39. Wartość życia ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily znów krążyła po salonie, będąc jak zwierzę zamknięte w klatce. Brak jakichkolwiek wieści od Severusa doprowadzał ją do szaleństwa, a już była na skraju załamania nerwowego. Bardzo bała się o życie swojego przyjaciela. Był tam sam od kilkunastu godzin. Nie wiedziała, co się z nim dzieje, co z nim robią. Może go torturowali. Lily miała już okazję poznać kreatywność tej zwyrodniałej bandy.

Narcyza siedziała w fotelu, nawet nie próbując jej powstrzymać od wydeptywania ścieżki w dywanie. Ona sama była zdenerwowana brakiem informacji od Severusa, ale także i Lucjusza, czy innych. Takie niekończące się oczekiwanie jest najgorsze. Nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy i jaki będzie jego wynik. Niepewność, czy żyje, czy też nie powoli zaciemnia umysł, odbierając zdolność myślenia i zwiększając strach.

Więc, gdy kominek nagle zapłonął, obie kobiety natychmiast poderwały głowy. Lecz z płomieni nie wyszedł oczekiwany właściciel Dworu, ale Lucjusz Malfoy.

- Lucjusz! - Narcyza rzuciła się na męża, mocno go przytulając i całując, jak zawsze, gdy wracał ze spotkań z Czarnym Panem. Teraz przynajmniej miała pewność, że on jest cały i zdrowy. - Nie jesteś ranny? - Malfoy zaprzeczył, pokręceniem głowy.

- Nie, Cyziu. Jestem w porządku. Ale Severus...

- Co z Severusem? - Lily podeszła do pary, będąc blada jak kreda. Lucjusz widział wyblakłe ślady łez na jej policzkach i strach w oczach.

- Jest na Grimmauld Place. - powiedział od razu. Nie chciał, by dłużej tkwiła w niepewności i była zdenerwowana. Zaczął od dobrych wieści. Ale wiedział, że musi też przejść do tych złych.

Lily wypuściła westchnienie ulgi. Czyli żył. Kilka szczęśliwych łez opuściło jej oczy. Mężczyzna, którego kocha żył. Pojawiło się jednak kolejne pytanie.

- Dlaczego jest na Grimmauld Place? Dlaczego nie wrócił tutaj? - Lucjusz i Narcyza wymienili spojrzenia, co nie uszło uwadze Lily. Pani Malfoy widziała po swoim mężu, że coś jest nie tak. I miała niejasne przeczucie, co to jest. Ale chciała się mylić.

- Może lepiej usiądź, Lily. - zaproponował Lucjusz, wskazując fotel. Lily ani drgnęła.

- Ale powiedz, co się stało, Lucjuszu!

- Powiem ci, Lily, ale usiądź. - rudowłosa kobieta niechętnie to zrobiła. Malfoy'owie zrobili to samo, siadając na kanapie. - Słucham. - Lucjusz wziął głęboki wdech, zanim powiedział trzy krótkie słowa.

- Severus został odkryty. - Lily pobladła o wiele bardziej, niż to było możliwe, rozchylając usta z zaszokowania, a zaraz potem je zasłaniając ręką. Była przerażona. Widziała, jak Voldemort traktuje swoich zwolenników. Co więc robi zdrajcom?

- Co?

- Nie wiem, jak się dowiedział, ani czy ktoś go zdradził. Na szczęście udało mi się go stamtąd wyciągnąć.

- W jakim jest stanie? - zapytała Lily dziwnie spokojnie. Ale tak naprawdę jej umysł i serce szalały ze zmartwienia. Twarz Lucjusza przyjęła zbolały wyraz.

- Nie będę, cię okłamał, Lily. Jest bardzo źle. - Lily natychmiast wstała. Ręce jej się trzęsły, a ona nie mogła powstrzymać zmartwienia.

- Chcę go zobaczyć. - oświadczyła poważne.

- Uspokój się, Lily. Madame Pomfrey już się nim zajmuje.

- Mimo wszystko chcę go zobaczyć. - upierała się Lily.

- I tak cię nie wpuści teraz do niego. - Narcyza z Lucjuszem próbowali uspokoić Lily i jakoś zatrzymać w miejscu. Nie chcieli, by widziała Severusa w takim stanie. To sprawiłoby jej jeszcze większy ból.

- Nie obchodzi mnie to! Nadal chcę tam być. Muszę... - głos Lily trząsł się z emocji, ale ona sama starała się trzymać. Lecz małżeństwo i tak widziało jej zmartwienie.

- Dobrze. Chodź. - Severus miał rację, mówiąc, że Lily jest uparta. Lucjusz nie wiedział tylko jeszcze jak.

###

- Nie ufam Malfoy'owi. - oświadczył Syriusz nagle, pewny swojego zdania. W kuchni Grimmauld Place, jak dotąd panowała cisza, przerywana, jedynie gaworzeniem małego George'a, który w tej chwili był u Remusa na kolanach i znowu coś bazgrolił kredkami. Wyczuwając ponury nastrój dorosłych, chłopiec był wyjątkowo grzeczny.

- Nikt cię nie zmusza, Syriuszu. - Dumbledore wyglądał na zmęczonego ciągłymi awersjami Black'a do poszczególnych członków Zakonu. To robiło się i męczące i irytujące. - Moje zaufanie wystarczy.

- Dlaczego to Malfoy poszedł powiadomić Lily? Skąd wie, gdzie jej szukać? Remus też mógł iść. Poza tym wszyscy znamy stosunek tego arystokratycznego...

- Nie wyrażaj się, Łapa. - Remus wskazał wzrokiem na małego chłopca na kolanach.

-... Człowieka do mugolaków. - Syriusz przełknął przekleństwo, którym z chęcią opisałby męża swojej kuzynki.

- Nie wiesz, Syri, że niektóre rzeczy są na pokaz? - zapytał Remus, jakby była to najoczwistrza rzecz na świecie.

- W jego przypadku, nie sądzę. - Remus tylko westchnął. Syriusz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale właśnie w tym momencie kominek zapłonął zielenią. Pierwszy z płomieni wyszedł Lucjusz Malfoy. Łapa nie wyglądał na zadowolonego jego widokiem. Już miał wygłosić jakąś kąśliwą uwagę, ale z płomieni wyszła blada, jak ściana, Lily. Syriusz natychmiast wstał z krzesła, podobnie jak Dumbledore.

- Gdzie on jest? - to było pierwsze pytanie, jakie Lily zadała, od razu po wejściu.

- Na górze. Ale Poppy się nim zajmuje.

- Pójdę tam. - Lily zrobiła dwa kroki, zanim Narcyza (której wejścia Syriusz nawet nie zauważył) położyła jej dłoń na ramieniu, zatrzymując w miejscu.

- Zostań, Lily. Znasz Madame Pomfrey. I tak cię nie wpuści. - Lily wyglądała na bardzo niechętną, co do tego pomysłu. Tak bardzo chciała być przy nim. Z westchnieniem opuściła na moment głowę.

- Masz rację. - Syriusz zmarszczył brwi, widząc wygląd Lily. Rudowłosa kobieta była blada, jej oczy szkliście błyszczały, a na twarzy były ślady łez. Wyglądała na bardzo zmartwioną. Syriusz poniekąd nie był tym zaskoczony. On sam czułby się podobnie, gdy to, na przykład Remus był w takim stanie. Tak się czuł w stosunku do Jamesa, wiedząc, że jest pod wpływem klątwy. Ale zmartwienie Lily było inne. Black nie był pewien, o kogo się martwi. O przyjaciela, czy kogoś więcej.

###

Dwie godziny późnej grupa czarodziejów i czarownic w stałym składzie oczekiwała na jakiekolwiek wieści o stanie zdrowia rannego Mistrza Eliksirów. Lily znów wydeptywała ścieżkę w podłodze, nie mogąc opanować nerwów. Nikt nawet nie kłopotał się z jej uspakajaniem. Syriusz zwątpił o trzech próbach. Po nim nikt już nie próbował, bo było to bezcelowe.

Przez cały ten czas nie padło żadne słowo. Każdy był zatopiony w swoich myślach.

Myśli Lily krążyły wokół jednej osoby. A mianowicie pewnego czarnowłosego czarodzieja, który był w tej chwili pod opieką uzdrowicielki. Martwiła się o niego. Nie wiedziała, w jakim jest stanie. Nie wiedziała nic. Ta niepewność była denerwująca. Jedyne czego była pewna, był fakt, że żyje. Mogła przynajmniej wykluczyć z głowy wszelkie czarne scenariusze, kończące się jego śmiercią. Teraz musiał poczekać tylko na raport Madame Pomfrey. Dlaczego tak długo to trwa?

Malfoy'owie siedzieli razem, również czekając na wieści o stanie Severusa. Lucjusz do tej pory miał przed oczami widok zakrwawionej postaci przyjaciela. Wiele razy widział ofiary tortur Czarnego Pana, ale nawet on był przerażony rozległością jego obrażeń. Lucjusz został wezwany dopiero po południu. Czarny Pan zdawał sobie sprawę, że nie może tak sobie zniknąć z pracy z Ministerstwa, bo byłoby to zbyt podejrzane. Gdy przyszedł do sali tronowej, dwóch Śmierciożerców wyprowadzało na wpół żywego Severusa. Na początku Lucjusz sądził, że został po prostu ukarany, ale późnej dowiedział się od innych, że został odkryty. Był przerażony, ale nie dał po sobie tego poznać. W tamtym momencie wiedział tylko jedno. Musi go stamtąd wyciągnąć. Od tamtej chwili zaczął planować, jak to zrobić. I udało mu się. Teraz oczekiwał na raport magomedyczki.

Syriusz w milczeniu obserwował byłą żonę przyjaciela. Nigdy nie widział Lily, tak zmartwionej. Czy naprawdę coś oprócz przyjaźni mogło ich łączyć?

Lily zawsze była za Snape'em. Od pierwszego roku w Hogwarcie, mimo że trafili do dwóch rywalizujących domów. Ich przyjaźń trwała, aż do piątego roku, gdy Snape nazwał ją „szlamą". Potem zaczęła spotykać się z Jamesem. Ale Syriusz widział, jak czasem na korytarzach, czy w Wielkiej Sali szukała wzrokiem Ślizgona. Gdy planowali zemstę na nim, za to, jak ją obraził, Lily prosiła, by tego nie robili. Chciała, by zostawili go w spokoju. Wcześniej James nigdy by mu nie odpuścił, ale na jej życzenie dali mu spokój. Nadal się o niego troszczyła. Mimo, że był na niego zła, nadal to robiła. Wtedy nie zwrócił na to większej uwagi. Uznał to za bez znaczenia. Ale teraz...

Syriusz zaśmiał się w duchu na tę ironię. Najpierw Snape własnoręcznie wpycha Lily w ramiona Jamesa, a potem on sam robi dokładnie to samo, pchając ją w stronę swojego szkolnego Nemezis.

Z jednej strony było to zabawne, ale zaś z drugiej oznaczało całkowite przekreślenie szansy na powrót Lily do Jamesa po zdjęciu z niego klątwy. Chociaż nie zapowiadało się, by miało to miejsce w najbliższym czasie. Szukali wszędzie przepisu na to antidotum, ale nigdzie nie mogli go znaleźć. A teraz, nawet jeśliby je znaleźli to ich Mistrz Eliksirów raczej nie będzie w stanie go uwarzyć.

Czyli Lily dłużej będzie spędzać dużo czasu ze Snape'em. I chyba tylko jemu to przeszkadzało, bo Remus nie miał nic przeciwko. Przeciwnie! Wyglądał, jakby był z tego zadowolony. Syriusz nie wiedział z czego się tu cieszyć. Że Lily pozwoliła się omotać temu Śmierciożercy?

Ten Śmierciożerca należy do Zakonu. Wiele ryzykował zdobywając informacje, a teraz walczy o życie.

Powiedział cichy głosik w głowie Syriusza. Była to prawda. Mógł nie lubić Snape'a, ale tak naprawdę nigdy nie życzył mu śmierci. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzył tego, co Voldemort zrobił Mistrzowi Eliksirów.

Kiedy usłyszeli stukot kroków na schodach, wszyscy spojrzeli w stronę drzwi. Lily nagle zatrzymała się w miejscu, a Malfoy'owie i Dumbledore wstali. Remus zrobił to samo. Syriusz postanowił do nich dołączyć.

Gdy tylko Madame Pomfrey i Molly weszły do kuchni, Syriusz usłyszała ostre świsty wciągniętych oddechów. Oczy Lily rozszerzyły się z mieszanką strachu i zmartwienia.

Prawie cały fartuch Poppy był umazany krwią, podobnie jak ubranie Molly. Madame Pomfrey zdążyła szybkim zaklęciem usunąć szkarłat ze swoich ubrań, zanim Lily w kilka krokach zbliżyła się do uzdrowicielki.

- Madame Pomfrey, co z Severusem? - zapytała zaniepokojona kobieta, sama bojąc się odpowiedzi. W głowie błagała, by nie było mu nic poważnego. Chociaż jak znała kreatywność Voldemorta...

- Będzie żył, chociaż nie ukrywam, że nie wiele brakowało. - Lily poczuła niewyobrażalną ulgę, ale i strach, co by było, gdyby Lucjusz na czas go stamtąd nie zabrał. Była naprawdę wdzięczna arystokracie. - Z Molly usunęłyśmy efekty prawie wszystkich zaklęć. Kilka drobniejszych skaleczeń i jedną dużą ranę, którą nie mam pojęcia, co spowodowało, a nie mogłyśmy jej usunąć, musiałyśmy zostawić, która musi zagoić się sama. Na pewno przez dłuższy czas będzie cierpiał na skutki klątwy Cruciatus. Musimy czekać, aż się wybudzi, ale wyliże się. Jak zwykle.

- Mogę do niego iść? - Madame Pomfrey uśmiechnęła się wyrozumiale do byłej i ulubionej uczennicy. Lily nie kryła się ze swoją troską o Severusa. Poppy śmiała nawet pomyśleć, że nie jest to zwykła troska o przyjaciela.

- Oczywiście, moja Droga. - Lily szybkim krokiem wyszła z kuchni, zostawiając pozostałych samych. Gdy rudowłosa kobieta zniknęła na korytarzu, matrona oparła ręce o boki. - A czy teraz ktoś mi wyjaśni, dlaczego był w takim stanie?

To było ostatnie, co Lily usłyszała, opuszczając kuchnię. Nie interesował jej dalszy bieg rozmowy, toczącej się w drugim pomieszczeniu. Jej umysł był całkowicie skupiony na śpiącym czarnowłosym czarodzieju w pokoju na górze.

Lily szybko weszła po schodach, prawie skacząc co drugi stopień. Przez korytarz wręcz przebiegła. Ale zatrzymała się z ręką na klamce. Dlaczego się wahała? Czy bała się zobaczyć, w jakim jest stanie? Co mu zrobili?

Rudowłosa kobieta nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi, wchodząc do środka. Zamknęła je cicho za sobą i odwróciła się do wnętrza pokoju. To, co zobaczyła sprawiło, że łzy samoistnie zakręciły się w jej oczach.

Na jednym łóżku w pokoju leżał nieprzytomny Severus. Jego twarz była nadzwyczaj blada. Czarne włosy rozsypywały się na poduszce, dookoła jego głowy w niespotykanym zwykle nieładzie. Był ubrany w białą koszulę i przykryty do pasa kadrą, ale i tak Lily widziała bandarze wokół jego torsu i rąk. Klatka piersiowa spokojnie unosiła się w miarowym oddechu, a powieki były zamknięte. Na jego twarzy nie było grymasu bólu, dzięki eliksirowi przeciwbólowemu.

Lily chwiejnym z emocji krokiem podeszła do łóżka przyjaciela i usiadła na jego kraju. Wzięła bezwładną dłoń Severusa w swoją, ściskając delikatnie. Z czułością odgarnęła złąkany kosmyk czarnych włosów z jego czoła, na którym lśniły drobniutkie kropelki potu. Dotykając jego czoła, kobieta czuła gorączkę.

- Stworek! - pomarszczony wiekiem skrzat pojawił się z trzaskiem w pokoju.

- Stworek, słucha, Madame Evans. - elf z fałszywym szacunkiem skłonił głowę.

- Przynieś mi miskę z zimną wodą i ściereczkę, Stworku. - poprosiła Lily, nie odrywając wzroku od nieruchomej postaci.

- Jak sobie Pani życzy. - skrzat zniknął z trzaskiem, a po chwili znów się pojawił z tym, o co poprosiła Lily. Następnie zostawił ją samą w pokoju. Uzdrowicielka zamoczyła białą szmatkę w zimnej wodzie, wykręciła ją i poskładaną położyła na czole nieprzytomnego Mistrza Eliksirów. Ten słabo poruszył głową w kontakcie z chłodnym materiałem, ale nic poza tym się nie wydarzyło.

Lily wstała z łóżka i przywołała fotel z rogu pokoju, stawiając go przy samym łóżku. Usiadła na nim, znów łapiąc Severusa za rękę. Siedziała, tak w ciszy obserwują miarowy ruch jego klatki piersiowej w oddechu.

- Co oni ci zrobili, Severusie? - zapytała szeptem rudowłosa kobieta, nie puszczając jego dłoni. - Dlaczego musisz tak cierpieć? Czy los już nie dość cię pokarał, rzucając w otchłań bólu i samotności? - jej głos był nie głośniejszy od szeptu. Kilka samotnych łez spłynęło po jej twarzy, ale Lily nawet nie próbowała ich otrzeć. - Ale nie będziesz już sam, Sev. Nigdy już cię nie opuszczę. Zawsze będę z tobą. Zawsze. - cicha obietnica, szeptana w ciemności rozświetlonej jedną świecą, przerwała bezgłos nocy. - Kocham Cię...

###

Syriusz siedział sam w salonie, przed kominkiem z filiżanką herbaty. Wszyscy już porozchodzili się do swoich domów, zostawiając pana domu samego, jakby nie liczyć dwóch osób w górze.

Madame Pomfrey odeszła pierwsza, mówiąc, że jakby coś się działo, to moją ją natychmiast wezwać. Doskonale wiedziała, że Lily także jest wykwalifikowaną uzdrowicielką, ale sama różnież chciała być informowana. Poza tym też martwiła się o Severusa.

Potem przyszedł Arthur i razem z Molly zabrali bliźniaków, wracając do Nory. Oczywiście był bardzo zaskoczony, a wręcz zaszokowany widokiem dwóch Malfoy'ów. Po usłyszeniu wyjaśnienia, Weasley'e wrócili do siebie, mając sporo do przemyślenia. Arthur był także bardzo zaniepokojony wieścią o odkryciu Severusa i pytał kilka razy, czy wszystko z nim w porządku.

Następnie przyszła kolej na Malfoy'ów. Narcyza pożegnała się i kazała obiecać kuzynowi, że natychmiast ich zawiadomi, gdyby coś się działo z ich przyjacielem. Syriusz niechętnie to zrobił. Lucjusz uprzejmie, a zarazem chłodno pożegnał się skinieniem głowy.

Krótko po czystokrwistej parze przyszedł czas na Dumbledore'a. Dyrektor przed odejściem przekazał Syriuszowi, że ma dbać o Lily i pilnować Severusa. Syriusz nie był zbyt zadowolony z tego drugiego zadania, ale zgodził się. W końcu, kto dyskutowałby z Albusem Dumbledore'em? Poza tym był pewien, że Lily raczej nie będzie chciała dopuścić go do Snape'a.

Teraz Syriusz był sam w salonie w cichym domu. W ręce trzymał filiżankę z herbatą, która już dawno wystygła. Jego umysł zaprzątały inne myśli.

Gdyby ktoś powiedziałby mu miesiąc temu, że mąż jego kuzynki, Lucjusz Malfoy okaże się zdrajcą Sam-Wiesz-Kogo i nieoficjalnym członkiem Zakonu, pogoniłby go precz, bo myślałby, że to wariat. Widział, jak arystokrata zachowywał się wśród ludzi. Wyniosły, zimny, arogancki, jednym słowem arystokratyczny.
Jednak jego wybór pokazuje, że Malfoy ma swój rozum.

Nie oznaczało to, że Syriusz od razu mu uwierzył. O nie! Malfoy to Ślizgon i napewno ma jakiś ukryty motyw. Nie odwróciłby się przecież od Czarnego Pana bez powodu. A w nagłą zmianę poglądów u tej konkretnej osoby, nie wierzył. Syriusz miał zamiar odkryć powód tej przemiany. Jakoś udało mu się przekonać Dumbledore'a, podobnie jak Snape'owi. A dlaczego dyrektor im uwierzył było już poza granicami rozumowania Syriusza.

Animag spojrzał na zegar, na którym wybiła godzina dwudziesta trzecia. Odkąd Lily poszła na górę do Snape'a, nie przestąpiła nawet progu jego pokoju, by wyjść. Nie widział jej ani przez chwilę, bo nie pojawiła się w kuchni, czy salonie. Chyba, że poszła do drugiego pokoju się przespać.

Syriusz odłożył filiżankę z zimną herbatą na stolik.

- Stworek! - pomarszczony skrzat pojawił się z popem.

- Mistrz, Stworka wzywał.

- Zabierz tę herbatę. - skrzat posłusznie (aczkolwiek niechętnie) zrobił to, o co go proszono.

- Czy Mistrz jeszcze czegoś sobie życzy?

- Nie. Może odejść. - skrzat zniknął, a Syriusz wstał. Postanowił zobaczyć, co robi Lily i zajrzeć do Snape'a. Gdyby były szpieg umarł pod jego wartą, nawet nie chciał wiedzieć, co by się z nim działo.

Syriusz wyszedł z salonu, wspiął się po schodach i otworzył bez pukania drzwi pokoju, w którym obecnie przebywał Mistrz Eliksirów. To nie tak, że odpowiedziałby na pukanie, nawet jeśli Animag by to zrobił.

Black wszedł do zaciemnionego pokoju, który rozjaśniał blask tylko jednej świecy. Gdy tylko podszedł do łóżka, czuł, jak przekracza magiczną barierę zaklęć monitorujących, które narobią ogromnego hałasu, gdyby coś się działo.

Mistrz Eliksirów leżał spokojnie bez ruchu. Nadal oddychał, a więc Syriusz mógł być spokojny o swój los. Nienaturalna bladość na twarzy czarnowłosego czarodzieja i bandarze, wcale go nie zdziwiły. I tak wyglądał lepiej niż, jak przyszedł. A raczej został przyprowadzony.

Jednak nie to wprawiło Syriusza w zaskoczenie.

Na fotelu obok łóżka siedziała Lily, pogrążona w śnie. Głowa przechylona na bok, oczy przykryte powiekami i miarowy oddech. Rudowłosa kobieta spała. Ale nie to rzuciło się w oczy Syriusza.

Były to dwie dłonie splecione w uścisku na białym posłaniu. Sposób, w jaki Lily trzymała dłoń Snape'a, zdecydowanie różnił się od tego, jak robiła to z ręką Jamesa. Syriusz nie wiedział dlaczego, ale dostrzegał subtelną różnicę. Widział drobną nutę czułości, której brakowało we wcześniejszym związku. Mógł to być szczegół, ale on go zauważył.

W pierwszej chwili chciał rozdzielić ich dłonie, zanim przypomniał sobie, że przecież Lily nie jest już żoną Jamesa. I to było winą jego przyjaciela, bo własnoręcznie wypchnął ją ze swoich ramion.

Syriusz westchnął cicho. Nie poznawał swojego przyjaciela. Gdyby James był sobą, nigdy by nie zdradził Lily. Przecież go znał. Widział, jak oczy mu błyszczały, gdy patrzył na narzeczoną, a późnej żonę. Chyba, że tak dobrze udawał. Ale Syriusz w to nie wierzył. Znał Rogacza bardzo dobrze. On nie był taki. Nie bawiłby się uczuciami Lily.

Animag podszedł do szafy, stojącej w rogu pokoju i z górnej półki wyciągnął koc. Po zamknięciu mebla, wrócił do Lily, rozkładając po drodze poskładany pled. Przykrył przyjaciółkę kocem i zbliżył się do świecy. Spojrzał krótko na śpiącą czarownicę, zanim jednym zdmuchnięciem zgasił płonący knot, a w pokoju zapanowała ciemność, rozświetlona tylko blaskiem księżyca i milionów gwiazd, zaglądających przez okna do pokoju

Po ostatnim spojrzeniu na splecione dłonie byłej żony swojego przyjaciela i swojego szkolnego Nemezis, Syriusz wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Będąc na korytarzu, mężczyzna skierował się do swojej sypialni, by skraść nocy kilka godzin snu.

Następny rozdział: "40. Oczekiwanie"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro