1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówią, że koniec prawie zawsze jest nowym początkiem, a historia lubi się powtarzać. Czy to prawda? Co gdyby można było cofnąć czas, wrócić na start, zacząć wszystko od nowa? Co gdybyś nie umarł, a Titanic wcale nie zatonął?

1912. Zatłoczona portowa uliczka. Setki nieznajomych nikomu twarzy, oślepionych jasnym blaskiem słońca, pędziło gdzieś, przepychając się między tłumem, jakby ich jakiś duch gonił. Matki z dziećmi płakały, żegnając się ze swoimi wybrankami, jakby szli na wojnę, z której nigdy nie mieli wrócić. Eleganckie panie w końcu uliczki skakały i piszczały podekscytowane widokiem pięknego statku stojącego w porcie. Ale cóż to? Jedna z nich była zupełnie inna. Miała jasną karnację i krwiście czerwone usta. Jej rude, kręcone włosy były starannie upięte w kok. Była ubrana w jasną przewiewną sukienkę, ubrudzoną sosem i kolorowy, długi szal, a w ręku trzymała ogromną kanapkę z szynką i pomidorem. Wyglądała na nieco zdenerwowaną. Myśl o rejsie tak luksusowym statkiem, jakim był Titanic, nie napawała ją radością.
-Coś ty taka nadęta, panno DeWitt? - usłyszała czyjś głos za swoimi plecami. Przystojny, zadbany brunet, Cal Hockley, patrzył na nią z nieukrywanym zdumieniem. - Nie cieszysz się?
-Nie. Tysiąc razy ci mówiłam,że nie chce nigdzie z tobą płynąć.- warknęła rudowłosa dziewczyna, wzięła kolejnego gryza kanapki, po czym oburzona wsiadła na statek.
-Przepraszam za nią. - wtrąciła wdowa Ruth i czym prędzej pobiegła za swoją nieposłuszną córką. - Wstyd mi za nią.
Rose i Ruth były bardzo do siebie podobne. Z kilometra można było rozpoznać, że to matka i córka. Obie miały rude, kręcone włosy zawsze schludnie uczesane, jasną karnację oraz zielone oczy. Jedyne co je różniło to charakter. Starsza DeWitt robiła wszystko by wydać córkę za porządnego gentlemana i wychować ją na przyzwoitego człowieka jednak ta wolała chodzić swoimi ścieżkami i na wszystko się obrażać...

꧁◌⛭❆꧂

W tym samym czasie dwóch młodych mężczyzn siedziało na pobliskiej ławce, przyglądając się całemu zajściu.
-Ehh. - westchnął jeden z nich. - Fajnie by było tak zwiedzić Amerykę zwłaszcza na takim statku jak Titanic.
-Oj tam, nie przesadzaj. - spojrzał na niego drugi, próbując ukryć lekkie rozżalenie w oczach. - Przecież spanie pod mostem też jest fajne.
Fabrizio zamilkł na chwilę, po czym rzekł ni z gruszki ni z pietruszki:
-Ależ wieje.
Wiatr zrzucił mu beret z głowy. Jack, młody blondyn o pięknych niebieskich oczach, zachichotał cicho na ten widok i energicznie wstał z ławki.
-Przyniosę ci go. - uśmiechnął się przyjaźnie, a następnie pobiegł po czapkę kolegi leżącą na ziemi nieopodal starej, podartej gazety.
-Co tam masz? - zainteresował się Fabrizio przyglądając się Dawsonowi z małym skrawkiem papieru w ręku.
-

Chodź, zobacz. - powiedział spokojnie młody blondyn przeglądając gazetę i zakładając sobie czapkę przyjaciela na głowę.
-Eee zwykła gazeta. - obruszył się De Rossi.
-Nie. Tu coś jest. - mruknął ubogi rysownik i wyciągnął coś małego i białego ze środka gazety. Była to niewielka, zabrudzona karteczka. Jack na sam jej widok aż zawył z podekscytowania.
-Co to? Co to? - jego przyjaciel również wydawał się być bardzo zaciekawiony tym niecodziennym odkryciem.
Niebieskooki chłopak wstał z ziemi i spojrzał prosto w oczy swojego  towarzysza.
-To bilet! - krzyknął i rzucił się Fabriziowi na szyję.

***

Hejka! Jest pierwszy rozdział. Chciałam, żeby było podobnie jak w filmie, przynajmniej ten pierwszy rozdział, ale nie umiałam opisać gry w pokera, więc zrobiłam trochę po swojemu. Mam nadzieję, że się podoba i obejdzie się bez zbędnych hejtów.

Pozdrawiam
Alice <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro