40. Oczekiwanie ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Lily obudziły, łaskoczące w twarz promienie słońca. Kobieta usiadła, przecierając oczy, przez chwilę zdezorientowana, gdzie jest. Lecz krótki rzut oka na postać leżącą nieruchomo na łóżko przypomniał jej o wczorajszych wydarzeniach. Przypomniała sobie, jak bardzo się martwiła, gdy Severus nie wracał przez kilka godzin, a potem, kiedy Madame Pomfrey leczyła jego obrażenia. Lecz teraz już po wszystkim.

Ale coś było nie tak. Lily nie mogła odrzucić od siebie lodowatego uczucia, jakie rosło w jej sercu.

Kobieta odsunęła z siebie koc na bok i przesiadła się na kraj łóżka, dotykając dłoni Severusa. Niemal natychmiast odskoczyła, gdy jej ręką zetknęła się z lodowatą skórą jego dłoni. Lily poczuła, jak jej serce zamarza. Szybko dotknęła jego twarzy, która miała tę samą temperaturę i kolor szarej kredy. Ale nie to tak bardzo ją przeraziło.

Nie oddychał.

- Nie... - Lily pokręciła panicznie głową, zasłaniając usta ręką. Kobieta chwiejnie wstała. - To nie może być prawda... - Drżącymi rękami, sprawdziła puls, którego... nie było.

Wizja Lily zawirowała, a ona sama upadła na kolana obok łóżka. Oddech przyspieszył. Panicznie zaczęła potrząsać jego ramieniem.

- Severus! Severus! - wołała histerycznie, nie dopuszczając do siebie tej konkretnej myśli. Po prostu nie mogła. - Sev... Nie możesz mi tego zrobić... - Załamana kobieta łkała w jego nieruchomą pierś, bezsilna w walce ze śmiercią, która zabrała ze sobą jej ukochanego. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że już go nie ma.

Że jest martwy...

###

Lily nagle wyprostowała się w fotelu, w którym zasnęła. Łapczywie brała kolejne oddechy. Serce biło jej, jak oszalałe, jakby przebiegła maraton. Drżącą dłonią dotknęła swojej twarzy, która była umazana łzami. Jej umysł nadal tkwił w sidłach koszmaru, stworzonego przez jej wyobraźnię. Spojrzała na Severusa. Musiał się przekonać.

Szybko przesiadła się na krawędź łóżka i ręką dotknęła jego dłoni, która była ciepła, a nie lodowata, jak w jej koszmarze. Klatka piersiowa mężczyzny spokojnie unosiła się w równomiernym oddechu. Serce Lily uspokoiło się, czując ulgę.

Żył.

Rudowłosa kobieta zakrył jedną ręką usta i stłumiła szloch. Właśnie w tej chwili uświadomiła sobie, jak blisko śmierci był Severus. Jak szybko mogła go stracić. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby tak się stało. Jego utrata byłaby jak odcięcie życiodajnego tlenu. Nie mogłaby bez niego żyć.

Ale był tu. Nieprzytomny, ale jednak był.

Lily tak bardzo chciała, by już się obudził. Brakowało jej jego sarkastycznych komentarzy. Chciała widzieć jego onyksowe oczy, śledzące jej ruchy. Bez jego głosu panowała ponura cisza, nawet wśród rozmów innych ludzi. Nie było w pobliżu pary smukłych dłoni, które trzymały ją w jego ramionach, gdy było źle, a czasem bez powodu.

Na razie leżał na łóżku nieruchomo. Z oczami skrytymi pod powiekami. W ciszy.

Lily nie mogła nic zrobić, poza upewnieniem się, że wszystko z nim w porządku. Kobieta wstała i rzuciła zaklęcie diagnostyczne. Gdy upewniła się, że jego stan jest stabilny i podała właściwe eliksiry, Lily poskładała koc i położyła go na fotelu. Domyśliła się, że Syriusz musiał go wczoraj jej dać. Czyli zajrzał do pokoju.

Czarownica spojrzała na drzwi. Tak bardzo nie chciała opuszczać Severusa, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, Syriusz sam po nią przyjdzie. Poza tym wczoraj z nerwów i zmartwienia nie mogła nic przełknąć. Dziś już było inaczej, bo wiedziała, że Severus jest w porządku.

Zanim wyszła, Lily pochyliła się nad łóżkiem i złożyła na wargach Severusa delikatny, ale czuły pocałunek.

- Wracaj do mnie szybko, Sev. Tęsknie za tobą... - wyszeptała Lily, odgarniając czarne włosy z jego czoła. Kobieta wyprostowała się i po nałożeniu jeszcze kilka zaklęć monitorujących, które ostrzegą ją bezpośrednio, wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.

W domu było cicho. Może poza małym hałasem, dochodzącym z kuchni. Twarz Lily wykrzywił nikły uśmiech. Wystarczy dopuścić Syriusza do garnków i ma się gwarancję sporego harmideru.

Lily zeszła po schodach i weszła do kuchni, gdzie już siedział Syriusz, walcząc z kawałkiem bekonu.

- Dzień dobry, Syriuszu! - odezwała się Lily od progu. Łapa podniósł głowę znad talerza.

- Cześć, Lily! Usiądź. - rudowłosa kobieta usiadła obok najlepszego przyjaciela swojego byłego męża. - Dobrze spałaś?

- Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. - przyznała Lily, smarując tosta dżemem truskawkowym. - A ty?

- Nie narzekam. Chociaż gołębie zrobiły sobie gniazdo nad moim oknem. Muszę coś z nim zrobić. - Lily uśmiechnęła się.

- Widocznie im odpowiadało.

- To nich co innego zacznie im odpowiadać. To gruchanie od samego rana mnie wykończy. - rudowłosa czarownica nie mogła powstrzymać krótkiego chichotu. - Jak Snape? - zapytał neutralnie Syriusz. Lily w duchu cieszyła się, że zrobił to bez niechęci.

- Od wczoraj bez zmian. - Animag słyszał w głosie Lily smutek.

- Czy mam wezwać Madame Pomfrey? Wiesz... Żeby dała mu te eliksiry i tak dalej. - Lily pokręciła przecząco głową.

- Nie trzeba, Syriuszu. Już dałam mu eliksiry, a opatrunkami zajmę się późnej. - Syriusz domyślił się odpowiedzi, jak tylko zapytał. I nie pomylił się. Lily chciała wszystkim zająć się sama.

- Rozumiem. - w kuchni nastała chwila ciszy, gdy każdy zajmował się swoim talerzem. - Od kiedy wiesz o Malfoy'ach? - Lily zatrzymała się w połowie odkładania sztućców na talerz. - Nie byłaś zaskoczona ich obecnością tutaj. - rudowłosa kobieta westchnęła.

- Od niedawna. Byłam w Prince Manor, gdy Lucjusz przyszedł. Nie wiedział, że tam jestem, więc zaskoczenie było obustronne. - rozbawiony wyraz twarzy Lily był podejrzany dla Syriusza.

- I tak od razu im zaufałaś? - zapytał z niedowierzaniem Animag. - Ta nagła przemiana nie wydała ci się dziwnie podejrzana?

- Na początku tak. Byłam ostrożna względem nich. - przyznała ostrożnie Lily. - Ale ufałam Severusowi, a on ma do nich zaufanie. - Syriusz prychnął.

- A Sam-Wiesz-Kto daje kwiaty i czekoladki mugolskim modelkom. - mruknął pod nosem mężczyzna, przez co dostał spiczaste spojrzenie od Lily.

- Czy twoja awersja do Severusa kiedyś się skończy? - zapytała Lily kwaśno. - Nie mówię, że macie zostać przyjaciółmi, ale przynajmniej zachowujcie się, jak na wasz wiek przystało.

- Powiedziałaś to swojemu przyjacielowi? - zapytał zgryźliwie. Lily uniosła brwi.

- Oboje doskonale wiemy, kto zaczyna większość z tych kłótni. - Syriusz miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na winnego. Mężczyzna westchnął ciężko, wyglądając, jakby miał bardzo trudny orzech do zgryzienia.

- Przyznaję, że czasem trochę przesadzam. - niechętnie przyznał Syriusz. Lily zdecydowanie polemizowałaby, czy „czasem" i „trochę", ale porzuciła temat.

- Takie trudne to było?

- Bardzo. - Lily nie mogła nie zachichotać z wyrazu twarzy Syriusza. Mężczyzna lekko się uśmiechnął, widząc poprawiony nastrój Lily. Chciał z nią o czymś poważnie porozmawiać, ale nie wiedział, jak zacząć. - Lily, możemy porozmawiać? - Lily, która już wstała, zatrzymała się w miejscu.

- Czy to ważne? Muszę wrócić do Prince Manor się przebrać i...

- Może zaczekać. - powiedział Syriusz, uspokajająco. To mogło zaczekać. Lily kiwnęła głową. - Jak chcesz, możesz tutaj zostać na kilka dni, Lily.

- Dziękuję, Syriuszu. - Lily była wdzięczna Syriuszowi, że to zaproponował. Takie codzienne wycieczki między Grimmauld Place, a Prince Manor stałyby się uciążliwe. Kobieta podeszła do kominka i wywołała lokalizację dworu i weszła w zielone płomienie.

Kilka sekund późnej wyszła z kominka w salonie Prince Manor. Nie zdążyła zrobić dwóch kroków, a przed nią pojawiła się Mispi, patrząc na nią wodnistymi oczami.

- Mispi wita Lady Lily z powrotem z Prince Manor. - skrzatka skłoniła się. Lily czuła, że nie o samo powitanie chodzi.

- O co chodzi Mispi? - zapytała kobieta, kucając na wysokości skrzatki. Mispi pokręciła nogą na podłodze, wyglądając niepewnie.

- Mispi i inne skrzaty martwią się o Mistrza Severusa, Lady Lily. Od wczoraj nie ma od Mistrza wieści. Lady Lily też była wczoraj zdenerwowana. My się martwimy. Mistrz Severus jest taki dobry dla nas, skrzatów. - Lily uśmiechnęła się lekko do domowej skrzatki. Severus czasem narzekał na emocjonalność skrzatów w Prince Manor, ale tak naprawdę nigdy mu to nie przeszkadzało. Gdy został sam, bo jego matka umarła, a Lily była na niego zła, Mispi o niego dbała, gdy wracał ze spotkań, przynosząc mikstury, czy też wzywając Madame Pomfrey.

- Severus jest w kwaterze głównej Zakonu, Mispi. Został odkryty jako szpieg i był ranny, ale na szczęście Madame Pomfrey już go wyleczyła. Teraz musi odpoczywać. - odpowiedziała Lily, pomijając kilka szczegółów. Mispi wyglądała na zadowoloną, że udzielono jej informacji. Była smutna, że odkryto pozycję jej Mistrza, ale była szczęśliwa, że jest już bezpieczny w dobrych rękach.

- Dziękuję, Pani Lily. Nie będziemy już się zamartwiać o Mistrza. - oczy skrzatki rozjaśniły się. Wargi Lily wygięły się w łagodnym uśmiechu. - Czy Mispi może coś zrobić dla Pani?

- Nie, dziękuję, Mispi. - skrzatka skłoniła głowę i z popem znikła. Lily wstała i poszła na piętro do swojego pokoju.

Po odświeżeniu się i zmianie ubrań, co wydarzyło się w rekordowo szybkim tempie, Lily spakowała do małej torby kilka ubrań i rzeczy osobistych. Późnej torbę zmniejszyła do wielkości pudełka zapałek i schowała. Jej następnym celem było laboratorium Severusa. Wiedziała, że nie lubił, jak ktoś myszkował po jego pracowni, ale Lily musiała zabrać stamtąd kilka, potrzebnych jej mikstur. Eliksiry warzone przez Severusa zawsze były wysokiej jakości. Co do innych nie miała tej pewności.

Po zabraniu wszystkiego, co trzeba, Lily wróciła kominkiem na Grimmauld Place. Syriusza nigdzie nie było widać. Ale rudowłosa czarownica go nie szukała. W tej chwili musiała jeszcze zajrzeć do Severusa, zanim pójdzie z nim porozmawiać.

Gdy weszła do pokoju, wszystko było tak samo, jak w chwili, gdy z niego wychodziła. Severus leżał nieruchomo, oddychając miarowo. Lily upewniła się, czy wszystko w porządku, rzucając po raz kolejny zaklęcie diagnostyczne. Wynik był bez zmian. Kobieta spojrzała na zegarek i stan bandaży. Stwierdziła, że za jakąś godzinę zmiana opatrunków będzie odpowiednia.

Teraz Lily cicho wyszła z pokoju (chociaż bardzo nie chciała opuszczać Severusa) i zeszła do salonu, gdzie, tak jak przypuszczała, zastała Syriusza.

Lily usiadła, a Animag nie wyrzekł nawet słowa. Wyglądał na głęboko zamyślonego.

- Syriusz? - Mężczyzna drgnął, wyciągnięty z zamysłu.

- Przepraszam, Lily. Zamyśliłem się. Już wróciłaś? - Syriusz wyglądał na zainteresowanego. Lily pokiwała głową.

- Tak. Zabrałam tylko kilka rzeczy i eliksiry. - mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Chciałeś ze mną porozmawiać, Syriuszu. - zaczęła Lily, gdy Animag milczał przez dłuższą chwilę. Mężczyzna westchnął, zanim zaczął mówić.

- Tak. Chciałem cię zapytać, jak dowiedziałaś się o Jamesie i... Jego romansie. - Lily zwęziła usta w wąską linię, a Syriusz nagle poczuł się trochę niewygodnie. - Nie zrozum mnie źle, Lily. Pytam, bo James nic mi nie mówi. Rozumiem, jak chcesz odpowiadać. To wasze prywatne sprawy...

- Nie. - przerwała mu Lily. - Zasługujesz na wyjaśnienie. Tamtego dnia... - Lily zaczęła swoją opowieść. Syriusz z uwagą słuchał każdego jej słowa. Na początku wszystko wyglądało na normalne. Aż do chwili, gdy usłyszała w Dziurawym Kotle o wynajętym przez Jamesa pokoju. Gdy dotarła do momentu, w którym przeszedł James, zawahała się. Lily nie wiedziała, czy powinna mówić Syriuszowi, że James podniósł na nią rękę. Ale Animag był spostrzegawczy i zauważył jej wahanie. Więc Lily powiedziała prawdę. W pierwszym momencie mężczyzna był tak zaszokowany, że mięśnie jego twarzy ogłosiły strajk. Na początku nie mógł w to uwierzyć, ale gdy Lily zaproponowała pokazanie swoich wspomnień w myślodsiewni z wielkim trudem przyjął to do wiadomości.

Potem powiedziała, jak udało jej się uciec i jak pojawiła się na progu domu Severusa. Syriusz, jak bardzo nie lubił Snape'a, musiał przyznać, że w tamtej sytuacji, był on jej najlepszą opcją.

Ale zapytał, dlaczego nie przyszła na Grimmauld Place. Lily odpowiedziała, że to było jedno z miejsc, gdzie James szukałby jej najprawdopodobniej w pierwszej kolejności. Poza tym nie miała już sił, aportować się drugi raz.

Po skończeniu całej opowieści Syriusz siedział w milczeniu, przyswajając, co właśnie usłyszał. Nie mógł sobie wyobrazić, jak jego przyjaciel podniósłby rękę na Lily. Nigdy by nawet o tym nie pomyślał. Ale znał odpowiedź na pytanie „dlaczego?".

Klątwa. To jest odpowiedź. Ale nie mógł o tym powiedzieć Lily, bo Dumbledore zakazał jej cokolwiek mówić. Nie tylko jej. Komukolwiek. Gdy zapytał, dlaczego dyrektor robi z tego taką tajemnicę, ten odpowiedział, że jest to bezpieczniejsze rozwiązanie.

- To już wszystko. - zakończyła Lily. Syriusz kiwnął głową.

- Rozumiem... - powiedział powoli Syriusz. - Dziękuję, że mi powiedziałaś, Lily. Choć musiało to być trudne. - Lily machnęła ręką.

- Ktoś powiedział mi kiedyś, że niektóre rzeczy trzeba zostawić za sobą. - powiedziała Lily, wstając. - Idę do Severusa. - kobieta wyszła, zostawiając Syriusza samego ze swoimi myślami.

Lily weszła po schodach na piętro i skierowała się do pokoju, gdzie leżał jej nieprzytomny przyjaciel. Severus leżał dokładnie tak, jak go zostawiła. Nieruchomo, spokojnie oddychając. Kobieta powiększyła torbę z eliksirami. Odsunęła trochę kołdrę na bok i rozpięła jego koszulę. Musiała zmienić jego bandaże, które w kilku miejscach były już trochę przesiąknięte krwią.

Kobieta z szoku zasłoniła usta ręką, gdy po odsłonieniu bandaża, zobaczyła ciągnącą się w poprzek, poszarpaną ranę na jego klatce piersiowej. Co ci sadyści mu zrobili?

Łzy zamigotały w jej oczach, ale nie pozwoliła im upaść. Lily szybko otrząsnęła się i zabrała się do pracy. Białą tkaniną, zmoczoną odpowiednim eliksirem odkażającym, zaczęła delikatnie przemywać ranę. Severus poruszył się niespokojne, a cichy jęk opuścił jego usta, gdy materiał zetknął się ze zranioną skórą. Lily natychmiast zatrzymała się na chwilę i spojrzała na twarz Severusa, na której było skrzywienie bólu.

- Ciiii... - Lily czule pogładziła go dłonią po policzku. - Nie chcę sprawiać ci bólu, Sev, ale muszę to zrobić. - Naprawdę nie chciała, by cierpiał, ale musiała zająć się jego ranami.

Gdy skończyła Severus był bledszy na twarzy niż przedtem. Nawet jeśli był nieprzytomny, odczuwał skutki swoich obrażeń. Lily z powrotem zapięła mu koszulę i przykryła kołdrą. Następnie usiadła znów na fotelu i czuwała przy jego łóżku w oczekiwaniu, trzymając go za rękę.

###

W takim grafiku minęły kolejne dni. Noc spędzona przy łóżku Severusa, śniadanie i pogawędka z Syriuszem, zmiana opatrunków i dalsze czuwanie nad czarnowłosym czarodziejem.

Syriusz nie komentował nieodstępowania Snape'a na krok przez Lily, ale nie mógł powiedzieć, że bardzo mu się to podobało. Im bardziej przybliżała się do Mistrza Eliksirów, tym dalej oddalała się od jego przyjaciela, któremu zbytnio to nie przeszkadzało. Ale Animag wiedział, że gdyby nie był przeklęty, byłoby zupełnie inaczej.

Lily prawie całe dnie, spędzała przy łóżku Severusa. Czasem cicho mówiła do niego, trzymając za rękę. Słyszała, jak mugolscy lekarze mówili, że pacjenci pogrążeni w śpiączce mogą nie reagować, ale słyszą, co się do nich mówi. I dzięki takim „rozmowom" z nimi szybciej wracali do zdrowia. Lily wierzyła, że Severus, nawet jeśli nie reaguje, słyszy jej głos i wie, że nie jest sam. Że czeka na niego.

O stanie Mistrza Eliksirów wiedziało, oprócz Lily, tylko pięć innych osób. Dumbledore powiedział, żeby na razie zostało to między nimi. Gdy Severus się obudzi, powiedzą Zakonowi. Wiedział, że były szpieg nie lubił wielkiego skupienia uwagi wobec niego. Nie był jak James Potter, który zawsze robił wokół siebie dużo szumu. Wolał być cichym obserwatorem.

Pewnego wieczoru Lily, jak zwykle siedziała przy łóżku Severusa, na głos czytając podręcznik do mikstur. Oczywiście miała świadomość, że, obecnie nieprzytomny Mistrz Eliksirów zna to wszystko doskonale. W końcu tego tytułu nie rozdaje się za nic. Jednak w bibliotece Syriusza brakowało bestselerowych mugolskich powieści, które znała lub czytała w Prince Manor. A poza tym postanowiła poczytać coś, co wiedziała, że Severus lubił, a eliksiry z całą pewnością się do tego zaliczały.

Lily właśnie skończyła czytać i przetarła oczy. Było już późno. Zegar na ścianie wskazywał dwudziestą drugą czterdzieści sześć. Kobieta odłożyła książkę na stolik. Westchnęła, gładząc kciukiem, trzymaną dłoń nieprzytomnego mężczyzny. Tak bardzo chciała, by w końcu się obudził. Minęło już pięć dni odkąd Lucjusz przyprowadził Severusa na Grimmauld Place, a on nadal pozostawał nieprzytomny. Ile to jeszcze potrwa?

Kobieta niechętnie puściła jego dłoń i wstała. Nie chciała go opuszczać. Najchętniej zostałaby przy nim całą noc. W Prince Manor tak by zrobiła. Ale tutaj był jeszcze Syriusz, który krzywo patrzył, gdy zauważył to. Lily nie była na niego zła. Jeszcze nie dawno była żoną jego najlepszego przyjaciela, a teraz siedziała przy łóżku innego mężczyzny, trzymając go za rękę. I to nie jakiegoś innego, ale Severusa Snape'a. Ale mimo, że to już przeszłość, Lily odnosiła wrażenie, że Syriusz nadal widział w niej żonę Jamesa.

Położyła dłoń na klamce, gdy usłyszała cichy jęk. Lily odwróciła się do łóżka, gdzie leżał Severus. Czarnowłosy mężczyzna oddychał szybciej i obrócił głowę na bok, ściskając dłońmi prześcieradło. Rudowłosa czarownica najpierw się przestraszyła. Dopiero po chwili zrozumiała, co się dzieje.

Miał koszmar.

Po tym, co przeszedł w Czarnym Dworze, wcale się nie dziwiła. Lily zbliżyła się do łóżka i usiadła przy wezgłowiu. Znowu złapała Severusa za dłoń, a drugą ręką delikatnie przeczesywała czarne włosy. Pod nosem mówiła łagodne słowa niby uspakajającą mantrę. Śniący czarodziej uspokoił się pod wpływem jej dotyku, znów zapadając w spokojny sen. Ale Lily się nie poruszyła. Nawet po upewnieniu się, że zasnął. Nie interesowało ją, co pomyślałby sobie Syriusz, czy ktokolwiek inny, gdyby teraz wszedł. Nie obchodził ją, czy wszyscy się dowiedzą o nich. Teraz to nie miało znaczenia. Severus już nie szpiegował i nie było obawy, że Voldemort zabije go za ten związek na kolejnym spotkaniu. Teraz mogli być razem, bez ukrywania tego w tajemnicy. Nie musieli grać.

- To już koniec, Sev. Nie musisz już do niego wracać. Nigdy. Powróciłeś stamtąd, by zostać. Zostać ze mną...

###

Wszędzie panowała ciemność. Otaczała go z każdej strony. Nie wiedział, gdzie jest. Nie widział nic. Tylko delikatnie zarysy czegoś, czego nie potrafił zdefiniować. Nie rozpoznawał tego miejscach. Ale nie miał nic przeciwko bycia tu. Jeśli tak wygląda najniższy krąg piekła, to nie było, aż tak źle. Miękka czerń była całkiem przyjemna. Mógł tu pozostać. Nie chciał wracać. Nie chciał znów utkwić w pełnej bólu, szarej rzeczywistości.

Jednak było w tym miejscu coś dziwnego. Wszędzie było ciemno i zimno, ale gdzieś tam tkwiła jasna iskierka. Czuł, jak cały czas coś ciepłego trzyma jego dłoń. Jak kotwica, nie pozwalając zabłądzić w ciemności. Nie wiedział, co to jest, ale nie chciał, by to ciepło znikło.

Ale po chwili, tak właśnie się stało. Jego kotwica zniknęła. Przenikliwe zimno otoczyło go z każdej strony. Dlaczego tak się stało?

Wtedy zaczął się zastanawiać. Co to było za miejsce? Severus wytężył wzrok. Wcześniej niezidentyfikowane rysy otoczenia, zaczęły się wyostrzać. Mógł dostrzec każdy kamień. Każdą nierówność. Severus miał nie odparte wrażenie, że zna to miejsce.

Gdy wszystko stało się wystarczająco widoczne, Severusa nagle olśniło. Już wiedział, gdzie jest. I wcale mu się to nie podobało. Była to cela w lochach Czarnego Pana. Ze wszelkich miejsc na Ziemi, nie chciał tu być.

Ciemne macki strachu zaczęły oplatać jego ciało. Kamienna podłoga zamieniła się w grzęznące błoto, które zaczęło go wciągać. Nie miał czego się złapać, by uratować życie. Panika powoli zaczęła kiełkować w jego umyśle. Chciał walczyć, ale nie miał sił. A jego kotwicy nigdzie nie było. Był w pułapce. Sam.

Ktoś na niego patrzył. Widok złowrogich czerwonych oczu nie opuszczał go. Były z każdej strony, w jaką spojrzał. Nie chciał ich widzieć. Każde spojrzenie w nie powodowało ból.

To był koniec.

Lecz nagle to się stało. Ciepło znów złapało jego dłoń. Obślizgłe macki rozluźniły uścisk, znikając całkowicie. Błoto także zniknęło, a widok celi rozpłynął się w mroku. Czerwone oczy już nigdy się nie pojawiły. Czuł delikatne, czułe palce przeczesujące jego włosy. Czerń znów stała się miękka i przyjemna. Nie było w niej chłodu. Słyszał głos. Cichy szept w ciemności, którego brzmienie uspokajało jego umysł. Znał ten głos. Znał bardzo dobrze, ale nie mógł skojarzyć, do kogo należy.

- To już koniec, Sev. Nie musisz już do niego wracać. Nigdy. Powróciłeś stamtąd, by zostać. Zostać ze mną... - ktokolwiek był właścicielem tego głosu, Severus wiedział, że jest dla niego bardzo ważny. Że zależy mu na nim. Może jednak tamten świat nie jest taki zły?

Jedno było pewne. Ktoś tam czekał na niego.



Następny rozdział: „41. Wspomnienia"

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro