07 |happy & sad

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Crowley obserwował jak siódma kostka cukru ląduje w gorącym kubku kawy.
Ciecz, szybko roztapiała ją tak, jak lawa topi wszystko na swojej drodze.
Nie żeby się czepiał, ale siedem kostek?
  Todd ostrożnie chwycił za rączke kubka i wziął łyka zdecydowanie prze słodzonego napoju.
Demon nie spuszczał z niego wzroku, tak jakby bał się, że mężczyzna zaraz zejdzie na miejscu.
— Okay Tedd, więc czym się zajmujesz?- zapytał naturalnym głosem właściciel kwiaciarni, gdy mężczyzna odstawił kubek na spodek.
Todd rozejrzał się nerwowo. Wyglądało to trochę tak, jakby upewniał się, że pytanie zostało skierowane do niego.
Crowleya zaczynało to z lekka irytować. Po chwili jednak, Todd wrócił wzrokiem do demona i odchrząknął.
— Jestem fotografem. Mam swoje studio całkiem niedaleko stąd- odpowiedział wskazując palcem palcem w stronę budynku w oddali.
Crowley spojrzał we wskazanym kierunku marszcząc przy tym brwi. Chwile potem skinął głową udając, że doskonale wie gdzie znajduje się wskazany budynek.
— Mogę spytać dlaczego akurat teraz szukasz przyjaciół?- odezwał się, po krótkiej ciszy Todd.
Demon, który do tej pory bawił się guzikiem od swojej czarnej marynarki ponownie uniósł wzrok.
Zdjął okulary odsłaniając przy tym węże oczy, na które Fisher od razu zwrócił uwagę. Przełknął ślinę ściskając w dłoni rączke kubka.
— To dosyć... skomplikowane? Tak to się mówi? Mniejsza! Mój były przyjaciel poszedł do nieba- wyjaśnił demon machnąwszy obojętnie dłonią.
Choć na jego twarzy doskonale dało się zobaczyć smutek i urazę, którą żywił do anioła. Mimo, że sam się do tego nie przyznawa to okropnie tęsknił za starym przyjacielem.
Ale wiedział, że szansa na ponowne zobaczenie go, już dawno przepadła.
  Crowley założył nogę na nogę patrząc w kierunku przejeżdżających samochodów.
— To naprawdę ciekawe- to jedyne co w tym momencie potrafił powiedzieć Todd.
Wziął kolejny łyk swojej kawy niespodziewanie krzywiąc się na jej słodki smak.
W tej też chwili Crowley, wpadł na pewien genialny pomysł.
  Energicznie wstał z krzesła wyciągając z kieszeni dziesięć dolarów i położył je na stole.
- Lecę coś załatwić. Świetnie się gadało. Spotkajmy się jutro? Jak otworze kwiaciarnie? Tak? Cudownie! Do zobaczenia Todd!- krzyknął ruszając z powrotem w stronę kwiaciarni.
Fisher zamrugał nie do końca wiedząc o co może chodzić demonowi.
Nawet nie został dopuszczony do powiedzenia czegokolwiek co dodatkowo go zszokowało.
Przez moment bał się, że mężczyzna mógł go nie polubić, ale słysząc, że chce się jeszcze spotkać uspokoił się.
Po upływie kilku sekund wrócił do swojej słodkiej kawy przy okazji chowając do kieszeni dziesięć dolarów.

   Crowley zaparkował pod znajomym budynkiem, który jeszcze jakiś czas temu stał cały w płomieniach.
Choć demon w tym momencie właśnie to widział. Płomienie żalu powoli zmieniały jego serce w popiół.
  Zamknięte drzwi nie stanowiły dla demona szczególnie dużego problemu. Pstryknął palcami a te natychmiast się otworzyły.
Gdy tylko przekroczył próg wyczuł dobrze znany mi zapach, którym z biegiem czasu przesiąkł nawet i anioł — książki.
  Przełknął ślinę rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało to tak, jakby bał się, że coś zaraz wyskoczy zza rogu. Jednak było to błędne stwierdzenie.
Crowley nie bał się potworów ani cieni. Bardziej przerażało go puste pomieszczenie, w którym właśnie się znalazł.
Bez spokojnej duszy spacerującej gdzieś między regałami książek, bez dawnego ciepła.
Teraz było to zupełnie inne miejsce.
Jedynym, co wciąż żyło w pustej księgarni był bukiet na stoliku. Nadal tak samo piękny, jak wtedy gdy podarował go aniołowi.
  Crowley powoli podszedł bliżej do stolika. Wyciągną rękę tak ostrożnie, jak gdyby kwiaty miały się rozpłynąć od jednego dotyku.
Dotykając miękkich płatków czuł że sam się sypie. To tak bardzo do niego nie pasowało, że aż miał do siebie pretensje o to, jak się czuł.
— Drań- szepnął cofnąwszy dłoń od białego kwiatu.
Ponownie rozejrzał się. Słyszał jedynie dźwięki z ulicy i tykanie starego zegara. Spojrzał w stronę odsłoniętego kręgu i zwiniętego obok dywanu.
Okrążył go nawet nie próbując przekroczyć.
Nie dla tego, że się bał. Choć właściwie to kłamstwo. Bał się przeraźliwie. Ale był też demonem. Kłamstwa, to część jego osoby.
— Boże- wymamrotał patrząc w stronę kręgu.
Poczuł ulgę gdy nic się nie stało. Krąg wciąż wyglądał tak samo, co zapewne oznaczało, że nie działa. Poza Tym to był Crowley. Kto w niebie chciałby go słuchać?
— Aziraphale, słyszysz mnie tam?! Jeśli nie to nie rób nic!- krzyknął w stronę kręgu.
Przez moment patrzył się na podłogę i wyczekiwał sam nie wie czego. A gdy nic się nie stało, zadowolony kontynuował.
— Więc, mam nadzieję, że dobrze się tam bawisz- powiedział a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę tęsknoty.
Wstał powoli zaczynając chodzić wokół kręgu.
Ale nadal nawet nie odważył się zrobić kroku do środka. Nie chciał ryzykować definitywną śmiercią.
— Ja na przykład znalazłem sobie przyjaciela. Ma na imię Te... Todd. Tak, ma na imię Todd. Todd Ryba. On jest... sympatyczny? A! I nawet byliśmy dziś na kawie- na jego twarzy malował się radosny uśmiech.
  Gdyby ktoś, kto zna Crowleya mógł go teraz zobaczyć zapewne powiedziałby, że ktoś robi sobie z niego żarty i to nie jest Crowley.
Mimo uśmiechu demon od dawna nie był tak szczęśliwy i smutny jednocześnie.
— A jestem tu, aby sprawdzić kwiat. Nie myśl, że za tobą tęsknię idioto. Jeszcze nie jest ze mną aż tak źle- dodał naturalnym tonem nerwowo przeczesując włosy.
  Uśmiech zniknął z jego twarzy a Crowley przyśpieszył kroku energicznie zrzucając ze stołu kwiat. Ten razem z meblem spadł na podłogę powodując przy tym głośny huk.
Demon opadł na ziemie opierając się o półke z książkami. Przetarł twarz a w jego głowie pojawiły się te same głosy, które słyszał w swoim mieszkaniu.
  Crowley wziął wdech próbując się uspokoić. Zamiast tego jednak, kopną doniczkę a ta przeleciała na drugi koniec pomieszczenia.
Brakowało tam teraz tylko ognia, który strawił by wszystko łącznie z czarnym stworzeniem zwiniętym pod półką.
  Po jego policzkach tak, jak poprzednio nie spływały łzy. Jedynie jego serce znów pękało. Ale tym razem z tęsknoty za przeklętym aniołem, który postanowił wróć do kumpli z nieba.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro