36. Stare rany✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To wszystko na dziś. Syriuszu, Remusie i Severusie zostańcie chwilę. - wspomniana przez dyrektora trójka nie ruszyła się z miejsca, podczas gdy inni wstali, wychodząc z pokoju. Lily rzuciła im krótkie spojrzenie, ale wyszła wraz z resztą bez słowa.

- A więc wszystko zaczyna...

- Ciszej, Lupin! - Severus wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcia prywatności, zanim ktokolwiek inny się odezwał.

- To paranoja! - Syriusz był raczej złośliwie rozbawiony ostrożnością kolegi z Zakonu.

- Nazywaj to, jak chcesz, Black, ale ta "paranoja" zbyt wiele razy uratował mi życie. - warknął podwójny agent, zamykając Syriuszowi usta.

- Porwanie Mary zaczyna się chyba wiązać z klątwą rzuconą na Jamesa. - odezwał się Remus, zanim Syriusz ponownie otworzył usta.

- Nie "chyba", ale na pewno się łączy. - oznajmił pewnie Mistrz Eliksirów. - To nie przypadek, że MacDonald szuka książki, w której jest zapisana klątwa rzucona na Pottera, a zaraz potem rozpływa się w powietrzu. - Dumbledore pokiwał głową, zgadzając się.

- Severus ma rację. Pytanie tylko, co takiego dowiedziała się Mary, że ktoś postanowił ją porwać. - powiedział dyrektor, gładząc z zamyśleniu brodę.

- Może wiedziała, kto przeklął Jamesa i na własną rękę szukała jej rozwiązania? - Severus pomyślał, że Black jednak posiada jakieś komórki mózgowe, ale używa ich tylko wtedy, gdy to naprawdę konieczne, ale nie powiedział tego na głos.

- To prawdopodobne. Ale wszystko sprowadza się do tajemniczego adwersarza, którego tożsamości nie znamy. - podsumował Remus, składając ręce na stole.

- Macie jakieś propozycje? - i po tym pytaniu Dumbledore nastała cisza, bo każdy z obecnych mężczyzn milczał. Nikt nie miał pomysłu. - Rozumiem, że nie ma.

- Ktokolwiek to jest, bardzo dobrze zaciera po sobie ślady, Albusie. - odezwał się Severus, pochylając do przodu. - Doskonale zna nasze ruchy i przez to jest dwa kroki do przodu.

- Co sugerujesz, Snape? - zapytał Syriusz, opierając się o oparcie krzesła, lekko je przechylając. Głowa Domu Blacków był tak skupiony na śledztwie w sprawie przeklęcia przyjaciela, że nie koncentrował się na swojej niechęci do Mistrza Eliksirów.

- Że ten ktoś jest wśród nas. - oświadczył Severus prosto. - I wszystko doskonale przemyślał.

###

Lily zamknęła za sobą drzwi, wychodząc z kuchni Grimmauld Place i zostawiając grupę czterech czarodziejów samych w pomieszczeniu. Oczywiście była ciekawa, po co Dumbledore chciał rozmawiać z akurat tym trzema konkretnymi osobami, ale nie zamierzała pytać. Wiedziała, że Severus jak nie będzie mógł to i tak jej nie powie, choćby on sam bardzo tego chciał. Przewidywała, że tu chodziło o dobro Zakonu.

- Musimy już się zbierać, Lily. Nie zapomnij do mnie pisać. - Alice i Frank pożegnali się i podobnie jak inni wrócili do swoich domów. Tak więc Lily została sama, nie licząc czterech mężczyzn w kuchni i Stworka, który jak zwykle mruczał pod nosem obraźliwe epitety.

Kobieta nie mając nic innego do roboty, poszła do biblioteki, gdzie zaczęła przeglądać tytuły książek. Większość z nich już znała, a przynajmniej się z nimi spotkała. Niektóre powtarzały się z zawartością biblioteki Prince Manor, ale to nic dziwnego. Zdecydowana część zbiorów bibliotecznych starych czarodziejskich rodzin się dublowała.

Lily ściągnęła z półki Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć i zaczęła jej przeglądać. Pamiętała jak sama pierwszy raz miała okazję poznać osobiście niektóre z opisanych przez Newta Scamandera zwierząt. Profesor Grubly Plank organizowała lekcje praktyczne i na szczęście nie miała upodobania w tak niebezpiecznych stworzeniach, jak Hagrid, więc nikt nie stracił kończyn na jego zajęciach.

- A ty jeszcze tutaj? - Lily na moment zatrzymała rękę w połowie ruchu, zanim przewróciła stronę na następną.

- Czego chcesz, Potter? - zapytała rudowłosa wiedźma chłodnym tonem, nie odrywając wzroku od książki, uparcie oglądając ilustrację przedstawiającą testrala, który nagle stał się bardzo interesujący.

- Chcemy posiedzieć w bibliotece. - odezwała się Felicity, która stała trzymana przez Pottera w tali. - Sami. - dodała. Nagle Lily gniewnie zatrzasnęła książkę, powodując, że stojąca w drzwiach para podskoczyła z zaskoczenia. Oboje odsunęli się z przejścia, myśląc, że rudowłosa kobieta po prostu wyjdzie.

Triumfalny uśmiech jednak zniknął z ich twarzy, gdy Lily zamiast wyjść, ściągnęła z półki inną książkę. Nie miała zamiaru ugiąć się przed kimś takim jak oni, pozwalając się wyrzucić z biblioteki.

- Mam takie samo prawo być w tej bibliotece jak wy, bo nie przypominam sobie, żebyś był jej właścicielem, Potter. - z rozmysłem ignorowała Felicity, czekając, aż doprowadzi ją to do szału. Stojąca w drzwiach para spojrzała na siebie, zanim Potter wzruszył ramionami.

- Jak chcesz. Zawsze jednak uważałem, że biblioteka to w większości miejsce schadzek, a nie nauki.

- A ja myślałam, że do tego celu wystarczała ci szafka na miotły. - Lily nie odwróciła się, by zobaczyć, jak twarz Jamesa przybiera wygląd dojrzałego pomidora. Mężczyzna otworzył usta, chcąc odpowiedzieć równie ciętą ripostą, ale Felicity powstrzymała go, kładąc dłoń na ramieniu. Brunetka wskazała wzrokiem kanapę na środku pomieszczenia, a potem, stojącą do nich tyłem Lily. James, widząc chytry uśmieszek na jej ustach, pojął jej zamysł i bez sprzeciwu usiadł. Felicity zrobiła to samo, tyle że na jego kolanach, obejmując ręką jego szyję i dłoń zanurzając we włosach. Potter owinął ramię wokół jej tali, a drugą rękę położył na jej kolanie.

- Co dziś robiłaś ciekawego, gdy mnie nie było? - zapytał James, lustrując ją wzrokiem. Felicity zaczęła uwodzicielsko zawijać pasmo swoich włosów na palec wskazujący.

- Nic robione bez ciebie nie jest wystarczająco ciekawe, Jamie. - odpowiedziała brunetka ze specjalnie podkreślonym żalem. Lily starała się nie słuchać ich rozmowy, ale było to bardzo trudne, a wręcz niemożliwe w idealnie cichej bibliotece. - Czuję się taka samotna, gdy ciebie nie ma w pobliżu.

- Ja też Felic... Liczę każdą minutę do spotkania z tobą. - Lily w dalszym ciągu przeglądała książkę, trochę zbyt zamaszyście przerzucając kartki. Puste słowa! Słyszała je setki razy. Lily miała ochotę zapytać, ilu dziewczynom je mówił, ale ugryzła się w język.

- Byłam dziś na Pokątnej. - Felicity zaczęła opowiadać, jak spędziła dzisiejszy dzień. - Zmieniłam kilka akcentów w domu.

- Poznam dom, gdy wrócę? - zapytał rozbawiony James. Lily powstrzymała prychnięcie. Jej nie pozwolił zmienić nawet koloru zasłon z czerwonych na kremowy, a swojej kochance dał wolą rękę?

- Oczywiście. Nie zmieniłam wiele. Tylko wszystko przypominające o przeszłości. - Czyli wszystko, co przypominało o jego dawnym małżeństwie. Lily przerzuciła następną stronę, starając się jej nie urwać.

- Wszystko, co zrobisz, jest doskonałe. - James pocałował Felicity w policzek. - Co jeszcze robiłaś?

- Późnej porządkowałam książki w twojej biblioteczce. Panował tam niezły bałagan. - Lily zamknęła książkę, wkładając całą siłę swojej woli, by jej nie zatrzasnąć z hukiem. Ale i tak za głośno. Bałagan?! Wszystko było tam idealnie poukładane. Skąd wiedziała? Bo osobiście je porządkowała. Zawsze dbała o porządek, nie tylko w bibliotece.

- Wreszcie będę mógł znaleźć to, czego z szukam. - Lily zwęziła usta. Że niby wcześniej nie mógł? Przecież prawie nigdy nie zaglądał do biblioteki.

- Wiedziałam, że się ucieszysz, Jamie. - Lily skrzywiła się, słysząc ten pseudonim.

- Mówiłem ci kiedyś, że jesteś piękna? - zapytał Potter zalotnie, gładząc ręką jej kolano. Lily poczuła ból na myśl, ile razy pytał ją o to samo. A teraz pyta o to Felicity.

- Wiele razy. - odpowiedziała kokieteryjnie. Wrażliwe serce Lily ponownie zaczęło pękać. Mimo że nie kochała Jamesa, bolesne było słuchanie, gdy flirtuje z inną kobietą. Jeszcze prawie dwa miesiące temu był jej mężem. A teraz bez wstydu obściskiwał się ze swoją kochanką i to w jej obecności. - Szczególnie często, gdy jesteśmy sami w pokoju na górze...

- A powietrze, aż iskrzy...

- I bawię cię moją rozmową...

- Wiesz, że nie lubię wykładów. Szczególnie teoretycznej wersji historii różdżki i kotła. - Felicity zachichotała, gdy James pocałował ją w szyję.

- Faktycznie... Praktyka jest znacznie bardziej... pouczająca. - wymruczała brunetka między pocałunkami. Lily coraz bardziej żałowała, że tu jest. Nie wiedział tylko, co jest bardziej bolesne. Pozostanie tutaj w jednym pomieszczeniu razem z nimi, obściskującymi się za jej plecami czy pozwolić się upokorzyć, uciekając.

Jedna samotna łez spłynęła po jej policzku, ale nie odważyła się jej zetrzeć w obawie, że ktoś z nich zauważy ten gest. Zamiast tego skupiła się na głębokim oddechu, by nie pozwolić sobie na płacz. Starała się opanować drżące ręce, by nie było to tak widoczne, gdy przewracała kartki. Kolejne łzy dołączyły do pierwszej, skapując z jej twarzy na pergamin. Lily nie chciała niczego więcej jak końca tej męki.

Jednak im dłużej tam była tym ból rósł. Nie mogła dłużej. Bez zwłoki odłożyła książkę na półkę i szybko wyszła z biblioteki, ignorując triumfalne spojrzenie Felicity.

Rudowłosa kobieta zatrzasnęła za sobą drzwi biblioteki i oparła się o ścianę obok nich, pochylając do przodu. Lily zasłoniła usta ręką, by stłumić, grożący ujawnieniem szloch. Nie kocha go. Dlaczego więc to tak boli?

Bo jeszcze nie dawno myślała, że tak jest. Jeszcze dwa miesiące temu był jej mężem. Ufała mu. A on ją zdradził. Stare rany jeszcze się nie zrosły, dalej krwawiąc.

Nagle Lily usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi kuchni Grimmauld Place. Kobieta szybko otarła twarz, nie chcąc, by ktokolwiek widział jej łzy. Z kuchni wyszli kolejno Syriusz, Remus i Severus. Dumbledore musiał wrócić do szkoły kominkiem.

- W piątek, Lupin, przyniosę twój eliksir. Oczekuj mnie wieczorem. - powiedział Severus, gdy zatrzymali się na korytarzu. Remus kiwnął głową.

- Oczywiście, Severusie. Będę czekać. - Syriusz mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Remus najwyraźniej to usłyszał.

- Przestań, Syriusz. - wilkołak zbeształ przyjaciela. Doskonale wiedział, co nie podoba się Syriuszowi. Nie lubił Snape. Syriusz otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wtedy właśnie Lily do nich podeszła. Severus od razu zauważył jej zaczerwienione oczy i ślady łez, choć bardzo chciała je ukryć.

- Lily? Myślałem, że poszłaś. - Lily pokręciła głową.

- Chciałam sprawdzić, czy w bibliotece Syriusza jest książka, której szukała Mary. - Severus nie złapał wymówki. Doskonale wiedział, że czekał a na niego.

- Znalazłaś? - zapytał Syriusz, któremu też nie umknął wygląd twarzy Lily. Trójka mężczyzn już znalazła odpowiedź na to pytanie.

- Nie. - odparła Lily, a głos lekko jej drżał.

- Coś się stało, Lily? - zapytał Remus, zatroskany stanem przyjaciółki. Lily potrząsnęła głową.

- Nie, wszystko dobrze. - zaprzeczyła. - Ale chciałbym już iść. - zwróciła się do Severusa, który w milczeniu ją obserwował.

- Oczywiście. - zgodził się natychmiast. Skinął głową do dwóch pozostałych. - Dobranoc. - Nagle drzwi od biblioteki się otworzyły, a z pokoju wyszli James i Felicity czymś bardzo rozbawieni.

Lily bez słowa, mając głowę podniesioną i chłodny wyraz twarzy, odwróciła się i poszła do wyjścia. Severus kiwnął głową do Lupina i poszedł jej śladami.

- Ty jeszcze tutaj, Rogacz? Myślałem, że już poszliście. - Syriusz niechętnie użył liczby mnogiej. Jemu też ta Felicity nie przypadła do gustu.

- Chciałem cię jeszcze o coś zapytać i... - to było ostatnie co usłyszał Severus, zanim zamknął drzwi. Lily była już prawie na drugiej stronie ulicy. Na szczęście Severus był wysoki i miał długie nogi, przez co szybko ją dogonił.

- Lily...?

- Aportuj nas, Sev. Proszę. - widząc błagalne spojrzenie zielonych oczu, Severus bez słowa wyciągnął ramię. Lily bez zwłoki położyła swoją dłoń na jego, splatając ich palce. Następnie świat został wciągnięty w wąską rurkę. Po kilku sekundach para pojawiła się w salonie Prince Manor.

Lily bez słowa puściła Severusa i odeszła w kierunku schodów. Mężczyzna nie powiedział nic, pozwalając jej odejść. Zrozumiał, że Lily chce być przez chwilę sama i nie bronił jej tego. Cokolwiek stało się w bibliotece, głęboko ją dotknęło. Severus był gotowy założyć się o cały barek Ognistej, że Potter zaczął w tym palce. Być może z pomocą Felicity, bo razem byli w bibliotece.

Cokolwiek zrobił, Severus nie był zły na Lily, że tak się tym przejęła. Wiedział, że to jego kocha, a nie Pottera, ale rozumiał też, że widzenie go z inną nadal bolało, bo w końcu jeszcze kilka tygodni temu byli małżeństwem.

Severus poszedł do swojego biura. Miał trochę papierkowej roboty do zrobienia.

###

Jednak godzinę później zaczął się trochę martwić, gdy Lily w dalszym ciągu nie opuściła swojej sypialni. Severus pomyślał, że może zasnęła, co prawda nie było późno, ale to już wieczór.

Severus wyszedł ze swojego biura, zamykając za sobą drzwi. Mistrz Eliksirów wszedł na piętro, zatrzymując się przed drzwiami pokoju Lily, które były uchylone. Mężczyzna cicho wszedł do pokoju i rozejrzał się. Łóżko było idealnie zaścielone, drzwi do łazienki otwarte, a obecnej właścicielki pokoju nie było nigdzie widać. Severus usłyszał cichy, drżący oddech, dochodzący ze zewnątrz. Teraz dopiero zauważył opierającą się o barierkę balkonu Lily.

Zielonooka kobieta stała do niego tyłem. Jej kasztanowo rude włosy powiewały targane wiatrem. Nie widział jej twarz, ale dostrzegł drżenie jej szczupłej figury. Nie wiedział tylko, czy to z zimna, czy płaczu.

Severus wziął, leżący na fotelu, poskładany koc i wyszedł na balkon, rozkładając go po drodze. Podszedł do Lily i delikatnie otulił nim drżącą kobietę.

Lily obejrzała się lekko przez ramię, ale nie wykonała żadnego ruchu, by wytrzeć łzy z twarzy. Opuściła tylko wzrok na swoje zmarznięte dłonie.

Severus nic nie powiedział tylko stanął za Lily, kładąc ręce na jej okrytych kocem ramionach. Stali tak w milczeniu, patrząc przed siebie, dopóki kobieta nie przerwała milczenia.

- Myślisz pewnie, że jestem głupia. - powiedziała w końcu Lily, pociągając cicho nosem i bawiąc się krańcem koca. - Płaczę nad czymś, co nie powinno mnie już obchodzić.

- Nie myślę tak. - Severus łagodnie zaprzeczył, przesuwając dłońmi po jej ramionach. - Powiesz mi, o co chodzi? - zapytał delikatnie, nie chcąc naciskać.

- Potter. Znowu. - kobieta zaśmiała się krótko, ale to nie był radosny śmiech. - Zawsze wie jak sprawić ból, tak by inni to poczuli. - O tak. Severus doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Doświadczył tego już nie raz. - Czy jak powiem, że płaczę, bo mój były mąż obściskiwał się na moich oczach ze swoją kochanką będzie to bardzo głupi powód?

- Nie. - odparł po prostu Severus, w myślach przeklinając podłość Huncwota. - Powiedziałbym, że to nic dziwnego.

- Nie jesteś zły? - Lily brzmiała na zdziwioną.

- Na Pottera za bycie takim dupkiem, ale na ciebie nie. - Severus zmarszczył lekko brwi.

- Zawsze był dupkiem. - Severus delikatnie się uśmiechnął. Przekleństwa w ustach Lily brzmiały dziwnie. - Dupkiem, za którego wyszłam.

- I z którym się rozwiodłaś. - Lily pokiwała głową.

- Ale dalej mnie rani. - powiedziała cicho Lily. Severus westchnął i obrócił Lily przodem do siebie, palcem wskazującym podnosząc jej twarz, tak by na niego spojrzała.

- Wiesz, że Potter robi to specjalnie. Chce, żebyś cierpiała. Szuka w tym zemsty za to, że odkryłaś jego sekret, opuściłaś go i Zakon się dowiedział o jego podłości. Gdy pokazujesz, że cię to dotyka, jest bardziej zdeterminowany. - Lily wiedziała, że Severus ma rację. Jej matka powiedziała jej dokładnie to samo, zanim poszła do Hogwartu.

Nigdy nie pokazuj, że można cię zranić, bo inni to wykorzystają.

- Ale trudno jest być obojętnym. - powiedziała cicho Lily. Severus położył rękę na jej policzku, a ona przytuliła twarz do jego dłoni, nakrywając swoją. Kciukiem starł zbłąkaną łzę.

- Wiem, Lily. - Severus doskonale wiedział, jak trudno jest ukrywać własny ból i jakie są tego konsekwencje. - Ukrywaj ból przed tymi, którzy cię ranią, ale nie przede mną. - zielone oczy spotkały czarne. - Kocham cię, Lily i zrobię dla ciebie wszystko, żebyś tylko była szczęśliwa. - Lily przytuliła się do jego klatki piersiowej, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Severus otoczył ją ramionami, opierając podbródek na czubku jej głowy, a jedną ręką gładząc kasztanowo rude włosy.

- Ja też, Sev. - odparła szeptem Lily. - Cieszę się, że tu jesteś. - łza, tym razem szczęśliwa spłynęła po jej policzku, a twarz rozjaśnił uśmiech. Rozmowa z Severusem bardzo jej pomogła. Rana na sercu zaczęła znikać, a ból, spowodowany przez Jamesa, słabnąć.

- Nie pozwolę, by Potter dalej cię ranił. - obiecał Severus, głosem mówiącym, że jak mówi, tak zrobi. - Już ja tego dopilnuje. - Lily odsunęła się, by na niego spojrzeć.

- Nie rób nic, Sev. Przecież wiesz, że jak Potter się dowie o nas, to zagrozi to twojej roli szpiega. - Lily obawiała się, że jeśli James dowiedziałby się, że odeszła od niego i związała się z Severusem, byłby gotowy go aresztować. Właśnie w tej chwili zaczęła się zastanawiać czy byłoby skłonny posunąć się do wydania go Voldemortowi. Ta myśl wywołała u niej dreszcze strachu. Lily nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby coś się stało Severusowi.

- Nie martw się, Kochanie. Nic mi nie będzie. - Severus czuł ciepło na sercu, słysząc troskę w głosie Lily. Martwiła się o niego. I to nie tylko jak o przyjaciela.

- Boję się jaką zemstę Potter zaplanuje dla ciebie. - Obawy Lily były słuszne. Jednak...

- Ale zapominasz o jednej rzeczy, Lily. - kobieta uniosła brwi.

- Jakiej? - na twarz Mistrza Eliksirów wpłynął chytry uśmieszek, który Lily znała, aż za dobrze.

- Że nie jestem Ślizgonem za nic. - czarownica w jego ramionach zaśmiała się, chowając twarz w jego szacie. Cały Severus! Lily wiedziała, że jest Ślizgonem na wskroś. Ślizgonem o dobrym sercu, w którym się zakochała.

###

Wczesnym rankiem pierwsze promyki słońca zaglądały do jednej z dwóch zajętych sypialni. Ten pokój różnił się od drugiego. Był w ciemniejszych barwach granatu i kremu. W łóżku spokojnie spał młody mężczyzna o czarnych włosach i oczach, w tej chwili skrytych pod powiekami.

Śnił. W jego snach była obecna pewna roześmiana czarownica, mająca zielone oczy, pełne blasku i kasztanowo rude, falowanie włosy.

Lecz jego spokojny sen został brutalnie przerwany. Nagły ogień palący jego przedramię, bestialsko wyrwał go z krainy Morfeusza. Mistrz Eliksirów szybko wyszedł spod kołdry, wsuwając bose stopy w brązowe kapcie. Podwinął rękaw, by ujrzeć palący, czarny tatuaż obrzydliwie wijącego się węża i czaszki. Nie czekając dłużej Severus sprawdził godzinę. Szybkim rzutem oka na zegar zobaczył, że jest prawie piąta rano. Cokolwiek chce Czarny Pan, musi to być bardzo pilne, bo inaczej nie wzywałby go o tak wczesnej porze.

Mężczyzna wstał i po krótkiej wizycie w łazience, szybko przebrał się w znienawidzone, czarne szaty Śmierciożercy. Ekspresowo, by nie tracić czasu, napisał krótką notatkę na skrawku pergaminu. Zabierając białą maskę, której tak bardzo nie cierpiał i różdżkę wyszedł z pokoju.

Szybko przemierzał korytarz, aż dotarł do pokoju Lily. Cicho, by nie obudzić śpiącej kobiety, wszedł do środka, gdzie położył notatkę na stoliku obok łóżka. Zanim wyszedł, pochylił się i delikatnie pocałował śpiącą ukochaną w czoło, w myślach szepcząc obietnicę powrotu. Po ostatnim rzucie oka na śpiącą Lily, Severus aportował się do miejsca godnego samego Lucyfera.

W przytłumionych przez mgłę ponurych promieniach słońca stał Czarny Dwór. Siedziba okrutnego czarnoksiężnika, terroryzującego czarodziejski świat.

Mistrz Eliksirów wyczyścił umysł ze wszelkich emocji, stawiając swoje tarcze oklumencji, by stawić czoła Lordowi Voldemortowi.

Severus przeszedł przez bramę, a szaty za nim falowały. Im bliżej wejścia był, tym bardziej zacieśniał się węzeł strachu, który zawsze towarzyszył mu w tym dworze. Nie był głupcem, czując strach. Każdy, nawet najmniejszy błąd mógł kosztować go życie. A pewien poziom strachu pozwalał mu zachować ostrożność.

Po przejściu przez hol, a potem masę opustoszałych korytarzy, oświetlonych rzadkimi pochodniami. W końcu dotarł do celu swojej podróży. Utrzymując twarz gładką, Mistrz Eliksirów pewnym krokiem wszedł do sali tronowej Lorda Voldemorta.

Była już obecna większość Wewnętrznego Kręgu, ale samego czarnoksiężnika nie było widać. Severus dołączył do innych. W tej właśnie chwili drzwi otworzyły się ponownie, a do środka wszedł Lord Voldemort, we własnej osobie.

Czarnoksiężnik przeszedł pomiędzy swoimi Śmierciożercami, którzy skłonili się przed swoim panem. Voldemort nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego przechadzał się przed szeregiem odzianych w czerń postaci z białymi maskami. Czerwonymi oczami skanował każdego.

- Moi wierni słudzy! - odezwał się w końcu Czarny Pan, zatrzymując się na środku pokoju. Severus drgnął pod maską, podobnie jak inni zaskoczony nagłym odzewem. - Na pewno każdy z was zastanawia się, po co zebrałem was tutaj o tej porze. - głęboki głos Czarnego Pana niósł się echem po cichym pomieszczeniu. Czarnoksiężnik rozpostarł ramiona na boki. - By świętować!

Następny rozdział: "37. Męka"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro