03 |hellish voices

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Mieszkanie demona mimo wątpliwości należało do zadbanych miejsc.
Ściany jak i podłogi pokrywały ciemne barwy rozciągające się przez wszystkie pokoje.
W biurku na środku pomieszczenia, które można było nazwać salonem trzymał kilka książek o kosmosie wraz z oddzielną szufladą wypełnioną okularami. Cisza, jaka panowała w mieszkaniu pozwalała z drugiego końca korytarza usłyszeć nawet cichy brzdęk ciemnych szkieł odkładanych na blat starego, porządnego biurka.
Crowley odsunął krzesło o czerwonym obiciu i usiadł na nim bokiem tak, że jego nogi zwisały z podłokietnika.
Szybkim ruchem chwycił za pilot włączając telewizor. Przeklinał pod nosem fakt, że tego popołudnia leciały tylko nudne programy o nauce gotowania Dorszy lub jeszcze lepsze o odkurzaczach do dywanów.
Nie miał tysiąca tych tkanin leżących bezczynnie na ziemi więc po co ktoś zachęcał go do kupowania odkurzacza?
Rzucił pilotem o ścianę. Urządzenie rozpadło się pozostawiając go z irytującym uśmiechem człowieka, który teraz próbował wcisnąć mu kolorowe gąbki do naczyń. 
Jak na złość od jakiś trzydziestu paru minut wokół siebie słyszał coś, co mogło przypominać szepty. Jakby echo nagle przyszło za nim z miasta i postanowiło zamieszkać w jego czterech ścianach.
Energicznie wstał wyłączając telewizor za pomocą wyłącznika na urządzeniu. Rozejrzał się chcąc dostrzec jakikolwiek ruch. Tracił resztki normalności albo piekło robiło sobie z niego żarty.
Jeżeli ci frajerzy z dziesięciu stup pod ziemią myślą, że zdołają go wystraszyć to grubo się mylą!
Ruszył w kierunku swoich roślin sprawdzając jak te się trzymają. Nagle usłyszał przeraźliwy krzyk w głowie przez co zgiął się zasłaniając uszy i zamkną oczy.
Dźwięk znikł tak szybko jak się pojawił. Sam demon jednak odczekał kilka sekund zanim otworzył oczy. Wypuścił oddech z ust ponownie się prostują po czym poprawił czarną marynarkę.
— Zamknąć się idioci!!!- wykrzyknął rzucając zapasową doniczką w ziemię.
Wpatrywał się tępo w podłogę przez jeszcze kilkanaście minut zanim zdecydował się opuścić mieszkanie.
Chwycił za okulary i klucze. Założył czarne szkła z powrotem na nos. Spokojnym krokiem udał się w kierunku zaparkowanego przy krawężniku Bentley'a. Wsiadł do środka podgłaśniając radio prawie na maksymalną głośność po czym ruszył do swojej kwiaciarni.
Błękit od razu rzucał się mu w oczy. Nikt już nie próbował zabrać mu paproci sprzed sklepu, żadna z roślin nie wywołała w nim gniewu. Wszystko wydawało się idealne. Oczywiście gdyby pominąć kolory pomieszczenia.
Crowley obsłużył kilku klientów sprzedając im towar wraz z darmowymi jabłkami za funta. Postanowił również, że musi kupić znak z zakazem wejścia dla zwierząt. Jakiś mały, rudy pies pomylił doniczkę Lawendy z toaletą.
Nie dość, że cwaniak był wielce zadowolony to jeszcze odważył się wskoczyć na krzesło by dostać się na ladę i zjeść pięć funtów!
Demon niedawno stwierdził, że koty i psy nie są takie złe. Ba! Powiedział, że to nawet zabawnie jest patrzeć jak gonią ludzi na ulicy. Jednak teraz zwierzę zjadło mu całe pięć funtów i narobiło do Lawendy! 
— Wracaj tu!!- zawołał goniąc psa wokół stolika.
— Nie jestem twoją matką! Wyjdź albo zadzwonię po policję- zatrzymał się posyłając psu po drugiej stronie zabójcze spojrzenie. 
Chihuahua o długiej, rudej sierści usiadł na podłodze. Wystawił język merdając ogonem.
Crowley luźnym i wolnym krokiem obszedł wkoło stolik tylko po to aby zwierzak nagle dostał napędu i uciekł przez uchylone drzwi. Demon ruszył za nim wybiegając na chodnik.
— Złodziej!- krzyknął wskazując na biegnącego psa.
Ludzie rozejrzeli się nie rozumiejąc o kim mówi ubrany na czarno mężczyzna.
Pościg zakończył się w momencie gdy właściciel kwiaciarni został zatrzymany przez starszego mężczyznę. Demon wyrwał nadgarstek z jego dłoni spojrzawszy na twarz człowieka z chęcią mordu w oczach.
— Anthony Crowley!- powiedział zadowolony ze spotkania Shadwell. 
— Zapomniałeś o J. Czego chcesz?- warknął wiedząc, że teraz na pewno zgubił złodzieja. 
— Słyszałeś informację na temat anioła od książek? Tego, którego pokonałem- zapytał z zauważalną nutą dumy w głosie.
Demon poprawił okulary.
— Nope. O czym miałem słyszeć? Tylko nie mów, że zaczął sprzedawać książki?!- spytał śmiejąc się pod nosem. 
Starszy mężczyzna zrobił zdziwioną minę. Nadal nie mógł zrozumieć jak wszystkie książki, które strawił ogień nagle wróciły do pierwotnego stanu.
— Chodzi o powrót do nieba- powiedział powoli człowiek przyglądając się reakcji Demona.
Crowley w pierwszej chwili znów się zaśmiał tylko tym razem dużo głośniej. Jednak kilka sekund później widząc, że śmiertelnika zdecydowanie to nie bawi spoważniał marszcząc brwi. Do nieba?
Aziraphale chce wrócić do nieba.  Powtórzył w głowie czując jak jego demonie serce bije mocniej. Mimo, że różnili się od siebie to demon uważał anioła za swojego jedynego i najlepszego przyjaciela.
W tym momencie nagle wszystko straciło sens. 
— Niebo? To nie możliwe. Nie chcą go tam widzieć. Zresztą tak samo jak mnie w piekle. Skąd bierzesz takie bzdury? To nowy rodzaj egzorcyzmu?- skrzywił się na ostatnie słowa.
Shadwell włożył ręce do kieszeni wzruszając ramionami. Spuścił wzrok na ziemię. 
— Sam mi tak powiedział. Ponoć pogodził się z jakimś Gabriel'em- wymamrotał pod nosem nieco niepewnie.
Demon poczuł jak jakiś fragment jego przesiąkniętego złem serca się wypala. Stał z rozchylonymi wargami chcąc coś jeszcze powiedzieć. Zabrakło mu słów. Ta sytuacja była po prostu niedorzeczna.
Poczuł się zdradzony przez własnego przyjaciela. Nie chodziło o to, że Aziraphale chciał wrócić do domu ale o to, że nic mu nie powiedział.
Do tego wysłał tu człowieka by ten przekazał mu tą informacje jak nic niewarty list.
Przełknął ślinę zamykając usta po czym wyminął Shadwell'a szybkim krokiem wracając do swojej kwiaciarni.
Zignorował człowieka grzebiącego w pudełku na pieniądze, który natychmiast uciekł zauważając demona. Crowley usiadł na krześle za ladą. Drugi raz tego dnia patrzył tępo w podłogę.
Zacisnął dłoń w pięść i zdjął okulary ściskając je mocno drugą dłonią aż te pękły. Wypuścił pozostałości szkła na płytki.
Węże oczy spojrzały w kierunku telefonu dającego znać, że ktoś próbuje się z nim skontaktować. Crowley niechętnie podniósł słuchawkę.
— Halo?- odezwał się zdenerwowanym głosem demon nie mając ochoty z nikim rozmawiać.
— Crowley?- usłyszał po drugiej stronie znajomy, spokojny głos. 
Zapanowała sekunda ciszy.
Demon siedział bez ruchu na miejscu jakby nagle go coś zamrozioło. Gniew wprost gotował się w jego krwi. Odchrząknął zakładając nogę na nogę
— Nie, anioł stróż. Gadaj- odpowiedział ironicznie nie chcąc na razie mówić o niczym co usłyszał od śmiertelnika. 
— A więc… Pomyślałem, że skoro masz kwiaciarnię to może mógłbym zamówić u ciebie jakiś ładny bukiet? Mam miejsce na stoliku w księgarni. Oczywiście jeśli nie masz czasu to nie ma sprawy...
— Zrobię ten bukiet aniele- powiedział udając znudzonego.
Mógł przysiąc, że Aziraphale na pewno się uśmiecha.
Znali się na tyle długo by wiedzieć jak reaguję drugi. Teraz Crowley pogubił się. Po co mu bukiet skoro wraca do nieba?
To niedorzeczne. 
— Och, bardzo dziękuję. Miałem przyjść i poprosić cię osobiście ale jest pełno ludzi w mojej księgarni. Sam rozumiesz. Nie mogę ich zostawić- stwierdził naturalnie anioł.
Te słowa jeszcze bardziej podzieliły zdanie demona. Może jednak Shadwell go okłamał?
Myśl, że został oszukany zdecydowanie bardziej mu odpowiadała. Nawet mimo to, że powinien być za to wściekły.
— Miłego dnia Crowley. Jeszcze raz dziękuję- odrzekł na pożegnanie Aziraphale.
Crowley odłożył jak najszybciej słuchawkę.
Teraz wiedział, że być może jeszcze nie stracił przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro