej strony. - wtem do naszej rozmowy wtrącił się John. - Myślałem, że jesteś jedną z nas a ty okazałaś się zwykłą suką!
W jednej chwili wszystkie osoby, którym ufałam odwróciły się ode mnie. Dopiero teraz zrozumiałam co tak naprawdę czuł Arthur przez ten czas.
Mijały dni, tygodnie i nie było mi wcale lepiej. Na każdym kroku czułam się poniżana i nie potrzebna. Nawet Julia zaczęła traktować mnie jak piąte koło u wozu.
- Hej. - patrzyłam jak podchodzi do niewysokiego chłopaka i łapie go za rękę. Bez wątpienia był to Arthur. - Masz ochotę na kino dzisiaj po szkole?
Nic gorszego nie mogła mi zrobić jak zabrać chłopaka. Przyglądałam im się uważnie próbując nie rozpłakać się jak małe dziecko. Wiedziałam, że w tej kwestii mogę winić tylko siebie. Ja sama zesłałam na siebie ten tragiczny los. Nie miałam nawet Arthurowi za złe, że zostawił mnie dla Julii. Pamiętam czasy jak podświadomie umawiałam się z Adrianem, a Arthur oglądał to wszystko z boku tak jak teraz ja. Musiało go to strasznie boleć, ale przynajmniej teraz był szczęśliwy. I to było dla mnie najważniejsze.
Kolejne dni dłużyły mi się niemiłosiernie. Cały czas myślałam tylko o tym jak najszybciej i najskuteczniej zakończyć swój żywot, ale wtedy wyszłabym jedynie na tchórza.
Siedziałam zamknięta w swoim pokoju, krztusząc się własnymi łzami, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko wytarłam zapłakane oczy i poszłam zobaczyć kto to. Otworzyłam drzwi i...zamrłam. Był to Arthur. W dłoni trzymał bukiet róż.
- Mogę wejść? - spytał.
- Tak. - uśmiechnęłam się smutno i zaprosiłam go do środka. Zaprowadziłam go na górę do swojego pokoju.
- Napijesz się czegoś?
- Nie. - odparł. - Chcę tylko porozmawiać.
Usiadł na łóżku. Ja zrobiłam to samo.
- Nie zniosę dłużej tego widoku. - otarł łzę i przysunął się do mnie. - Nie mogę patrzeć jak cierpisz, a ja jestem głównym powodem. Okazałaś mi tyle serca, a ja zrobiłem Ci coś takiego.
- Nic się nie stało. - westchnęłam. - Chcę tylko żebyś był szczęśliwy, to mi wystarczy.
- Rzecz w tym, że ja wcale nie jestem z Julią szczęśliwy... Ja do szczęścia naprawdę nie potrzebuje wiele...
- Powiedz...
- Pragnę tylko ciebie. - po raz pierwszy zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Wyglądał tak ślicznie. - Klątwa nie polega na tym, by brać ją na siebie, bo w końcu jak ja mogę być szczęśliwy gdy widzę łzy w twoich oczach? Klątwa polega na tym, by ją przełamać...
- Ale jak chcesz to zrobić? - nie zrozumiałam go.
- Bardzo prosto... - uśmiechnął się, po czym przyłożył swoje usta do moich. Nieśmiało objęłam rekoma jego kark i odwzajemniłam pocałunek.
- Zgódź się zostać ze mną, proszę. Obiecuję, że oboje będziemy szczęśliwi. - szepnął.
- Zgadzam się. - odparłam, próbując powstrzymać łzy szczęścia.

***

@Rammzjebek w końcu skończyłam pisać tego o to wspaniałego ONE-SHOTA. Mam nadzieję, że Wam się spodoba 🖤🖤🖤

PS niedługo na tym profilu pojawi się jeszcze jedno opowiadanie "Brother's love". Mam nadzieję, że będzie równie ciekawe.

Pozdrawiam
Alice

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro