Wstęp

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Spokojnie.- rzekł łagodnie Flake nachylając się nad rannym i czule opatrując mu rany.
- Nie... Jak mogę być spokojny? Wiem, że jesteś Niemcem i usiłujesz mnie zabić.
- To nie prawda...
- Nie prawda? Ja już was znam. Wszyscy kłamiecie! Zabiliście mi wszystkie najważniejsze osoby w moim życiu....Zostałem sam!
- Nie zbawię całego świata ale....
- Ale?
- Tak mi przykro...ehh...to nie jest moja wina...ja nie chce być podporządkowany tym całym pierdolonym wojskom...
Czuję się bezsilny i zły, że jestem częścią tego chorego narodu. Ale nie mogę przecież za nich odpowiadać... To chorzy psychicznie ludzie, ale czasem i ich należy zrozumieć.. Oni nie mają życia...cały czas są manipulowani przez Hitlera... Tak myślę...
- A ty jeszcze ich bronisz? I ja mam ci wierzyć?
- Nie musisz, ale to prawda... A i nie bronię po prostu mówię co myślę...
Ranny oparł głowę o poduszkę i przez chwilę milczał zamyślony. Po chwili dodał:
- Okej, wierzę ci...
- Cieszę się.
- Ale chciałbym prosić cię o jedną rzecz.
- Słucham?
- Pozwól mi odejść.
- Nie mogę. Chcę żebyś wyzdrowiał, żeby było tak jak dawniej...
- Człowieku? Czy ty siebie słyszysz??? Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Nigdy! Rozumiesz?! Nigdy!
Flake zmierzył go smutnym spojrzeniem po czym westchnął cicho.
- No wiem, rozumiem...ale może warto spróbować...przepraszam, sam nie wiem co mówię. - rzekł nieśmiało.
- Widzę właśnie. - warknął poszkodowany.- teraz spróbuj mnie zrozumieć. Chcę żebyś to zrobił. bo.. Za dużo już się nacierpiałem, za dużo przeżyłem. Mam dość chce odejść... Skoro ci na mnie zależy, zrób to.
- Nie mogę, nie potrafię.
- Jeśli zależy ci na moim szczęściu...
- Zależy, ale...
Oczy rannego zabłysnęły krwią i gniewem.
- Zrób to albo sam to zrobię.
- Ale...
Poszkodowany wykorzystując przez moment nieuwagę Christiana chwycił go za pasek i wyjął z niego pistolet po czym sam strzelił sobie w głowę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro