32. Porwanie? ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily i Severus pojawili się z cichym trzaskiem w parku, po drugiej stronie ulicy, przed Grimmauld Place 12. Tym razem obyło się bez żadnych problemów. W parku, pomimo godziny nie było ludzi. Severus nie dziwił się. Był to jeden z mało uczęszczanych parków w tej dzielnicy. Obdrapane, wymagające malowania ławki, nieprzystrzyżone trawniki.

Para czarowników przeszła przez ulicę, by wejść po schodach i zapukać. Lily spojrzała na Severusa, który uporczywie wpatrywał się w drzwi.

- Nie wiedziałam, że zwykłe drzwi mogą być tak fascynujące. - Severus spojrzał na Lily, która stała z rozbawionym uśmiechem. - Obstawiasz, kto otworzy? - mężczyzna wygiął ironicznie wargi.

- Zastanawiam się jaką zaczepkę dziś wymyśli. - Severus nie musiał precyzować kim jest "on", bo Lily doskonale wiedziała.

- Oby żadną.

- Poważnie w to wątpię.

- Ja też. - w tej, że właśnie chwili drzwi się otworzyły, a po drugiej ich stronie stał Syriusz Black.

- Cześć, Lily! Miło, że przyszłaś. - Syriusz przywitał Lily z uśmiechem, przytulając niższą kobietę.

- Witaj, Syriuszu! Ktoś już jest?

- Tylko parę osób.

- A więc jesteśmy jedni z pierwszych. - dopiero teraz Syriusz zauważył, stojącego za Lily Severusa.

- Snape. - Syriusz wyglądał, jakby chciał zepchnąć Mistrza Eliksirów ze schodów, ale nie zrobił nic.

- Black. - Severus tylko skinął głową. Starał się być cywilny względem Blacka i Pottera, co było w pewien sposób trudne, szczególnie gdy ci dwaj wyżej wymienieni, robili wszystko, by go sprowokować. Ale postanowił sobie, że zrobi to. Dla Lily.

- Wejdźcie. - Syriusz odsunął się z przejścia, wpuszczając ich do środka. Para weszła do domu, a gospodarz zamknął za nimi drzwi.

- SAME SZLAMY I ZDRAJCY KRWI! SZUMOWINY, KTÓRE PLUGAWIĄ DOM MOICH PRZODKÓW...! - gdy tylko weszli w głąb korytarza, usłyszeli wrzaski portretu Pani Black.

- Merlinie, znowu się zaczyna! - Syriusz był wyraźnie zirytowany wrzaskami malowidła swojej matki. - Przepraszam za to, Lily, ale ten piekielny obraz wrzeszczy od rana i nie mogę z tym nic zrobić. - zawołał Syriusz, próbując przekrzyczeć wrzask portretu.

- Nie szkodzi, Syriuszu. Chyba już wszyscy się przyzwyczaili. - odpowiedziała Lily. Już dawno się przyzwyczaiła do obraźliwych wrzasków Pani Black. Chyba jak każdy.

- Gdybym tylko wiedział, jak uciszyć ten cholerny portret... - weszli do kuchni, gdzie już byli obecni Weasley'e w tym mały Fred i George, Moody, który od razy zmierzył Severusa brudnym spojrzeniem, Remus i Abeforth. Molly, która jak zwykle krzątała się przy garnkach, pierwsza ich zauważyła.

- Lily! Severus! Ciszę się, że was widzę.

- Dzień dobry! - Severus skinął głową do pozostałych.

- Witaj, Molly. Pomóc ci coś? - zapytała Lily, od razu gotowa do pomocy. Molly uśmiechnęła się do młodszej czarownicy.

- Nie, dziękuję ci, moja Droga. Ale możesz pomóc Remusowi. Mały Fred chyba zaczyna wchodzić wujkowi Remie'mu na głowę. - Molly miała w tym zupełną rację. Mały Fred bardzo chciał zapoznać się bliżej z cukiernicą, stojącą na stole, a Remusowi trudno było zmienić jego obiekt zainteresowania. Rudowłosy chłopczyk ciekawie obserwował, jak Severus słodzi swoją herbatę, w międzyczasie rozmawiając z Abeforth'em o jakimś eliksirze. Lily prawie roześmiała się, widząc, jak czarnowłosy mężczyzna z rozmysłem ignoruje zaciekawione dziecko i odkłada cukiernicę poza jego zasięg.

Lily podeszła do Remusa.

- Daj mi go Remusie.

- Oczywiście, Lily. - Remus wyglądał na bardzo wdzięcznego. Biedny wilkołak nie miał pojęcia jak zajmować się dziećmi. A mały Fred był bardzo bystrym chłopcem, jak na swój wiem. Molly czasem zastanawiała się, czy bliźniaki planują posty, czy samo to tak wychodzi. - No, Freddie, idź do cioci Lily. - Chłopczyk z uśmiechem wyciągnął rączki do Lily, która wzięła go na ręce.

- Cocia Lyli! - zawołał wesoło chłopczyk, będąc na rękach ulubionej cioci.

- Cześć, Freddie. Byłeś z wujkiem Remusem, tak?

- Tak!

- A co robiłeś, Freddie?

- Bawilem sie.

- Bawiłeś się. A co ty na to, by pozbawić się ciocią, Freddie?

- Tak! - takim sposobem Lily zaczęła zabawę z małym Fredem. Kobieta zabrała chłopca do salonu, gdzie wyczarowała kartki i kredki, zaczynając tworzyć artystyczne bohomazy i slalomy na papierze.

Tymczasem Severus został w kuchni, aktualnie rozmawiając z Arthurem, który bardzo chciał się dowiedzieć, czy nie wie jakie podręczniki będą w Hogwarcie za rok, bo Bill zaczyna swój pierwszy rok.

- Nie mam pojęcia co do innych zajęć, ale wiem, że na moim przedmiocie będą te same co w tym roku.

- Tysiąc magicznych ziół i grzybów?

- Tak. - potwierdził Mistrz Eliksirów, będąc w trybie profesorskim. - Uważam, że to najbardziej erudycyjny podręcznik. Zawiera wszystko, co powinien wiedzieć pierwszoroczny student. Pod warunkiem, że do niego zagląda, oczywiście.

- Widzę, że już zdecydowałeś się na podręcznik do zajęć z pierwszakami w tym roku, Severusie. - do rozmowy dołączyła profesor McGonagall, która ledwo przyszła.

- Co rok mam ten sam podręcznik, Minerwo. - zauważył uprzejmie Mistrz Eliksirów. - Plany zajęć masz już przygotowane?

- Tak. Dam ci je po spotkaniu, Severusie.

- Rozumiem.

- Liczę na dobry mecz w tej kadencji. - Severus przewrócił oczami. Czy Minerwa naprawdę zaczęła rozmawiać o Qudittchu?

- Jak co rok.

- Przegraliśmy w zeszłym roku, bo odszedł nasz szukający, co zapewniło twojej drużynie niesprawiedliwą przewagę. - wyjaśniła Gryfońska Lwica.

- Po prostu przyznaj, Minerwo, że Slytherin ma lepszą drużynę i tyle. - zaproponował Opiekun Slytherinu ze złośliwym uśmieszkiem, wystającym znad filiżanki.

- Nie zgodzę się z tobą, Severusie Snape. - mężczyzna prawie się zaśmiał. Znów się zaczyna ta dyskusja. - Rozumiem, że kibicujesz swojej drużynie, Severusie, ale nie musisz wypaczać prawdy.

- Ależ ja nie wypaczam prawdy, pani profesor. Po prostu stwierdzam fakt. - Lily usiadła na miejscu obok Severusa. Molly zabrała od niej Freda, który zaczął robić się marudny. Młoda kobieta z rozbawieniem słuchała dyskusji dwojga nauczycieli. Nie tylko ona. Członkowie Zakonu, którzy już zajęli swoje miejsca, również przysłuchiwali się. Niektórzy z zaciekawieniem, a inni rozbawieniem.

- To nie zmienia faktu, że liczę na dobrą grę w tym roku, profesorze Snape.

- Wszyscy liczą, Minerwo. - odezwał się Dumbledore wesoło, zajmując swoje miejsce. Chociaż w oczach dyrektora nie tańczyły iskierki, a wesołość była wymuszona. Szpiegowski instynkt Severusa dał o sobie znać. Coś było nie tak. Podwójny agent rozejrzał się po pokoju. Tylko dwa miejsca były wolne i brakowało Pottera. - Na początku, przed rozpoczęciem naszego spotkania, chcę poinformować o naszym nowym aktywiście w Zakonie. - Dyrektor nie wydawał się zachwycony tym faktem, co nie uszło uwadze Mistrza Eliksirów.

- Kto to, Albusie? - zapytał Arthur szczerze zaciekawiony. Severus trochę się zadziwił z jego nie wiedzy. Z reguły takie rzeczy Arthur wiedział pierwszy.

- Przyjdzie z Jamesem... - nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł jak zwykle dumny jak paw, James Potter.

- Przepraszam za spóźnienie, profesorze, coś nas zatrzymało. - odezwał się swoim zwykłym głosem, gdy próbował się komuś podlizać. Na słowo "nas" kilka osób spojrzało na niego pytająco. Severus uniósł tylko brew. James uśmiechnął się do wszystkich, chociaż Lily odniosła wrażenie, że ten uśmiech był trochę złośliwy i skierowany specjalnie do niej. James wszedł do pokoju, a za nim... Lily nie mogła uwierzyć własnym oczom... Za nim weszła Felicity. Brunetka uśmiechnęła się do zebranych dokładnie wystudiowanym uśmiechem. Co ona tu do cholery robi?

- Felicity Crowbary zdecydowała się dołączyć do Zakonu Feniksa. - powiedział Dumbledore, nie wyglądając na zbytnio zadowolonego tym pomysłem. Lily czuła jak jej serce prawie staje, a krew zamarza. Ta kobieta... Właśnie dołączyła do Zakonu. James ją przyprowadził. Kobieta, przez którą rozpadło się jej małżeństwo. Z którą ją zdradził.

Nastrój Lily zmienił się w jednej chwili. Nagły gniew i ból pojawiły się w jej duszy, na nowo rozrywając ranę na jej wrażliwym sercu. Myślała, że już jej to przeszło, ale ból zdrady nadal tam był.

Kobieta zacisnęła wąsko usta, odrywając wzrok od kochanki jej byłego męża. Zamiast tego spojrzała na jakiś punkt przed sobą.

Severus, który uważnie obserwował Lily, po jej minie domyślił się, kim jest ta kobieta. Musiała to być kochanka Pottera. Ale ma tupet, żeby ją tu przyprowadzić! Nie wie, że ją to rani? Nie widzi tego? Jak śmie przyprowadzać tutaj tę lafiryndę! Severus sam czuł, jak jego ciśnienie zaczyna się podnosić.

- Dzień dobry! - przywitała wszystkich Felicity ze słodkim uśmiechem. Ale Severus widział, jak bardzo fałszywy był to uśmiech. Kilka osób odpowiedziało. Lily milczała jak zaklęta, nie patrząc na żadnego z nich. Było oczywiste, że jest wściekła. Severus przez chwilę nawet zadziwił się, że nie wypowiedziała jakieś ciętej uwagi albo po prostu wyszła, bo doskonale znał jej temperament.

- Siadajcie. - Dumbledore wskazał jedyne dwa puste miejsca. Dwójka czarowników powędrowała na wolne miejsca. James kulturalnie odsunął Felicity krzesło. Severus odniósł wrażenie, że robi to specjalnie. Po minie Lily już wiedział, że jest zła. - Teraz przejdźmy do głównego tematu naszego spotkania, który niestety nie jest dobrą wiadomością. Dwa dni temu zaginęła Mary MacDonald. - przez zebranych przeszedł szmer. Marlena wyglądała na przerażoną, podobnie jak Molly i McGonagall. Lily odsunęła na bok swoją złość na byłego męża, zamiast tego, skupiając się na ogłoszeniu dyrektora. Mary była jej przyjaciółką. Wieść o jej zaginięciu także ją dotknęła.

- Jak to zaginęła?

- Najprawdopodobniej została porwana, ale nie ma żadnych poszlak przez kogo. - w kuchni zapanowało małe zamieszanie. Każdy snuł swoje teorie na temat porwania.

- Przez Śmierciożerców. To chyba jasne. - stwierdził Syriusz, którego temperament już zaczynał dawać o sobie znać.

- Nie. - zaprzeczył stanowczo Severus. - Czarny Pan powiedziałby mi.

- Nie jesteś wszechwiedzący, Snape. - stwierdził Moody ze swojego miejsca.

- Nie. - zgodził się Mistrz Eliksirów, zaskakując trochę tym starego aurora. - Ale większość Śmierciożerców to banda plotkarzy, gorszych niż hogwardzkie portrety. Ktoś na pewno by o tym wspominał.

- A może Sam-Wiesz-Kto już ci nie ufa, co Snape? - zapytał James, siedząc luzacko na krześle.

- Nie masz prawa kwestionować zaufania Czarnego Pana do mnie, Potter. - warknął Severus ostrzegawczym tonem.

- A co jeśli to ktoś inny porwał, Mary? - Lily postanowiła ukrócić tę dyskusję w samym zarodku, wiedząc, co z niej może wyniknąć.

- Szmalcownicy, wynajęci przez Voldemorta? Prawdopodobne. - stwierdził Syriusz. Lily przewróciła oczami.

- Myślisz, że Czarny Pan nie ma nic innego do roboty, tylko porywanie samotnych czarownic czystej krwi? - zapytał z przekąsem Mistrz Eliksirów.

- Może postanowił sprawić sobie potomka, który by kontynuował jego dzieło, gdy już umrze? - sam pomysł Fabiana był dla Lily absurdalnie śmieszny i obrzydliwy. Severus westchnął cicho nad swoją dolą. Lily mogła przysiąc, że słyszała, jak mruczy pod nosem, coś na kształt: "Otaczają mnie kretyni".

- Nie bądź śmieszny, Fabian. - Molly zwróciła uwagę bratu.

- A może jakieś mniej abstrakcyjne pomysły, kto i dlaczego porwał Mary? - zapytał Shacklebolt, który chyba również nie dowierzał w pomysł jednego z braci Prewett.

- Wiesz, Kingsley, pomysł o małych biegających Voldemortkach wcale nie jest tak abstrakcyjny. Jeden jest wystarczająco zły, a co dopiero kilku!

- Syriusz! - syknął Remus. Severus powoli położył filiżankę z herbatą na stół i przymknął na moment oczy. Wysłuchiwanie coraz to nowych i bardziej absurdalnych pomysłów robiło się męczące. Nie raz korciło go, by zapytać, czy niektórzy członkowie Zakonu specjalnie udają takich kretynów, czy to samo tak im wychodzi. Co do Blacka i Pottera nie miał wątpliwości, ale inni?

Lily siedziała obok Severusa, w milczeniu słuchając coraz to nowych pomysłów innych czarodziejów. Wiedziała, że powinna martwić się o Mary, ale jakoś jej myśli uciekały gdzieś indziej. Co jakiś czas zerkała na swojego byłego męża i jego kochankę. Felicity siedziała obok Jamesa, prawie spadając z krzesła, by oprzeć się o jego ramię. Sam James obejmował ją ręką.

Jeszcze kilka tygodni temu siedziała z nim tak samo. James siedział obok, obejmując ją ramieniem i bawiąc się końcami jej włosów, a ona opierała głowę na jego barku. Teraz Lily czuła obrzydzenie na samo wspomnienie. Te same ręce, którym zawierzyła, podając swoją dłoń w dniu ślubu, dotykały innej kobiety, mając za nic przysięgę małżeńską. Te same ręce wiele razy trzymała. Ten sam człowiek, który nie raz trzymał ją w ramionach. A teraz przyprowadził tu tę... Kobietę. Siedzą sobie jakby nigdy nic. Jak mógł dopuścić się takiej podłości!

- Cisza! - Dumbledore w końcu przerwał bezsensowne debatowanie. - Zamieszaniem niczego nie ustalimy. Zachowajmy spokój.

- Jak mamy być spokojni, skoro porwano naszą przyjaciółkę, w zasadzie bez powodu, profesorze? - Marlena, która bardziej była związana z Mary, była bardzo spanikowana.

- Zrobimy wszystko by znaleźć pannę MacDonald, Marleno. - uspokoił ją Dumbledore. - Alastorze, rozpocznij poszukiwania, dobrze?

- Oczywiście, Albusie. - potwierdził stary auror. Magicznym okiem spojrzał krótko na Mistrza Eliksirów. - Myślę, że Snape też powinien się coś dowiedzieć. Może jednak coś mu umknęło...

- Sugerujesz, Moody, że coś przeoczyłem? - zapytał Severus niebezpiecznie niskim głosem. Że niby on coś nie dopatrzył? On, szpieg, którego życie zależało o spostrzegawczości i dostrzegania szczegółów, których inni nie widzieli. - Że nie usłyszałbym czegoś tak banalnego, jak pomysł porwania czarownicy należącej do Zakonu? - Severus wręcz czuł, jak podnosi się mu ciśnienie.

- Nie sugerowałem, że jesteś głuchy, Snape. - zaprzeczył Szalonooki. - Tylko że...

- Nie jesteś pewny, co do moich umiejętności szpiegowskich i strony, po której stoję. Sądzę, że już przerabialiśmy kwestię podważania mojej lojalności, Moody. - wysyczał Mistrz Eliksirów zły jak osa.

- Nic takiego nie powiedziałem, chociaż rzeczywiście tak uważam. - odpowiedział stary auror. - Śmierciożerca nie zasługuje na odkupienie. - atmosfera w powietrzu wyraźnie zgęstniała. Gdyby wzrok mógł zabijać, Szalonooki na pewno byłby sześć stóp pod ziemią. I to nie tylko przez mordercze spojrzenie Severusa czy Lily.

Severus otworzył usta, by coś powiedzieć, ale został ubiegnięty przez Lily, której temperament zaczął dawać od sobie znać.

- A ty niby uważasz się za lepszego, Moody? Bo jesteś aurorem? - zapytała zimno czarownica.

- Strzegę prawa, które tacy jak on łamią. - odpowiedział Moody, wskazując pomarszczonym palcem Severusa. Lily odpowiedziała sarkastycznym wygięciem warg.

- Myślisz, że aurorzy są tacy święci? A może opowiesz nam, jak niektórzy traktują swoich więźniów podczas przesłuchań, co? - Moody odwrócił wzrok, pokonany. Wiedział o okrucieństwie niektórych pracowników Ministerstwa. Gdyby zaprzeczył, okazałby się kłamcą i boleśnie ugodziłby swoją i tak już zranioną dumę, bo Lily miała rację.

Sam Severus nieco zbladł, doskonale wiedząc, o czym mówi, bo sam doświadczył "gościnności" aurorów w celi Ministerstwa. Dokładnie tydzień spędził tam dokładnie dwa tygodnie przebywał w Skrzydle Szpitalnym Hogwartu po tej wizycie.

- Zakończmy już tą bezsensowną dysputę. Nie możemy sobie pozwolić na podziały w takim czasie, tym bardziej w takiej chwili. -Dumbledore miał wyraźnie dosyć tej niemiłej dyskusji. - Nikt nie ma prawa podważać lojalności innych członków Zakonu. Nikt. - dyrektor podarował bardzo ostrzegawcze spojrzenie kilku wybranym czarodziejom, którzy mieli na tyle przyzwoitości, by poczuć się niewygodnie.

###

- To tyle na dzisiaj, dziękuję wam za przybycie i życzę miłego dnia. - takimi słowy dyrektor Dumbledore zakończył spotkanie Zakonu Feniksa, po dokonania niezbędnych ustaleń co do porwania Mary McDonald. Starszy czarodziej wstał od stołu, podobnie jaki inni. Severus delikatnie pochylił się do siedzącej Lily, kładąc jej dłoń na ramieniu.

- Muszę chwilę porozmawiać z Albusem. Poczekasz na mnie moment? - Lily pokiwała głową.

- Dobrze. - Severus posłał jej znikomy uśmiech i odwrócił się do stojącego już obok kominka pracodawcy.

- Dyrektorze, mogę na słowo?

- Oczywiście, mój chłopcze... - dalszy sens słów dyrektora uciekł, gdy Severus rzucił zaklęcie prywatności.

- Lily? - do rudowłosej czarownicy podeszła Marlena McKinnon, przejęta po dzisiejszym spotkaniu. - Jak się trzymasz? Dawno nie pisałaś.

- Wiem, Marleno. Miałam wiele na głowie. Najpierw te całe atrakcje z Potterem, a teraz porwanie Mary. Wszystko spadło naraz. Martwię się, czy coś się jej nie stało. - powiedziała zmartwiona Lily do przyjaciółki. Marlena zdecydowanie podzielała zatroskanie rudowłosej czarownicy.

- Ja też, Lily. Zniknięcie Mary bardzo mnie martwi. Zresztą ostatnio była taka trochę inna. Bujała w obłokach. Ale gdy pytałam, nic nigdy mi nie powiedziała. - Marlena pokręciła bezradnie głową. - Mam nadzieję, że jest bezpieczna.

- Musimy się trzymać tej nadziei.

- Lily, a co jeśli... - Marlena krótko zerknęła na Severusa, który w dalszym ciągu rozmawiał z dyrektorem pod urokiem prywatności. Żaden z czarodziejów nie wyglądał na zachwyconego tematem rozmowy. - Co jeśli Snape się myli i to Śmierciożercy porwali Mary? - Lily już otworzyła usta, ale Marlena kontynuowała, nie dając jej dość do słowa. - Nie zrozum mnie źle, Lily. Nie kwestionuję jego lojalności względem Zakonu. Ja tylko się martwię i chwytam się każdej możliwości. - Lily westchnęła cicho. Męczyło ją, że każdy podejrzewał Severusa. Teraz wiedziała, jak się czuł wśród tych wszystkich podejrzeń. Co prawda dotyczyły one jego, ale Lily przejmowała się tym, jakby odnosiło się do niej.

- Rozumiem, Marleno, ale ufam Severusowi. Nie przemilczałby czegoś tak ważnego. - powiedziała stanowczo Lily. - Może czasem rzeczywiście mu dogryzała, ale wie, że Mary nie tylko należy do Zakonu, ale jest też moją przyjaciółką. Nie próbowałby mnie ranić, pozwalając na jej porwanie. - Marlena wyglądała na sceptyczną.

- Na piątym roku też wierzyłaś, że tego nie zrobi, Lily, a jednak dołączył do nich. - Rzeczywiście, w tamtym czasie wierzyła, że Severus odwróci się od Śmierciożerców. Ostatecznie bieg zdarzeń był inny, ale teraz to nie było ważne. Tamten czas należał do przeszłości.

- To już przeszłość, Lena. Nie ma znaczenia. - Marlena rzuciła jej dziwne spojrzenie.

- Wybaczyłaś mu? To jak cię nazwał?

- Tak. - odpowiedziała po prostu Lily. Panna McKinnon wyglądała na zaskoczoną. - Powinnam to zrobić już dawno temu.

- Jak to?

- Nie rozmawiajmy o tym tutaj, Lena. - powiedziała Lily, przepraszająco. Naprawdę nie chciała, by cały Zakonu tego słuchał. Szczególnie James Potter i jego kochanka.

- Oczywiście, Lily. Mam tylko nadzieję, że nie popełniłaś błędu, robiąc to. - Marlena wydawała się rozumieć, o co chodzi Lily, bo porzuciła temat. - Martwię się o ciebie, Lily.

- Nie potrzebnie, Lena. Wiem, co robię.

- Witam, Drogie Panie! O czym rozmawiacie? - Lily odwróciła się do stojącego nad nimi Jamesa Pottera i obok niego Felicity.

- Czego chcesz, James? - zapytała chłodno Marlena, ponieważ Lily nie miała zamiaru się odezwać. Zamiast tego milczała, uparcie patrząc w innym kierunku, byle nie na byłego męża i jego kochankę.

- Chciałem wam przedstawić Felicity, bo chyba się nie znacie. - Lily myślała, że zaraz szlag ją trafi na miejscu.

- Masz tupet, Potter. - warknęła kobieta, wstając. Chciała przejść obok, ale zastąpiła jej drogę brunetka, Felicity, która najwyraźniej nie załapała niuansu.

- Jestem Felicity. James dużo opowiadał mi o tobie. Miło mi cię poznać, Lily. - Jeśli Lily myślała, że James ma tupet to Felicity go przebiła swoją zuchwałością.

- Dla ciebie, Panna Evans. - zaznaczyła lodowato Lily, starając się zachować chłodną uprzejmość. - A ja myślałam, że nie spotkam już nikogo bardziej bezczelnego jak Potter, ale chyba się myliłam. Zuchwalstwo to chyba wasze drugie imię, prawda? - zapytała sarkastycznie Lily, z nietypową jadowitością.

- Uważaj na słowa... - James chyba nie spodziewał się takiej reakcji Lily. Natychmiast przystąpił do obrony Felicity, która wyglądała na zbitą z tropu. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

- Bo co? - odezwała się wyzywająco Lily. - Przedstawiasz mi tę malowaną wiedźmę, z którą mnie zdradziłeś i liczysz, że z uśmiechem podamy sobie ręce? Nie bądź śmieszny! - zła Lily, nie czekając na odpowiedź odeszła od nich, zanim powiedziałaby coś więcej. James skutecznie zniszczył jej nastrój. Teraz nie liczyła na nic więcej, jak opuszczenie tego domu.

- Lily? - rudowłosa kobieta spojrzała na stojącego przed nią Severusa. Nawet nie zauważyła, jak skończył rozmawiać z dyrektorem.

- Skończyłeś rozmawiać z dyrektorem? - Severus pokiwał głową.

- Dowiedziałem się, co chciałem. Chcesz jeszcze zostać?

- Nie marzę o niczym więcej, jak opuszczenie tego miejsca. - Severus, który widział wcześniej jak rozmawiała z Marleną i podeszli do nich Potter z tą malowaną wiedźmą, zastanawiał się, czego mogli chcieć. Domyślił się, że są powodem złego nastroju Lily.

- Dobrze. - Para czarowników opuściła kuchnię Grimmauld Place. Gdy wyszli z domu, Severus wyciągnął do Lily ramię, które ta bez zwłoki złapała. Dwójka z trzaskiem zniknęła, by kilka sekund późnej pojawić się w Dworze Prince Manor.

Następny rozdział: "33. Wspólne spotkanie"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro