13. Déjà vu ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus Snape siedział w kuchni Grimmauld Place 12. Zajmował swoje zwykłe miejsce po prawej stronie nieoficjalnego przywódcy światła, Albusa Dumbledore'a. Obok niego siedziała Alice Longbottom wraz z mężem, Frankiem. Ta nagła zmiana miejsca od początku dała Severusowi przeczucie, że nie jest przypadkowa. Nie była to różnica jednego krzesła czy dwóch, ale całego stołu. A od czasu piątego roku Alice, jako wierna przyjaciółka, podążała śladami Lily, jeśli chodzi o ignorowanie go. Nie był też popularnym członkiem Zakonu, takim jak James Potter, o którego miejsce obok, były toczone wzrokowe walki.

Dlatego nagły pomysł siedzenia obok niego był dla Mistrza Eliksirów podejrzany.

Jeśli chodzi o Jamesa Pottera, który aktualnie wykłócał się o coś z jednym z należących do Zakonu aurorów. Severus dyskretnie obserwował go od początku spotkania, o czym tamten nie miał najmniejszego pojęcia. W końcu, jaki byłby z niego szpieg, gdyby obiekt jego obserwacji, wiedział, że jest inwigilowany?

Ale nie tylko Potter był pod obserwacją. Sam Severus czuł na sobie palące spojrzenie. Alice od początku spotkania pilnie lustrowała go wzrokiem. Właściwie to niedopowiedzenie roku. Alice wlepiała w niego wzrok. Severus prychnął w duchu. Gryfoni! Jakże brakuje im subtelności. Ślepy bazyliszek jest bardziej dyskretny!

Skąt to zainteresowanie? Severus miał kilka pomysłów. Najbardziej prawdopodobny to sprawdzenie co wie na temat zniknięcia Lily oraz miejsca jej pobytu. A raczej co ma z tym wspólnego. Severus nie był głupi. Był świadom, że poza Dumbledore'em nikt inny mu nie ufa. No, bo kto zaufałby ex Śmierciożercy, który z powodzeniem zwodzi największego czarnoksiężnika obecnych czasów? Odpowiedź jest chyba jasna.

Spotkanie już się zakończyło. Nie było niczego nowego poza wzmożoną działalnością Czarnego Pana. Więcej rajdów Śmierciożerców, skutkuje częstszymi wizytami na Grimmauld Palce 12.

Severus dopił swoją herbatę i odstawił filiżankę z cichym trzaskiem na talerzyk. Mistrz Eliksirów wstał od stołu, poprawiając szaty. Kątem oka widział, jak Alice i Frank również wystają. Severus prawie przewrócił oczami. Subtelność może iść na randkę z przemienionym wilkołakiem.

Mistrz Eliksirów wyszedł na korytarz, zostawiając za sobą gwar rozmów, skierował się do drzwi. Słyszał za sobą nieco oddalone kroki i cichą rozmowę, której nie słuchał. Nie interesowało go to. Nie odwracając się, wyszedł na zewnątrz, gdzie zatrzymał się w cieniu u dołu schodów. Nie musiał długo czekać, aż drzwi się otworzą. Alice i Frank, nie zauważając go, przeszli obok. Zatrzymali się dwa metry dalej. Alice rozejrzała się dookoła, wzdychając, a ręce opadły jej po bokach.

- Nie ma go. - stwierdziła sfrustrowana. Frank pokręcił głową.

- Mówiłem ci, Alice. Trzeba było poprosić Snape'a o rozmowę, a nie bawić się w podchody. - Więc miał rację. Severus był całkiem rozbawiony.

- Jesteś chętny, Frank? Sam ostatnio stwierdziłeś, że ten człowiek jest przerażający. - Severus uśmiechnął się z dumą. Był zadowolony ze swojej reputacji.

- A gdzież się podziała słynna odwaga Gryffindoru? - zapytał ironicznie Mistrz Eliksirów, wychodząc z cienia. Frank gwałtownie obrócił się w jego stronę, a Alice podskoczyła „pół metra nad ziemią".

- Snape! Co tu robisz? - zapytała niewinnie Alice, uspokajając skaczące serce. Czy on cały czas tu stał?

- Czekam na was, bo wyraźnie daliście do zrozumienia, że coś ode mnie chcecie. - odpowiedział wprost.

- A co daje ci powód, by tak myśleć? - zapytał przemyślanie Frank. Gdy Gryfoni próbują być przebiegli...

- Chyba nie powiesz mi Longbottom, że twoja szanowna małżonka całe spotkanie patrzyła się na mnie jak hipogryf w malowane wrota, dla zwykłej rozrywki. - stwierdził sarkastycznie Mistrz Eliksirów. Pan Longbottom rzucił żonie spojrzenie „A nie mówiłem, że zauważy", a pani Longbottom spłonęła ognistym rumieńcem.

- Chciałam zapytać, czy wiesz coś o L... - zaczęła Alice, opanowując się, ale jak szybko zaczęła, tak szybko zostało jej przerwane.

- Nie będziemy rozmawiać na TEN konkretny temat na środku ulicy, gdzie każdy może usłyszeć. - warknął Snape, bezbłędnie odczytując temat rozmowy.

###

Nieco późnej trójka czarowników siedziała w domu Mistrza Eliksirów, w Spinner's End, z filiżankami ciepłej herbaty. Longbottomowie z ciekawością rozglądali się (bardziej subtelnie niż Lupin) po salonie. Severus przewrócił oczami. Kolejni, którzy spodziewali się trumien i zwisających nietoperzy.

- Więc o czym chcieliście ze mną rozmawiać? - Severus pierwszy przełamał ciszę. Alice nie zwlekała z przesłuchaniem.

- Co wiesz na temat zniknięcia Lily? - zapytała bezceremonialnie. Frank przez chwilę wyglądał na niewygodnego bezpośredniością żony. Severus obdarzył przyjaciółkę Lily pustym wzrokiem.

- Co daje ci podstawy, że mam coś z tym wspólnego? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Alice skręciła wargi.

- Nienawidzisz Jamesa. - Jakby to wszystko wyjaśniało! Severus prawie się zaśmiał.

- To oczywiste. I co w związku z tym?

- Nie rób ze mnie idiotki, Snape. Wiem, że maczałeś w tym palce. - warknęła pani Longbottom. Frank lekko ścisnął rękę żony, by ją uspokoić.

- I sugerujesz, że w ramach zemsty na Potterze porwałem Lily. Czy wszyscy Gryfoni mają jeden mózg do podziału? - zaszydził zimno Snape. Coraz mniej mu się podobało, że każdy w jakiś sposób obwiniał jego. Frank wyczuł ostrzegawczą nutę w jego głosie.

- Przestań odwracać kota ogonem, Snape. - ostrzegła Alice.

- Alice... - Frank upomniał lekko żonę. Severus, stukając palcami w oparcie fotela, przyglądał się uważnie parze siedzącej na sofie. Alice była przyjaciółką Lily i Severus wiedział, że tak łatwo nie odpuści. Frank jest wzorowym aurorem. Oboje mogą nadrobić mu kłopotów, jeśli będzie w ich złej stronie. Ale być może będą dobrymi sojusznikami. Severus przestał stukać palcami, podejmując decyzję.

- To, co teraz usłyszycie, nie może opuścić tego pokoju. - ostrzegł, zawierając w głosie nutę, obiecującą realne zagrożenie. Oboje pokiwali głowami zaintrygowani. Severus westchnął i zaczął opowieść. - Kilkanaście dni temu miałem... niespodziewaną wizytę. Na progu moich drzwi pojawiała się Lily. Była w opłakanym stanie. - Alice otworzyła szerzej oczy, w których błyszczało zmartwienie. - Wpuściłem ją do środka, oczywiście. Miała tylko parę zadrapań i kilka połamanych żeber. Jak sama późnej powiedziała, ktoś ją pobił. - słyszał, jak oboje zaszokowani, wciągają powietrze. Severus powstrzymał Alice od przerywania ostrym spojrzeniem. - Dumbledore został powiadomiony. Teraz z uwagi na jej bezpieczeństwo na czas bliżej nieokreślony przebywa w ukrytej posiadłości. - Longbottomowie wpatrywali się w niego zmartwieni.

- Czy z Lily wszystko w porządku? Jak ona się czuje? - Alice wyrzucała z siebie pytania jak gejzer wodę.

- Czy James wie? - Snape powstrzymał warczenie, na wspomnienie jego Nemezis.

- Nie. - odrzekł krótko. Frank zmarszczył brwi.

- James okropnie się martwi.

- Tak! Trzeba mu powiedzieć. - zadecydowała Alice. Severus zazgrzytał zębami.

- Nie! Potter. O. Niczym. Się. Nie. Dowie. - wycedził pojedyńczo. Alice spojrzała na niego zdziwiona.

- Dlaczego? - Snape prawie się uśmiechnął. No to się zacznie.

- Bo to on ją pobił. - po tym oświadczeniu nastała cisza. Frank wybałuszył oczy, a Alice wyglądała jak złota rybka wyjęta z wody. Po chwili zdecydowanie potrząsnęła głową.

- Nie! To niemożliwe. James nigdy by tego nie zrobił. On kocha Lily, jest dla niego całym światem. - Snape prychnął.

- Rzeczywiście. Tak zakochany, że z tej miłości postanowił zdradzić ją z jakąś malowaną wiedźmą.

- CO?! - Severus został ogłuszony przez okrzyk zaskoczenia.

- James. Zdradził. Lily. - powtórzył pojedynczo Frank, przetwarzając informacje.

- Nie wierzę! - oznajmiła Alice, gdy już pierwszy szok minął. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! - krzyknęła kobieta. Severus przewrócił oczami. Czy wszyscy Gryfoni są tacy przewidywalni? I głośni?

- Sugerujesz, że Lily kłamie? - zapytał szyderczo Snape.

- Nie sugeruje, że Lily kłamie, ale ty, Snape! James nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. - krzyknęła Alice, gwałtownie podnosząc się z sofy. Snape leniwie podniósł na nią wzrok.

- Nie oczekuję, że mi uwierzysz. I jeśli chodzi o mnie, to wierz sobie, w co chcesz. Nie obchodzi mnie to. Ale dla dobra Lily, trzymaj język za zębami. - ostrzegł Snape, rzucają swoje najlepsze ostrzegawcze spojrzenie.

- A masz jakiś dowód, Snape? - zapytał rezolutnie Frank, uspakajając żonę.

- Czy moje wspomnienia wystarczą, czy potrzeba pięciu innych osób? - zaszydził zimno Mistrz Eliksirów.

- Kogo? - Alice zmarszczyła brwi w konsternacji.

- Wiedzą Dumbledore, Lupin, Molly i Arthur oraz sama Lily. - wymienił Snape bez namysłu.

- Twoje wystarczą. - opowiedział Frank. Severus kiwnął głową, wyciągając różdżkę. Machnął ręką, ignorując sięgnięcie obu aurorów po własne różdżki. Z pokoju obok wypłynęła płaska miska, po brzegi wypełniona kryształowym płynem.

Myślodsiewnia zatrzymała się kilka centymetrów nad stołem przed nimi. Severus przyłożył koniec własnej różdżki do skroni i przymykając oczy, skupił się na konkretnym wspomnieniu. Chwilę późnej wyciągnął końcem różdżki z głowy srebrną nić, będącą właściwym wspomnieniem. Wrzucił je do myślodsiewni i spojrzał wyczekująco na dwoje aurorów. Wymownie wskazał im przedmiot przed nimi. Spojrzeli na niego nieufnie, ale oboje zanurzyli się we wspomnieniu. Tymczasem Severus usiadł wygodnie w fotelu i czekał. Reakcja Longbottomów go nie zaskoczyła. No, bo w końcu kto, bez rzetelnego dowodu, uwierzyłby, że wzorcowy auror, James Potter zdradził i pobił własną żonę? A druga sprawa. Kto uwierzyłby nawróconemu Śmierciożercy?

Po kilku minutach dwoje aurorów wyszło z myślodsiewni. Tak jak się Severus się spodziewał, wspomnienia należycie do nich dotarły. Frank był wstrząśnięty, podobnie jak Alice, która tonęła we łzach.

- Ja... - Frank zaczął. - Nie wiem, co powiedzieć.

- Stwierdzenie, że Potter to komplety drań, byłoby odpowiednie. - rzucił drwiąco Snape, wyciągając wspomnienia z myślodsiewni. Alice wstała z sofy i zaczęła krążyć wzdłuż.

- Jak on mógł zrobić to Lily?! Ten... Ten... nikczemny padalec! - wykrzyknęła Alice.

- Mam znacznie bardziej kolorowe epitety, jakimi chciałbym opisać Pottera. - mruknął Snape, odsyłając myślodsiewnię gestem ręki.

- Oh! Jak go tylko dorwę w swoje ręce... - groźba obiecana przez Alice była jak najbardziej realna. Potter powinien zacząć obawiać się o swoje życie. A przynajmniej życie klejnotów rodowych.

- Zanim spróbujesz rozerwać go swoimi lwimi łapami, ustaw się w kolejce, bo kilka innych osób jest przed tobą. - oznajmił Severus i kontynuował, nie dając nikomu dość do słowa. - Czy te wspomnienia są wystarczającym dowodem? - zapytał, oczekując odpowiedzi. Chociaż był w stanie odczytać z ich twarzy, że tak. Alice nieco się zmieszała. Wcześniej oskarżyła tego człowieka o kłamstwo, ale po obejrzeniu wspomnień... Teraz było jej trochę głupio z tego powodu.

- Wcześniej nie wierzyłam, ale po obejrzeniu wspomnień... Wiem, że mówisz prawdę. Ja... - Alice przełknęła ślinę. Nie łatwo przychodziło przepraszanie kogoś pokroju Severusa Snape. Severus przewrócił oczami.

- Nie produkuj, Longbottom, bo wymuszone przeprosiny nie są moim celem. - przerwał Mistrz Eliksirów. - Jedyne czego oczekuje to, że będziecie trzymać język za zębami w tej sprawie. - widząc spojrzenie małżeństwa, dodał. - Bo inaczej muszę was obliwić. - Frank potrząsnął głową.

- Groźby nie są konieczne. Znamy powagę sytuacji. Dla dobra Lily nie powiemy ani słowa. - obiecał uroczyście Frank. Mistrz Eliksirów skinął głową z aprobatą.

- Możemy się z nią zobaczyć? - zapytała niemal błagalnie Alice.

- Jest środek nocy, Alice. - powiedział delikatnie Frank. Ręce Alice opadły.

- Masz rację.

- Przyjdźcie jutro tutaj o 14.00. - powiedział Severus tłumiąc westchnienie. Nie długo będzie otoczony samymi Gryfonami. Cudownie.

###

Tymczasem w salonie Grimmauld Palce 12 siedziało trzech mężczyzn. Syriusz i Remus siedzieli w fotelach, obserwując chodzącego wzdłuż kominka, Jamesa Pottera. Czarodziej wydeptywał ścieżkę w ciemnobrązowym dywanie, starając się uspokoić nerwy. Czekali na aurora, biorącego udział w poszukiwaniach Lily. Dziś miał dostać raport. James miał nadzieję, że natrafiają na jakikolwiek ślad, który doprowadzi go do Lily. To już prawie dwa tygodnie jak jej nie ma.

Syriusz patrzył zaniepokojony, jak jego najlepszy przyjaciel krąży po salonie. Nie był zaskoczony zdenerwowaniem Jamesa. Syriusz też by się martwił, gdyby to jego żona zniknęła. Łapa sam był zmartwiony. Lily była dla niego jak siostra. Jej zniknięcie dotknęło także i jego. A najgorsze było to, że nikt nic nie wiedział. Był także rozczarowany Dumbledore'em. Sądził, że dyrektor przejmie się zniknięciem jednego z aktywnych członków Zakonu. A tymczasem starzec potraktował to jak błahostkę. Syriusz nie potrafił tego zrozumieć. Black na miejscu dyrektora lepiej przyjrzałby się Snape'owi. Syriusz był w stu procentach pewny, że maczał w tym palce. Najchętniej bezzwłocznie wyrzuciłby go z Zakonu i wręczył sową błyskawiczną bilet w jedną stronę do Azkabanu. Takich jak on od razu powinno się dawać lokum z dementorem za lokatora.

Ale z jakiegoś powodu Dumbledore ufał Smarkerusowi. Snape jest przebiegły. W końcu to Ślizgon. Musiał rzucić na dyrektora jakiś skomplikowany wariant imperiusa lub innej klątwy władzy, Syriusz był tego pewien. No, bo dlaczego Albus Dumbledore miałby darzyć zaufaniem kogoś pokroju Severusa Snape'a? To przecież Śmierciożerca! Syriusz nie wierzył w tą nagłą zmianę lojalności. Kto raz zostaje Śmierciożercą ten pozostaje nim, aż do grobu.

Remus obserwował swoich przyjaciół ze swojego miejsca na fotelu. Syriusz siedział, opierając głowę na ręce i obeserwowałł Jamesa. Zaś ten drugi wydeptywał dziurę w podłodze. Zarówno jego postawa jak i gesty wyrażały zatroskanie. Remus zastanawiał się tylko o co się tak martwi. O to w czyje ręce wpadła Lily czy o to, czy cokolwiek powiedziała o tym, jak ją potraktował. Biorąc pod uwagę, że James ostatnio nie zachowuje się jak on, Remus uważał, że prędzej to drugie. Zdecydowanie to drugie. Gdyby tylko wiedział, kto wie o jego czynach... Byłby mniej niż zadowolony.

James nienawidzi Severusa od pierwszego ich spotkania w Hogwart's Ekspress. Potem prześladował go przez cały czas w Hogwarcie. Remus zastanawiał się, dlaczego tak nienawidzi Ślizgona. Przecież Severus nic mu nie zrobił. Pomysł, że był kozłem ofiarnym był jak najbardziej właściwy. Może Jamesowi i Syriuszowi te wszystkie figle, których ofiarą padał Severus, wydawały się zabawne, ale z całą pewnością nie były właściwe. Remus nie raz żałował, że wtedy nic z tym nie zrobił. Był tchórzem. Teraz wiedział, że powinien był ich powstrzymać.

Remus wrócił myślami do obecnej sytuacji. Czekali na przybycie aurora Jonsa. Nie jest to już młody człowiek. Jest on najnowszym członkiem Zakonu. Świetny auror i dobry czarodziej. Petrus Jones jest częścią zespołu dochodzeniowo - śledczego, odpowiedzialnego za śledztwo w sprawie zaginięcia Lily. Teraz decyzja o ukryciu jej w Prince Manor wydawała się najlepszym, co mogli zrobić. Gdyby tylko James się dowiedział, gdzie ona jest...

Nagle kominek zapłonął szmaragdową zielenią, a z płomieni wyszedł starszy auror. Miał brązowe włosy, lekko przeplecione siwizną, a twarz miała miękkie rysy.

- Dobry wieczór! Przepraszam za lekkie opóźnienie. Śmierciożercy narobili trochę bałaganu i ktoś to musiał posprzątać. - wyjaśnił Petrus.

- Nie ma o czym mówić, Petrusie. - odrzekł Potter, machając ręką. - Usiądziesz?

- Dziękuję, chętnie. - odpowiedział auror, siadając. W pokoju można było usłyszeć trzask kości. - Po dzisiejszym dniu, czuję się, jakby hipogryf urządził sobie na mnie potańcówkę. Starość nie radość. - Syriusz wykrzywił lekko wargi.

- I jak śledztwo? Udało wam się coś ustalić? - zapytał z niepokojem James. Był poddenerwowany. Obawiał się braku ustaleń, ale jeszcze bardziej przejmował się tym, co mogłaby powiedzieć Lily, gdyby ją znaleźli. Nie był pewien, czy udałoby mu się to odkręcić. Auror Jones pokręcił smutno głową.

- Niestety, James. Po Lily zniknął wszelki ślad. - odpowiedział starszy auror.

- Jesteś pewien? Przecież musi być jakiś trop. - zasugerował Potter. James wyglądał na bardziej zmartwionego niż przed kilkoma minutami.

- Nie ma nic. W waszym domu nie ma żadnych śladów.

- A w Ministerstwie?

- Także nic.

- Przecież nie zapadła się pod ziemię! - warknął oskarżycielsko James, czując nagły przypływ gniewu spowodowany bezsilnością.

- Robimy, co się tylko da. - bronił się Petrus, marszcząc brwi na skierowany w niego strumień gniewu. Rozumiał, że James jest zdenerwowany i zmartwiony, ale, żeby tak od razu przystępować do defensywy?

- Ale jakoś nie widać efektów! - zagrzmiał Potter. Z nerwów ściskał dłonie w pięści, następnie prostował palce. Remusowi i Syriuszowi nie uszedł ten szczegół.

- Spokojnie, James. Śledztwo nadal jest w toku. Na pewno uda się odnaleźć Lily, całą i zdrową. Zobaczysz. - Syriusz spróbował uspokoić zdenerwowanego przyjaciela.

- Ale ile to potrwa? Miesiąc? Dwa? Rok? - krzyknął Potter, czerwieniąc się na twarzy. Oczy błyskały gniewnie. Jego nerwy wcale się nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie. Syriusz dolał oliwy do ognia.

- James! - Remus postanowił się włączyć do dyskusji. - Usiądź. Krzykami nie sprawisz, że Lily się znajdzie. - Remus pchnął przyjaciela na fotel. Ten usiadł pochylony i złapał rękami włosy.

- Wiem, Lunatyk. - James odpowiedział cicho ochrypłym głosem. - Ale martwię się.

- My też, Rogaczu. - zapewnił Syriusz - Ale musimy zachować zimną krew. Nie możemy sobie pozwolić na rozkojarzenie. - James westchnął, prostując się. Potter oparł głowę o oparcie fotela i zamknął oczy. Okulary zsunęły się mu na nos.

- Co możemy zrobić? - zapytał spokojnie Rogacz, otwierając oczy. Palcem wskazującym poprawił okulary. Nagle ogarnął go niesamowity spokój. Zachowywał się tak, jakby poprzedni wybuch wcale nie miał miejsca. Autor zamrugał na tę nagłą zmianę nastroju. Ale nie skomentował tego. Pomyślał, że strach i zmartwienie o żonę dają się we znaki.

- Wy nic. My się wszystkim zajmiemy. - Jones sprawdził czas. - Późno już. Gdy znajdziemy coś nowego, natychmiast cię powiadomię. Dobranoc. - Jones, pożegnawszy się ze wszystkimi, został odprowadzony, przez Syriusza do kominka.

- Nie powinieneś tak na niego naskakiwać, James. Przecież wiesz, że to nie jego wina. - Remus poczuł się w obowiązku zbesztać przyjaciela. Potter westchnął.

- Wiem. Trochę mnie poniosło. - przyznał James, pocierając skronie.

- „Trochę" to mało powiedziane. - stwierdził Syriusz z humorem, wracając do pokoju. - Wyglądałeś podobnie jak na naszym piątym roku. Po incydencie we Wrzeszczącej Chacie.

- To nie było zabawne, Łapa. Remusa mogli wydalić i okrzyknąć mordercą. - zganił James.

- A Severus mógł zginąć. - dodał Remus, ignorując spiczaste spojrzenie Jamesa.

- Nie, żeby kogoś to obchodziło. - mruknął Syriusz pod nosem. Ale nie na tyle cicho, by Remus wyostrzonym przez likantropię słuchem, tego nie wyłapał.

- To, że go nie lubisz, nie znaczy, że jego życie jest mniej warte, Łapo. - Remus poczuł się w obowiązku obronić Severusa.

- Och daj spokój, Lunatyku. To jest Snape, o którym mówimy! - James uniósł się. Remus przewrócił oczami. Zaczyna się TA konkretna dyskusja.

- No i co w związku z tym?

- Ten drań jest Śmierciożercą, sługusem Voldemorta i szpieguje Zakon...

- Szpieguje DLA Zakonu. To zasadnicza różnica, Łapo. - poprawił Remus, podkreślając różnicę.

- Nie istotne. - wtrącił się James. - Nie przeszkadzałoby mi, gdyby skończył sześć stóp pod ziemią. - Remus był przerażony słowami przyjaciela. James nigdy czegoś takiego nie powiedział.

Przez twarz Syriusza przemknął cień zaskoczenia. Ledwie kilka miesięcy temu James sam krytykował go za takie myśli, a teraz sam tak mówi? Dlaczego tak nagle zmienił zdanie?

- Nawet tak nie mów, James. - zbeształ Remus.

- Ale tak uważam.

- Dlaczego?

- To sam fakt, że istnieje, jeżeli wiesz, o co mi chodzi. - Remus doświadczył nieprzyjemnego uczucia déjà vu. James nieświadomie powtórzył te same słowa co na piątym roku. Lunatyk rzucił przyjacielowi spojrzenie pełne trwogi. Idea, że James jest przeklęty, robiła się coraz bardziej realna. Jednego wilkołak był pewien. Musiał odkryć to przekleństwo i ściągnąć je z niego jak najszybciej się da. W innym wypadku może to doprowadzić do tragedii.



Następny rozdział: "14. Niespodziewana wizyta"

Uroczyście przysięgam, że ciąg dalszy już wkrótce.

A tymczasem:

"Koniec psot!"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro