6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Marinette*
Spałam pokojnie. Śnił mi się, jak zawsze, Adrien. Tym razem jednak nie był to przyjemny sen o nazej trójce dzieci, chomiku, piesku i domku jednorodzinnym. Cały czas myślałam o tamtym pocałunku Adriena z Kagami na balu. W moim śnie jednak, wyglądało to inaczej. Było o wiele gorzej. Koszmar w mojej głowie opowiadał o tym, że wyznałam miłość do Adriena wtedy na balu, a on mnie wyśmiał i poszedł do ciemnowłosej azjatki. Odbiegał on od rzeczywistości, jednak w objęciach Morfeusza czasami wygląda to inaczej.

Obudziłam się cała zapłakana. Spojrzałam na budzik, wskazujący godzinę 5: 12.

-Mari? Wszystko okej?- Powiedział blondyn, podchodząc do mnie.

-Tak, poprostu zły sen- Uśmiechnęłam się nieszczerze, żeby się nie martwił.

-Marinette, jesteś cała zapłakana. Powiedz proszę o czym był koszmar- odrzekł spokojnym tonem.

-Nic mi nie jest kocie. Wszystko jest w porządku, a ty musisz iść zanim obudzą się moi rodzice.

Podszedł bliżej siadając przede mną. Otarł resztki łez z mojego policzka i mocno mnie przytulił.

-Ze mną możesz być zawsze szczera. To działa oczywiście w dwie strony- uśmiechnął się pokazując swoje kocie kły.

-Uh huh, a wczoraj mi nie powiedziałeś dlaczego spałeś na dworze- powiedziałam zakładając ręce na piersi.

Nagle uśmiech znikł z jego twarzy. Pojawiła się smutna mina, a chłopak sie odsunął.

-Mówiłem, że to skomplikowane. Zresztą mogłabyś poznać moją tożsmość, a biedronka zawsze powtarza: "Nikt nie może wiedzieć kim naprawde jesteśmy. Nie, dopóki nie pokonamy władcy ciem"

-Rozumiem, ale obiecuję że nie będę się domyślać kim jesteś- powiedziałam robiąc minę błagającego dziecka (🥺).

-Zobacz, już późno. Powinienem iść zanim twoi rodzice się obudzą. Sama tak mówiłaś kilka minut temu- mrugnął jednym okiem łobuzersko.

-Ugh, czasami jesteś nieznośnym kotem- Obruciłam głowę w bok, ponownie krzyżując ręce na piersi.

Po krótkiej chwili czarny kot wyglądał jakby wpadł na świetny pomysł. Zszedł po schodkach od łóżka, na dolne piętro mojego pokoju. Co on tam robi?

-Jeśli można wiedzieć to co ty tam robisz?- powiedziałam lekko wystraszona, że znajdzie np. zapas magikaroników dla Tikki.

-Spokojnie, nie grzebie w twoich rzeczch- powiedział, jakby znał moje obawy.

Minutę później wrócił do mnie z małą kartką papieru i długopisem. Zanotował coś, deliktnie wytykając język w skupieniu. Zaśmiałam się cicho.

-Z czego tak się chihrasz?- zapytał nieco poirytowany.

-Ależ nic. Poprostu bardzo ładny ma pan język- rzuciłam ironią, śmiejąc się przy tym.

-A dziękuję. W każdym razie- podał mi skrawek papieru z zapisanym numerem- tu masz mój numer. Oczywiście nie prywatny, tylko do kotfona. Możesz dzwonić o każdej porze.

-Dzięki, jesteś naprawde cudownym przyjacielem.

-Nie ma sprawy. Pójdę już, w końcu jest 5:30 i twoi rodzice w każdej chwili mogą się obudzić. Nie chciałbym żeby dostali zawału, widząc z samego rana takiego przystojnego kotka.

-Chciałbyś- pstryknęłam go w nos- bardzo miło się z tobą rozmawiało. Pa kocie.

-Do zobaczenia Marinette- przytulił mnie na pożegnanie.

----------------------------------
Siema siema
Witam w kolejnym rozdziale. Była przerwa, wiem. Ale no brak weny i te sprawy.
Anyway
Jak ktoś to czyta i nie jest do tego zmuszany w piwnicy to dzięki.
I sorki, że piszę takie któtkie rozdziały ale mam nadzieję, że ciekawe chociaż.
Bye guys 😘
~Yoshi.mlb

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro