Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była noc, wiatr wiał z dużą siłą przewracając co chwilę swoją siłą mężczyznę. Był bezradny, nie mógł się ruszyć. Rana na barku bolała go niemiłosiernie. Zdjął swoją przepaskę z ręki i starał się zatamować krwawienie. Okrył się swoim ciepłym płaszczem i oparł o drzewo. Spojrzał w górę, gwiazdy świeciły dziś wyjątkowo jasno, jak i również księżyc. Rozglądał się po lesie i drzewach próbując dowiedzieć się gdzie mniej więcej się znajduje. Kiedy spojrzał na pień drzewa pod którym siedział nie mógł uwierzyć co zobaczył. Był szczęśliwy i smutny w tym samym czasie. Na pniu był wyryty napis "C + L". A więc to to samo drzewo..— pomyślał. To samo drzewo pod którym jeszcze kiedyś codziennie siedział ze swoim dawnym kochankiem. Starszy obiecał mu że nigdy go nie zostawi- Zostawił. Oparł głowę o pień i zaczął wpatrywać się pustym wzrokiem w niebo. Zaczęły mu się pojawiać mroczki przed oczami i opuścił głowę. W oddali spojrzał swoją dawną przyjaciółkę biegnącą do niego. Jak ona miała? Chyba IJ.. nie pamiętam..— powiedział do siebie w myślach. Nie zdążył zobaczyć czy dobiegła, ponieważ zemdlał z przemęczenia.

·–—————————————————·

Obudziłem się na czymś miękkim. Na śniegu? Nie.. jest zbyt ciepło żeby to był śnieg. Rana już tak nie bolała ale i tak.. otworzyłem powoli zmęczone oczy, zacząłem się rozglądać i zorientowałem się że byłem w salonie. Leżałem na kanapie przykryty kocem a pod głową miałem pare poduszek. Obok mnie stała lampa, która raziła mnie w oczy, przez co widziałem jeszcze gorzej. Niestety wyłącznik był za daleko żebym dosięgnął. Postanowiłem że wstanę i podejdę go wyłączyć. Lecz kiedy wstałem i zrobiłem krok potknąłem się o swoją nogę i upadłem na podłogę. Poczułem okropny ból w prawej kostce. Próbowałem się podnieść ale nie mogłem, nie miałem na to siły. Niespodziewanie w pokoju zapaliło się zwykłe światło i usłyszałem jak ktoś schodzi z schodów.

- wszytsko dobrze?- Usłyszałem znajomy mi głos. Wiedziałem że skądś znam to miejsce.

- ta.. leżę na ziemi i nie mogę się podnieść, jest zajebiście.- odpowiedziałem z ironicznym uśmiechem.- pomożesz?

Ta podeszła do mnie i pomogła mi wstać. Od razu ponownie położyłem się na kanapie i przykryłem szczelnie kocem. Może i już nie byłem w zimnym lesie, ale zimno mnie nie opuszczało. Położyłem się na plecach i zacząłem wpatrywać się w sufit. Imperium udała się do kuchni a ja próbowałem ponownie zasnąć. Po jakimś czasie mi się udało i zasnąłem twardym snem.

·–—————————————————·

Powoli zacząłem się budzić. Głowa już mnie tak nie bolała. Otworzyłem powoli oczy. Usłyszałem cicho jakieś głosy z kuchni. Podniosłem się do siadu i zacząłem nasłuchiwać.

Czemu to mam być ja?

Owszem, kolejna książka. Jak można zauważyć książka jak każda inna, porostu nie wiem co pisać. Pewnie i tak mi się już nie będzie chciało tego pisać. Ale może jednak będzie. Jeszcze nie wiem.

Data publikacji- 13.02.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro