38. Wrota śmierci ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Koniec. - Remus z zadowoleniem założył ramiona. Syriusz rzucił swoje karty na stół niczym rozpieszczone, niezadowolone dziecko. Lunatyk nauczył go takiej mugolskiej gry w karty, ale zawsze przegrywał. Nie to, co w szachy, czy Eksplodującego Durnia, gdzie z reguły wygrana była jego.

- To nie fair! - Molly, która, bawiąc małego George'a, obserwowała grę, pokręciła rozbawiona głową. Fred spał w pokoju na górze, a Bill, Percy i Charlie byli u ciotki Tessie. Zaś Arthur w pracy. Ona sama ostatnimi czasy często spędzała sporo czasu na Grimmauld Place. Syriusz nie miał nic przeciwko, szczególnie gdy miał dzień wolny, bo nie musiał siedzieć sam w pustym domu.

- Wiesz, Syri, statystycznie powinieneś wygrać przynajmniej raz. - Remus drażnił przyjaciela, który w tej chwili zachowywał się na rozpieszczony bachor, niezadowolony z powodu przegranej. Którejś z kolei.

- Bardzo zabawne, Lunatyku. - mruknął Syriusz pod nosem, powodując chichot obecnych. - Jak ty to robisz?

- Mam strategię, Łapa. - Syriusz wydął wargi.

- Jasne. Jak można stworzyć jakąkolwiek strategię, skoro nigdy nie wiesz jakie karty dostaniesz? - Remus uśmiechnął się.

- Właśnie na tym to polega. Dostosować strategię do okoliczności.

- Hmpf!

- Daj spokój, Łapa. Choć w jedną grę pozwól się ograć.

- Robisz to już od godziny, Lunatyku. - zauważył Syriusz, krzyżując ręce.

- Rewanż? - Zapytał Remus, tasując karty. Łapa skrzywił się.

- No dobra. Ale ostatni raz! - zastrzegł z udawaną groźbą. Remus zaśmiał się. Mały George, widząc śmiejących się dorosłych, również postanowił do nich dołączyć, klaskając małymi, pulchnymi rączkami, a zaraz potem sięgając nimi po karty.

- Masz już chętnego do gry w przyszłości, Lunatyku. - Zażartował Syriusz.

- Na pewno nie szybciej niż za kilka lat, Syriuszu. - powiedziała Molly, odsuwając stos kart, poza zasięg małych rączek Georga. - Na razie tylko sobie popatrzymy, prawda George? - chłopiec zaklaskał i zaśmiał się wesoło, gdy jego mama połaskotał go po boczkach.

- Masz wsparcie publiczności, Łapa. Może tym razem uda ci się wygrać. - Remus nie mógł się powstrzymać od podrażnienia swojego przyjaciela. Syriusz prychnął, ale mimo wszystko się uśmiechnął. W końcu to tylko gra.

- Jak dziś było w pracy, Syriuszu?

- Nie byłem. Od dziś mam urlop. - Syriusz był bardzo zadowolony z tego powodu. - W końcu mogę się wyspać. - Według Syriusza to był chyba najlepszy element wolnego tygodnia.

- Szczęściarz. - mruknął Remus, który, mimo że lubił swoją pracę, już od paru tygodni śnił o urlopie. Na razie jednak nie miał na co liczyć. - Nie żal ci zostawiać swojego partnera samego?

- James spokojnie da sobie radę beze mnie. - zapewnił Syriusz. - Poza tym o już nie ma czasu na nasze wypady do Trzech Mioteł. - Łapa skrzywił się trochę.

- A to czemu? - zapytała Molly, prostym zaklęciem ostrząc złamaną kredkę. Syriusz skrzywił się.

- Ponieważ Felicity na niego czeka. - pozostałe dwie osoby w pokoju również się skrzywiły. Tylko niewielka część Zakonu polubiła Felicity. Większość uważała ją za rozbijaczkę małżeństw. Syriusz potajemnie też tak uważał, ale nie powiedział tego głośno, szczególnie przy Jamesie. Wściekłby się.

- Nie lubię jej. - oznajmił Remus, rzucając kartę na stos.

- Jeśli mam być szczera, to ja też nie. - zgodziła się Molly, lekko skrzywiona. - Kto może być na tyle podły, by rozbić czyjeś małżeństwo?! - Pani Weasley była bardzo tym faktem oburzona.

- Odpowiedź nasuwa się sama. - rzekł Remus, wyrzucając kolejną kartę. - Felicity.

- James wspominał może, co się stało, wtedy w bibliotece? - zapytał Syriusz ciekawie, po chwili ciszy, która była przerywana tylko odgłosem kart rzucanych na stół. Nadal nie dawało mu to spokoju. Co takiego się stało, że Lily doprowadziło prawie do płaczu?

Remus wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia, ale coś mi mówi, że oboje mieli z tym coś wspólnego. - stwierdził Remus, nie wiedząc, jak blisko jest prawdy.

- O czym mówicie? - Molly brzmiała na zainteresowaną. Syriusz westchnął.

- Jak wiesz, po ostatnim spotkaniu ja, Remus i Snape zostaliśmy zatrzymani przez Dumbledore'a. Lily w tym czasie była w bibliotece i szukała tej książki co Mary. Gdy skończyliśmy, wyszła zapłakana z biblioteki, a po niej James z Felicity. - streścił Syriusz. Molly wyglądała na złą i jednocześnie współczującą.

- Ta cała Felicity maczała w tym palce, ja wam to mówię! - temperament matriarchy Weasley'ów zaczął dawać o sobie znać. Syriusz przypomniał sobie, dlaczego nie należy stawać tej kobiecie na drodze.

- Ja uważam, że James też miał w tym swój udział. - Remus niechętnie to stwierdził, ale tak malowała się rzeczywistość.

- Nie mam pojęcia, gdzie James ją znalazł, ale nie spodobała mi się, jak tylko ją zobaczyłam. Wygląda na taką cwaniarę. - Molly była szczera, aż do bólu. Remus przelotnie pomyślał, że dobrze, że Jamesa nie ma i tego nie słyszy, bo z całą pewnością byłaby z tego awantura. - To oburzające! Niech ja ją przyłapię na ranieniu Lily, jakąś podłością. Już ja dam jej nauczkę! - Obaj czarodzieje byli pewni, że na miejscu Felicity byliby bardzo ostrożni.

- James nie da złego słowa na nią powiedzieć. - zauważył Remus, co było świętą prawdą. Molly wyprostowała się. Mały George zupełnie ignorował dyskutujących dorosłych. Zamiast tego tworzył artystyczne bohomazy.

- Nie interesuje mnie to. Lily to dobra i wrażliwa kobieta, nie zasługuje na takie traktowanie! - Syriusz był pewien, że Molly spełni swoje groźby, gdy tylko będzie miała okazję i na pewno nie zapyta Jamesa o zdanie.

- Niech Felicity boi się zemsty Molly Weasley. - powiedział Syriusz, będąc zupełnie poważnym.

- Na miejscu ich obojga bardziej obawiałbym się zemsty Severusa Snape'a. - palnął bez zastanowienia Remus, ciągnąc kartę ze stosu. Syriusz wyglądał na nie do końca zadowolonego, ale Molly energicznie kiwała głową.

- Szczerze mówiąc, dziwię się, że Severus jeszcze nic nie zrobił. - powiedziała Molly, marszcząc brwi. - Zwykle nie zwleka z zemstą. To trochę nietypowe. - trochę niechętnie to mówiła, ale taka była prawda. Jeśli musiał się mścić, nie czekał tylko robił to w najbliższym, dogodnym momencie.

- A ja znam odpowiedź, dlaczego. - stwierdził Remus z nutą zadowolenia. Syriusz po chwili rozmyślania znał odpowiedź.

- Lily? - wilkołak pokiwał twierdząco głową.

- Tak. Jest prawdopodobnie jedyną osobą ratującą Jamesa przed dłuższym pobytem w Świętym Mungo. - Syriusz prychnął.

- Akurat! Snape nie posunąłby się do czegoś więcej jak kilka sarkastycznych komentarzy. - Molly zaprzeczyła, potrząśnięciem głowy.

- Nie widziałeś go, gdy Lily opowiadała, co jej się przytrafiło. Wyglądał gorzej niż wściekły bazyliszek. - Molly do tej pory pamiętała jego twarz, gdy usłyszał, że James ją pobił.

- W końcu to Śmierciożerca! - Niechęć Syriusza przeważała nad faktami.

- Przestań, Łapo! Wiesz przecież jaką ważną pracę Severus wykonuje dla Zakonu. - Remus zbeształ przyjaciela, przyprawiając ostrym spojrzeniem.

- I jakie wiąże się z tym niebezpieczeństwo dla niego. - dodała Molly, również potępiając antypatię Syriusza do Severusa. - Z każdym wezwaniem może stracić życie.

- To nie zmienia faktu, że nosi na przedramieniu Mroczny Znak. A kto raz jest Śmierciożercą, ten zostaje nim na zawsze. - Molly i Remus podzielili się identycznym spojrzeniem. Nie przekonają Syriusza Blacka do zmiany zdania, choćby bardzo się starali.

- To nie zmienia też faktu, że Felicity powinna się pilnować. - podsumował Remus.

- O tak! Moim zdaniem, James nawet nie powinien jej przyprowadzać na spotkanie. - Molly zawsze była energiczną i sympatyczną czarownicą, ale kiedy była zdenerwowana na coś lub kogoś...

- Co do tego mam... - Remus przerwał, gdy usłyszeli trzask otwieranych drzwi, a zaraz potem huk ich zamknięcia. Wilkołak spojrzał pytająco na przyjaciela.

- Spodziewasz się gości, Łapa? - Syriusz odłożył karty na stół i wstał z krzesła.

- Nie. Zobaczę kto to.

- Black! Lupin! Jest tu ktokolwiek, do jasnej cholery?! - Syriusz nie zdążył zrobić trzech kroków, gdy rozległo się głośne wołanie, będące mieszaniną zdenerwowania i zmartwienia jednocześnie. W dodatku głos był, aż za dobrze znany Syriuszowi i nigdy nie powinien go słyszeć w tym domu.

Syriusz, szybko wyciągając po drodze różdżkę, w biegu opuścił kuchnię Grimmauld Place. Remus, który również rozpoznał głos, wybiegł za przyjacielem.

- Jakim sposobem ten... Na Merlina! - gdy tylko weszli do przedpokoju, przywitał ich najbardziej zaskakujący i makabryczny widok, jaki kiedykolwiek sobie wyobrażali.

W przedpokoju stał blady Lucjusz Malfoy w szatach Śmierciożercy z rękami umazanymi krwią. Tyle że tym razem nie swoją. Arystokrata przytrzymywał w pionie białego jak kreda, pół przytomnego Severusa Snape'a, ledwo stojącego na nogach w szatach przesiąkniętych krwią. Na podłodze w szybkim tempie rosła szkarłatna kałuża, a sam czarnowłosy czarodziej drżał niekontrolowanie, nawet nie próbując zapanować nad drgawkami. Nie miał pojęcia co się dzieje ani gdzie jest. Ogromny ból, dochodzący z każdej komórki jego ciała, odbierał mu zdolność logicznego myślenia. Mroczki szaleńczo tańczyły przed jego oczami. Nawet mruganie nie pomagało ich odpędzić. Nigdy by tu nie dotarł, gdyby nie Lucjusz, dzięki któremu wciąż stał w pionie.

- Na co się tak gapicie, na Salazara?! Pomóżcie mi zabrać go do jakiego pokoju, zanim się tu wykrwawi! - ostry, rozkazujący ton Lucjusza wzbudził dwóch Huncwotów z oszołomienia, w jakim się znaleźli. Remus szybko podszedł do dwóch ex Śmierciożerców i przełożył bezwładne ramię Mistrza Eliksirów przez szyję, pomagając Malfoy'owi prowadzić go w głąb domu. Cichy jęk uciekł z jego ust, którego nawet nie próbował powstrzymać.

- Musimy zaprowadzić go do pokoju na piętrze. - powiedział szybko Remus do Lucjusza, który kiwnął głową.

- Dobrze. Ale musimy się pospieszyć. Traci dużo krwi. - dwóch mężczyzn weszło na pierwszy stopień schodów. Syriusz, nadal będąc w stanie oszołomienia, automatycznie podążał za nimi z otwartymi oczami, śledząc, znaczące ich drogę, ślady krwi na ciemnej, drewnianej podłodze.

Molly zaciekawiona dłuższą nieobecnością dwóch Maruderów, wyszła z kuchni, mając George'a na rękach. Gdy zobaczyła pół przytomnego Severusa, ledwo powłóczającego nogami, prowadzonego przez dwóch czarodziejów po schodach na górę, otworzyła usta z zaszokowania. Stan w jakim był szpieg był makabryczny. Szkarłatna ciecz była wszędzie. Nigdy w życiu nie widziała tyle krwi.

Kobieta potrząsnęła głową, by się otrząsnąć. Szybko wepchnęła George'a Syriuszowi, który z zaskoczeniem uchwycił chłopca i biegiem ruszyła z powrotem do kuchni.

- Idę po Poppy! - zawołała przez ramię, biegnąc w stronę kominka. - Syriuszu, za chwilę zawiadomisz Dumbledore'a! - Syriusz automatycznie pokiwał głową.

Po krótkiej rozmowie przez kominek Molly odsunęła się od paleniska. Kilka sekund późnej z zielonych płomieni wyszła Madame Pomfrey ze swoją podręczną torbą medyczną.

- W jakim jest stanie? - wyraz twarzy Molly Weasley powiedział jej, jak bardzo jest źle.

- Bardzo źle. W życiu nie widziałam tyle krwi, Poppy. - obie kobiety bardzo prędkim krokiem wyszły z kuchni.

- Co się, na Merlina, stało? - zapytała Martina, szybko wspinając się po schodach.

- Nie mam pojęcia. - dwie czarownice weszły biegiem na korytarz. Syriusz, trzymając małego George'a na rękach, stał w wejściu jednego z gościnnych pokoi z szeroko otwartymi oczami. Krew była wszędzie.

Dwie czarownice minęły Blacka i weszły do pokoju. Lucjusz i Remus ostrożnie kładli już nieprzytomnego Mistrza Eliksirów na łóżku. Prześcieradła natychmiast zafarbowały się na czerwono. Uzdrowicielka błyskawicznie zabrała się do pracy. Stała nad rannym mężczyzną, machając różdżką. Zaklęcia diagnostyczne krążyły po bezwładnym ciele, a wyniki skanu pojawiały się na pergaminie.

Skanowanie trwało i trwało. Poppy w życiu nie była świadkiem tak długiego skanowania. Zwykle trwało ono kilka sekund. Po dziesięciu minutach skanowanie wreszcie dobiegło końca.

Poppy obejrzała się za siebie, zanim zaczęła zgłębiać wyniki skanów, gdzie nadal wszyscy stali w milczeniu.

- A na co wy jeszcze czekacie? WYNOCHA! - Martona wygoniła wszystkich z pokoju. - Molly, ty zostań. - Remus posłusznie wyszedł, natomiast Lucjusz nie ruszył się z miejsca, z niepokojem patrząc na przyjaciela. - Nie mam pojęcia, jak się tu dostałeś, panie Malfoy, ale ty też. JUŻ! - Malfoy niechętnie opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Gdy wyszedł z pokoju, obie kobiety natychmiast zabrały się za ratowanie życia Mistrza Eliksirów.

###

Lucjusz niechętnie opuścił pokój. Bardzo martwił się o przyjaciela, ale rozumiał, że musi pozwolić pracować uzdrowicielce. Severus był w bardzo ciężkim stanie. To był wręcz cud, że jeszcze żył po tylu godzinach tortur. I Lucjusz miał ogromną nadzieję, że Madame Pomfrey uda się go odratować. Nie chciał stracić przyjaciela. A Lily... załamałaby się, gdyby coś mu się stało.

- Co TY tutaj robisz, Malfoy?! - Lucjusz natychmiast został zaatakowany tyradę pytań Syriusza Blacka. Gdyby nie mały George na jego rękach, Syriusz już dawno rzuciłby się na arystokratę z różdżką.

- Właśnie przyprowadziłem naszego szpiega, jakbyś nie zauważył, Black. - wskazał oczywistą oczywistość chłodnym tonem.

- Jak znalazłeś ten dom? Gadaj! - Lucjusz przewrócił oczami. Syriusz wyciągnął różdżkę i wymierzył ją w arystokratę. Oczywiście na tyle, ile pozwalał mu mały George, który ciekawie obserwował otoczenie i wpatrywał okazji do bliższego zapoznania się z podłogą.

- Tajny Strażnik podał mi adres. - to było przecież oczywiste.

- Kłamiesz! - zawyrokował ostro Syriusz. - Dumbledore nigdy nie podałby ci tego adresu, Malfoy!

- Spytaj naszego drogiego dyrektora. - poradził Lucjusz, nie kryjąc irytacji.

- Syriusz, opuścić różdżkę. - poprosił Remus, postanawiając interweniować. Syriusz spojrzał zdziwiony na przyjaciela.

- Co ty mówisz, Lunatyku? Przecież to...

- Malfoy jest nieoficjalnym członkiem Zakonu. - Wilkołak uchylił rąbka tajemnicy.

- Jasne! A Voldemort rozdaje cukierki na znak przyjaźni! - zadrwił Syriusz, dalej celując różdżką w Lucjusza.

- To nie jest rozmowa, która powinna być prowadzona na korytarzu. Dajmy Poppy pracować w spokoju. - dodał Lunatyk, widząc, jak jego przyjaciel otwiera usta. Syriusz niechętnie kiwnął głową i opuścił różdżkę, ale jej nie schował. Mężczyzna wzdrygnął się niezauważalnie, gdy przed oczami stanął mu widok zakrwawionego Snape'a. Mógł go nie lubić, ale nawet on nie zasługiwał na to, co mu zrobiono.

- Ty wyjaśnij Black'owi, co trzeba, Lupin, a ja zawiadomię Dumbledore'a. - oznajmił Lucjusz, schodząc na dół. Nie podobał mu się pomysł wtajemniczania kuzyna swojej żony w to wszystko, ale nie było innego wyjścia. Malfoy po drodze transmutował swoje ubranie w zwykłe szaty i usunął z siebie krew. Nie miał zamiaru straszyć, gdyby ktoś wszedł do gabinetu dyrektora.

- Dobrze. - Remus przyprawił przyjaciela ostrzegawczym spojrzeniem, gdy widział, jak ten już otwiera usta. Wilkołak usiadł i do tego samego zmusił Syriusza, a Lucjusz podszedł do kominka i wrzucił do niego proszek Fiuu, wywołując lokalizację gabinetu dyrektora.

- To, co ci teraz powiem, Syriuszu jest na sto procent prawdą. I proszę, powstrzymaj pytania, aż... - tyle usłyszał Lucjusz, zanim zanurzył głowę w płomieniach. Przed jego oczami ukazał się gabinet dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Sama Głowa Szkoły, mianowicie Albus Dumbledore nie spokojnie przemierzał gabinet, zatrzymując się nagle, gdy usłyszał szum sieci Fiuu.

- Dyrektorze. - arystokrata z szacunkiem skłonił głowę na przywitanie.

- Lucjuszu. Wiadomo co z Severusem? - starszy czarodziej brzmiał na autentycznie zmartwionego. Lucjusz westchnął ciężko.

- Przyprowadziłem go na Grimmauld Place i wezwaliśmy Madame Pomfrey. - dyrektor wyglądał na o wiele starszego, niż to jest w rzeczywistości.

- To naprawdę cud, że żyje. - odpowiedział szczerze Lucjusz, a w jego głosie brzmiał smutek i zmartwienie.

- Co się stało?

- Może przyjdzie, pan dyrektorze do Kwatery Głównej. Inni też są ciekawi. - Albus zgodził się, kiwnięciem głowy.

- Dobrze, Lucjuszu. Za kilka sekund tam będę. - Lucjusz wyciągnął głowę z płomieni i odsunął się od kominka.

- Tak sprawy wyglądają, Syriuszu. - zakończył Remus. W wielkim skrócie opowiedział przyjacielowi to, czego sam się nie dawno dowiedział. Syriusz wyglądał na oszołomionego, a mięśnie jego twarzy ogłosiły strajk, pozwalając szczęce opaść. Mały George na jego kolanach, rączką zamknął usta swojego tymczasowego opiekuna, chichocząc przy tym. Gdyby okoliczności były inne, Remus roześmiałby się, widząc taki obrazek.

- To jest... - Syriusz nie potrafił znaleźć właściwego słowa. W tej właśnie chwili z kominka wyszedł zaniepokojony dyrektor. - Dyrektorze, czy to prawda? - Albus machnął lekceważąco ręką.

- Nie teraz, Syriuszu. - starszy czarodziej usiadł na jednym z krzeseł przy stole. Lucjusz zajął drugie obok Lupina, a dalej od Black'a. - Opowiedz, co się stało, Lucjuszu. - blond włosy mężczyzna wziął głęboki wdech.

- Nie znam wszystkich szczegółów, bo nie byłem tam cały czas, ale w tej chwili mogę tylko powiedzieć, że Czarny Pan odkrył, że Severus jest szpiegiem. - ostre wdechu obecnych były zrozumiałe. - Nie wiem, jak i od kogo. Skupiłem się na wyciągnięciu go z tego piekła żywego, a nie na zbieraniu informacji.

- To dlatego wyglądał... Tak? - zapytał powoli Syriusz, przyswajając informacje.

- A co myślałeś, Black? Że Czarny Pan da zdrajcy Order Merlina Pierwszej Klasy i odprawi w pokoju? - zaszydził zimno Lucjusz, nie mogąc słuchać durnych pytań. Syriusz milczał, więc Lucjusz kontynuował. - Wiem tylko, że przebywał tam od dzisiejszego ranka.

- To jakieś kilkanaście godzin tortur. - mruknął Remus, bolejąc nad wymiarem cierpienia, jakiego doświadczył Mistrz Eliksirów w ciągu jednego dnia.

- Wykorzystałem najbliższą okazję, gdy wrzucili go do celi.

- Dobrze, że udało ci się go stamtąd wyciągnąć, Lucjuszu. I to tak szybko. - Dumbledore brzmiał na bardzo wdzięcznego. I w rzeczywistości tak było.

- Obawiam się, że za kilka dni nie byłoby kogo ratować. - stwierdził smutno arystokrata. Jednocześnie odczuwał ulgę, że tak się nie stało. - Czarny Pan ma bardzo głęboko rozwiniętą wyobraźnię. - I to wcale nie był komplement. Syriusz i Remus skrzywili się.

- Musimy poczekać na diagnozę Poppy. - stwierdził dyrektor. Znowu muszą czekać. Teraz jednak przynajmniej wie, że nic już mu nie zagraża.

- Powinniśmy powiadomić Lily. - powiedział Lucjusz, dając do zrozumienia, że jest to bardzo wskazane, a wręcz obowiązkowe. Syriusz nawet nie zapytał skąd tamten wie o Lily. Domyślił się, że Snape mu powiedział.

- Może powinniśmy poczekać na opinię Madame Pomfrey, zanim to zrobimy? - zaproponował Remus, nie chcąc narażać Lily na kolejne oczekiwanie, tym razem związane z leczeniem obrażeń Severusa. Jednak był, zaskoczony słysząc, jak mówi o niej bez jakiejkolwiek niechęci.

- Lepiej będzie, jeśli już dowie się, że żyje, a nie będzie dalej się zamartwiać. - Syriusz i Remus doszedł do wniosku, że Malfoy wie o czymś, o czym oni nie mają pojęcia. Zastanawiali się tylko, co to jest.

- Masz rację, Lucjuszu.

###

Ból...

Ciemność...

Chłód...

Cisza...

Dryfował pomiędzy jawą a snem. Nie wiedział, czy żyje, czy umarł. Gdzie jest. Co się dzieje. Nieznośny ból, odczuwalny przy każdym oddechu powiedział mu, że nadal jest wśród żywych.

Severus ledwo pamiętał dojście do celi. Jego ciało płonęło bolesnym ogniem, rwało go każde włókno jego istoty. Pamiętał ból, zapach krwi i lepką ciecz spływającą z ran na podłogę. Jego umysł i ciało cierpiało w agonii. Każdy oddech był bolesny.

A potem koniec.

Żaden czar atakował jego ciała. Czuł chłód kamieni, gdy leżał na kamiennej posadzce sali tronowej Voldemorta. Chłód, który przynosił ukojenie, jego ciału. Jak głośne dzwony, kroki odbijały się echem w jego głowie. Potem cisza, którą przerwały kolejne kroki.

Potem czuł, jak dwóch Śmierciożerów chwyta go za ramiona i podnosi. Z wielkim trudem udało mu się odchylić powieki. Cały świat wirował za mgłą. Przed oczami krążyły mroczki.

Śmierciożercy wyprowadzili go z sali i prowadzili krętymi korytarzami Czarnego Dworu. Snape skrzywił się, gdy głośno zaskrzypiały drzwi celi. Ktoś coś mówił, ale jego umysł nie rozróżniał słów. Został wprowadzony do środka i brutalnie rzucony na ziemię. Resztka świadomości kazała mu wyciągnąć ręce przed siebie, by zamortyzować upadek. Jego bolesny jęk zmieszał się z falą okrutnego śmiechu odbijając się echem w głowie Snape'a. Trzask drzwiami zabrzmiał dla niego jak drapanie paznokciami o tablicę.

Ostatkiem sił, Severus poczołgał się do ściany i oparł się o nią plecami. To wycieczka była równie bolesna, jak męcząca. Mężczyzna zmusił się, by podnieść powieki. Jego oczom ukazała się brudna i zimna cela w lochach Czarnego Dworu. Ponownie zamknął oczy.

Zastanawiał się, kiedy ta kara się skończy. Myślał o Lily i jej pięknych szmaragdowych oczach. Jej promiennym uśmiechu. Ciepłym brzmieniu jej głosu. Swojej jedynej osłonie przed nieuchronnym szaleństwem.

Czy będzie mu dane znów zobaczyć jego ukochaną Lily?

Nie chciał jej zostawiać. Nie, teraz gdy wszystko zaczęło się układać.

Myśli o niej powoli zaczęły odprowadzać go w stan nieświadomości.

Nagle drzwi otworzyły się po raz kolejny. Słyszał zbliżające się kroki. Napiął się, gdy ktoś wyszeptał inkantację, oczekując więcej bólu, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego przez jego organizm przeszło mrowienie, które rozluźniło jego ciało.

Ktoś go wolał, ale on nie rozpoznawał głosu. Severus poczuł, jak ktoś chwyta go za ramię i pas, ciągnąc w górę. Tysiące protestów jego ciała, spowodowało, że cichy jęk uciekł z jego ust. Ktoś coś powiedział, ale nie zrozumiał.

Następne, co pamiętał to, gdy ktoś prowadził go krętymi korytarzami i uczucie wciągania w wąską rurkę. Potem wszystko było jak za mgłą. Schody, huk drzwi, rozmowa, która do niego nie docierała i kolejne schody. Jego ostatnim wspomnieniem było, jak został położony na czymś miękkim, zanim wszystko stało się czarne.


Następny rozdział: "39. Wartość życia"

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro