49. Nić życia ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

James wrócił z pracy do domu w całkiem dobrym nastroju. Miał dzisiaj tylko kilka interwencji, żadna niezwiązana ze Śmierciożercami. Taki spokój w Biurze Aurorów to coś niezwykłego. Z reguły mają taki nawał pracy, że czasami muszą zostawać po godzinach. Mało było takich dni jak ten.

Ale nie tylko to poprawiło nastrój Jamesa. Dziś zakończą swoje kłopoty związane z Evans. Razem zakończą ich zemstę. Plan, który wymyśliła, był genialny. James uśmiechnął się złośliwie. Snape jej nie dostanie. Nigdy!

Potter przebrał się w czyste szaty i wyszedł z sypialni. Był na schodach, gdy rozległo się pukanie do drzwi. James zmarszczył brwi. Nie spodziewał się żadnych wizyt. Miał po pracy dołączyć do Felicity i ich gościa.

Pan domu zszedł po schodach i poszedł otworzyć drzwi, słysząc natarczywe pukanie. Po drugiej stronie stał Syriusz. Ale nie sam. Za nim stał Dumbledore, Szalonooki i Kingsley.

- Dobry wieczór! - przywitał się ostrożnie, obserwując wszystkich uważnie. - Coś się stało?

- Czy możemy wejść, Panie Potter? - oficjalność tonu głosu jego przyjaciela wcale mu się nie podobała.

- O co chodzi, Syriusz? - James był zdezorientowany.

- Jeśli się nie zgodzisz, będziemy musieli użyć siły, Panie Potter. - odezwał się Moody. Potter cofnął się, wpuszczając przybyszów do środka.

- Ktoś mi wyjaśni, co to znaczy?

- Homenum Revelio! - Kingsley odwrócił się do pozostałych. - W domu nie ma nikogo innego oprócz nas.

- Ale co się dzieje? Przychodzicie do mojego domu bez wyjaśnienia. Jestem o coś oskarżony? - James był coraz bardziej zdezorientowany.

- Tak, panie Potter. - Moody był łaskawy oświecić młodszego aurora. Black i Kingsley stanęli po obu stronach Jamesa. I chociaż Syriuszowi wcale się to nie podobało i na pewien sposób było bolesne, ale w tej chwili James nie był jego przyjacielem. Musiał traktować go jak zupełnie obcego. - Jesteś oskarżony o napaść i porwanie Liliany Evans. - James otworzył szeroko oczy, udając zdziwienie.

- Że co? Evans została porwana?

- Nie udawaj zdziwionego, panie Potter. - odezwał się Dumbledore. - Mamy świadka, który was widział.

- Nas? - James dobrze grał, ale nikt nie nabrał się na jego niewinną maskę.

- Ciebie i Felicity Crowbary, na której ciąży to samo oskarżenie.

- Jestem aresztowany? - zapytał z niedowierzaniem, powoli sięgając po różdżkę.

- Experiallmus! - Syriusz rozbroił przyjaciela.

- Co ty wyrabiasz, Łapa?! - krzyknął, a przez twarz Jamesa przeszedł cień zranienia. Dumbledore kiwnął głową do Syriusza.

- Przykro mi, James. Petrificus Totalus! - ciało Jamesa zesztywniało i udał na ziemię.

###

Severus siedział na krześle w kuchni Grimmauld Place 12, nerwowo stukając palcami w stół. Był bardzo zdenerwowany, a zwiększało się to, im dłużej czekał na jakąkolwiek wiadomość od Lily. Każda minuta oczekiwania stawała się godziną, a z każdą coraz bardziej się martwił. Martwił się, co mogą jej zrobić. Mógł sobie wyobrazić, jak bardzo się bała. A on nie mógł z nią być. Nie mógł jej pomóc. Nie mógł jej przytulić, pocałować, uspokoić. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

Nienawidził bezczynności. Nie robiąc nic, czuł się taki bezsilny.

Remus siedział krzesło dalej i obserwował zwykle opanowanego Mistrza Eliksirów, który teraz nie potrafił ukryć zdenerwowania. Lunatyk nie był zdziwiony. On sam martwił się o Lily. Przecież była jego przyjaciółką. Martwił się także o Jamesa. Rogacz nadal był pod wpływem klątwy. Nie wiadomo było, jak zareaguje na wizytę Dumbledore'a i innych. Remus modlił się, tylko by nie zrobił czegoś głupiego.

Remus podskoczył na krześle, gdy Mistrz Eliksirów nagle uderzył dłonią w stół, wstając.

- To za długo trwa! - Severus zaczął chodzić w tę i z powrotem.

- Dajmy im czas, Severusie. - poradził likantrop, starając się go uspokoić.

- Minęły już cztery godziny! Ile jeszcze trzeba czekać?

- Porwanie do bardzo delikatna sprawa. Muszą działać ostrożnie, by nic się nikomu nie stało. Przede wszystkim Lily.

- Masz rację. - mruknął Snape pod nosem. Nagle zwrócił się w stronę kominka.

- Gdzie idziesz?

- Sprawdzić eliksir dla Pottera. - odpowiedział Mistrz Eliksirów.

- Idę z tobą. - Remus wstał.

- Nie musisz mnie pilnować, Lupin. - warknął Severus. - Nie jestem dzieckiem.

- A ja nie zamierzam tracić głowy, gdy wróci dyrektor. - oczywiście to była metafora, bo Dumbledore nie zamordowałby Remusa za nie przypilnowanie Mistrza Eliksirów. Jednak zadziałała, bo Severus nie odezwał się słowem, tylko wywołał lokalizację Prince Manor.

Gdy wyszedł z kominka po drugiej stronie, nie czekał na swojego towarzysza, tylko od razu poszedł do laboratorium. Zresztą nie musiał, bo Remus już deptał mu po piętach.

W laboratorium Remus zatrzymał się w drzwiach, nie chcąc przeszkadzać i tak zdenerwowanemu Mistrzowi Eliksirów.

Severus zgasił ogień pod kociołkiem. Następnie przelał gorącą miksturę do ciepłoodpornej na temperaturę i nietłukącej się fiolki. W fiolce eliksir zmienił kolor z niebieskiego na pół przezroczystą szarość. Czarnowłosy mężczyzna schował szklaną buteleczkę do szaty. Potem bez słowa minął, stojącego w wejściu Remusa, który późnej za nim podążył.

Gdy wrócili na Grimmauld Place, nic się nie zmieniło. Dom dalej zionął totalną pustką.

Severus znów usiadł na krześle i wznowił nerwowe stukanie palcami w blat stołu.

###

Kolejną godzinę późnej drzwi nareszcie się otworzyły. Zarówno Severus, jak i Remus natychmiast powstali na równe nogi i wyszli na korytarz, gdzie był Dumbledore, a za nim Syriusz i Kingsley, którzy ciągnęli nieprzytomnego Jamesa Pottera. Jednak nigdzie nie było widać Lily.

Dumbledore pokręcił przecząco głową w odpowiedzi na nieme pytanie Severusa.

- Połóżmy go w pokoju na górze, Shackbolt. - powiedział Syriusz. Remus poszedł przed nimi otworzyć drzwi. Gdy dwaj mężczyźni weszli na schody, Severus natychmiast podszedł na dyrektora.

- I co, Albusie? Dowiedzieliście się czegoś? - Dumbledore westchnął ciężko.

- Niestety nie. Ani Lily, ani Felicity nie było w Potter Manor. James także nie zdradził, gdzie mogą być. - Severus zaklął pod nosem, ale Albus nie zbeształ młodszego czarodzieja. - Ale zostawiliśmy człowieka pod dworem, gdyby ktoś się pojawił.

- Jest tak jak z MacDonald. Zero śladów. Jestem prawie pewny, że ta wywłoka Pottera maczała w tym palce. - Severus przeczesał drżącą z nerwów ręką włosy. Dyrektor nie skomentował jego słownictwa.

- Niewykluczone. - potwierdził dyrektor. Starszy mężczyzna położył dłoń na ramieniu i ścisnął lekko. - Nie martw się, Severusie. Znajdziemy Lily. Wróci cała i zdrowa. - Severus westchnął.

- Możesz mi to obiecać? Możesz zagwarantować, że ta wariatka nic jej nie zrobi?

- Musimy mieć nadzieję, Severusie.

- Profesorze! James się obudził. - zawołał Syriusz, wychylając się przez balustradę.

- Chodźmy. - Severus podążył za dyrektorem. Zaraz obaj spojrzeli w górę.

- PUŚĆCIE MNIE! NIE MACIE PRAWA MNIE TUTAJ WIĘZIĆ! - Severus i dyrektorem podzieli się identycznym spojrzeniem.

- Zdecydowanie się obudził. - mruknął Severus pod nosem. - Chodźmy, zanim wytłucze wszystkie szyby swoim wrzaskiem. - dwaj czarodzieje szybkim krokiem wspięli się po schodach na piętro.

- MACIE MNIE NATYCHMIAST ROZWIĄZAĆ, DO CHOLERY! - gdy tylko stanęli przed drzwiami, zostali ogłuszeni wrzaskiem Pottera. Związany zaklęciem mężczyzna miotał się na łóżku jak dzikie zwierze. Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż kiedykolwiek. Piwne oczy Huncwota błyszczały szaleństwem, a z kącika ust spływała ślina. Wyglądał jak jeden z pacjentów psychiatrycznego oddziału Św. Mungo.

- Uspokój się, Rogacz! - Remus i Syriusz bezskutecznie próbowali uspokoić przyjaciela i powstrzymać od szarpania.

- ŁAPY PRZY SOBIE ZDRAJCY! ZDRADZILIŚCIE MNIE! OBAJ!

- James, przyjacielu usp...

- JA NIE MAM PRZYJACIÓŁ!

- Severusie, masz eliksir? - zapytał Albus głośniej, by przekrzyczeć wrzeszczącego Pottera. Severus postanowił nie zdzierać sobie z tego powodu gardła, więc tylko sięgnął ręką do swoich szat i wyciągnął szklaną fiolkę z pół przeźroczystą, szarą zawartością. Dumbledore pokiwał z aprobatą głową i wskazał na szalejącego Jamesa.

Mistrz Eliksirów minął dyrektora i podszedł do łóżka. Gdy tylko James go zobaczył, coś nieokreślonego w niego wstąpiło. Zaczął coraz mocniej się szarpać, a jego przypadkowa magia odrzuciła Lunatyka i Łapę, którzy go trzymali pod ścianę. Syriusz porządnie huknął w komodę, rozbijając głowę. Kingsley podbiegł do kolegi pomóc mu. Tymczasem Severus wyciągnął różdżkę i unieruchomił Pottera, nie mając zamiaru się z nim szarpać. Krzyk także ucichł jak cięty nożem. Czarnowłosy czarodziej wlał zawartość fiolki w usta drugiego mężczyzny. Gdy tamten połknął miksturę, a raczej został do tego zmuszony zaklęciem, zesztywniał na nowo. Jego oczy się rozszerzyły, a ciało zaczęło drżeć mocniej niż przy zaklęciu Cruciatus.

- Na co tak patrzycie?! - warknął Snape, przytrzymując Pottera na łóżku, gdy drgawki się zwiększały. Remus i Kingsley rzucili się do łóżka, by pomóc mu go przytrzymać. Syriusz zdążył już się pozbierać, ale Dumbledore zatrzymał go w miejscu i podał wyczarowaną chusteczkę, którą Huncwot przyłożył to rany.

Kilka sekund później drgawki ustąpiły, a James opadł bezwładnie na posłanie. Severus pomachał nad nim różdżką.

- Co się dzieje? Czemu się nie rusza? - zapytał Remus zmartwiony stanem przyjaciela.

- Co mu zrobiłeś, Snape?! Otrułeś go?! - Temperament Syriusza dawał znać mimo oszołomienia. Severus prychnął.

- Nie bądź śmieszny, Black. - zadrwił Mistrz Eliksirów, po czym odwrócił się od łóżka do obecnych. - Będzie nieprzytomny przez kilka godzin. Nie jestem w stanie powiedzieć precyzyjnie ile, bo nie wiem dokładnie, jak długo był pod wpływem klątwy, ale nie liczyłbym, że obudzi się dziś wieczorem. - odpowiedział, będąc w trybie Mistrza Eliksirów. - Po przebudzeniu może cierpieć na skutki uboczne. W takim wypadku należy podać mu odpowiednie eliksiry.

- Jakie skutki uboczne? - zapytał podejrzliwie Syriusz, krzywiąc się z powodu własnego bólu głowy.

- Sądzę, że ból głowy czy częste wycieczki do łazienki będą błogosławieństwiem, w porównaniu do innych rewelacji. - złośliwy uśmieszek na twarzy Mistrza Eliksirów mówił, że wcale go nie żałuje. Zaraz jednak ten uśmiech zniknął, zastąpiony obojętnością. - Nie chcę go dłużej oglądać. - mruknął i wyszedł. Remus podszedł do Syriusza.

- Pokaż mi swoją głowę... - to było ostatnie, co usłyszał Severus, zanim zszedł po schodach. Mężczyzna słyszał kroki za sobą. Kątem oka zarejestrował, idącego za nim Dumbledore i Kingsley'a. Cała trójka zatrzymała się u dołu schodów.

- Czegoś tutaj nie rozumiem, profesorze. - zaczął Shackbolt. Severus czekał tylko, aż młody auror zacznie zadawać pytania. - O jakiej klątwie mówił Snape?

- To jest długa historia, ale w wielkim skrócie to w ciągu prawdopodobnie ostatnich dwóch, może trzech miesięcy James był pod działaniem. Na szczęście udało się nam znaleźć antidotum, które uwarzył Severus. - Kingsley wyglądał za zaskoczonego takimi rewelacjami.

- Ostatnio zauważyłem, że zaczął zachowywać się dziwnie, ale nie sądziłem, że może być to skutkiem przekleństwa... - Kingsley wypuścił głośno powietrze. - To ta cała Felicity rzuciła na niego klątwę?

- Prawdopodobnie. I jest odpowiedzialna za porwanie Lily.

- Trzeba ją znaleźć.

- Świetna myśl, Kingsley. Masz jakiś pomysł, gdzie zacząć? - zapytał sarkastycznie Mistrz Eliksirów. - Nie wiemy więcej niż na samym początku.

- Skoro w Potter Manor ich nie było, może ukryła się w jednym z domków letniskowych Jamesa? - zaproponował uprzejmie Shackbolt, ignorując cynizm byłego szpiega.

- Alastor już je sprawdza. - powiedział Dumbledore. - Pozostaje nam tylko czekać na jakieś informacje.

- Jak długo mamy czekać? Aż znajdziemy jej zwłoki? - warknął wściekle Severus.

- Nie sądzisz chyba, że jest zdolna do zabójstwa? - czarnoskóry czarodziej wyglądał na zdziwionego tym pomysłem. Severus prychnął.

- Po tym, jak ostatnim razem zaatakowała Lily bez powodu, uważam, że jest. - Dumbledore zmarszczył brwi. Nie wiedział o tym.

- Dlaczego nikt z was o tym nie powiedział?

- Lily nie chciała. - odpowiedział Severus, jakby to było oczywiste. - A wiesz, Albusie, jaka jest uparta. Czasem nawet ja nie mogę jej przekonać.

- A ona ciebie jak najbardziej, Severusie. - nawet w takiej sytuacji Albus nie umiał się powstrzymać. Kingsley uśmiechnął się, niemo zgadzając się z dyrektorem.

- Za to ciebie, Albusie nikt nieprzekona, jak już sobie coś ubzdurasz w tym swoim zasłodzonym cytrynowymi dropsami umyśle. Jesteś gorszy od pięciolatka. - odgryzł się Mistrz Eliksirów kwaśno. Jednak wiedział, że dyrektor ma prawdopodobnie rację. Nigdy nie umiał odmówić Lily. Szczególnie gdy spojrzała na niego tymi cudownymi zielonymi oczami. - A teraz, zamiast debatować o mnie i Lily, powinniśmy zająć się jej poszukiwaniem.

- Masz rację, Severusie.

###

Lily otworzyła oczy, wracając do świadomości. Leżała na zimnej podłodze, a białe światło tarczy księżyca wpadało do środka przez zakratowane okno. Rudowłosa kobieta podniosła się do pozycji siedzącej, podpierając się rękami. Uderzyła ją fala zawrotów głowy, tak iż przyłożyła dłoń do skroni.

Ostatnie co pamiętała to rozmowa z Felicity, a potem zaklęcie Niewybaczalne. Lily zadrżała, przypominając się sobie ból, jaki czuła, gdy klątwa ją uderzyła. To było straszne. O wiele bardziej bolesne niż poprzednie zaklęcie, którym ją potraktowała Felicity.

Kobieta delikatnie przejechała palcem po przegryzionej wardze, z której wcześniej sączyła się krew. Zrobiła to, by nie krzyczeć, chociaż ból chciał ją do tego zmusić. Ale Lily nie chciała dać kochance jej byłego męża satysfakcji.

Lily zadrżała, gdy przez zakratowane okno wleciał chłodny, nocny wiatr. Sierpniowe wieczory stawały się coraz zimniejsze im bliżej jesieni, a ona miała na sobie tylko cienką sukienkę. Kobieta podkuliła nogi i potarła dłońmi ramiona. Przytuliła się do rogu swojej celi, szukając najmniejszej iskry ciepła.

Tak bardzo chciała, by Severus był z nią. Brakowało jej jego osoby i ciepłych ramion. Tęskniła za uspakajającą melodią bicia jego serca, gdy przytulała się do niego z głową opartą o klatkę piersiową.

Nie była kobietą jak niektóre, co potrzebowały masy prezentów, by czuć się kochane. Oczywiście nie zaprzeczała, że cieszyła się, gdy mężczyzna podarował jej jakiś drobiazg. Jednak największym prezentem była dla niej sama jego obecność. Wystarczała jej bliskość, dająca poczucie bezpieczeństwa, dzięki której samotność i strach odchodziły w zapomnienie.

Teraz tego nie było. Lily była sama w zimnej i ciemnej celi, za wsparcie mając lodowatą ścianę, a mrok za stróża. Jej ciało było napięte jak struna, w strachu oczekując swojego oprawcy.

Lily była na siebie zła, że dała się tak łatwo podejść. Powinna była wiedzieć, że Remus nie napisałby listu, tylko przyszedłby osobiście, by poinformować ją o nowych informacjach w śledztwie, dotyczącym zaginięcia Mary.

Poza tym najpewniej od razu odbyłoby się zebranie Zakonu, na którym wszystkiego by się dowiedziała.

Nie doceniła jej. Nie doceniła Felicity. Po tej całej intrydze w ukrywaniu romansu powinna była wiedzieć, że coś jest nie tak. No, bo po co Crowbary ciągle groziła jej, by zostawiła Jamesa w spokoju, mimo że Lily jasno dała do zrozumienia, że do niego nie wróci? To było nielogiczne.

Na początku Lily sądziła, że to zwykła złośliwość. Teraz uważała inaczej. To nie był cynizm, ale obsesja.

Lily nigdy nie zapomni tego obsesyjnego błysku szaleństwa, który tlił się w oczach Felicity, gdy obraziła Pottera. Zadrżała na samo wspomnienie.

Jedno było pewne, musi się stąd wydostać i to jak najszybciej. Nie wiedziała, gdzie są ani nie mogła się aportować. Próbowała, ale widocznie dom jest obłożony tarczami antyteleportacyjnymi. Drzwi również były zaczarowane, by nikt poza Crowbary nie mógł ich otworzyć od środka.

Lily przymknęła powieki. Jest w fatalnej sytuacji. Była pewna, że ucieczka nie pójdzie jej tak prosto, jak w Potter Manor.

Znów otworzyła oczy, gdy zielony błysk przykuł jej uwagę. Szmaragd mienił się delikatnym blaskiem w świetle księżyca.

Zaczarowałem go też tak, że jeśli coś ci zagrozi, wystarczy, że dotkniesz go i pomyślisz o mnie, a natychmiast cię do mnie zabierze.

W sercu rudowłosej kobiety pojawiła się nadzieja, gdy echo słów Severusa zabrzmiało w jej głowie. Lily miała ochotę uderzyć się w czoło. Że też wcześniej o tym nie pomyślała.

Severus zawsze był Ślizgonem na wskroś. Lily wiedziała, że jak... albo jeśli uda się jej stąd uciec, będzie musiał mu za to bardzo podziękować za jego pomysłowość.

Lily podskoczyła, gdy zamek kliknął i drzwi zaskrzypiały, a do środka weszła Felicity. Jej twarz była tak samo zimna, jak poprzednio.

Czując powracającą odwagę, Lily powoli wstała, przytrzymując się ściany. Stanęła prosto, nie chcąc okazać strachu, który nadal, gdzieś tam czaił się w zakamarkach jej duszy. Zadrżała mimowolnie, czując chłodne dreszcze pełzające po jej ciele.

- Już wśród żywych? Jesteś silniejsza, niż sądziłam. - zauważyła drwiąco Felicity.

- Zakon ci nie odpuści tego. Będą cię ścigać tak długo, aż w końcu zapłacisz za wszystko. - Lily zignorowała poprzedni przytyk brunetki.

- Nawet nie wiedzą, gdzie szukać. - zaśmiała się Felicity szyderczo. - Ten dom jest tak bezpieczny, jak Hogwart, a nawet bardziej, bo jest niewykrywalny. Nikt prócz mnie i Jamesa nie zna tego miejsca. - Lily wyraźnie słyszała dumę w jej głosie.

- A co jeśli to właśnie Potter ich tu sprowadzi? - zapytała chytrze zielonooka kobieta.

- Nie zrobi tego. - jak na gust Lily, Felicity była zbyt pewna siebie. - Nie zdradzi mnie.

- Jesteś pewna? Nawet gdy zostanie zdjęta z niego klątwa? - na twarzy Felicity pojawiła się panika, którą próbowała ukryć.

- Nie wiem, o czym mówisz...

- Doskonale wiesz, o czym mówię. - przerwała jej Lily. - Remus odkrył to na samym początku. Potem z Syriuszem szukali antidotum i znaleźli je.

- No i co z tego?! - krzyknęła Felicity. - Przepis w książce Blacka jest zmieniony. Antidotum nie zadziała. - na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Czy to dlatego zniknęła Mary? Bo odkryła twoją intrygę? - coś drgnęło w jej postawie na wspomnienie Mary MacDonald.

- Była zagrożeniem. - odpowiedziała tonem, jakby mówiła o pogodzie.

- Co jej zrobiłaś? Gdzie ona jest? - zawołała Lily.

- Nie żyje. - Oczy Lily otworzyły się szeroko.

- Zabiłaś ją. - tamta tylko wzruszyła ramionami.

- Jak już mówiłam była zagrożeniem. - rozejrzała się ostentacyjnie po pomieszczeniu. - Chociaż jej dom się na coś przydał. - mruknęła, ale nie na tyle cicho by Lily nie usłyszała.

- Już nie długo to wszystko się skończy. Severus uwarzy antidotum... - Lily odsunęła szok i smutek od siebie. Starała się to samo zrobić ze strachem, ale nie było to proste, rozmawiając z morderczynią jej przyjaciółki. Felicity wybuchnęła szaleńczym śmiechem. Ciarki przeszły po plecach Lily.

- Co? Myślałaś, że się nie zabezpieczę przed tym? Od samego początku wiedziałam, że istnieje możliwość uwarzenia antidotum. Zmieniłam przepis i jest ono nieskuteczne. - Teraz to Lily złośliwie się uśmiechnęła, mimo strachu.

- Remus znalazł poprawną recepturę. Była w innej książce. - powiedziała i z satysfakcją patrzyła, jak twarz Felicity zmienia kolor na biały. - Przekazał go Severusowi, który już zaczął go warzyć.

- To nie możliwe... - mruknęła pod nosem. Lily słyszała panikę w jej głosie.

- Idź na Grimmauld Place i sama sprawdź. Pottera już na pewno złapali, a Severus już nie długo poda mu antidotum...

- MILCZ! - Lily podskoczyła w miejscu, na nagłą zmianę głośności głosu jej porywaczki. Teraz zastanowiła się, czy prowokowanie jej było dobrym pomysłem. Severus miał rację narzekając na brawurę Gryffindoru. Ona sama właśnie się jej dopuściła. - Jeśli odbiorą mi Jamesa, ja od dam im twoje zwłoki. - Lily przełknęła ślinę.

- Jesteś szalona...

- A ty jesteś tutaj sam. Nikt cię nie uratuje.

- Myślisz się! - warknęła Lily. - Nie jestem sama. Każdy, kogo kocham, żyje w moim sercu i jest tutaj ze mną. - Felicity uśmiechnęła się szaleńczo.

- A więc zabierzesz tę miłość do grobu.

- Na pewno nie! - dalej wszystko potoczyło się szybko. Felicity zaczęła wznosić swoją różdżkę, a na jej końcu powoli zaczęło błyszczeć zielone światło klątwy zabijającej. Lily sięgnęła ręką do wisiorka na szyi. Ściskając szmaragd, wyobraziła sobie czarnowłosego czarodzieja o onyksowych oczach, patrzących na nią z miłością i troską. Zamknęła oczy, a obraz stał się wyraźniejszy.

- Kocham Cię, Severusie... - słowa, które nie wiedziała, czy zostały wypowiedziane na głos, czy tylko zabrzmiały w jej głowie. Jeśli miała umrzeć, bo osłony antyteleportacyjne jej nie przepuszczą, chciała, by właśnie te słowa były jej ostatnimi, a obraz jej Miłości był pożegnalnym obrazem, zanim przerwie się jej nić życia.

- Avada Kadevra! - gdzieś w oddali słyszała nienawistny, obsesyjny głos.

Następny rozdział: "50. 'Będziesz tu?'"

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro