2. Zebranie Zakonu ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cześć Kochani!

To znów ja z kolejnym rozdziałem. Starałam się zniwelować błędy do minimum. Za wszystko co przeoczyłam, przepraszam. :)

Będę starać się aktualizować "Obsesję" regularnie. ;)

Miłej lektury!

LadyPrince2001

###

James Potter zatrzasnął drzwi od sypialni. Na wszelki wypadek zablokował je kilkoma silnymi zaklęciami blokującymi. Nie chciał przecież, żeby Lily uciekła i naopowiadała członkom Zakonu jakichś bzdur, co się tu stało.

Słyszał jak Lily błaga, by ją wypuścił. Głupia! Myśli, że ujdzie jej na sucho to, co powiedziała? Zapłaci za to, jak tylko wróci. Nie, żeby było to coś poważnego. Jego wuj, Tyberiusz Potter tak samo traktował swoją żonę i jakoś nic wielkiego się nie stało. Też ją zdradzał. Na początku reakcja Rozalii Potter była podobna do Lily, ale kilka lekcji wystarczyło, by ciotka się uspokoiła. Oczywiście to był skandal, gdy tylko wyszło na jaw, ale wszystko zostało w rodzinie. Wkrótce Lily się do tego przyzwyczai. Pokocha go. A jak nie to nauczy ją tej miłości.

James zszedł po schodach, wzywając po drodze płaszcz. Różdżkę Lily zostawił na stoliku przy drzwiach. Co prawda był czerwiec, ale wieczory w Anglii zwykle bywają chłodniejsze.

Potter włożył płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Gdy tylko przeszedł poza granice osłon wokół domu, aportował się przed Grimmaund Place 12.

Rodzice Łapy umarli rok wcześniej i to jemu zapisali dom. A Syriusz był tak uprzejmy, by użyczyć swoje mieszkanie Zakonowi na Kwaterę Główną. Dom jest chroniony wieloma silnymi zaklęciami, między innymi urokiem Fideliusa.

Z cichym trzaskiem, James Potter pojawił się w zaroślach, przed Kwaterą Główną. James wyszedł na ulicę i przeszedł na drugą stronę. Wszedł po schodkach, prowadzących do wejścia i zapukał do drzwi. Stał chwilę, czekając, aż drzwi się otworzyły, ukazując Molly Weasley.

- James! Jak miło, że jesteś. - Okularnik został powitany wielkim uściskiem Pani Weasley.

- Witaj, Pani Weasley! - Molly uśmiechnęła się.

- Molly wystarczy. - odparła czarownica, chichocząc wesoło. - Nie stój tak w wejściu, wejdź do środka. - James wszedł do środka. Zawiesił płaszcz na wieszaku i poszedł za Molly do kuchni Grimmaund Place. Cicho, by nie obudzić portretu Pani Black, przeszli przez korytarz.

- A gdzie Lily? - zapytała Molly, gdy już minęli „strefę ciszy".

- Źle się czuła. - skłamał Potter na poczekaniu. - Złapała chyba grypę czarodziejów. - wyjaśnił z udawanym smutkiem Okularnik.

- Ojej! Może Poppy powinna do niej zajrzeć? - zapytała zmartwiona matriarcha rodziny Weasley'ów. James pokręcił lekko głową.

- Nie ma potrzeby. Lily eee... wzięła eliksiry i teraz eee... śpi. - odpowiedział Potter, na poczekaniu wymyślając wiarygodną historyjkę. Pani Weasley skinęła głową.

- Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. - James pokiwał głową.

- Przekażę...

- James! - zawołał przez pokój Syriusz Black. James uśmiechnął się do przyjaciela.

- Cześć, Łapa! - Potter został powitany braterskim uściskiem Blacka. - Jestem ostatni?

- Już prawie wszyscy są. Brakuje Dumbledore'a. - James usiadł przy stole, między Syriuszem, a Arthurem Weasley'em. Każdemu, kto pytał o Lily, mówił to samo. Każde następne kłamstwo było coraz bardziej przekonujące.

Jedyną osobą, którą wiedział, że trudno będzie oszukać to Snape. Dlatego Potter miał nadzieję, że Smarkerus dziś nie przyjdzie. W końcu nie bywał na każdym spotkaniu. A Ślizgon nie był szpiegiem za nic, to musiał mu przyznać. Aczkolwiek niechętnie. Ale to, że Snape był podwójnym agentem na rzecz jasnej strony, wcale nie zmieniało faktu, że James Potter nienawidził Severusa Snape'a. Ze wzajemnością.

James rozejrzał się po kuchni Grimmaund Place. Większość czarodziejów już usiadła. A ci, co tego jeszcze nie zrobili, szukali swoich miejsc. U szczytu stołu siedział Dumbledore, którego przyjścia nawet nie zauważył. Po lewej siedział Aberforth, brat dyrektora. Krzesło po prawej było puste.

- Dobry wieczór, moi Drodzy. Dziękuję za przybycie. - zaczął dyrektor z iskierkami tańczącymi w niebieskich oczach. - Spotkaliśmy się tu w związku z rosnącą działalnością Voldemorta... - większość obecnych się wzdrygnęła. - I Śmierciożerców. Wierzę, że obecni tu aurorzy coś o tym wiedzą. - tu Dumbledore spojrzał na Moody'ego, Jamesa i Syriusza.

- Rzeczywiście. - Szalonooki pierwszy zabrał głos, kierując magiczne oko na dyrektora. - Jest coraz więcej interwencji związanych z... - przerwał, gdy kominek zapłonął na zielono. Ze szmaragdowych płomieni wyszedł Severus Snape. Ręką strzepnął wyimaginowany kurz z ramienia i rozejrzał się po otoczeniu.

- Proszę, wybaczyć spóźnienie. - odezwał się głosem pozbawionym emocji.

- Nie szkodzi, Severusie. Usiądź. - Snape, ignorując wszystkie nieufne, bądź pogardliwe spojrzenia, bez słowa usiadł na miejscu obok dyrektora. James rzucił Snape'owi nienawistne spojrzenie, które nie zostało niezauważone. Mistrz Eliksirów odpowiedział równie wrogim, zmieszanym z pogardą wzrokiem. - Kontynuuj, Alastorze. - Moody odchrząknął, nieco teatralnie. Po czym odrywając magiczne oko o Śmierciożercy — Szpiega, kontynuował.

- Zwiększyła się liczba interwencji związanych ze Śmierciożercami. Coraz więcej mugolskich rodzin i rodzin mugolaków pada ofiarami Sami-Wiecie-Kogo. Ostatni duży atak był w małej wiosce na północ od Londynu, w którym brał udział Sam-Wiesz-Kto, we własnej osobie, a podczas którego zginęły cztery mugolskie rodziny, w tym jeden czarodziej. - zrelacjonował stary auror. Jego mina mówiła, jaka to była masakra. Severus wiedział, o czym mówi Szalonooki. To był rajd nowych Śmierciożerców na Woodwalton. Molly zakryła usta ręką, z niemym „Ojej!”

- Severusie, wiesz coś o tym? - Dumbledore zwrócił się do Mistrza Eliksirów.

- Tak... - zaczął powoli Mistrz Eliksirów.

- To oczywiste, przecież im pomagał! - wtrącił się Potter. Wszyscy spojrzeli na Rogacza, który siedział wyciągnięty na krześle.

- Z łaski swojej, zamilcz Potter, gdy mądrzejsi od Ciebie rozmawiają. - wycedził Snape, piorunując Pottera wzrokiem. James zarumienił się gniewnie, aż po cebulki włosów. Potter otworzył usta, ale zaraz je zamknął, pod wpływem ostrzegawczego spojrzenia podarowanego przez Dumbledore'a. - Rzeczywiście tam przebywałem. - kontynuował Snape, jakby nikt mu nie przerwał. - Ale nie byłem z resztą Śmierciożerców i nie brałem udziału w ich... zabawie. - kilka osób w pokoju wzdrygnęło się na jego ostatnie słowo.

- Dlaczego? - zapytał Shacklbolt Kingsley, marszcząc brwi w konsternacji.

- Pupilek ma swoje przywileje. - mruknął Black pod nosem, ale na tyle głośno, że wszyscy to usłyszeli. „Pupilek” w odpowiedzi uśmiechnął się szyderczo.

- Załóż kaganiec i przestań szczekać, Black, bo nikogo nie wzrusza twoje ujadanie. - zadrwił Snape, patrząc wprost na Syriusza. - Jestem Mistrzem Eliksirów. Do warzenia niektórych mikstur potrzeba nieskalanych krwią rąk. I nawet Czarny Pan o tym wie. - wyjaśnił dalej, tonem profesorskim, nie dopuszczając Animaga do słowa. Ostatnie zdanie powiedział z drobną kpiną.

- Pilnuj swojego interesu... - zaczął zły Syriusz.

- A więc twój zawód działa na twoją korzyść, Severusie. - wtrącił się Remus, kopiąc Syriusza pod stołem, starając się ukrócić kłótnię w samym zarodku.

- Bystre spostrzeżenie, Lupin. - odpowiedział Severus z przekąsem. Wilkołak po prostu się uśmiechnął. Tylko Severus Snape potrafi się z kimś zgodzić, jednocześnie go obrażając.

- Wiesz coś o następnym, planowanym ataku, Snape? - zapytał Moody, nieprzyjemnym tonem, jak na prośbę o informacje.

- Czarny Pan jest nieufny. Wie, że wśród Śmierciożerców jest szpieg, dlatego nie wykłada wszystkich kart na stół. - odpowiedział młody nauczyciel. - Dał mi jedynie listę mikstur. Jednakże... - Severus pozwolił, by zdanie na moment zawisło w martwym punkcie - mam podejrzenia co do celu następnego ataku.

- Tak?

- Czy to nie w Renhold ukrywa się Slughorn? - zapytał retoryczne Snape, sugerując cel i miejsce.

- Rzeczywiście. - przytaknął Dumbledore. - Ostrzegę Horacego. Czy jest coś jeszcze, Severusie?

- To wszystko, dyrektorze.

###

Po zakończeniu spotkania Severus został jeszcze zatrzymany przez Dumbledore'a. Obaj czarodzieje usiedli w bibliotece Blacków. Dyrektor rzucił bezróżdżkowo kilka zaklęć prywatności, zanim wyjaśnił cel spotkania.

- Herbaty, Severusie?

- Rozumiem, że nie zatrzymałeś mnie, żeby napić się herbaty, Albusie? - zapytał prosto Snape. Dyrektor zachichotał.

- Rzeczywiście, mój chłopcze. - starszy czarodziej spoważniał. - Chodzi o Jamesa...

- Albusie, mam ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmawianie na temat Pottera. - Severus wypluł nazwisko, jak obelgę, wstając z fotela.

- Zdaję sobie z tego sprawę, mój chłopcze. Myślę jednak, że tym będziesz zainteresowany, Severusie. - Severus z westchnieniem usiadł z powrotem.

- Co to takiego? - zapytał zmęczonym głosem młody czarodziej, masując skronie. Severus już czuł, zbliżającą się migrenę.

- Od przyszłego roku James będzie nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, więc...

- Postradałeś zmysły, Albusie?! - głowa Snape'a podskoczyła na to oświadczenie. - To jest James Potter, o którym mówimy. - Albus uśmiechnął się dobrotliwie na oburzenie byłego ucznia.

- Tak, Severusie. W związku z tym, chciałbym prosić byście przynajmniej spróbowali się jakoś dogadać. - Snape spojrzał na starszego czarodzieja, jakby postradał zmysły.

- Dogadać? - powtórzył tępo Severus.

- Nie mówię, że macie razem z uśmiechem chodzić na kremowe do Hogsmade. Może naszedł czas zostawić niektóre rzeczy za sobą, Severusie? - wzrok Snape'a stwardniał.

- Niektórych rzeczy nie da się zostawić za sobą, Albusie. - odpowiedział chłodno młodszy czarodziej. Dumbledore ze smutkiem spojrzał na byłego studenta. Patrząc na tego człowieka widział krzywdę, jaką wyrządził, puszczając płazem wybryki Maruderów.

- Ale przynajmniej nie okazujcie sobie wrogości przed uczniami. Niech ten konflikt zostanie między wami. Jak sam wiesz, sytuacja między Slytherinem, a Gryffindorem i tak jest napięta. A walczący nauczyciele temu nie pomogą. - poprosił dyrektor. Snape pokiwał głową.

- Z mojej strony możesz na to liczyć, Albusie. Za Pottera nie odpowiadam. - Odpowiedział młodszy czarodziej. - Ale jeżeli spróbuje, czegoś wymierzonego w moich studentów - obaj czarodzieje wiedzieli, że mówi o Ślizgonach - lub mnie to nie będę się wahał go przekląć.

- Wolałbym, gdybyś przyszedł z tym do mnie, Severusie. Nie chciałbym widzieć mojego nauczyciela mikstur w Azkabanie.

- Umiem się kontrolować, Albusie. - wycedził Mistrz Eliksirów urażony sugestią dyrektora. Wypracował taką dozę samokontroli, jakiej można było pozazdrości. Dumbledore uniósł lekko kąciki ust.

- Nic takiego nie sugerowałem, mój chłopcze. - odparł starzec pogodnie. Zaraz jednak spoważniał. - Wiem o waszej wzajemnej niechęci i nie chcę, by to wpędziło któregoś z was w kłopoty.

- Dziękuję za troskę, Albusie, ale potrafię o siebie zadbać. Robię to od 9 roku życia. - zapewnił Snape bezbarwnym głosem. W dzieciństwie to jego matka się nim opiekowała i broniła przed pijanym ojcem. A przynajmniej się starała. Od najmłodszych lat Severus nauczył się radzić z ojcem. Gdy umarła, na jego szóstym roku, Severus musiał zacząć radzić sobie sam, bo na ojca nie mógł liczyć.

- Wiem, Severusie. - westchnął smutno Dumbledore. Severus nie miał dzieciństwa, na jakie zasługiwał. To zaś sprawiło, że szybko dorósł. Za szybko.

- Czy to wszystko, Albusie? Mam mikstury do uwarzenia. - zapytał młodszy czarodziej. Starzec pokręcił głową.

- To wszystko, Severusie. - Snape kiwnął głową i wstał.

- Dobranoc, dyrektorze. - pożegnał się Mistrz Eliksirów i wyszedł z biblioteki, zamykając za sobą drzwi. Snape wyszedł na korytarz i poszedł do kuchni Grimmaund Place.

Tam przy stole siedzieli James, Syriusz i Remus, rozmawiając miedzy sobą. Molly krzątała się przy garnkach, szykując kolację. Pani Wesley będąc w kuchni, czuła się w swoim żywiole, a Syriusz nie miał nic przeciwko. Zresztą, kto by się odważył stanąć na drodze matriarsze  rodziny Weasly'ów. Arthur siedział na krześle z jednym z bliźniaków. Drugi spał w pokoju na górze. Snape wszedł cicho do kuchni i skierował się w stronę kominka.

- Dobranoc, Molly, Arthurze. - powiedział Snape kiwając głową. Molly odwróciła się do czarodzieja w czarnych szatach.

- Nie zostajesz na kolacji, Severusie? Jesteś zdecydowanie zbyt chudy. - zapytała Molly, mierząc Snape'a oceniającym spojrzeniem. Severus prawie przewrócił oczami.

- Nie, Molly. Mam eliksiry do warzenia. - Molly, pokręciła potępiająco głową. Severus jest zbyt introwertyczny. Powinien więcej czasu spędzać z ludźmi. Chociaż z drugiej strony czarownica mu się nie dziwiła. Część Zakonu skutecznie go do tego zniechęcała. Przede wszystkim James i Syriusz wykonywali dobrą robotę.

- Eliksiry mogą poczekać, Severusie. - zachęcił Arthur, kołysząc małego Freda albo Geroge'a. (Severus nie raz zastanawiał się jak Molly i Arthur ich rozróżniają).

- Niestety, o ile chcę zachować moją głowę tam, gdzie jej miejsce, nie mogą zaczekać. - wszyscy złapali przekaz. Molly smutno westchnęła, a Arthur pokręcił z przygnębieniem głową.

- Masz rację, Smarkerus. Trzeba być na każde skinienie, prawda? - zapytał jadowicie James, patrząc wrednie na Snape'a. Ślizgon powoli odwrócił się do Huncwota, zaszczycając go zimnym spojrzeniem.

- Jak Pan karze trzeba zrobić. - dodał Syriusz, chichocząc z własnego żartu.

- Więc to dlatego zawsze słuchasz Pottera, Black? - zapytał chytrze Snape. Syriusz i James natychmiast wstali od stołu. Krzesło za Blackiem głośno szurnęło po podłodze.

- Zamknij się, ty kłamliwy wężu! - warknął Animag. Snape tylko uśmiechnął się szyderczo.

- Kłamliwy? - powtórzył Ślizgon udając niedowierzanie. - Pamiętam jednego czarodzieja... Jak on się nazywał...? - Snape udał, że się zastanawia, stukając długim palcem w policzek. - Ah, tak! To Peter Petegriew, który był kłamliwym Gryfonem, który zdradził swoich przyjaciół. - zaszydził Mistrz Eliksirów. Obaj Maruderzy pobladli ze wściekłości. Zarówno jeden jak i drugi zacisnęli pięści na myśl o ich byłym przyjacielu. Żaden z nich się nie odezwał. Remus powoli wstał z krzesła, ale po to, by w razie potrzeby móc powstrzymać przyjaciół, przed rozszarpaniem Ślizgona na kawałki. - Zaraz, zaraz... Przecież to byliście wy! Oszukani przez takiego szczura...

- Nie mów o Peterze! - warknął Potter, prostując się bardziej, próbując zastraszyć swoje Nemezis. Snape nic sobie z tego nie robił. Obaj byli tego samego wzrostu, więc zamiar Jamesa, by być bardziej zastraszającym, nie powiódł się.

- Najbardziej tchórzliwy z czterech Huncwotów, postanowił szukać heroizmu i prewencji u Czarnego Pana. Coś, czego najwyraźniej nie znalazł wśród towarzyszy. Jakie to smutne. Idealny James Potter, wspaniały auror, świetny gracz Qudditcha, ale taki słaby przyjaciel. - kontynuował szyderczo Snape.

- Przynajmniej ja nie wyzywam moich przyjaciół od szlam. - syknął jadowicie Potter. Twarz Snape'a pociemniała z gniewu.

- Nie używaj przy mnie tego słowa. - wysyczał ex Śmierciożerca, niebezpiecznie cichym głosem, obiecującym długą i bolesną śmierć. Potter zaśmiał się okrutnie.

- Czyżbym uderzył w czuły punkt Smarkerus? - zapytał sarkastycznie Rogacz, nietypowo, jak na siebie. - Ona dalej Ci tego nie wybaczyła. - powiedział Potter, chociaż po dzisiejszym zachowaniu Lily, a konkretnie o sposobie, w jaki wspomniała o jego wrogu numer dwa, zaraz po Voldemorcie, nie był już tego taki pewien. Snape niebezpiecznie zwęził oczy.

- Nie mieszaj do tego Lily, Potter.- wycedził Snape, ukrywając ból i żal, za złością. W każdej sekundzie swojego życia żałował, że tak bardzo skrzywdził Lily. Winił siebie za to, że nie słuchał, gdy mówiła, że Mulciber i Rosier są złym towarzystwem i ściągną go na dno. Wtedy nie słuchał - dziś żałował. Kochał ją od dziecka, a potem własnymi rekami, pchnął ją w ramiona Pottera.

- Dlaczego mam cię słuchać, Śmierciożerco? - zapytał kąśliwie Maruder. - Nie ważne, że teraz jesteś szpiegiem. Nadal pozostaniesz nikczemnym Śmierciożercą z symbolem niewolnictwa na lewym przedramieniu. - rzekł Potter wrogo, a każde słowo ociekało nienawiścią. Severus wiedział, że ten jeden raz Potter ma rację. Wybrał ścieżkę niewolnictwa i ma jej piętno. Ale nie miał zamiaru tego przyznawać Potterowi. Za żadne skarby!

- Jakie błyskotliwe wnioski, Potter. Może powinieneś utworzyć tomik mądrości na każdy dzień. Niewykluczone, że jak razem z Blackiem połączycie swoje komórki mózgowe, coś mądrego z tego wyjedzie, w co szczerze wątpię. - zadrwił Snape, niebezpieczne błyskając oczami.

- Zamknij się, Śmierciożerco! - warknął Black, prawie jak jego forma animagiczna. Snape zaśmiał się okrutnie.

- O to pawdziwy Black. - szydził szpieg. - To szaleństwo, tak podobne do Belli... - Snape zatrzymał się, błyskawicznie wyciągając różdżkę, gdy Black zrobił to samo.

- Nie porównuj mnie do tej wariarki! - ryknął Syriusz wściekle. Animag nie lubił większości swojej rodziny. Andromeda i Narcyza były wyjątkami. Bellatriks nienawidziła go, tak samo, jak on jej. Reszta rodziny zreszą tak samo. Nie ma to, jak wsparcie w rodzinie, prawda?

- Jesteście w końcu rodziną.

Expell...

Expelliarmus! - różdżka Blacka upadła na podłogę, po drugiej stronie pokoju, a sam Syriusz boleśnie wylądował na plecach, odrzucony siłą zaklęcia. Potter wskazał swoją różdżkę w Snape, tylko po to, by zobaczyć jego własną różdżkę wycelowaną prosto w jego twarz. - Nie prowokuj mnie, Potter, bo przez tydzień będą cię składać w Św. Mungo. - zagroził Snape, swoim najbardziej przerażającym głosem. Potter się nie poruszył. Remus stanął obok Jamesa, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.

- James. - powiedział stanowczo wilkołak. Okularnik ani drgnął. W dalszym ciągu piorunował Snape'a wzrokiem. - James. - powtórzył Lunatyk ostrzejszym głosem. Potter spojrzał na Snape nienawistnie. W końcu jednak (z wielki trudem) opuścił swoją różdżkę, ale dalej trzymał ją w ręce. Snape powoli zrobił to samo.

- Pokonałbym cię w prawdziwym pojedynku. - zapewnił Potter, piorunując wzrokiem rywala. Mistrz Eliksirów zimno się roześmiał.

- Ty, mnie? - powtórzył sarkastycznie młody profesor. - Puste przechwałki. W dalszym ciągu żyj w swoim świecie, gdzie każdy pada na twarz, przed Wielkim Jamesem Potterem, a zobaczymy jak daleko cię to zaprowadzi. - syknął czarodziej. James zaczął powoli podnosić różdżkę.

- Ty... - zaczął Potter, ale wtedy włączyła się Molly Weasley.

- Oh, na litość Merlina! Macie po dwadzieścia lat, a zachowujecie się jak dzieci. - czarownica weszła pomiędzy kłócących się czarodziejów stając bokiem do Severusa. Black już otwierał usta, ale Snape go ubiegł.

- Dziękuję bardzo za zaproszenie, Molly, ale muszę wracać. - powiedział Snape bezbarwnym głosem z idealną miarą uprzejmości. Molly uśmiechnęła się do młodszego czarodzieja.

- Dobrze, Severusie. Ale liczę, że kiedyś zostaniesz. - Severus kiwnął głową. Żaden z Huncwotów nie odezwał się słowem. Ale Ślizgon widział jak Black, który już wstał z podłogi, zaciska gniewnie pięści, a Potter dłoń na różdżce. Severus uznał to za koniec, więc poszedł w stronę kominka. Arthur podał mu pojemnik z proszkiem Fiuu. Snape machnięciem różdżki rozpalił ogień. Wywołał lokalizację Spinner's End, a płomienie zmieniły kolor na zielony. Snape odwrócił się jeszcze do zebranych.

- Miłego wieczoru. - i zniknął w szmaragdowych płomieniach.

- Co za... - Gdy zniknął Syriusz zaklął siarczyście, przez co zarobił potępiające spojrzenie Molly. Remus odwrócił się do dwóch mężczyzn w pozie wyrażającej dezaprobatę. James uniósł brwi.

- O co chodzi, Lunatyku? - zapytał Potter. Lupin pokręcił głową.

- O nic. - odpowiedział krótko wilkołak. James uniósł brew.

- Jak to? Przecież widzę. - zapytał Potter. Remus spojrzał potępiająco na dwóch Huncwotów.

- Obaj zachowujecie się jak dzieci! - warknął wilkołak. Syriusz przewrócił oczami.

- O to ci chodzi... - mruknął Łapa. - Daj spokój, Lunatyku.

- Nie „daj spokój". Jeśli myślicie, że wykonujecie dobrą robotę to jesteście w błędzie. - zdenerwował się wilkołak.

- Bronisz Smarkerusa? - zapytał z niedowierzaniem Potter. Remus gwałtownie obrócił się do niego.

- Nie mów tak o nim. I tak, bronię. Snape nic wam nie zrobił, a wy go atakujecie.

- Obraził nas! - Zaprotestował Black, oburzając się jak dziecko. Remus przewrócił oczami.

- Bo go sprowokowaliście, na litość Merlina!

- My, jego? - powtórzył piskliwie Syriusz.

- Syriusz! - syknął zdenerwowany wilkołak, a jego oczy na moment zmieniły się na bursztyn. Obaj czarodzieje cofnęli się o krok od wściekłego przyjaciela.

- Spokojnie Remusie! - zawołał James, unosząc poddańczo ręce. Lupin spojrzał wilkiem na dwóch mężczyzn i po chwili obrócił się na pięcie wychodząc z kuchni. - Dokąd to? Lunatyku?! - Obaj czarodzieje pobiegli za przyjacielem. Remus zatrzymał się przy drzwiach, ściągając płaszcz z wieszaka.

- Gdzie idziesz? - zapytał Syriusz, obserwując poczynania kolegi.

- Po przebywać w towarzystwie jedynej rozsądnej osoby z nas trzech. - wycedził z nietypowym dla siebie sarkazmem. Po czym nie oglądając się za siebie wyszedł z domu, trzaskając drzwiami, pozostawiając dwóch Huncwotów.

###

Następna część: "Rozdział 3. Były, a jedyny przyjaciel"

Zapraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro