10. Wyróżniająca się prostota ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily obudziła się wczesnym rankiem, przez świergot ptaków, dochodzący zza otwartego okna. Musiała zapomnieć je zamknąć. Lily usiadła, marszcząc brwi. Co takiego się stało, że zapomniała? Nagle wczorajsze wydarzenie odświeżyło się w jej pamięci.

Wizyta Severusa.

Kobieta poczuła dreszcz, powoli przechodzący niczym wąż po jej plecach. Ze zdumieniem zauważyła, że nie czuła ani grama strachu. Lily zadrżała, przypominając sobie brzmienie głosu czarnowłosego czarodzieja. Ale nie było ono nieprzyjemne. Mogła wręcz powiedzieć, że... Pożądane?

Lily prychnęła, mentalnie klepiąc się w czoło. Severus przyszedł tylko po książki. Ona sama go sprowokowała. Znowu. Oboje byli na swój sposób temperamentnymi ludźmi, co powodowało, że w kłótniach trochę się ścierali. Lily wiedziała, że to, co powiedziała, poniekąd było prawdą, lecz być może nie powinna mówić tego w taki sposób. Sam Severus, wyraźnie powiedział, że to nie jej sprawa i ma się trzymać z dala od tego tematu. Jednak w tamtej chwili nie mogła powstrzymać słów.

A powinna.

Ale zachowanie Severusa ją zaskoczyło. Spodziewała się krzyków, brutalnego sarkazmu, kilograma ironii, być może przekleństw, czy czegokolwiek innego, ale nie idealnego spokoju zmieszanego ze studzonym gniewem. To było coś nieoczekiwanego, na co Lily nie zdołała znaleźć odzewu. W tamtej chwili nie potrafiła zrobić nic, jak tylko patrzeć w wyzbyte z emocji, onyksowe oczy.

Lily potrząsnęła głową, pozbywając się tych myśli. Rudowłosa czarownica wstała z łóżka, przyszykować się na nowy dzień.

###

Severus Snape otworzył oczy. Powitał go widok białego sufitu sypialni w jego kwaterach. Gdy wczoraj wieczorem wrócił do Hogwartu nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Przed oczyma dalej widział obraz oszklonych, jasnozielonych tęczówek, wyrażających oszołomienie. Czyżby Lily spodziewała się, że zacznie ją przeklinać, czy też jak Potter pójdzie w mugolską praktykę i pobije ją do nieprzytomności? Tak źle o nim myślała?

W głowie odtworzył sobie w głowie tę scenę w bibliotece. Widział każdy jej krok w tył, aż napotkała za sobą regał z książkami. Czuł zapach jej perfum, których zawsze używała. Jej zaszokowane spojrzenie przeszywało go jak miecz, ale nie zatrzymało w miejscu. Szedł dalej. Zatrzymał się dopiero kilka centymetrów od oszołomionej, rudowłosej kobiety. Widział każdy dreszcz i drżenie, jakie spowodował jego cichy głos, doskonale słyszalny w bezgłosie biblioteki. Widział szok wywołany przez jego zachowanie.

Dlaczego to zrobił?

Dlaczego tak się zachował?

Dlaczego nie zaczął krzyczeć, sarkastycznie ripostować?

Dlaczego zachował taki spokój?

Nie wiedział. Gniew, jaki wywołały słowa Lily, stopniał tak szybko, jak się pojawił. Zastąpił go wyważony spokój, który go do tego pchnął.

Uczucie do zielonookiej czarownicy powstrzymało go od krzyku, brutalnego sarkazmu, ironii i przekleństw. Nie pozwoliło zranić jedynej kobiety, którą kochał. Nie chciał wywoływać u niej łez, ostrymi słowami swojej obrony. Wystarczająco ją zranił, gdy byli w Hogwarcie. Nigdy więcej nie chciał być powodem jej gorzkich łez. Nigdy więcej.

A potem uciekł. Uciekł do swojej nory. Jak tchórz.

Zrobił to, bo im dłużej tam stał, tak blisko, miał, tym większe pragnienie przyciągnięcia ją do siebie i dotknięcia wargami jej ust. Wyznania jak bardzo ją kocha. Jak bardzo jest dla niego ważna.

Ale nie zrobił tego. Nie mógł. Nie teraz. To jeszcze nie czas. Jeśli on kiedykolwiek nadejdzie.

Dopóki Czarny Pan istnieje, Lily o niczym się nie dowie. To dla jej dobra.

Severus przemknął oczy, ale zaraz je otworzył. Nie potrafił wyrzucić obrazu jej zaszokowanych oczu z pamięci. Patrząc na zegar wiszący na ścianie, Severus policzył, że ma jeszcze dwie godziny do śniadania, a trzy do pierwszej lekcji.

Mistrz Eliksirów wstał z łóżka, wiedząc, że nie będzie już w stanie zasnąć.

###

Po skończonym śniadaniu Lily lekkim krokiem opuściła jadalnię. Znów miała cały dzień dla siebie w samotności. Severusa nie było, zapewne był w Hogwarcie, przygotowując się do zajęć. Więc miała mnóstwo samotnie spędzonego czasu, na dalsze odkrywanie sekretów Prince Manor.

Lily postanowiła na razie oszczędzić sobie pozostałe pokoje na niższych kondygnacjach, a zobaczyć, co znajduje się na samej górze. Z ogrodu widziała taras na jednej z wież, podobny do Wieży Astronomicznej w Hogwarcie i bardzo chciała się tam udać. Była niemal pewna, że widać z niej prawie całą posiadłość.

Kobieta weszła po schodach na piętro, a potem na kolejne schody. Następnie korytarz i kilka następnych. Lily zajęło trochę czasu odnalezienie właściwej drogi, co w plątaninie korytarzy było nie lada wyzwaniem. W końcu odnalazła kolejne schody, prowadzące do góry. Lily uśmiechnęła się do siebie, wchodząc po stopniach. Weszła na sporych rozmiarów poddasze, gdzie było jeszcze kilka korytarzy i drzwi. Lily wytrwale szła dalej, uparcie szukając wejścia na wieżę. Mijała kolejne drzwi, ale nie zaglądała do środka. Nie interesowała ją zawartość pokoi. Aż do momentu, gdy na trafiła na wyjątkowe drzwi. Wyjątkowe w tym znaczeniu, że różniły się od innych. Wszystkie były z ciemnego drewna, zdobione eleganckimi, ale nie przesadzonymi wzorami. Natomiast te drzwi były gładkie, wyróżniające się swoją prostotą.

Lily położyła dłoń na klamce, naciskając ją, ale drzwi się nie otworzyły. Były zamknięte, co bardziej zaintrygowało rudowłosą wiedźmę. Lily w odruchu wyciągnęła różdżkę, z zamiarem rzucenia zaklęcia otwierającego, ale zawahała się. Przypomniała sobie prośbę Severusa o zamkniętych drzwiach. Lily nie chciała wywoływać kolejnej kłótni. Potrząsnęła głową i niechętnie schowała różdżkę na miejsce, odchodząc od drzwi. Lily ruszyła dalej korytarzem, zatrzymując się przy zakręcie. Ostatni raz zerknęła na tajemnicze i niepasujące do ogólnego wystroju, drzwi, zanim zniknęła za zakrętem.

Po kolejnych kilkunastu minutach błądzenia Lily w końcu znalazła schody prowadzące, do upragnionego celu podróży. Młoda kobieta zadowolona ze swojego osiągnięcia, oparła się o metalową barierkę, podziwiając widoki z najwyższej wieży Prince Manor i rozmyślając, co się stało z jej życiem.

W głowie zapisała sobie notatkę, by późnej wstąpić do biblioteki i znaleźć książkę o historii rodziny Prince I Dworu.

###

Ogień trzaskał w kominku, ciepłym światłem oświetlając pokój. Złote iskry wesoło tańczyły w palenisku. Ciepłe światło ogrzewało pokój i drobną postać na fotelu, przykrytą kocem, ze starą, grubą książką na kolanach. Lily czytała historię rodziny Prince. Musiała przyznać, że była ona dość ciekawa.

Prince'owie byli starożytną rodziną czystej krwi, połączoną z wieloma innymi ważnymi w czarodziejskim świecie rodami. Takimi jak na przykład Malfoy, Black, Zabini, Weasley, Bulstrode, a nawet (o czym Severus lepiej nie wie, a nawet jeśli to Lily wolałaby mu nie przypominać) Potterami. Większość Książąt trafiała do Slytherinu i Rawenclowu. Zdarzyło się trzech Gryffonów i dwóch Puchonów, ale to rzadkość. Na ogół ich dzieje są spokojne, chociaż nie uszło uwadze Lily, że Prince'owie nie byli do końca ciemną rodziną, ale też nie jaśnieli jasnym blaskiem pośród innych. Uznała to za ciekawe.

Lily po minęła całe drzewo genealogiczne, przeskakując kilka kartek dalej, aż do historii dworu. Prince Manor zostało wybudowane ponad czterysta lat temu, przez Appiusa Prince. Od tego czasu stało się ono głównym dworem rodu Książęcego, znajduje się on gdzieś na północy Anglii, w hrabstwie Westmorland. Oprócz niego Prince'owie posiadają jeszcze jedenaście innych, mniejszych dworów, nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale także Europie. Między innymi Szwajcarii, Bułgarii, Francji i Niemczech.

Dalej były opisane kolejne dzieje rodziny Prince. Lily nie mogła uznać ich za nudne. Przewijała się w nich miłość, zdrada, zemsta, nienawiść, smutek, gniew, rozpacz.

Jednak po kilku godzinach czytania ich, jakkolwiek byłyby ciekawe, Lily postanowiła zostawić dalsze czytanie na inny czas.

Gdy tylko zamknęła wolumen, kominek zapłonął szmaragdową zielenią, a z płomieni wyszedł nikt inny jak Remus Lupin. Lily uśmiechnęła się do przyjaciela i odłożyła księgę na stół, wstając.

- Dobry wieczór, Lily! - odezwał się wilkołak, gdy spostrzegł przyjaciółkę. Lily uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciela, który odwzajemnił uścisk.

- Witaj, Remusie! Miło, że przyszedłeś. - powiedziała Lily, prowadząc czarodzieja do kanapy. Sama zajęła fotel. Mispi przemknęła się z herbatą.

- Stwierdziłem, że cię odwiedzę. Siedzisz tutaj sama, więc pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo. - Lily uśmiechnęła się z wdzięcznością. Remus zawsze był najbardziej rezolutny z całej ich czwórki.

- Dwór jest spory, a jak się jest samemu, wydaje się jeszcze większy.

- Tak jak Hogwart w wakacje. - podpowiedział Remus.

- O tak. - zgodziła się Lily. - Tęsknię za Hogwartem. - powiedziała tęsknie czarownica. Remus uniósł kąciki ust.

- Nie tylko ty. Czasem idąc korytarzami zamku czuję się znów jak uczeń.

- Bywasz w Hogwarcie? - zdziwiła się Lily. Lupin kiwnął głową.

- Co miesiąc Severus warzy dla mnie eliksir tojadowy. - rozwinął. Lily mentalnie klepnęła się w czoło. Powinna o tym pomyśleć, przecież wiedziała.

- Nie ma z tym problemu? - zapytała Lily, myśląc o niechęci Severusa do każdego z Huncwotów. Remus uniósł kąciki ust.

- Wiesz, jaki jest Severus, Lily. Wyrazi swoje niezadowolenie w tej sprawie, ale robi to, o co prosi do Dumbledore. - Remus uniósł kąciki ust przy słowie niezadowolenie.

- Tyle dobrze. Cieszę się, że Severus go dla ciebie warzy. - Remus uśmiechnął się lekko.

- Ja też. Transformacje są o wiele łatwiejsze. Nie wiem, co bym zrobił bez eliksiru. A jak ty się czujesz, Lily? - zapytał Remus, subtelnie odwracając uwagę od swojej osoby. Lily uniosła lekko kącik ust.

- Dobrze. - jasnowłosy czarodziej rzucił jej wyczekujące spojrzenie, dając do zrozumienia, że wcale nie jest przekonany. Rudowłosa kobieta westchnęła. - Nie mogę narzekać, bo to miejsce jest piękne, szczególnie ogród i biblioteka jest interesująca, ale... prawie całe dnie spędzam sama. - powiedziała szczerze Lily, lekko ponuro. Jej oczy wyrażały pewien rodzaj smutku. W końcu Lily jest osobą towarzyską i pełną energii. A teraz jest w wielkim Dworze, całkiem sama. Nic dziwnego, że czuła się samotna.

- Severus nie przychodzi? - zapytał Remus, marszcząc brwi. Lily zwęziła usta. Remus czuł, że stąpa po ciężkim lodzie.

- Przychodzi. - powiedziała krótko Lily.

- Domyślam, że między wami nie jest najlepiej. - powiedział ostrożnie Remus. Lily prychnęła.

- Delikatnie mówiąc. - Remus uniósł brwi.

- Aż tak źle? - Lily westchnęła.

- Jak na razie każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. - Kobieta kontynuowała, zanim Remus miał okazję się odezwać. - Przyznaję, że to może być po części moja wina, bo trochę go sprowokowałam.

- Dlaczego, więc to robisz?

- Nie wiem. To samo z siebie tak wychodzi. - wyrzuciła Lily z frustracją. Remus przyjrzał się jej przenikliwie.

- Dalej jesteś na niego zła? - Nie musiał precyzować pytania. Oboje wiedzieli, że mówi o tym incydencie na piątym roku. Lily nie odpowiedziała od razu. Czy była zła? Nie już tak bardzo. Czy była rozczarowana? Tak. Rozczarowana, że zakończyli swoją przyjaźń w taki sposób.

- Chyba już nie. - powiedziała po chwili przedłużającej się ciszy.

- Więc dlaczego traktujesz go jakbyś nadal była? - Lily westchnęła ciężko.

- To nie takie proste, Remusie.

- Wiem. Ale chyba warto podjąć wysiłek? - Lily zmierzyła wilkołaka badawczym spojrzeniem.

- Severus jest arcywrogiem Jamesa, drugim po Voldemorcie. Czy nie powinieneś robić wszystkiego, że nas utrzymać na wojennej ścieżce? - zapytała z nutą rozbawienia. Remus roześmiał się.

- Gdybym był Syriuszem, zapewne byłoby to moim głównym celem. Ale wcale nie uważam Severusa za złego człowieka. Mimo waszego konfliktu nadal dba o ciebie. - Lily prychnęła.

- Akurat. - mruknęła kobieta. Remus uśmiechnął się dobrotliwie.

- Czy pomógłby ci, gdyby się tobą nie przejmował? - zapytał rezolutnie wilkołak.

- Zrobił to tylko dlatego, że nie było innych opcji. - powiedziała Lily.

- Nie widziałaś go, gdy Molly była z tobą na górze. Próbował to ukryć, ale i tak widziałem, że się przejął. - odparł Remus, w pamięci przywołując zmartwionego Severusa w domu na Spinner's End. Lily zastanawiała się, czy było tak naprawdę. Czy Severus naprawdę się przejmował? - Lily, wiem, że nie łatwo jest zapomnieć, ale czy nie warto spróbować? - zapytał łagodnie Remus. Lily westchnęła.

- Nie wiem, Remusie. Nie wiem. Ciężko mi zapomnieć, bo to nadal boli.

- Wiem, ale oprócz bólu i żalu, nie odczuwasz większych skutków.

- To znaczy? - Lily spojrzała pytająco. Teraz dla odmiany Remus westchnął.

- Ty jesteś zraniona jego postępkiem, sprawiło to, że szukałaś pocieszenia w ramionach Jamesa. Przynajmniej do tego czasu. Natomiast Severusa zepchnęło to na mroczną ścieżkę. Nie mówię, że to twoja wina, bo tak nie jest. Chodzi mi o to, że każde wezwanie przypomina mu o jego błędzie z przeszłości. - Lily zastanowiła się nad słowami Lupina. Ma rację. Skutki ich konfliktu na piątym roku są o wiele bardziej katastrofalne dla niego.

- Ostatnio nie był wzywany. - stwierdziła Lily. Remus uśmiechnął się smutno.

- Dziś był. - Lily otworzyła szerzej oczy. Dziś został wezwany? Teraz gdy ona siedzi sobie wygodnie w fotelu, w bezpiecznym Prince Manor, Severus stoi przed najgorszym czarnoksiężnikiem, jaki nękał czarodziejski świat, pomiędzy jego zwolennikami, którzy zabijali i torturowali dla zwykłej zabawy. Jest w zapomnianej przez Merlina dziurze, obłożonej zaklęciami ochronnymi, gdzie, jeśli zginie, nikt nawet nie będzie wiedział. Lily poczuła nieprzyjemny skręt w żołądku. Mogli się kłócić przy każdej okazji, ale nadal się o niego martwiła. W końcu byli przyjaciółmi od dziecka.

- A wcześniej?

- Trzy razy w ciągu tego tygodnia. Dziś jest czwarty. - Oczy Lily prawie wyszły z orbit. Trzy razy? Trzy? O żadnym wezwaniu Lily nie wiedziała. To dlatego szybciej się wściekał. A ona jeszcze go prowokowała. Teraz wiedziała, dlaczego nie przychodził tak często. Był zdenerwowany wezwaniami Voldemorta i nie chciał się denerwować dodatkowo. Lily poczuła się winna. Jeżeli już podjął ścieżkę szpiegostwa Voldemorta, to Lily powinna go wspierać, pomagać trwać, a nie wszystko utrudniać. Co z niej za przyjaciółka?... Przyjaciółka? Czy tym właśnie są? Znów przyjaciółmi?

###

Mistrz Eliksirów z cichym trzaskiem pojawił się na skraju Zakazanego Lasu. Severus z ulgą wrócił do Hogwartu. Dziś znów został wezwany przez Czarnego Pana. To już czwarty raz w tym tygodniu. Mroczny Władca miał dziś wyraźnie dobry humor. Na szczęście dla Snape'a. Na nieszczęście dla mugoli, którzy się do tego przyczynili. Ale cóż. To wojna i są ofiary. Nie da się powstrzymać niektórych jej skutków.

Dzisiejsze spotkanie przebiegło krótko i sprawnie. Mistrz Eliksirów zdał raport z tego, co się dzieje w Hogwarcie i dostał listę mikstur do warzenia. Severus nienawidził tych spotkań. Na czas ich trwania musi głęboko zakopać wszystko, co może zdradzić jego prawdziwą lojalność. Najmniejszy błąd i wszystko będzie stracone. Czarny Pan zatryumfuje, a świat czarodziejów pogrąży się w ciemności i cierpieniu.

Mistrz Eliksirów przeszedł przez błonia w kierunku szkoły. Gdy wszedł do zamku tajnym wejściem, od razu znalazł się w lochach. Severus jak cień przemykał się szybkim krokiem przez korytarze Hogwartu w kierunku swoich prywatnych kwater. Snape nie chciał spotkać po drodze nikogo, a szczególnie tych z Rady Hogwartu, którzy akurat dziś mieli spotkanie, to była ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę. Byłaby to krótka rozmowa, a jej rezultatem byłby jednostronny bilet do Azkabanu. Nawet ci kretyni nie są tak głupi, żeby uwierzyć, że Mistrz Eliksirów paraduje po Hogwarcie w szatach Śmierciożerców bez powodu.

Profesor wszedł do swoich kwater. Prostym zaklęciem rozpalił ogień w kominku. Następnie z wielką przyjemnością przebrał się w swoje zwykłe czarne szaty. Severus przeszedł korytarzem do salonu, a konkretnie do kominka. Trzeba przecież zdać raport dyrektorowi. Rzucając proszek Fiuu i wywołując lokalizację, Snape wszedł w szmaragdowe płomienie, wychodząc u celu swojej podróży.

Albus Dumbledore siedział przy biurku, czytając jakiś list. Gdy zobaczył swojego gościa, odłożył kopertę do szuflady.

- Severusie, mój chłopcze. Widzę, że wcześnie dziś wróciłeś.

- Rzeczywiście. Spotkanie było wyjątkowo krótkie. - potwierdził szpieg. - Czarny Pan miał dziś dobry nastrój. - Na szczęście. Dopowiedział Severus w myślach.

- Rozumiem, że jego dobry humor oszczędził ci wizyty pod opiekuńczymi skrzydłami Poppy? - zapytał Dumbledore uważnie lustrując postawę swojego Mistrza Eliksirów i oddanego przyjaciela, szukając obrażeń.

- W rzeczy samej. - potwierdził Snape, zadowolony. Severus nienawidził skrzydła Szpitalnego. A uzdrowicielka, traktująca go jak dziecko, szczególnie go irytowała. A Poppy doskonale o tym wie, ale nadal to robi, czerpiąc jakąś niebywałą radość z tego.

- Czy było coś ważnego?

- To samo co zwykle. O tępieniu mugolaków i mugoli, ale nic domagającego się większej uwagi.

- Czy Tom nie planował kolejnego ataku? - dopytywał dyrektor.

- O dziwo nie. Myśli o innych sprawach i nie kłopocze się planowaniem kolejnego rajdu Śmierciożerców. - powiedział Snape, siedząc wygodnie w fotelu z wyprostowanymi przed sobą nogami. Dyrektor pokiwał głową.

- Zgaduję, że potrzebował usług Mistrza Eliksirów, dlatego cię wezwał.

- Zgadza się. Dał mi listę mikstur, kolejną w tym tygodniu. Większość to lecznicze, więc wnioskuje, że szykuje się do jakieś większej akcji, bo w magazynie jest ich jeszcze wystarczająco. - wywnioskował Snape.

- Nie wiesz, co to może być, Severusie? - Mistrz Eliksirów zaprzeczył.

- Czarny Pan nie ufa wszystkim. Wie, że wśród nich jest szpieg, dlatego nie wykłada wszystkich kart. - Dumbledore pokiwał smutno głową. Każdy dzień dla Severusa jest grą, w którą czy chce czy nie musi grać, żeby przeżyć. Dyrektor widział jakie to brzemię dla tak młodego człowieka. Albus nie raz proponował Severusowi, że nie musi już szpiegować. Dyrektor znajdzie inny sposób na zbieranie informacji. Ale ten człowiek jest uparty. Albus po części go rozumie. Severus chce być przydatny w Zakonie. Dumbledore nie raz tłumaczył, że nadal będzie. Usługi tak wielkiego Mistrza Eliksirów będą przydatne w Zakonie. Ale on nie chce, jak to ostatnio określił „tchórzem, chowającym się za spódnicą Zakonu, takim jak Mundungus Fletcher.". A Severus jest upartym człowiekiem i nie da tak łatwo się przekonać. Ale chce także odkupić swoje winy. Szczególnie te względem Lily.

- Tom jest ostrożny. Nie popełnia tych błędów co wcześniej. - Snape pokiwał głową.

- Niestety uczy się na błędach. - w gabinecie nastała cisza. Każdy z czarodziejów zatopił się w swoich myślach. Dumbledore przyglądał się swojemu pracownikowi zza okularów połówek. Severus od czasu pojawienia się Lily na jego progu zachowywał się inaczej. Albus wiedział o jakim uczuciu Severus darzy rudowłosą czarownicę.

- Idź odpocząć Severusie. Lily na pewno się martwi, że tak długo nie wracasz. - powiedział starszy Czarodziej. Oczy Severusa rozbłysły na wspomnienie jej imienia, ale zaraz ten blask zniknął, przywracając tęczówki do wyglądu ponurych, bezdennych tuneli.

- Nie wracam do Prince Manor. - oznajmił po prostu. Dumbledore uniósł brwi na ten buntowniczy odzew.

- Lily na pewno się martwi...

- Nie martwi się, bo nie wie. - przerwał niecierpliwie Mistrz Eliksirów. Wzrok dyrektora zmusił go do sprecyzowania. - Nie bywam w Prince Manor. A jak już muszę to tak krótko, jak to możliwe.

- Dlaczego? - jedno z kilku najbardziej denerwujących pytań dyrektora, które doprowadza Snape'a do szewskiej pasji.

- Dlaczego, co? - zapytał zrzędliwie Snape.

- Dlaczego unikasz, Lily? - Doprecyzował Dumbledore, pytając wprost. Severus gwałtownie podniósł wzrok.

- Ja nie... - ale przerwał tak szybko, jak zaczął. Nie unikał jej. A może jednak? Severus wziął kontrolowany oddech. - Ja po prostu nie mam czasu. Jest koniec roku szkolnego i mam dużo pracy. - odpowiedział opanowanie Snape. Oczy dyrektora rozbłysły szalonymi iskierkami. Severus miał ochotę potrząsnąć głową dyrektora i wytrzepać te cholerne ogniki z oczu Lidera Światła.

- Zawsze dwa tygodnie przed zakończeniem roku masz już wszystko uporządkowane, Severusie. Czyżby w tym roku było inaczej? - zapytał dyrektor, błyskając błękitnymi oczami. Severus przeklął w myślach.

- Nie! - warknął Snape'a najeżony.

- No więc w czym problem? - Severus warknął pod nosem. Dyrektor wyciąga z ludzi informacje, nie używając przy tym Legilimencji, czy Veritaserum.

- Czy kłótnia po dwóch minutach każdej rozmowy jest odpowiedzią? - sarknął ironicznie Mistrz Eliksirów. Dyrektor zmarszczył brwi.

- Myślałem, że się dogadujecie. - Snape prychnął.

- Nie dogadujemy się od piątego roku.

- Lily powinna wiedzieć.

- Dlaczego? - teraz przyszła kolej Severusa.

- Choćby dlatego, że jakbyś po takim spotkaniu potrzebował pomocy medycznej, Lily jest wykwalifikowaną uzdrowicielką.

- Poppy także. - odskoczył Mistrz Eliksirów. Dyrektor uniósł kąciki ust, tak jakby wiedział coś, o czym Snape nie.

- Owszem, ale Poppy w tym roku wyjeżdża do siostry we Francji na miesiąc i nie wiadomo czy nie zabawi tam dłużej. - poinformował dyrektor. - Oczywiście, mogę ją ściągnąć z urlopu w nagłym wypadku, ale nie sądzę...

- Dobrze, wygrałeś! - zawołał młodszy mężczyzna, wywołując chichot dyrektora. - Powiem jej. Ale założę się o cały mój barek Ognistej Whiskey, że nie będzie zachwycona.

Następny rozdział: "11. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro