41. Wspomnienia ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następne dni minęły podobnie do poprzednich. Lily prawie cały czas spędzała przy łóżku Severusa, a Syriusz postanowił wrócić do poszukiwania przepisu na antidotum, który był niekompletny. Jak na razie poszukiwania były bezowocne. Najwięcej, co udało się znaleźć to krótka wzmianka. Tyle. Syriusz martwił się, że nic nie znajdzie i jego przyjaciel już do końca życia zostanie pod wpływem tej paskudnej klątwy. Ale nie poddawał się.

Dziś Grimmauld Place było wyjątkowo ciche. Lily, jak zwykle była czytała cicho na głos przy łóżku Severusa. Syriusz zaś siedział w bibliotece, przeglądając książki.

Lily skończyła czytać kolejny rozdział i odłożyła książkę na kolana. Severus dalej leżał bez ruchu. Tylko unosząca się klatka piersiowa mężczyzny mówiła, że jest on żywy. Kobieta westchnęła i wstała. Wyszła cicho z pokoju i zeszła do kuchni, chcąc się czegoś napić. Lily wiele razy wolała iść samemu sobie coś zrobić, niż wołać Stworka, który spełniłby jej prośbę, ale zwyzywałby ją przy okazji od "szlam", gdy myślał, że nikt nie słyszy. Nie raz zastanawiała się, jak Syriusz wytrzymuje z tym skrzatem.

Rudowłosa czarownica nalała sobie wody do szklanki i oparła się o blat, powoli pijąc. Cieszyła się, że do tej pory nikt nie odwiedził Grimmauld Place poza Malfoy'ami. Była pewna, że Severus też nie chciałby być w centrum uwagi, będąc w takim stanie. Profesor Dumbledore postanowił, że powiedzą Zakonowi, jak się obudzi. Lily domyślała się, że wszyscy będą mieli masę pytań do byłego szpiega. Do tej pory nikt nie wiedział, jak został odkryty. Panna Evans nie wątpiła w zdolność szpiegowskie Severusa. Sądziła, że ktoś go zdradził, albo stało się to czystym przypadkiem. Lily miała tylko nadzieję, że to nie był James, który w akcie zemsty postanowił wydać jego pozycję. Nie sądziła, że to on, ale z drugiej strony nie sądziła też, że byłby w stanie ją zdradzić, czy uderzyć. Teraz nie mogła być przy nim niczego pewna.

Lily odłożyła pustą szklankę na blat i wyszła z kuchni, chcąc wrócić do Severusa. Miała cichą nadzieję, że wreszcie się obudzi. Minęło już osiem dni, lecz dla niej były one jak miesiące. Jego rana na klatce piersiowej była już raczej zaleczona, ale przez jakiś czas będzie mu dokuczać. Po pozostałych zadrapaniach nie było już śladu. Drgawki po Cruciatusie już prawie minęły, dzięki eliksirze przeciwdziałającym skutkom klątwy, który stworzył Severus. Tylko raz na jakiś czas mały skurcz, czy drgnienie przechodziło przez jego palce.

Nagle w salonie zaszumiał kominek. Nawet nie chciała zaglądać, kto przyszedł. Nie interesowało ją to. Jednak gdy przechodziła obok wejścia z salonu wyszedł nikt inny jak James Potter, wpadając na nią. Zaskoczony mężczyzna odruchowo złapał Lily w tali, ratując przed upadkiem. Kobieta od razu zesztywniała w jego uścisku. Już nie czuła się bezpiecznie w ramionach tego człowieka. Nie chciała czuć zimnych dłoni na swoim ciele, które w okamgnieniu podsunęła jej wyobraźnia. Natychmiast się wyplątała z objęć byłego męża.

- Co tutaj robisz, Evans? - zapytał Potter, puszczając zaskoczenie w niepamięć. Lily wyzywająco uniosła brew.

- A co cię to obchodzi, Potter? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Kobieta nie miała zamiaru opowiadać Potterowi i stanie zdrowia mężczyzny, którego ona kocha, a on nienawidzi. Nie chciała dawać mu powodu do radości.

- Cóż... - Okularnik udawał, że się zastanawia. - Jesteś w domu mojego przyjaciela, więc...

- Więc to jego sprawa, kogo gości w swoim domu. - przerwała bezceremonialnie Lily. - A poza tym nie muszę ci się spowiadać.

- Jako moja żona...

- Chyba ostatnio wyraziłam się jasno, ale zrobię to jeszcze raz. Nie jestem już twoją żoną! - powiedziała pojedynczo rudowłosa kobieta, kładąc nacisk na każde słowo. Ale mimo wszystko czuła się, jakby mówiła do ściany.

- Ty chyba też nie zrozumiałaś, wiec powtórzę. Nie uznaję tego rozwodowego świstka! - w innej sytuacji Lily, słysząc bardzo podobny dobór słów, uznałaby za zabawne. Ale teraz wcale ją to nie bawiło.

- To już nie mój problem. - stwierdziła Lily. - Idź do swojej kochanicy. Może pomoże ci to zrozumieć. - mars na czole Pottera mówił jasno, że nie podoba mu się jej ton.

- Nie jesteś nawet w połowie taka jak Felicity, Evans.

- Masz rację. - zgodziła się potulnie Lily. James zmarszczył brwi. Nie podobała mu się na nagła zgoda na ten temat. - Nie uwodzę żonatych mężczyzn i nie rozbijam małżeństw jak ona. - Lily odwróciła się, by odejść, ale James złapał ją mocno za ramię. - Puść mnie. - poprosiła Lily, drugą ręką ukradkiem wyciągając różdżkę.

- Nie skończyłem, Evans. - James nie puścił jej ramienia.

- Ale ja tak! - warknęła przez zęby rudowłosa czarownica. - Puszczaj mnie, Potter! - rozkaz Lily został zignorowany.

- Wolno się uczysz, moja Droga. - Jego oczy błysnęły podobnym chłodem jak tamtej nocy. - Nie pamiętasz lekcji, jakiej ci udzieliłem w liście? - Lily prychnęła.

- Tą słabą miksturą powodującą oparzenia? - zapytała kpiąco kobieta. - Spodziewałabym się po tobie czegoś bardziej kreatywnego. - Lily nagle szarpnęła się, uwalniając ramię z niechcianego uścisku. - Daj mi spokój, Potter, albo źle się to dla ciebie skończy. - zagroziła Lily, ostrzegawczym tonem, mówiącym, że nie żartuje.

- Grozisz mi?

- Ostrzegam. - odpowiedziała krótko Lily, odwracając się w kierunku schodów. Przyciągnięty odgłosami rozmowy Syriusz, zatrzymał się w wejściu do biblioteki, schowany za framugą drzwi. Wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, ale nie mógł się powstrzymać.

- Jeszcze do mnie wrócisz. - zawołał za nią Potter. - Będziesz mnie błagać. - Lily odwróciła się do niego, patrząc kpiącym wzrokiem.

- Przestań żyć marzeniami, Potter. - zadrwiła kobieta, przelotnie myśląc, że w rozmowach z Potterem udziela jej się sarkazm Severusa. - Nigdy do ciebie nie wrócę. - James zaśmiał się chłodno.

- Nadal mnie kochasz, Lily. - stwierdził James. - Wrócisz wcześniej, czy później. - Wyraz twarzy Lily wydał się mu podejrzany.

- Nie, James. - zaprzeczyła Lily. - Nie kocham cię. - odpowiedziała z powalającą wręcz szczerością. James wyglądał na zaskoczonego jej oświadczeniem. Syriusz zmarszczył brwi. Nie kocha Jamesa? To po jaką cholerę za niego wyszła?! Chyba że zmieniło się to już po tym wszystkim?

- A więc nauczę cię tej miłości. - oświadczył twardo James, pewien swego. Jemu się nie odmawia!

- Ty nie znasz znaczenia tego słowa. - odpowiedziała gorzko Lily, po czym odwróciła się i weszła po schodach na górę, zostawiając wściekłego i jednocześnie zaskoczonego James. Syriusz szybko i cicho wycofał się znów do biblioteki, udając, że nic nie słyszał.

Potter wzruszył ramionami i przeszedł kilka kroków przed wejściem do biblioteki. Syriusz udawał, że dopiero co go zauważył.

- James! Miło, że wpadłeś.

- Cześć, Łapa! - przywitał się James. - Stary, ty w bibliotece? Nie poznaję cię. - Syriusz westchnął teatralnie.

- No widzisz, James. Praca nawet na urlopie nie daje mi spokoju.

- Co tu robi, Evans? - Syriusz szybko myślał nad odpowiedzią. Doszedł do wniosku, że nie ma sensu ukrywać prawdy.

- Długa historia, ale ogólnie rzecz biorąc Snape został odkryty. - brwi James podniosły się.

- Co?! - Potter wyglądał na zaskoczonego tym objawieniem. Snape został odkryty? - Żartujesz.

- Nie. Tydzień temu dotarł tu ledwo żywy.

- Dalej tu jest? - Syriusz pokiwał twierdząco głową.

- Leży nieprzytomny na górze. - James sądził, że musiał być naprawdę ciężko ranny, że nie przenieśli go do Skrzydła Szpitalnego w Hogwarcie czy Św. Mungo.

- Było wiadome, że wcześniej, czy późnej tak by się stało. - oświadczył James, rozkładając się na fotelu. - Widać nasz podwójny agent nie jest tak dobry, jak mu się wydawało. - podsumował. Syriuszowi nie umknęła mu mała nuta złośliwej satysfakcji w głosie przyjaciela.

- Coś się stało, że przychodzisz, tak pod wieczór? - Animag postanowił zmienić temat.

- Czy musi się coś stać? Chciałem po prostu wyciągnąć mojego przyjaciela na kremowe do Trzech Mioteł. - Syriusz uniósł brwi zaskoczony, ale i zadowolony. Ostatnie kilka razy, gdy to Black namawiał Jamesa, tamten nie miał czasu, bo spieszył się do Felicity. Mężczyzna zastanawiał się skąd ta nagła zmiana.

- Jasne. Wiesz, że zawsze znajdę czas dla mojego najlepszego kumpla. - Tak, więc dwóch przyjaciół wyszło z biblioteki. Syriusz wezwał swój płaszcz, ubierając go w drodze do wyjścia. Chwilę późnej w domu rozległ się trzask zamykanych drzwi wejściowych, a w domu zapadła cisza.

###

Lily weszła po schodach, zostawiając za sobą niezadowolonego byłego męża. Nie była szczęśliwa, że Potter przeszedł na Grimmauld Place, ale nic nie mogła na to poradzić. To był domu Syriusza. Mógł on zapraszać sobie każdego, kogo sobie życzył. Nawet Pottera. W końcu byli przyjaciółmi. Lily nie mogła go, tak po prostu wyrzucić. To nie był jej dom. Ona sama była tu gościem.

Ale mimo wszystko nie podobało jej się spotkanie z Potterem. Dalej miała w pamięci te lodowate dłonie, podsunięte przez wyobraźnię, gdy złapał ją w tali. Kobieta mimowolnie zadrżała. Nigdy więcej nie chciała ich czuć.

Rudowłosa czarownica cicho weszła do pokoju, w którym spędziła ostatnie osiem dni, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Severus leżał dokładnie tak, jak go zostawiła. Jedyne, co się zmieniło to jego głowa przechylona na bok. Lily usiadła na fotelu, znów biorąc dłoń przyjaciela w swoją. Siedziała, tak przez kilka minut w ciszy, obserwując pogrążoną w śnie twarz mężczyzny. Wyglądał tak spokojnie. Jednak Lily brakowało jego uśmiechu. Nawet tego sarkazmu, który wiele razy ją bawił.

W domu rozległ się trzask drzwi wejściowych. Lily pomyślała, że Potter już wyszedł. Widocznie szybko załatwił to, co chciał od Syriusza. Cieszyła się, że już poszedł. Nie chciała po raz kolejny narażać się na rozmowę z nim.

Lily potrząsnęła głową. Nie chciała już dłużej myśleć o Jamesie. To już zamknięty rozdział. Zaczęła pisać nowy. Nową część, w której bohaterami są ona i Severus. Chciała ją zapisać szczęśliwymi chwilami z nim spędzonymi.

Teraz była przy nim. Czuwając przy jego łóżku. Trzymając za rękę. Oczekując, aż się obudzi. Lily przeniosła się na łóżko, ale ani na moment nie puściła dłoni Severusa. Kobieta podniosła jego rękę, przyciskając do niej czoło.

- Tak bardzo za tobą tęsknię, Sev... - wyszeptała cicho czarownica, a jej głos lekko się łamał. - Proszę... Wróć do mnie...

###

Severus dalej tkwi w mroku. Była to przyjemny mrok. Nie było obślizgłych macek strachu ani celi Czarnego Pana. Tylko miękka czerń.

Oraz kotwica. Ciepło, stale trzymające jego dłoń. Jego iskierka, dająca spokój. Ale coś się zmieniło. Severus rozejrzał się. Daleko w mroku rozbłysło małe światełko. Lśniło jak srebrna moneta wystawiona na słońce. Światło zbliżyło się. Srebrny okrąg zbliżył się do niego i Severus rozpoznał jako myślodsiewnię. Mężczyzna bez zastanowienia dotknął krystalicznego płynu, a natychmiast został wciągnięty we własne wspomnienia.

Spadł głową w dół w stronę słonecznego światła, jego stopy dotknęły ciepłą ziemię. Kiedy się wyprostował, zobaczył, że jest na prawie opuszczonym placu zabaw. Pojedynczy, wielki komin dominował na horyzoncie.

Spinner's End.

Jego rodzinne okolice. Znowu spojrzał na plac zabaw. Dwie dziewczynki huśtały się na huśtawkach, a jego młodsze "ja" stało nie daleko. Kościsty chłopak obserwował je zza kępy krzaków. Jego włosy były czarne i za długie, a jego ubranie było tak niedopasowane, że wyglądało, że specjalnie jest tak ubrany: zbyt krótkie dżinsy, obdarty za duży płaszcz, który mógł należeć do dorosłego mężczyzny, dziwną koszulę wyglądająca, jak fartuch. Mistrz Eliksirów podszedł bliżej do chłopca. Miał wtedy dokładnie dziewięć lat. Na twarzy starszego Snape'a zagościł mały uśmiech. Pamiętał ten dzień bardzo dokładnie.

- Lily, nie rób tego! - wrzasnęła starsza z nich. Ale kiedy huśtawka była najwyżej, dziewczynka pofrunęła w powietrze, dosłownie pofrunęła, prosto ku niebu, głośno się śmiejąc i zamiast połamać się na asfalcie placu zabaw, szybowała jak cyrkowy artysta na trapezie, zostając w powietrzu o wiele za długo i lądując o wiele za lekko. Starszy Severus wygiął lekko wargi, widząc małą Lily Evans. Rudowłosą dziewczynkę, którą kochał od pierwszego spotkania. - Mamusia powiedziała, ci, żebyś tak nie robiła! - Petunia zatrzymała swoją huśtawkę, szurając obcasami sandałów po ziemi i robiąc przy tym mnóstwo hałasu, po czym skoczyła na równe nogi, opierając ręce na biodrach. - Mamusia powiedziała, że nie możesz, Lily! - starsze „ja" Severusa skrzywiło się. Petunia nic się nie zmieniła. Długa szyja, twarz konia i ten sam charakter.

- Ale nic mi nie jest. - odpowiedziała Lily, wciąż chichocząc, - Tuney, spójrz tylko. Zobacz. co mogę zrobić. - Petunia rozejrzała się dookoła. Plac zabaw był opuszczony, z wyjątkiem nich i, o czym dziewczynki nie wiedziały, młodszego Severusa.

Lily podniosła z ziemi kwiatek, który spadł z krzewu, za którym czaił się czarnowłosy chłopak. Petunia przysunęła się, wyraźnie rozdarta pomiędzy ciekawością a dezaprobatą. Lily poczekała, aż Petunia będzie na tyle blisko, żeby mieć dobry widok, po czym wyciągnęła dłoń. Był na niej kwiat, otwierający i zamykający swoje płatki, jak jakaś dziwaczna wielousta ostryga.

- Przestań! - wrzasnęła Petunia. Mistrz Eliksirów przewrócił oczami.

- To cię nie skrzywdzi. - powiedziała Lily, ale zamknęła rękę na kwiecie i rzuciła go z powrotem na ziemię.

- To nie fair! - powiedziała Petunia, ale jej oczy śledziły lot kwiatu na ziemię i spoczęły na nim. - Jak ty to robisz? - dodała, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiała tęsknota. Ale straszy Snape wyraźnie słyszał w nim zazdrość.

- To oczywiste, prawda? - Severus patrzył, jak jego młodsza wersja nie mogła już się dłużej powstrzymywać i wyskoczyła zza krzewów. Petunia wrzasnęła i uciekła w stronę huśtawek, ale Lily, chociaż wyraźnie zaskoczona, została tam gdzie była. Chłopak wydawał się żałować swojego pojawienia się. Ciemny rumieniec pokrył jego ziemiste policzki, kiedy spojrzał na Lily.

- Co jest oczywiste? - zapytała rudowłosa dziewczynka. Dorosły mężczyzna, oglądający wspomnienie uśmiechnął się. Lily zawsze była ciekawa świata. To się nie zmieniło do tej pory. Severus spojrzał na młodszego siebie. Chłopak był bardzo spięty. Spojrzał szybko na Petunię, chowającą się teraz za huśtawkami, ściszył głos i powiedział:

- Wiem, czym jesteś.

- Co masz na myśli?

- Jesteś... jesteś czarownicą. - wyszeptał Snape. Mistrz Eliksirów przykrył ręką oczy. Zielonooka dziewczynka wyglądała na obrażoną.

- To niezbyt grzecznie, tak komuś powiedzieć! - Odwróciła się, zadzierając nos i odmaszerowała w stronę swojej siostry. Severus wygiął lekko wargi, rozbawiony całą sytuacją. Chociaż wtedy wcale to nie było zabawne.

- Nie! - powiedział młodszy Severus. Teraz był już bardzo czerwony i starszy czarodziej przelotnie zastanawiał się, dlaczego nie zdjął tego śmiesznie dużego płaszcza, dopóki nie pomyślał, że pewnie nie chciał pokazać fartucha pod nim. Pobiegł za dziewczynkami, wyglądając jak śmieszny nietoperz, jak swoja starsza wersja. Siostry uważały na niego, zjednoczone w dezaprobacie, trzymając się słupka jednej huśtawki, jak gdyby to było jedyne bezpieczne miejsce.

- Ty jesteś... - Snape powiedział do Lily. - Ty jesteś czarownicą. Obserwowałem cię przez chwilę. Ale w tym nie ma nic złego. Moja mama też nią jest, a ja jestem czarodziejem. - Śmiech Petunii był jak kubeł zimnej wody.

- Czarodziej! - wrzasnęła. Teraz kiedy już otrząsnęła się z jego niespodziewanego przybycia, wróciła jej odwaga. - Wiem, kim ty jesteś. Jesteś chłopakiem tego Snape'a! Żyją na Spinner's End przy rzece. - powiedziała Lily i wyraźnie było słychać w jej głosie, że uważa ten adres za niegodny polecenia. No tak. Petunia zawsze uważała się za lepszą. A po odkryciu magicznych zdolność jej siostry, urażona zazdrością, okazywała wyższość na każdym kroku. - Dlaczego nas szpiegujesz?

- Nie szpiegowałem! - powiedział młodszy Snape, zapalczywy, nieswój z brudnymi włosami w świetle słońca. - Nie szpiegowałem cię w każdym razie. - dodał złośliwie. - Ty jesteś Mugolką. - Chociaż Petunia z pewnością nie zrozumiała tego słowa, nie mogła mylić się, co do jego tonu. Starszy Snape uśmiechnął się złośliwie.

- Lily, chodź, idziemy stąd! - powiedziała ostro. Lily od razu posłuchała siostry, spoglądając na Snape'a, kiedy odchodziła. Stał patrząc na nie, kiedy maszerowały w stronę bramy placu zabaw, a starszy Severus, jedyny, który został, żeby go obserwować, rozpoznał gorzkie rozczarowanie, pamiętał, że planował ten moment od dawna i że wszystko poszło nie tak...

Otoczenie rozpłynęło się i zanim Severus zdążył się zorientować, zmieniło się wokół niego. Teraz stał w małym gąszczu drzew. Mógł zobaczyć skąpaną w słońcu rzekę lśniącą przez pnie. Cienie rzucane przez drzewa robiły chłodny, zielony półmrok. Dwoje dzieci siedziało naprzeciw siebie ze skrzyżowanymi nogami. Snape ściągnął płaszcz, w słabym świetle jego bluzka nie wyglądała już tak osobliwie. - ... i Ministerstwo może cię ukarać, jeżeli będziesz czarować poza szkołą, dostaniesz listy.

- Ale ja czarowałam poza szkołą! - Młodsza Lily był wyraźnie przestraszona, tym faktem i jednocześnie oburzona.

- My możemy. Nie mamy jeszcze różdżek. Pozwalają ci, kiedy jesteś jeszcze dzieckiem i nic nie możesz na to poradzić. Ale kiedy masz jedenaście lat. - pokiwał poważnie głową. - i kiedy zaczynają cię szkolić, wtedy musisz być ostrożna. - Przez chwilę panowała cisza. Dzieci siedziały naprzeciw siebie w milczeniu, a starszy Severus rozejrzał się po swoim otoczeniu. Od razu rozpoznał, gdzie jest. To było ich ulubione miejsce w dzieciństwie.

Lily podniosła gałązkę, zakręciła nią w powietrzu i Severus wiedział, że wyobraża sobie lecące z niej iskry. Następnie upuściła gałąź, nachyliła się ku chłopcu i powiedziała:

- To prawda, tak? To nie żart? Petunia mówi, ze mnie okłamujesz. Petunia mówi, że nie ma Hogwartu. To jest prawdziwe, czy nie?

- To prawdziwe dla nas. - powiedział czarnowłosy chłopak. - Nie dla niej. Ale my dostaniemy listy, ty i ja.

- Naprawdę? - wyszeptała Lily. Severus doskonale widział podekscytowanie, błyszczące w oczach rudowłosej dziewczynki.

- Na pewno. - powiedział młodszy Severus i nawet pomimo jego źle obciętych włosów i dziwnego ubrania, uderzała pewność bijąca z jego dziwnej rozciągniętej postaci. Był całkowicie pewien swojego przeznaczenia.

- I naprawdę przyniesie go sowa? - wyszeptała Lily.

- Normalnie tak. - powiedział. - Ale ty jesteś z rodziny Mugoli, wiec ktoś ze szkoły będzie musiał przyjść i wszystko wytłumaczyć twoim rodzicom.

- To ma jakieś znaczenie? Bycie urodzonym wśród Mugoli? - chłopak zawahał się. Jego czarne oczy, pałające w zielonkawej poświacie, przesunęły się po jej bladej twarzy i ciemnorudych włosach.

- Nie. - powiedział. - To nie ma żadnego znaczenia. - Mistrz Eliksirów był tego zdecydowanie pewien. Bez względu na pochodzenie Lily była najbardziej utalentowaną, wrażliwą, dobrą i piękną kobietą, jaką znał. Dla niego była idealna.

- Dobrze. - powiedziała Lily, odprężając się. Severus wyraźnie widział, że się tego obawiała.

- Masz w sobie mnóstwo magii. - powiedziało młodsze „ja" Severusa. - Widziałem to. Za każdym razem, kiedy cię obserwowałem... Jego głos zanikł. Nie słuchała go, tylko wyciągnęła się na pokrytej liśćmi ziemi i patrzyła na baldachim nad nimi. Obserwował ją tak samo zachłannie, jak wtedy na placu zabaw.

- Jak tam u ciebie w domu? - zapytała Lily. Mała zmarszczka pojawiła się między jego oczami.

- W porządku. - odpowiedział krótko.

- Nie kłócą się więcej?

- Ależ kłócą się. - powiedział cicho chłopak, wzdychając. Podniósł pięść pełną liści i rozrzucił je dookoła, niezbyt świadomy tego, co robi. - Ale nie tak długo i pojadę.

- Twój tata nie lubi magii?

- On niczego nie lubi. - odpowiedział młodszy Severus.

- Severusie? - Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy powiedziała jego imię, którego wtedy nie zauważył. Starszy Severus zmarszczył lekko brwi, uśmiechając się sam do siebie. Czyżby Lily już wcześniej coś do niego czuła?

Severus nie zwracał uwagi, na dalszą rozmowę jego i Lily. Znał ją prawie na pamięć. Rozmawiali o Dementorach, a potem pojawiła się Petunia.

- Tak bardzo za tobą tęsknię, Sev... - Severus usłyszał znajomy głos, który lekko się łamał, ale nie należał do wspomnienia. - Proszę... Wróć do mnie... - ktoś go wołał. Ktoś, komu na nim zależało. A ten głos... Nagle, jak grom z jasnego nieba spadła na niego cała świadomość. Rozpoznał głos. Należał do Lily. Jego pięknej, mądrej Lily, którą tak bardzo kochał. Wołała go. Chciała, by wrócił. Tęskniła.

Nagle nie chciał już tu być. Chciał odejść. Zostawić miękką czerń, która towarzyszyła mu przez ostatni czas, za sobą. Wrócić do Lily. Znów zobaczyć jej piękne zielone oczy. Jej promienny uśmiech.

Nawet nie zauważył, że świat zaczął wokół niego wirować.


Następny rozdział: "42. "I co widzisz?"

Do zobaczenia w kolejnej części!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro