18. Jak Trójkąt Bermudzki i głębiny oceaniczne✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poprzednio:

Skoro tak twierdzą sami studenci musi być naprawdę doby w tym, co robi.

- No tak. Inaczej...

- Nie przeszkadzam? - Lily podskoczyła na dźwięk trzeciego głosu. Obie kobiety spojrzały w stronę wejścia. W drzwiach stał rozgniewany Severus Snape.

- Severus? - zapytała Lily, zaskoczona jego widokiem. Jego twarz była blada i nieczytelna, ale onyksowe oczy błyskały gniewem i, Lily mogła przysiąc, widziała błysk rozczarowania. Przez głowę przeszła jej jedna myśl. Że ma poważne kłopoty. - Nie spodziewałam się ciebie...

- Tak wcześnie? - zapytał niebezpiecznie cicho czarodziej. Lily poczuła dreszcz przechodzący po kręgosłupie. Już dawno zapomniała, jaki przerażający potrafi być Severus Snape. - Chodź! - warknął mężczyzna, na pięcie się odwracając i wychodząc z pokoju z falującymi groźnie szatami.

- To nie jej wina, Severusie! - zawołała Elieen za synem, próbując choć trochę go ułagodzić. Severus odwrócił się w progu, piorunując matkę wzrokiem.

- Chyba nie powiesz mi, że sama ją zaprosiłaś, matko? - zapytał sarkastycznie. Po czym odwrócił się i wyszedł, stając przy drzwiach. Czekał,  aż Lily postanowi wyjść, by mógł raz na wieki wieków zamknąć te przeklęte drzwi.

Lily stała tam, gdzie stała, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał Severus. Kobieta czuła szalejące serce i przenikliwe zimno. Spojrzała na czarownicę na obrazie, szukając wskazówki,  jak ma postąpić. Elieen uśmiechnęła się pocieszająco do młodej kobiety, widząc jej nie pewność. Severus mógł być przerażający, gdy był wściekły, ale nigdy by nie skrzywdziłby Lily. Nawet w gniewie.

Lily przeszła przez pokój chwiejnym krokiem, przesuwając się szybko obok Severusa, który stał,  trzymając drzwi z taką siłą, że aż drzwi, że nie pękły. Mężczyzna zatrzasnął drzwi, nieco zbyt mocno i zablokował je serią zaklęć. Następnie odwrócił się i falując groźnie szatami,  poszedł korytarzem w kierunku schodów. Lily chwiejnie poszła za nim, zachowując odpowiednią odległość. Sama nie wiedziała czego się spodziewać. Nigdy nie widziała go tak wściekłego. Lily na próżno starała się uspokoić szalejące serce. A chłód stał się coraz bardziej uciążliwy.

Dwoje czarowników zeszło po schodach,  wchodząc do salonu. Albo raczej Severus zeszedł i czekał, aż Lily postanowi do niego dołączyć. Lily ostrożnie wślizgnęła się do salonu, gdzie Severus stał tyłem do niej,  patrząc w ogień płonący w kominku. Kobieta  jak najciszej dotarła do kanapy, za którą się zatrzymała. Nie odważyła się podejść bliżej. Czarodziej w czarnych szatach stał nieruchomo, zatapiając wzrok w ogniu. Płomienie w jakiś sposób działały łagodząco na jego gniew i jednocześnie go podsycały.

Stali tak w milczeniu dobrych kilka minut. Lily zaczęła się coraz bardziej denerwować. W tej chwili chciała, by coś powiedział, zaczął krzyczeć i przeklinać. Cokolwiek. Wolała gniewne wrzaski niż jego kontrolowany gniewny spokój. Przez to nie wiedziała, na czym stoi.

- Gdy cię tu przyprowadziłem, prosiłem o tylko dwie rzeczy. - odezwał się w końcu Severus, dalej stojąc do niej plecami, tak iż nie widziała jego twarzy. Lily stała niespokojnie. To jego opanowanie doprowadzało ją do szału. - Byś nie wchodziła do mojego laboratorium i zamkniętych pokoi. Czy wyraziłem się nie jasno? - zapytał spokojnie, ale Lily słyszała w jego głosie tłumiony gniew.

- Krystalicznie. - odpowiedziała cicho. Nie wiedząc czemu,  czuła się jak student na dywaniku.

- A więc dlaczego tam weszłaś?

- A skąd wiesz, że akurat te drzwi były zamknięte? - zapytała chytrze Lily, czując nagły przypływ odwagi. Świadomie zignorowała jego pytanie. No, bo co miała powiedzieć? Z ciekawości?

Severus odwrócił się do Lily. Jego twarz była tak samo nieczytelna, jak wcześniej. Oparł się rękami o fotel. Zacisnął dłonie na oparciu tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Żołądek Lily opadł. To chyba zła taktyka.

- Bo tylko one były zamknięte. - wycedził Mistrz Eliksirów.

- To była tylko ciekawość. - mruknęła cicho Czarownica, licząc, że może nie dosłyszy.

- Ciekawość? - wyśmiał sardonicznie. - Co? Myślałaś, że trzymam tam złapanych mugoli i torturuję ich, gdy mam na to ochotę? - zapytał jadowicie mężczyzna, a jego twarz była wykrzywiona gniewem. Lecz w oczach był ból, którego Lily w złości, którą nagle poczuła, nie zauważyła.

- Nie myślałam o tym, otwierając drzwi! - warknęła Lily - Ale zastanawiam się, jakim trzeba być człowiekiem, by zamknąć tam własną matkę! - Twarz Severusa bardziej pobladła, o ile to było możliwe.

- Nie wypowiadaj się o sprawach, o których nie masz pojęcia. - ostrzegł Snape, wykonując w głowie, wszystkie znane ćwiczenia Oklumencji. Ta kobieta będzie jego śmiercią.

- Nie! Mówisz mi, że nie ze wszystkim można sobie poradzić samemu. A sam nie pozwalasz sobie pomóc! - zawołała Lily, podchodząc kilka kroków.

- Nie potrzebuję pomocy. Niczyjej! - warknął Severus.

- Prosisz mnie o zaufanie, ale sam mi nie ufasz.

- Jak mam ci ufać, skoro nie potrafisz uszanować mojej prywatności?! - zawołał Severus, tracąc cierpliwość. Lily zamknęła usta z cichym kliknięciem. Severus był bardzo prywatnym człowiekiem. A naruszenie jego prywatności było jak budzenie  Rogogona  Węgierskiego.

- To nie zmienia fakt, że zamiast rozwiązać problem,  ty wolisz go zamknąć w pokoju i się od niego odciąć! - krzyknęła Lily zła jak osa.

- Nie ma żadnego problemu! - zaprzeczył Severus, ale bez wielkiego przekonania.

- Twoja przeszłość jest kłopotem. - powiedziała cicho Lily, wiedząc, że wkracza na niebezpieczny teren. Severus zacisnął mocniej dłonie na oparciu fotela. Miał szczerą nadzieję, że matka nie powiedziała jej tego, o czym myślał. Już wystarczyło, że Albus, Minerwa, Poppy i Slughorn wiedzieli.

- Mój ojciec był, jaki był i trochę pił. Ale to wszystko. - skłamał, licząc, że uwierzy w to kłamstwo. Lily pokręciła smutno głową, odganiając łzy, które zabłyszczały w jej oczach. Wiedziała, że kłamie. Severus zawsze był nieufny i skryty. Nigdy nie mówił o swojej sytuacji domowej. Nawet jej. Dopóki sama nie odgadła, że coś jest nie tak. Ale nigdy nie powiedział jej wszystkiego. Nie wiedziała, dopóki jego matka nie opowiedziała o szarej rzeczywistości domu przy Spinner's End.

- Oboje wiemy, że to nie cała prawda. - Severus przymknął powieki. A więc jej powiedziała.

- No i co z tego! - krzyknął rozgniewany czarodziej. Tylko tego potrzebował! Żeby ktoś rozkopywał jego przeszłość.

- To, że nie pozwalasz sobie pomóc! Zamykasz się przed tymi, którzy chcą ci pomóc.

- Może jesteś jedną z nich? - zapytała sarkastycznie rozgniewany profesor. Miał dość tej rozmowy. Chociaż w głębi duszy wiedział, że Lily ma rację. Prawi jej o zaufaniu i pomocy osób trzecich, ale sam nie pozwala sobie pomóc.

- Tak jestem! - krzyknęła Lily i wbiła w niego to zielone spojrzenie, które tak kochał. Severus odwrócił wzrok. Prosiła go o coś, czego nie mógł zrobić. A może nie chciał?

- Zajmij się swoimi problemami, a nie lituj się nade mną! - warknął Severus przez zęby. Nienawidził litość. Bardziej niż nienawiści innych do siebie.

- Nie lituję się nad tobą! - zaoponowała gorąco Lily.

- A właśnie, że to robisz!

- Uważasz, że chęć pomocy to litowanie się nad kimś? - zapytała Lily gniewnie. - Pozwoliłeś mi tu zamieszkać, bo się nade mną ulitowałeś?

- Jeszcze nie wiesz, że jak Dumbledore się na coś uprze,  to nic go nie przekona? Jest w tym gorszy od pięciolatka. - zakomunikował mężczyzna, bez cienia kpiny. Bo była to prawda. Gdy Albus sobie coś wbije to tego zasłodzonego cytrynowymi dropsami umysłu,  to nic go nie odwiedzie od pomysłu. Choćby nie wiem,  jak absurdalny był.

- A od kiedy tak bardzo się słuchasz innych? Mnie nie chciałeś słuchać, gdy mówiłam ci, że Mulciber i Rosier ściągną cię na złą drogę. - zarzuciła Lily, wpływając na niebezpieczne wody.

- To nie ma związku z tematem. - Severus próbował wycofać temat Śmierciożerców.

- To jest związane z tematem! Gdybyś słuchał mnie, a nie swoich kolegów ze Slytherinu nie byłbyś teraz Śmierciożercą! - krzyknęła Lily,  wyrzucając gniewnie ręce. Jej oczy płonęły. Gniewne iskry skaczące w szmaragdowych tęczówkach były zdolne podpalić dywan, na którym oboje stali.

- A ty, gdybyś słuchała, że Potter to dupek nie byłabyś w tej sytuacji! - zintronizował  mężczyzna, pozwalając swojemu temperamentowi wtrącić się w kłótnię.

- Moje małżeństwo z Jamesem nie ma tu nic do rzeczy. - zaoponowała Lily.

- Moje dołączenie do Czarnego Pana też nie.

- O nie! Jedno i drugie ma ze sobą wiele wspólnego. Gdybyś się mnie nie nazwał  "szlamą", być może nie wyszłabym za Jamesa, który w przeciwieństwie do ciebie nie szukał potęgi. - Lily poczuła znajomy ból na to słowo, nawet jeśli było cytatem. Zaś do Severusa powróciło znajome poczucie winy, ale ze zdwojoną siłą. Jednak wcale nie ugasiło jego gniewu.

- Jasne! Bo nagle Potter z naczelnego degenerata Hogwartu stał się idealnym chłopcem Gryffindoru! - Zadrwił zimno Mistrz Eliksirów. - Jeżeli pamięć cię zawodzi, to przypomnę ci, że przepraszałem cię wiele razy, ale ty nie chciałaś wysłuchać ani jednego mojego słowa. - wypomniał zdenerwowany mężczyzna. Teraz przyszła kolej Lily, na odwiedziny poczucia winy. - A gdy Potter przepraszał cię za wszystko, co złego ci zrobił w poprzednich latach, wybaczyłaś mu bez zastanowienia. Założę się, że gdyby teraz przyszedł cię przepraszać za zdradę  zrobiłabyś to samo! - zagrzmiał czarnowłosy czarodziej.

- W tamtej chwili łatwiej było wybaczyć mu niż tobie, bo nie zrobiłeś nic. Dalej chodziłeś z przyszłymi Śmierciożercami i maczałeś palce w Czarnej Magii. - zarzuciła Lily, równie podniesionym głosem. - Poza tym nie wiedziałam, że tak się zmieni!

- Oczywiście! Bo przecież to jest idealny Potter! On zawsze będzie święty, nieważne co zrobi! - krzyknął Severus, marszcząc gniewnie brwi i zwężając usta w cienką linię. Jego oczy były ciemne. Zamiast zwykłej pustki lub błysku ostrzeżenia, płonęła w nich wściekłość.

- Gdybyś nie wolał swoich kolegów  Śmierciożerców, nie doszłoby do tego wszystkiego i nie musiałabym tkwić tu!

- Nikt cię tu nie zatrzymuje! - odparował wściekły mężczyzna. - Możesz iść do świętego Pottera! Na pewno przyjmie cię z otwartymi ramionami. W końcu jest dobrym człowiekiem. - Zaszydził Snape, wskazując ręką drzwi.

- Przynajmniej nie jest Śmierciożercą tak jak ty! I nie musi całować butów tej nędznej kreaturze, którego zwiesz Panem. - wypluła Lily, nie panując już nad słowami. Severus czuł ból z każdy jej słowem, ale to zdanie odcisnęło szczególnie bolesne piętno.

- A więc... - Severus przerwał w pół zdania, gdy nagle jego znak zapłonął bolesnym ogniem. Mężczyzna syknął i złapał się za bolące przedramię. - Muszę iść. - powiedział zimno,  odwracając się od Lily w stronę kominka.

- Oczywiście. W końcu Pan wzywa. - były to ostatnie słowa, jaki Severus usłyszał, zanim pochłonął go wir szmaragdowych płomieni. Kilka sekund późnej kominek  wyrzucił go w jego kwaterze, w Hogwarcie.

Severus nie dając sobie chwili na uspokojenie,  szybkim krokiem poszedł do prywatnego laboratorium, w swojej kwaterze. Tam na stole stał na wolnym ogniu, złoty kociołek. W nim łagodnie bulgotał pomarańczowy eliksir o zgniłym odcieniu. Już na milę czuć było z niego Czarną Magię. Był to eliksir symulujący ból klątwy Cruciatusa, ale z większą siłą. Severus warzył go na rozkaz Czarnego Pana. Jeden z minusów jego warzenia to czas, bo ponad miesiąc, a drugi to ogromna precyzja. Ostatni składnik, czyli jad bazyliszka, który dostał od Czarnego Pana, należy dodać kilka minut przed wlaniem do fiolki.

Severus wyciągał z szafki fiolkę przezroczystego płynu. Mistrz Eliksirów  ignorując, drżące z gniewu ręce, odkorkował buteleczkę, nachylając ją nad kociołkiem, z zamiarem dodania jednej kropli. Nie zauważając szklanego słoju z oczami traszki, łokciem potrącił go. Szklany słój spadł ze stołu, rozbijając się o kamienną podłogę na milion kawałków. Zaskoczony nagłym hałasem mężczyzna za mocno przechylił fiolkę, tak iż większa część jej zawartości spłynęła do kociołka. Eliksir zmienił barwę na szkarłatną i zaczął gwałtownie bulgotać, szykując się do eksplozji.

Severus błyskawicznie machnął  niewerbalne  evanecso, zapobiegając wybuchowi. Eliksir zniknął. Severus odłożył różdżkę i oparł się jedną ręką o blat, a drugą przeczesał włosy. Co się z nim dzieje? Właśnie zniszczył eliksir, nad którym pracował ponad miesiąc. Cokolwiek  powie,  Czarny Pan będzie wściekły. 

Severus znów syknął, gdy ponownie nadeszło wezwanie. Czarny Pan zaczyna się niecierpliwić. Jeśli przeżyje dzisiejszy wieczór, to będzie cud.

Severus wyszedł ze swojej kwatery. Szybkim krokiem, przemierzał korytarze i błonia. Mistrz Eliksirów dotarł do granicy  antyteleportacyjnej i aportował się.

Sekundę późnej znalazł się przed bramą Czarnego Dworu. Snape przeszedł przez bramę i wszedł do środka. Szybkim krokiem przemierzył hol i schody. Następnie wszedł do przestronnej sali tronowej, w której już była zebrana wybrana część Wewnętrznego Kręgu.

Zauważył, że nikt z powierników jego szpiegowskiej tajemnicy nie był obecny. Snape podszedł do kręgu i zajął swoje miejsce. Chwilę później, drzwi otworzyły się po raz drugi. Do pokoju wszedł Lord Voldemort, we własnej osobie. Severus wewnątrz poczuł nieprzyjemny dreszcz, który zawsze mu towarzyszył, gdy był wzywany. Ale dziś dołączył do niego stres związany ze zniszczonym eliksirem.

- Witajcie, moi przyjaciele! - przywitał  Śmierciożerców. Czarny Pan zajął swoje miejsce na tronie.

- Witaj, mój Panie. - zabrzmiał chór głosów, a  Śmierciożercy skłoniło głowy. Severus wyczuł, że nastrój Czarnego Pana jest dziś dość dobry. Może jednak przeżyje jakoś tę noc.

- Jaki wieśści przynossisz z Minisstersstwa, Rossier? - zapytał Voldemort, syczącym głosem lekko przeciągając "s", patrząc zimno na nieco tęgiego Śmierciożercę. Evan Rosier wystąpił z kręgu i klęknął przed Czarnym Panem, lekko drżąc.

- Z-za sugestią Dumbledore'a dwóm złapanym  Śmierciożercom aurorzy chcieli podać  Veritaserum, mój Panie. Zdążyłem w ostatniej chwili ich uciszyć, mój Panie. - brzmiąc  wazeliniarsko z przewagą lęku. Czarny Pan pokiwał głową.

- Bardzo dobrze, Rossier. - pogardliwy gestem ręki odesłał czarodzieja do szeregu. Czarny Pan nie lubił lizusów, takich jak Rosier.  Voldemort zlustrował wzrokiem szereg, zatrzymując swój wzrok na Severusie, który natychmiast poczuł,  jak supeł w jego żołądku się zawiązał.

- Sseverussie, mój wierny sszpiegu. Zbliż ssię. - Severus wszystkie emocje zamknął za ścianą Oklumencji i, w przeciwieństwie do Rosiera, spokojnym krokiem wyszedł z kręgu na środek. Klęknął przed tronem.

- Mój Panie. - powiedział, z idealną miarą  uniżenia.

- Czy elikssir jesst już gotowy? - zapytał Czarny Pan, przeszywając Mistrza Eliksirów lodowatym spojrzeniem.

- Niestety, mój Panie, ale eliksir uległ zniszczeniu. Ja sam ponoszę winę za to. - odparł pokornie Severus, modląc się, by Czarny Pan jakoś dobrze to przyjął. Oczy Czarnego Pana zwęziły się. Czarnoksiężnik wstał od tronu. Severus doskonale słyszał stukot kroków na posadzce, w idealnie cichym pomieszczeniu. Severus walczył o utrzymanie swojego ciała w spokoju, podczas gdy z każdym krokiem, mięśnie miały ochotę skakać.

- Bez wątpienia to twoja wina,  Ssssseverusssssie. - powiedział Postrach Czarodziejskiego Świata, przechodząc się nad Postrachem Hogwartu. Nieprzyjemny supeł zaczął się zacieśniać. Niepokój Severusa zwiększył się, a oddech prawie umarł. Nadmierne przeciąganie "s" przez Czarnego Pana nigdy nie wróży nic dobrego. Nigdy.

Severus wiedział, że ma rację, bo dosłownie sekundę późnej Crucio Czarnego Pana uderzyło do prosto w plecy. Ból był tak ogromny, że czarnowłosy mężczyzna potrzebował całej swojej siły woli, by nie krzyknąć. Nie chciał dać temu potworowi satysfakcji. Zamiast tego wił się boleśnie w niemym cierpieniu na posadzce u stóp Czarnego Pana.

Gdy zaklęcie wreszcie się skończyło Severus opadł na podłogę, odzyskując oddech. Podniósł się na łokciach, gdy usłyszał głos Czarnego Pana.

- Wiessssssz, że nie toleruję niepowodzeń,  Sssssseverussssie. Sectumsempra! - Severus natychmiast zachłysnął się powietrzem, gdy tylko poczuł,  jak niewidzialne ostrza tną jego klatkę piersiową, a krew nasiąka w szaty. Ból rozlała się po jego ciele tak samo, jak jego własna krew po podłodze. - Macie cztery rundy. Ale ma żyć! Żadnych trwałych  usssszkodzeń. Zaczynajcie! - Severus usłyszał jak Czarny Pan zwrócił się do zebranych  Śmierciożerców. Ostatnią świadomą myślą Severusa było, że to będzie bardzo długa noc, zanim pogrążył się w otchłani bólu i cierpienia.

###

Lily stała w miejscu, ciężko oddychając, wpatrując się w kominek, gdzie przed chwilą zniknął Severus. Kobieta była wściekła. Jak śmiał sugerować, że to przez nią dołączył do Śmierciożerców! Przecież to absurd! Gdyby słuchał jej, gdy mówiła, że Mulciber i Rosier są złym towarzystwem i Czarna Magia jest zła nie doszłoby do tego. Ale nie! Był mądrzejszy! Uważał, że przesadza!

Wściekła kobieta wymaszerowała z salonu, idąc do swojego pokoju, z zamiarem opuszczenia Prince Manor. Nie pozostanie w domu tego człowieka. Może wcześniej myślała, że się zmienił i chciała mu od nowa zaufać. Ale teraz sprawa jest nieaktualna.

Lily machnięciem różdżki zapakował swój kufer i zamknęła go. Chciała go zmniejszyć i schować, ale zawahała się. Severus został wezwany przez Czarnego Pana. Co, jeśli wróci ranny? Madame Pomfrey jest we Francji, więc nie ma innego wykwalifikowanego uzdrowiciela, związanego tajemnicą Zakonu. Była zła na Severusa za dzisiejszą kłótnie i, że wcześniej nic jej nie powiedział o wezwaniach, ale... Nie mogła go teraz zostawić. To należało do jej obowiązków jako uzdrowicielki. Dodała sobie w myślach. Tak!

Czarownica schowała różdżkę i usiadła na parapecie przy otwartym oknie. Mimo że było za dwadzieścia dwudziesta pierwsza na dworze było wyjątkowo ciepło. Nie za gorąco, nie za zimno. Po idealnie. Lily oparła głowę o ścianę, patrząc na zachodzące słońce. Łagodne powietrze, muskające jej twarz, działało uspokajająco na jej rozstrzępione nerwy.

Lily wiedział, że kłótnia była jej winą. Gdyby nie otworzyła drzwi na poddaszu, nigdy by do tego nie doszło. Ale zaś z drugiej strony nie poznałaby prawdy o ponurej przeszłości Severusa. Nie wiedziałaby, co prawdopodobnie skłoniło go do dołączenia do Śmierciożerców. Sam nie dawał sobie rady przeszłością, ale był zbyt dumny, by poprosić o pomoc. Dlatego odciął się od niej, zamykając w pokoju. Jednak to nie jest sposób na po radzenie sobie z problemami i on doskonale o tym wiedział.  Ale jego duma nie pozwalała mu na przyznanie się do słabości. Cały Severus Snape. To jest druga rzecz, której nienawidzi, zaraz obok litości.

Lily zachodziła w głowę, dlaczego pozwolił jej tu zamieszkać, skoro był na nią zły, bo nie wybaczyła mu na piątym roku. To nie był pomysł Dumbledore'a, tylko Remusa i wcale nie musiał się z nim godzić. Ale, o dziwo zgodził się na niego niemal natychmiast.  Nawet gdy ona zaczęła wymyślać powody, dla których jest to zła idea, on uczynił je bezpodstawne. Dlaczego?

Zielonooka kobieta westchnęła ciężko. Severus Snape jest skomplikowanym człowiekiem. Skrytością dorównywał głębinom oceanu, a tajemniczością Trójkątowi Bermudzkiemu.

Przynajmniej nie jest Śmierciożercą tak jak ty! I nie musi całować butów tej nędznej kreaturze, którego zwiesz Panem.

W głowie Lily zadźwięczały jej własne słowa. Teraz zaczynała żałować, że tak ostro go potraktowała. Ale to w końcu on nazwał ją "szlamą" na piątym roku, prawda? Dlaczego miałaby czuć się winna z powodu powiedzenia prawdy? A przecież taka ona była. Jak bardzo by tego nie chciał, musiał odpowiadać na wezwania i płaszczyć się przed tym potworem.

Lily siedziała w oknie, nawet nie zauważając, kiedy słońce schowało się za horyzontem, a srebrna tarcza książęca oświetliła niebo, w towarzystwie miliona drobnych światełek, zwanych gwiazdami. Kobieta sprawdziła godzinę. Było pięć po dwunastej. Severusa nie było już prawie trzy i pół godziny. Lily mimo swojego gniewu, poczuła zmartwienie, na tak długą nieobecność czarodzieja, na którego była tak zła.

Ale oprócz zmartwienia czuła coś jeszcze. Coś, czego nie potrafiła zidentyfikować. Czy to był strach? Żal? Może litość? Nie wiedziała.

A może ona tak tu na niego czeka, a Severus wrócił do swojej kwatery w Hogwarcie?

- Mispi! - z cichym trzaskiem pojawiła się skrzatka.

- Co Mispi może zrobić dla, pani Lily? - zapytało stworzenie. Brakowało w jej oczach zwykłego blasku i nie skakała z podekscytowania. Jedyne co wyrażała jej postawa to zatroskanie.

- Czy możesz sprawdzić, czy Severus wrócił do swojej kwatery w Hogwarcie?

- Tak jest. - skrzatka zniknęła z popem, by kilka sekund późnej znowu pojawić się w pokoju. - Mistrza Severusa nie ma w Hogwarcie, pani Lily. - kobieta poczuła,  jak coś w niej się ścisnęło.

- Dziękuję, Mispi. - skrzatka zniknęła z trzaskiem, pozostawiając Lily samą w pokoju. Kobieta znów oparła głowę o ścianę, patrząc w okno. W jej umyśle kłębiły się najróżniejsze myśli, a każde związane z Severusem i przepełnione zmartwieniem. Lily nawet nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy.

Następny rozdział: "19.'Nic mi nie jest'"

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro