11. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak Severus przewidywał, Lily nie była zachwycona. Nie samym faktem, że może wystąpić możliwość „składania" go po wizycie u Czarnego Pana. Była zła, że nie raczył wspomnieć jej o tym wcześniej. Zaś sam Severus nie widział powodu, dla którego miałby jej mówić wcześniej. Gdyby była Poppy nic by nie powiedział, ale, że matrona akurat w tego lata postanowiła wyjechać do siostry do Francji, nie miał wyjścia.

Severus miał mgliste wyobrażenie starszej siostry szkolnej uzdrowicielki, gdyż obydwie pracowały w Hogwarcie na jego pierwszym roku. Emiliana Pomfrey była podobnie do Poppy, niewysoką kobietą, o jasnych brązowych włosach. Lecz w przeciwieństwie do szkolnej uzdrowicielki o surowszym usposobieniu. Z ich dwóch większość uczniów wolała Poppy. Późnej starsza Pomfrey wyjechała do Francji, gdzie dostała dobrą ofertę pracy.

Mistrz Eliksirów siedział w salonie Prince Manor przy kominku. Lily siedziała zła w bibliotece, uspokajając się przy jakieś książce. Po dokładnie dwóch minutach rozmowy się znów pokłócili. Severus miał ochotę zafiukać do biura dyrektora i powiedzieć „A nie mówiłem!", ale byłoby to zbyt dziecinne. I jego duma prawdopodobnie, by tego nie przeżyła.

Severus poczuł rozgrzewający się wisior, oznaczający jedno. Wezwanie do spotkania Zakonu. Młody profesor niechętnie wstał z fotela, idąc w kierunku kominka. Czuł na sobie wzrok Lily, wiercący mu dziurę w plecach.

Severus krótko obejrzał się przez ramię, by zobaczyć rudowłosą wiedźmę, opierającą się o zdobioną barierkę schodów. Lily oderwała od niego wzrok, wycofując się do biblioteki. Ale wiedziała, gdzie idzie. Też to czuła. Severus wziął garść proszku Fiuu i wrzucił go w ogień, wywołując lokalizację. Płomienie zmieniły barwę na żywy szmaragd. Severus wszedł w ogień, by kilka sekund późnej wyjść w kuchni Grimmauld Palce 12.

###

Lily siedziała w fotelu, w bibliotece z książką na kolanach, ale wcale jej nie czytała, tylko patrzyła na litery, próbując się uspokoić. Nadal była zdenerwowana, po mającej chwilę wcześniej miejsce kłótni. Była zła na Severusa. Był wzywany cztery razy w ciągu tygodnia i nie wspomniał jej o tym ani słowem.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że cię wzywał? - zapytał Lily z lekką pretensją w głosie. Severus spojrzał na nią spiczastym wzrokiem.

- Bo nie musiałaś wiedzieć. - powiedział krótko, uznając, że nie potrzebuje wyjaśnienia. Złość zabłysnęła w jej oczach.

- A nie wydaje ci się, że powinnam? To nie raz, ale cztery.

- Nie. - Severus zmarszczył brwi. - A właściwie skąd wiesz, ile razy mnie wzywano? - Lily odwróciła wzrok, przygryzając wargę i nie odezwała się słowem. Nie chciała wydać Remusa. Czuła, jak Severus przeszywa ją wzrokiem. Mogła przysiąc, że przegląda w głowie listę możliwych osób. - Lupin. - wypluł Snape, po chwili, jakby to było oczywiste. Lily nie zaprzeczyła. Nie było sensu. Severus wymamrotał do siebie coś brzmiącego jak „cholerny donoszący wilkołak". - Wtrąca się tam, gdzie nie trzeba.

- Dobrze zrobił. - rzuciła Lily.

- To nie jego sprawa. Ani twoja. - warknął przez zęby Mistrz Eliksirów. Lily wsparła ręce pod boki.

- Od kiedy pracujesz dla światła to sprawa czy żyjesz czy też nie jest interesem Zakonu, a przez to także i moja. - odparowała Lily. Jej oczy błyszczały gniewnie, a postawa wyrażała irytację.

- Zakonu to nie interesuje. - odskoczył Snape zimnym głosem.

- Wiesz, że to nie prawda. - powiedziała, ale sama nie za bardzo wierzyła w swoje słowa.

Severus nie był najpopularniejszym członkiem Zakonu. Większość patrzyła na niego z niechęcią, niektórzy wręcz z pogardą. Poza Dumbledore'em niewielu mu ufało. Mogła ich zaliczyć na palcach jednej ręki. I on o tym wiedział. Szczególnie James i Syriusz. Obaj zawsze patrzyli na niego z nieskrywaną nienawiścią i odrazą. Lily podczas wcześniejszych spotkań nic nie zrobiła.

Nadeszło wezwanie Zakonu. Lily i James wyszli z przytulnie urządzanej kuchni domu Evansów na chłodne październikowe powietrze. Potter uśmiechnął się do, idącej obok kobiety i wyciągnął ramię. Rudowłosa czarownica oddała uśmiech i położyła dłoń na jego, zaplatając palce. Para aportowała się przed wejściem do domu Syriusza Blacka. Wspięli się po schodach i weszli do środka, gdzie zostali przywitani przez pana domu.

Lily i James przeszli cicho przez wąski korytarz, nie chcąc obudzić Pani Black, wykrzykującej przekleństwa o „szlamach i zdrajcach krwi plugawiących dom jej przodków". Wchodząc do kuchni Grimmauld Place od razu rzucił się jej w oczy czarnowłosy mężczyzna, nie pasujący do otaczających go wesołych ludzi.

Severus Snape stoicko siedział przy stole z filiżanką herbaty, trzymaną smukłymi palcami. Ponurym wzrokiem obserwował otoczenie, a beznamiętna maska zajmowała stałe miejsce na jego twarzy.

Gdy zobaczył Jamesa Pottera, błysk pogardy przeszedł przez jego twarz, ale zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Jego wzrok spoczął na Lily na krótką chwilę. Coś w otchłani jego oczu zamigotało, ale rozpłynęło się, pozostawiając puste czarne tunele. Rudowłosa kobieta odwróciła hardo głowę w drugą stronę. Gdyby spojrzała na niego z powrotem, zobaczyłaby błysk zranienia i bólu, który zmarł natychmiast po jego pojawieniu, przywracając lód w tęczówkach.

James przywitał się z Remusem i odwrócił się z zamiarem od szukania Syriusza, gdy spostrzegł siedzącego Snape'a.

- Ooo! Snape! Czego tutaj szukasz, Smarkerusie? - zapytał złośliwie James, w jednej chwili roztaczając wokół siebie aurę wyższości. Snape nie oderwał wzroku od filiżanki, ignorując stojącego nad nim Marudera.

- Nie twój interes, Potter. - warknął Snape zimno, nie zaszczycając Pottera nawet jednym spojrzeniem. Zamiast tego z uwagą obserwował zafalowania na zawartości filiżanki.

- Jesteś w domu mojego przyjaciela, więc to mój interes, Mazgajusie. - odparował Potter. Snape w końcu podniósł wzrok. James spotkał się z morderczym spojrzeniem, zastraszającym każdego ucznia w Hogwarcie.

- Zadziwiająca kultura, co Potter? - zadrwił Mistrz Eliksirów, wykrzywiając szyderczo wargi. - Idź do swojego psa i wytresowanego wilkołaka, a nie marnuj tlenu. - James poczerwieniał ze złości.

- Ja przynajmniej mam przyjaciół Śmierciożerco!

Teraz Lily wiedziała, że powinna coś zrobić. Porozmawiać z Jamesem, żeby przynajmniej razem z Syriuszem dali mu spokój. Ale nie zrobiła tego. Przenieśli swoją urazę ze szkoły na życie codzienne. A przecież wszyscy walczą w tej samej dobrej sprawie. Jeśli zaczną się między sobą kłócić to koniec.

Lily patrzyła w otwartą książkę, nie czytając jej treści, gdy nadeszło spotkanie Zakonu. Kobieta wstała z fotela i wyszła na korytarz. Opierając się o balustradę, obserwowała jak Severus wstaje z fotela, idąc do kominka. W połowie drogi mężczyzna obejrzał się za siebie, na obserwującą go kobietę. Lily odwróciła wzrok i weszła z powrotem do biblioteki. Rudowłosa czarownica stała tam chwilę, aż usłyszała szum kominka.

A potem nastała cisza.

Lily wróciła do fotela, na którym wcześniej siedziała. Odłożyła książkę na miejsce i wyszła na korytarz, kierując się na schody do góry. Postanowiła wejść na Wieżę, z której widać całą posiadłość po rozmyślać. Lily przeszła zapamiętaną drogą, lecz nie doszła do celu. Zamiast tego zatrzymała się przed drzwiami, wyróżniającymi się swoją prostotą. Zielonooka kobieta wyciągnęła różdżkę, ale nie rzuciła zaklęcia. Wiedziała, że nie powinna otwierać tych drzwi, skoro były zamknięte, ale jej ciekawość wzięła górę.

- Alohomora! - wyszeptała Lily. Zamek kliknął, co było doskonale słyszalne w ciszy, w jakiej tonął dom. Czarownica położyła smukłą dłoń na klamce i przekręciła ją, pchając drzwi. Zardzewiałe przez upływ czasu, zawiasy zaskrzypiały wysokim, ostrym dźwiękiem, jakby ktoś drapał paznokciami po tablicy. Lily delikatnie skrzywiła się. Przez lukę uchylonych drzwi przeszło jasne, białe światło tarczy księżyca, wyglądającego zza okna.

Kobieta pchnęła mocniej drzwi i weszła do środka. Pomieszczenie było nie duże, z jednym zakratowanym oknem. W powietrzu było czuć kurz, widać było pajęczyny. W rogu pokoju stał zakurzony i obwieszony pajęczą plecionką srebrny świecznik, z trzema do połowy stopionymi świeczkami. Na środku stał jakby stół, a przed nim siedzisko. Lily nie mogła dokładnie powiedzieć, co to jest, ponieważ było przykryte ciężkim, szarym materiałem. A na ścianie, naprzeciwko wisiała pusta rama portretu. Lily lekko podeszła bliżej. W pokoju nie było nic więcej. Kobieta z zaciekawieniem podniosła część ciężkiego materiału. Pod nim znajdował się elegancki, czarny fortepian. Lily przejechała palcami po gładkiej, lśniącej powierzchni instrumentu. Zastanawiała się, dlaczego on tu jest. Wyglądało, jakby nie było tu sprzątane od lat, tak jakby skrzaty domowe nie miały tu wstępu. Co było dziwne, bo cała reszta domu nie posiadała ani grama kurzu. Dlaczego Severus trzyma tak wspaniały instrument zamknięty pod kluczem?

- Witaj Lily Evans. - odezwał się nagle wysoki, kobiecy głos. Lily podskoczyła w miejscu i natychmiast spojrzała na portret, gdzie patrzyła na nią starsza kobieta, o kruczoczarnych włosach, przeplecionymi gdzieniegdzie pasmami srebra. Oczy miała szafirowe, błyszczące łagodnością, a na ustach lekki uśmiech. Lily mogła przysiąc, że przez chwilę prawie widziała tam twarz Severusa. - Nie bój się, dziecko. Zbliż się. - poprosiła łagodnie kobieta.

- Dobry wieczór. Skąd zna pani moje imię? - zapytała ostrożnie Lily, zbliżając się do portretu. - I kim pani jest? - czarownica na płótnie uśmiechnęła się.

- Słyszałam od innych portretów, że Severus przyprowadził tu pewną młodą kobietę, ale aż do tej chwili nie miałam okazji cię poznać. Nazywam się Elieen Snape. - Lily otworzyła szeroko oczy. Elieen Snape była matką Severusa.

- Pani jest matką Severusa. - powiedziała cicho Lily, bardziej nawet do siebie. To wyjaśniło podobieństwo. Elieen kiwnęła głową.

- Tak. A ty ,Lily, ale wyrosłaś. Pamiętam cię jako małą dziewczynkę ciekawą świata i pełną energii, bawiącą się z moim synem na starym placu zabaw. - starsza czarownica na krótką chwilę zatopiła się we wspomnieniach. - Wybacz mi ten sentymentalizm. Jak się tu znalazłaś? - zapytała kobieta. Lily posmutniała na moment. Czując, że może zaufać starszej kobiecie, Lily pokrótce opowiedziała całą historię. Pod koniec opowieści w oczach Elieen błyszczały łzy smutku i gniewu.

-... Więc teraz przez jakiś czas muszę zostać tutaj. Ale zastanawiam się, czy aby nie zareagowałam zbyt ostro. Może dałoby się to załatwić inaczej. Gdybym go nie sprowokowała...

- To, co zrobił ci James Potter, jest niewybaczalne, Lily i nie ma w tym ani grama twojej winy. Miałaś prawo do zdenerwowania. - przerwała Elieen stanowczo. - Nawet jeśli był zły, że jego romans się wydał, nie miała prawa cię uderzyć. To jest... karygodne! - Teraz Lily wiedziała po kim Severus ma ten temperament.

- Molly powtarza mi to samo. Ale to nadal boli.

- Wiem, Lily. Zranionego serca nie da się zaleczyć z dnia na dzień. Czasem trwa to nawet lata. Ale masz przyjaciół, którzy będą z tobą. - Lily uśmiechnęła się do starszej czarownicy. Nawet będąc malowidłem na portrecie, potrafiła ją pocieszyć.

- Dziękuję, pani. - powiedziała szczerze Lily. Była jej naprawdę wdzięczna. Wiedźma uśmiechnęła się ciepło.

- Nie ma za co, Lily.

- Pójdę już. Severus będzie niezadowolony, gdy mnie tu znajdzie.

- Masz rację. Odwiedź mnie jeszcze kiedyś.

- Oczywiście, pani Snape. - potwierdziła, wiedząc, że na pewno tak zrobi.

- I pamiętaj Lily, że to nie jest twoja wina. - przypomniała pani Snape. Lily kiwnęła głową.

- Będę.

###

Po rozmowie z panią Snape, Lily wróciła do swojego pokoju. Ich pogawędka zajęła więcej, niż sądziła. Miała szczęście, że Severus nie wrócił jeszcze ze spotkania Zakonu. Wiedziała, że nie byłby zadowolony. Lily podejrzewała, że Severus dokładnie wiedział, które drzwi były zamknięte, a które otwarte. Wręcz była tego pewna. Severus zawsze dbał o swoją prywatność. I miał świetną pamięć.

Lily wyszła z łazienki przebrana w pidżamę, machnięciem różdżki zgasiła światło w pokoju. Młoda kobieta położyła się na łóżku, przykrywając kołdrą. Lily przekręciła się na bok, twarzą do okna, patrząc na srebrną tarczę księżyca i gwiazdy migoczące jak świetliki na grafitowym nieboskłonie. Jej kasztanowo rude włosy rozlały się na poduszce. Kobieta patrzyła tak na widok za oknem. Powieki stopniowo opadały, aż w końcu sen zabrał Lily do krainy Morfeusza.

Niestety nie był to spokojny sen.

###

Lily ignorując zaciskający się supeł w żołądku, szła korytarzem Dziurawego Kotła, od czasu do czasu mijając jakiegoś czarodzieja lub czarownicę. Z prawej strony minęła ją jakaś wiedźma. Na początku Lily ją zignorowała, dopóki nie zauważyła, że brązowowłosa czarownica idzie w dokładnie tym samym kierunku co ona. Niepokój Lily, zastąpiła nerwowość. Zwolniła tępo i dalej szła w kierunku pokoju numer 38, upewniając się, że tamta się nie zorientuje. Ta część Dziurawego Kotła była opustoszała. Było to piętro dla najbogatszych czarodziejów, a mało kto rezerwował tu pokój.

Chyba że miał coś do ukrycia i szukał dyskrecji.

Potwierdzając jej obawy czarownica, zatrzymała się przed drzwiami, zarezerwowanego przez jej męża, pokoju. Lily zatrzymała się w cieniu. Wiedźma zapukała do drzwi. Kilka sekund późnej, drzwi otworzył James Potter. Kobieta przybliżyła się do czarodzieja i go pocałowała. Lily prosiła w myślach, by Jamesa ją odepchnął. Ale nic takiego się nie stało. Zielonooka kobieta poczuła ból.

- Witam, panie Potter. - zamruczała kobieta, uwodzicielsko, przeciągając "r". James objął ją w tali, przyciągając do siebie.

- Witaj, Felicity. Czekałem tu na ciebie. - odpowiedział Potter, tym swoim bajeranckim głosem. „Felicity" zarzucił mu ręce na szyję, zbliżając swoją twarz do niego. Lily poczuła, jak jej serce pęka na drobne kawałeczki.

- Wiem. - odparła kobieta, z ustami tuż przy jego uchu. - Dlatego przyszłam... - Lily miała już dość. Łzy potoczyły się po jej twarzy. Młoda kobieta wyszła z cienia korytarza.

- Co się tu dzieje?! - wykrzyknęła Lily, zaskakując parę. Dwie zaskoczone pary oczu spojrzały w jej stronę.

- Co tu robisz, Lily? - zapytał niewinnie James nie puszczając tali Felicity. Lily zdenerwowała jego udawana głupota.

- Co ja tu robię?! Co ty tu robisz? - poprzednia niewinność zniknęła z jego twarzy. Zamiast tego pojawiło się szyderstwo.

- Oh, Lily. Taka naiwna... - Potter kliknął kilka razy językiem. Felicity uśmiechnęła się złośliwie. - Myślisz, że ożeniłem się z tobą z miłości? Ha! Byłaś idealnym egzemplarzem.

- Nie jestem przedmiotem! - krzyknęła Lily, a kolejne łzy spływały po jej twarzy. - Ani twoją własnością! - Felicity za śmiała się okrutnie.

- Nie zasługujesz na nic więcej, szlamo! - Lily poczuła się, jakby ktoś uderzył ją w twarz.

Nagle wszystko zawirowało i gdy Lily w jednej chwili poczuła ból na twarzy i znalazła się na podłodze. Kobieta otworzyła szeroko oczy, ze zdziwienia. Nie była już w Dziurawym Kotle, ale w salonie Potter Manor, a James właśnie ją uderzył. Dotknęła ręką ust, czując metaliczny posmak krwi. Z kącika ust cienką stróżką płynęła krew.

Stojący nad nią, Potter pochylił się i złapał ją za przód szat. Jednym, płynnym ruchem pociągnął ją do góry i mocno uderzył o ścianę. Lily skrzywiła się, gdy jej ciało w mało delikatny sposób zetknęło się z elewacją. Potter zbliżył się do Lily. Ich twarze dzieliły centymetry.

- Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Zawsze będę twoim cieniem. Jesteś moją Heleną, a ja tak jak Menelaos obalił Troję, tak ja spalę cały świat, by do ciebie dotrzeć. *- Świat po raz kolejny zawirował. Teraz James stał nad Lily, a ona sama klęczała na podłodze. Mężczyzna śmiał się okrutnie, a w jego oczach odbijał się cień szaleństwa i obsesji. James kopnął Lily, która z klęczek wylądowała twarzą na podłodze. Potter ponowił atak. Lily poczuła ból w brzuchu, gdzie przed chwilą trafiła stopa czarodzieja. Podkuliła nogi, próbując zasłonić brzuch i klatkę piersiową. Słyszała odbijający się echem okrutny śmiech jej oprawcy i szum krwi w uszach. Próbowała odczołgać się jak najdalej od szalonego człowieka. Na próżno. Potter zaśmiał się okrutnie na jej bezowocne próby ucieczki. Lily zadrżała. W jego oczach odbijał się błysk szaleństwa. Potter pochylił się i przygwoździł ją do podłogi. Jego ręce trzymały ją w stalowym uścisku. Lily krzyknęła, gdy ból się wzmocnił. Następne co poczuła to ciepły oddech na policzku. Lily odwróciła głowę na bok.

- Jesteś moją własnością od dnia naszego ślubu. - przez ciało Lily przeszedł lodowaty dreszcz, na dźwięk jego głosu. - Ale nie martw się. Nauczysz się mnie kochać albo inaczej sam nauczę cię tej miłości. - Lily drżała, czując jego ręce dotykające jej tali. W jej oczach odbijał się strach. Ciało zesztywniał i nie mogła się ruszyć, a głos uwiązł w gardle. Zamknęła ze strachu oczy.

###

Lily gwałtownie poderwała się do pozycji pionowej. Szeroko otwartymi, skaczącymi na wszystkie strony oczami obserwowała otoczenie. Serce biło jak oszalałe w jej piersi, a oddech szalał jak gnający, morski huragan. Drobne kropelki potu spływały po jej czole, mieszając się z perlistymi łzami. Roztrzęsiona kobieta przetarła drżącą dłonią twarz.

Czy tak ma wyglądać jej każda noc? Każdej nocy koszmar. Temat zawsze ten sam. A prym zawsze wiedzie w nich nikt inny jak ten, który wywrócił jej świat do góry nogami w jedną dobę. Jej były mąż, James Potter. I zawsze tak samo.

Na samo wspomnienie o koszmarze, Lily poczuła, jak temperatura w pokoju się zwiększa. Kobieta zadrżała. Na myśl o ostatnim akcie koszmarnej fantazji, Lily poczuła mdłości. Rudowłosa czarownica szybko wstała i wybiegła z pokoju do łazienki. Lily była chora na samą myśl o tym.

Nigdy wcześniej nie bała się Jamesa. Ale po tym, co się stało, nagle zaczęła się go obawiać. Skoro nie wahał się jej uderzyć, czy byłby w stanie... skrzywdzić ją w ten sposób?

Lily oparła czoło o wykafelkowaną ścianę. Chłód kremowych kafelek uspokajał ją i emocje szalejące w jej duszy.

Te sny stawały się coraz gorsze. Wszystko było tak realistyczne, jakby to była rzeczywistość. Lily nadal czuła wyimaginowany ból, każdego zadanego uderzenia. Drżenie nie ustępowało. Szum w uszach nadal trwał.

Nauczysz się mnie kochać albo inaczej sam nauczę cię tej miłości.

Słowa Jamesa, z koszmaru nadal dźwięczały w głowie. Lily obawiała się tego. Że James nigdy nie zostawi jej w spokoju. Mimo że nie wiedział, gdzie jest, nadal się tego obawiała. Bała się, że jakimś sposobem ją odnajdzie i zmusi do pozostania z nim.

Nie to, że nie ufała któreś z osób wiedzących o jej sytuacji. Wszyscy zdecydowanie potępili postępowanie Jamesa.

Molly i Arthur lubią zarówno Jamesa, jak i Lily. Zawsze byli gotowi im pomóc. Ale wiedząc, co zrobił James, zdecydowanie nie są skłonni podawać mu informacji na temat miejsca pobytu Lily. A nawet jeśli okularnik próbowałby wydobyć jakiś informacje... No cóż. James byłby głupcem, gdyby zbytnio naciskał. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce być po drugiej stronie różdżki wściekłej matriarchy rodziny Weasley'ów.

Jeśli chodzi o Remusa, to Lily też się nie obawiała. Nie miała powodów. Remus może i był najlepszym przyjacielem Jamesa i podobnie jak Syriusz był do bólu lojalny, ale posiadał intelekt i empatię, której czasem brakowało dwóm powyższym.

Dumbledore. Wiadomo, że nikt nie wyciągnie z tego czarodzieja tajemnicy, którą ma zachować. Choćby nie wiadomo co.

I został Severus. Mógł mieć ognisty temperament, ostry język i czarny humor. Mógł być Śmierciożercą i kimś, kto głęboko ją zranił, ale nie jest człowiekiem, rzucającym słowa na wiatr. Severus nigdy nie łamie obietnic. Poza jedną.

Jako dzieci obiecywali sobie, na zawsze być przyjaciółmi.

* To małe porównanie jest zaczerpnięte z greckiej Mitologi o Koniu Trojańskim.

Dziękuję wszystkim czytelnikom za śledzenie mojego ff i opinie! Wasze zdanie wiele dla mnie znaczy. :)

Następny rozdział: "12. Smutna prawda."

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro