17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mari? Jesteś tu?- zapytałem chwytając za klamkę od klapy.

Gdy otworzyłem balkonowe wejście do pokoju Marinette, zastałem ją, leżącą w łóżku. Próbowała zasnąć. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej.

- Dobranoc- powiedziałem odgarniając jej włosy z twarzy. Miałem już wychodzić, ale złapała mnie za nadgarstek. Myślałem, że śpi.

- Zostań, nie chce być sama- odparła wcale nie zaspana dziewczyna.

- Nie chciałaś iść spać?- chciałem się upewnić, że nie przeszkadzam.

- Chciałam- zaczęła tłumaczyć.- ale nie mogłam zasnąć, bo ciągle myślę o tej akumie.- podniosła się do siadu i oparła się o ścianę. Poklepała dłonią miejsce obok siebie, sugerując, że mam usiąść. No więc usiadłem na przeciwko Marinette.

- Powiesz mi, co cię trapi?- niby wiedziałem co jej jest, ale chciałem dowiedzieć się szczegółów.

- No dobrze- westchnęła.- W szkole jest taka jedna dziewczyna. Nazywa się Lila i uwielbia uprzykrzać mi życie. I ona rok temu... ehh...- zawahała się, czy powiedzieć i spojrzała na swoje dłonie, odwracając wzrok.

- Mari- położyłem swoją rękę na jej barku, a ona podniosła głowę pytająco.- Możesz mi zaufać. Wierzę ci.

- Dzięki Kocie- uśmiechnęła się na kilka sekund i kontynuowała opowiadanie.- Rok temu obiecała, że zniszczy mi życie i stracę wszystkich przyjaciół.

Zamurowało mnie. Siedziałem tak osłupiały, a ona powstrzymywała się od płaczu.

- Marinette, jeżeli chcesz się wypłakać, jestem tu dla ciebie.- na te słowa, granatowowłosa rzuciła się w moje ramiona i zalała się łzami. Wtuliłem ją w siebie i odwzajemniłem uścisk. Z jej oczu wypływał wodospad łez.

- Dziękuję- przerwała chwilę ciszy, nadal szlochając.- Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć.

- Zawsze Marinette- odparłem.- No już, nie płacz. Wszystko będzie dobrze.

Jeszcze kilka minut łzy spływały jej po policzku, ale potem się uspokoiła.

- Pamiętaj, w każdej chwili możesz zadzwonić.- tłumaczyłem, że zawsze może na mnie polegać.- Nie bój się dzwonić. No i oczywiście będę cię odwiedzać, jeżeli nie masz nic przeciwko.

- Oczywiście, że nie.- podniosła się.- Możesz przychodzić w każdej chwili. No, może z wyjątkiem kiedy jestem w szkole, albo nie ma mnie w domu.

- A tak zmieniając temat- uznałem, że warto byłoby rozmawiać o czymś przyjemniejszym.- Widzę, że dotrzymałaś obietnicy. Świetna piżama.

- Dziękuję.- odezwała się dumnie.- Starałam się.- konwersację przerwał nam dzwonek z telefonu dziewczyny.

- Poczekaj chwilę- zeszła po drabince i odebrała telefon.- Halo?

Z słuchawki wydobył się głos, ale nie usłyszałem co mówił.

- Cześć Luka, co tam?- odpowiedziała ciemnowłosa.- Jasne, że pamiętam o naborach do szkoły muzycznej, przecież dzisiaj pisałeś.- kolejny raz chłopak się odezwał.- Tak, przyjdę. Okey. Do zobaczenia!

- O co chodziło?- zaciekawiłem się, a nastolatka w tym czasie wracała na wcześniejsze miejsce.

- Mój przyjaciel ze szkoły chciał mi przypomnieć o jego naborach do szkoły muzycznej. Obiecałam mu, że przyjdę mu towarzyszyć- poczułem jakieś dziwne uczucie. To mogłaby być zazdrość?- Wiesz co Kocie, chyba nie pójdę jutro do szkoły. Nie chcę znowu spotykać moich byłych przyjaciół, poza tym nie chcę ryzykować, że dopadnie mnie Władca Ciem- wyrwała mnie z zamyślenia.

- Jasne, dobry pomysł- wsparłem ją w jej postanowieniu.

- Co masz ochotę porobić?- zapytała i czekała na jakąś moją propozycję. Chwilę się zastanawiałem, ale wpadłem na pewien pomysł.

- Naucz mnie szyć!- rzuciłem pomysł oczarowany tym, że jeżeli się zgodzi, będziemy wspólnie tworzyć.

- Jasne- przytaknęła Marinette.- A co chcesz uszyć?

- Hmm- myślałem nad jakimś sensownym projektem.

Kto powiedział, że to musi być ciuch?- pomyślałem.

- Może maskotkę najlepszego superbohatera w Paryżu?- powiedziałem, myśląc oczywiście o pluszaku przedstawiającym mnie.

- Biedronki? Właściwie to możemy, ale mam już jedną- rzekła, pomijając fakt, iż Kropeczka jest dziewczyną.

- Pożałujesz tego- ostrzegłem, a gdy ona skupiła swoją uwagę na tym, jak dobrze zniszczyła moje pełne pewności siebie stwierdzenie, zacząłem ją łaskotać. Marinette zaczęła się śmiać. Oczywiście, co za dużo to nie zdrowo, więc po kilku minutach przestałem.

- No dobrze już.- zaczęła Mari.- Możemy uszyć maskotkę Czarnego Kota.

- A więc przyznajesz, że jestem najbardziej uroczym bohaterem?- droczyłem się, bo nie mogłem przepuścić takiej okazji.

- No okey, niech ci będzie. Jesteś- wyciągnęła dłoń i podrapała mnie za uchem.- Czy ty właśnie mruczałeś?

- Nie miałaś mnie nauczyć szyć?- zmieniłem temat, bo uznałem, że takie zachowanie było żałosne.

- Ah, tak- przypomniała sobie i udała się do drabinki.- Chodź ze mną.- Tak też zrobiłem. Przez najbliższe pół godziny, wspólnie wymyślaliśmy, jak ma wyglądać owy pluszak, a Marinette to wszystko szkicowała. Po rozrysowaniu planu, ciemnowłosa wyciągnęła z szuflady potrzebne materiały, w tym igłę oraz nici.

- Szyłeś już coś kiedyś?- zapytała, prawdopodobnie aby wiedzieć, czy ma mnie uczyć od samych podstaw, czy coś tam wiem.

- Nie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Okey- westchnęła i chwyciła za zbędny kawałek materiału.- Narazie musisz ogarnąć jak używać igły, a potem popracujemy z maszyną do szycia. Weź drugą igłę i przewlecz nić przez oczko.- wyjaśniła, pokazując na swojej igle, którą trzymała w ręce. Najpierw nauczyła mnie dwóch prostych ściegów, a później zacząłem zszywać kolejny materiał ćwiczeniowy. Po jakimś czasie, kiedy zrozumiałem jak szyć ręcznie, przyjaciółka pokazała mi, jak działa maszyna. W międzyczasie zdążyło się ściemnić, kiedy kończyliśmy zszywać krawędzie materiału, wyciętego na maskotkę. Kilka godzin później, pluszak był gotowy.

- Et voilà! (pl: I gotowe)- odparła, prostując ręce przed sobą i pokazując mi, siedzącemu obok niej, nasze wspólne dzieło.

- Jest piękny.- dodałem.- Która godzina?- byłem lekko zmęczony po całym dniu.

- 22:50.- odpowiedziała.- Chyba pójdę już spać.

- Ja też. Dobranoc Księżniczko- kierowałem się do wyjścia i wyskoczyłem z pokoju mojej przyjaciółki.

*Marinette*

Czy on właśnie nazwał mnie "Księżniczką"?! Jak widać nie tylko jako Biedronka mam jakieś miłe ksywki. Poszłam umyć zęby, bo cały czas byłam w piżamie. Położyłam się spać, ale zanim udałam się w objęcia Morfeusza, pomyślałam jakie relacje mam z poszczególnymi osobami Alya- sama powiedziała, że nie jest już moją przyjaciółką. Nino- raczej tak samo jak jego dziewczyna. Cała reszta klasy- nienawidzą mnie. Luka- nadal się ze mną zadaje, w przeciwnym razie by nie dzwonił, ani nie pisał. Adrien- mój przyjaciel, w którym się podkochuje już od około roku. Czarny Kot- ...
Hmm...
Co z Czarnym Kotem? Jest moim bardzo bliskim przyjacielem, ale czy ja coś do niego czuję? Musiałam się dłużej zastanowić. No jak narazie jest moim najbliższym przyjacielem. Przecież przez ostatni rok widywałam go codziennie jako Biedronka. Wreszcie, po wielu próbach, zasnęłam.

*Następny dzień*
Tego dnia, nic szczególnego się nie działo. Nawet jeżeli Kot mnie odwiedził, nie wiedziałam o tym, dlatego że przespałam praktycznie cały dzień. Tylko Tikki obudziła mnie na obiad, po którym nadrobiłam materiał ze szkoły, podesłany przez Adriena.

*Jeszcze następnego dnia*
Dzisiaj miałam wyjść z Luką na to przesłuchanie. Po przebudzeniu, zegar wskazywał godzinę 10: 24. Ubrałam się w dresy, bo dopóki siedzę w domu nie ma sensu się stroić, następnie zeszłam na śniadanie, a w salonie połączonym z kuchnią nie było nikogo. Na stole czekało na mnie śniadanie w postaci dwóch jajek sadzonych z dodatkiem warzyw i bułki, delikatnie posmarowanej masłem. Poszłam do piekarni z talerzem w ręku, aby przywitać się z rodzicami i sprawdzić, czy będą potrzebować pomocy.

- Cześć mamo, cześć tato!- zaczęłam, wchodząc do azylu ojca, bo kochał to miejsce i swoją pracę.- Będziecie potrzebować pomocy?

- Hej córciu- odpowiedziała Sabine, podając jednemu z klientów paczkę ze świeżym pieczywem.- Narazie nie, a dlaczego pytasz?

- Bo wychodzę dzisiaj i zastanawiałam się czy zanim się spotkam z Luką, mam wam pomóc.- powiedziałam, na co oni się uśmiechnęli. Zjadłam posiłek na krześle obok blatu do robienia ciasta. Miałam wracać do swojego pokoju, ale tata mnie zatrzymał mówiąc:

- Poczekaj Marinette, mamy ważną sprawę. Jutro wyjeżdżamy z mamą na zjazd piekarzy. O biznes się nie martw, w tym czasie piekarnia będzie zamknięta. Zostawimy ci kilka stówek na zakupy, jakbyś chciała coś kupić. Wrócimy w niedzielę, więc to tylko dwa dni. Poradzisz sobie?

- Jasne, mam w końcu piętnaście lat.- i w końcu udałam się do mojego pokoju, żeby wybrać w co mam się ubrać, ponieważ to w końcu dość ważna okazja. Zauważyłam, że w trakcie mojej nieobecności w pokoju, moje kwami obudziło się i pałaszowało swoje ulubione ciasteczka. Uśmiechnęłam się na dzień dobry, a biedroneczka odpowiedziała tym samym. Kilka minut później, z szafy wywaliłam wszystkie ubrania, w poszukiwaniu tej jedynej, idealnej kiecki.

- Jest!- krzyknęłam z zachwytu, że po długich i męczących poszukiwaniach znalazłam to, czego szukałam. Czarna mini, to niby klasyk, ale nadal jest elegancka i wyjściowa. Wygrzebałam jeszcze białą, delikatnie za dużą marynarkę i białe sandałki na grubym korku.

15 minut przed umówioną godziną, byłam ubrana we wcześniej przygotowany strój, do którego nie dodawałam żadnej biżuterii, gdyż moje miraculum w formie kamuflażu miało kolor czarny, zatem idealnie pasowało do koloru sukienki, sięgającej mi do połowy ud. Włosy ułożyłam w ciasny kok, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Wyszykowana, zabrałam najważniejsze rzeczy takie, jak np. telefon, portwel, mały zestaw magikaroników, w razie gdybym musiała się przmienić, do kopertówki w kolorze czarnym. Tikki oczywiście też musiała tam przebywać, bo kto wie czy nie pojawi się jakiś super- złoczyńca.

Dotarłam na miejsce wczesniej zamówioną taksówkom. Przed budynkiem, w którym miało odbyć się przedsięwzięcie, czekał Luka. Miał na sobie granatowe spodnie od garnituru i białą koszulę. Na szyi wisiał luźno zapięty krawat pasujący do spodni, a włosy z niebieskimi końcówkami, były w nieładzie. Pezywiraliśmy się ze sobą i poszliśmy w kierunku sali, w której odbywać sie miało przesłuchanie. Na widowni większość miejsc była wolna, więc usiadłam w drugim rzędzie. W tym czasie chłopak poszedł za kulisy, aby nastroić gitarę i przygotować się do występu.

Występowało kilka muzyków, ale nie słuchałam ich zbytnio. Gdy nadeszła kolej mojego przyjaciela, zacisnęłam kciuki i je pokazałam, żeby dodać mu otuchy. Przedstawił się i zaczął grać skomponoaaną przez niego melodię. Po wystąpieniach wszystkich osób, jurorzy naradzili się, aby ogłosić wyniki. Luka dostał się do szkoły. Po uroczystości, o ile można to tak nazwać, razem z niebieskowłosym udaliśmy się na spacer po Paryżu. Byliśmy na lodach u Andre, w parku, aż w końcu mielismy się pożegnać na jednym z mostów.

- Dziękuję za przyjście i za wędrówkę po mieście Marinette- przez chwilę wyglądał, jakby się zawachał. Po chwili zastanowienia, przysunął się do mnie, barfzo blisko, a następnie złączył swoje wargi z moimi.

--------------------------------------
𝐒𝐢𝐞𝐦𝐬
𝐓𝐚𝐤, 𝐣𝐚 𝐭𝐞ż 𝐬𝐢ę 𝐧𝐢𝐞 𝐬𝐩𝐨𝐝𝐳𝐢𝐞𝐰𝐚ł𝐚𝐦, ż𝐞 𝐰𝐬𝐭𝐚𝐰𝐢𝐞 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐰ł𝐚ś𝐧𝐢𝐞 𝐭𝐞𝐫𝐚𝐳, 𝐚𝐥𝐞 ż𝐲𝐜𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐬𝐤𝐚𝐤𝐮𝐣𝐞.
𝐈 𝐬𝐨𝐫𝐤𝐢 𝐳𝐚 𝐭𝐨, ż𝐞 𝐭𝐞𝐧 𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐣𝐞𝐬𝐭 𝐣𝐚𝐤 𝐣𝐞𝐝𝐞𝐧, 𝐰𝐢𝐞𝐥𝐤𝐢 𝐝𝐢𝐚𝐥𝐨𝐠, 𝐧𝐨 𝐚𝐥𝐞 𝐭𝐚𝐤 𝐰𝐲𝐬𝐳ł𝐨.
𝐁𝐲𝐞 😘
~𝐘𝐨𝐬𝐡𝐢

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro