16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Marinette*
Byłam załamana. Targały mną emocje, a kwami z kieszeni mojej kurtki próbowało mnie uspokoić. Nagle, gdy podniosłam głowę z kolan, zauważyłam czarnego motyla, podlatującego do mojego plecaka. W pewnym momencie poczułam negatywne emocje rozprzestrzeniające się po całym moim umyśle.

- Księżniczko sprawiedliwości, ja jestem Władca Ciem- usłyszałam jak mój wróg do mnie przemawia, ale tylko ja mogę usłyszeć ten głos.- Pomogę ci pokazać prawdę wszystkim twoim przyjaciołom.

- Nie zamierzam ci ulec, nie będę niszczyć Paryża- próbowałam przekonać samą siebie, że nie dam się zmanipulować.

- Ja chcę ci tylko pomóc odzyskać zaufanie innych- przekonywał nieustannie.- Dam ci moce pokazywania prawdy.

Faktycznie, przydałyby mi się to, ale kto wtedy złapie akume? W dodatku mogłabym narazić Czarnego Kota na stratę miraculum.- Pomyślałam, niewiedząc co mam zrobić.- Ugh. Nie mogę dać mu się kontrolować. Trudno było oprzeć się potędze czarnego motyla. Już miałam się poddawać, gdy nagle poczułam ulgę, a posiadacz broszki motyla przestał do mnie mówić.

- Nie ma mowy Władco Ciem- powiedział znajomy mi głos pewnego blondyna, dotykając dłonią z wyraźnie użytym kotaklizmem, zainfekowanego przedmiotu.- A teraz idziemy odprowadzić cię do domu.- Wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wskoczył na murek otaczający deptak przy brzegu rzeki. Po drodze do mojego domu, zadawał pytania dlaczego prawie zostałam zaakumizowana, ale nie odpowiadałam. Byłam w zbyt wielkim szoku.

- I jesteśmy!- odparł, lądując na moim balkonie i odstawiając mnie do domu.- Muszę zmykać zanim się przemienię, a ty postaraj się opanować emocje. Zajmij się czymś przyjemnym i nie myśl o tym, cokolwiek się stało. W razie czego, dzwoń. Do zobaczenia Mari- i odszedł, zostawiając mnie zszokowaną i jednocześnie szczęśliwą przez to, że uratował mnie od pana motylka.

- Marinette!- Z mojej kurtki wyleciała biedroneczka i przytuliła się do mojego policzka.- Tak się cieszę, że nie jesteś ofiarą akumy.

- Też się cieszę Tikki- odwzajemniłam uścisk dłońmi i uśmiechnęłam się delikatnie.- No, ale co ja mam teraz zrobić? Straciłam wszystkich przyjaciół i reputacje.

- No właśnie nie wszystkich. Masz jeszcze mnie, Czarnego Kota, Adriena i...- przerwał jej dźwięk z telefonu. Dostałam nową wiadomość.

Od: Luka
Do: Marinette

Hej Mari!
Wiem, że pewnie nie jesteś w nastroju, ale dostałem informacje dotyczącą tego przesłuchania. Z racji braku akum ostatnio, zmienili termin. Będzie za dwa dni. Daj znać, czy przyjdziesz.
Luka

- No widzisz! Masz jednak kilku przyjaciół- pocieszała kwami, ale ja tylko wystukałam coś na klawiaturze smartfona.

Od: Marinette
Do: Luka

Hejka Luka!
Jasne, przyjdę. Dzięki za wiadomość. Jestem pewna, że będziesz najlepszy!

Uśmiechnęłam się przez fakt, iż miałam kilka bliskich osób, które nadal się do mnie odzywają. Mimo wszystko, potrzebowałam odpoczynku, a przynajmniej tak mi się wydawało. Była godzina dziewiąta rano, a ja podeszłam do szafy w poszukiwaniu piżamy. Niczego nie znalazłam. A, no tak! Wszystkie zniosłam wczoraj do prania.

No trudno- powiedziałam pod nosem.- Pora uszyć nową bluzę do spania.- wyciągnęłam z szuflady szkicownik i szukałam jakiegoś projektu. Nie było żadnej piżamy. Ehh, trzeba wymyślić coś nowego.

- Hej, Tikki- wpadłam na pomysł, aby zapytać stworzonko o propozycje.- Masz jakiś pomysł co uszyć.

- Nie obiecywałaś przypadkiem Czarnemu Kotu, że zrobisz jeden projekt do snu?- przypomniała mi biedroneczka.

- Masz rację, dziękuję- odparłam, biorąc ołówek i zaczęłam rysować zarys. Po kilkunastu minutach, szkic był gotowy, więc wzięłam z szuflady puszysty materiał i zaznaczyłam szpilkami linie zszycia.

*Adrien*
Zdetransormowałem się za szkołą, nakarmiłem kwami i udałem się na lekcje, martwiąc się o Marinette. Czemu ja w ogóle pomyślałem, że ją kocham? Jest dla mnie ważna, nawet bardzo, ale to Biedronka jest moją ukochaną. Mari jest moją najbliższą przyjaciółką. Chociaż właściwie, to kilka dni temu pocałowałem ją w czoło na dobranoc. Nah, bliscy przyjaciele tak robią. Prawda?

Przez wszystkie lekcje, wmawiałem sobie, że to normalne uczucie podczas bardzo bliskiej relacji, ale nie miłości! W każdym razie, zajęcia minęły dość cicho i spokojnie. Po powrocie do domu, oczywiście czekał na mnie obiad, a potem nauka chińskiego i granie na fortepianie. Tym razem, leżały przede mną nuty "Für Elise" Beethovena. Plagg w tym czasie jadł ostatni krążek camemberta, który został.

No tak, zapomniałem mu dokupić i teraz będzie marudził-  pomyślałem.- To ostatni kawałek czyż nie?- spytałem upewniając się, że muszę iść do sklepu.

- Zgadza się- odparł z pełnymi ustami.- Ale wiesz co, mam pomysł na kompromis.

- Jaki?- z początku byłem uradowany, bo nie chciało mi się iść po ten śmierdzący ser, ale potem uświadomiłem sobie, iż ten irytujący kot wymyśli coś złego.

- Albo mówisz mi całkowicie szczerze, jak wygląda twoja relacja z Marinette, albo zapieprzasz po kolejne 50 krążków cudownego serka- no to wpadłem. Chociaż właściwie.. nie mam nic do ukrycia, ponieważ nic mnie z nią nie łączy z wyjątkiem szczerej przyjaźni. Może w końcu nie będę musiał skakać z ogromną paczką pełną zgliwiałego camemberta.

- Okey, mogę ci powiedzieć- oczka kota zaświeciły się, pewnie myślał, że jego Marichat się spełnił. To się zdziwi drań!- Przyjaźń- rzekłem dumny z siebie, a kwami zrobiło dziwny wyraz twarzy.

- Ale ty jesteś głupi- podniósł laczka z podłogi i nim we mnie rzucił.

- Hej, a to za co?!- poirytowałem się, masując przedramię, w które trafił.

- Za to, że jesteś debilem- odpowiedział, zakładając swoje małe rączki na piersi.- Naprawdę do ciebie nie dociera, że jestem kwami? Umiem znacznie więcej rzeczy niż tylko jeżdżenie na rolce od papieru toaletowego czy jedzenie camemberta i spanie.

- No dobra- postanowiłem się przyznać, dlatego że kocur mnie przekonał.- Kocham ją po przyjacielsku.

- Ugh!- wykrzyczał zdenerwowany.- Ty już lepiej rusz się po ten ser!

- No dobra, już idę- zgodziłem się, bo wiedziałem, że ten nie da mi spokoju, ponieważ chce, aby Marichat się spełnił.- Plagg, wysuwaj pazury.

Wyskoczyłem przez okno i pognałem do pobliskiego sklepu, w którym zwykle kupowałem camembert. Prowadziła go starsza, bardzo miła pani, więc mogłem tam przychodzić w moim czarnym kostiumie, a pan motylek i tak by o tym nie wiedział, gdyż to strasznie rzadko odwiedzany minimarket. Staruszka jak zwykle wiedziała czego potrzebuje i przyniosła mi z zaplecza paczkę wypchaną serkiem. Zapłaciłem z napiwkiem i ulotniłem się tak szybko, jak przyszedłem. Skacząc po dachach, minąłem dom Marinette.

Chyba powinienem ją odwiedzić- pomyślałem.- No dobra, odstawię pudło do domu i pójdę się z nią zobaczyć.

I jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Zapukałem w klapę prowadzącą do jej pokoju, ale nie odpowiedziała. Zapukałem po raz kolejny, także nie odpowiedziała. Postanowiłem, że wejdę bez pytania.
--------------------------------------
𝐇𝐞𝐣
𝐍𝐢𝐞 𝐛𝐲ł𝐨 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚łó𝐰, 𝐣𝐚 𝐰𝐢𝐞𝐦 𝐢 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐩𝐫𝐚𝐬𝐳𝐚𝐦, 𝐚𝐥𝐞 𝐦𝐢𝐚𝐥𝐚𝐦 𝐝𝐨 𝐧𝐚𝐮𝐤𝐢 𝐭𝐫𝐨𝐜𝐡ę. 𝐌𝐚𝐦 𝐧𝐚𝐝𝐳𝐢𝐞𝐣ę ż𝐞 𝐬𝐢𝐞 𝐩𝐨𝐝𝐨𝐛𝐚 𝐜𝐳𝐲 𝐜𝐨ś.
𝐁𝐲𝐞 😘
~𝐘𝐨𝐬𝐡𝐢

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro