8. Koszmar ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poprzednio:

- James, jesteś pewien, że Lily zaginęła, a nie odeszła? - zapytała Alice, patrząc badawczo na męża... a właściwie byłego męża, swojej przyjaciółki.

- Przecież wiem, co widziałem! - Potter uniósł ręce w geście frustracji. Rogacz zaczynał być coraz bardziej spanikowany, że jego intryga wyjdzie na jaw. Nie! Chociaż to bardzo skomplikowało sprawy, nikt się o tym nie dowie!

- Nie martw się Rogaczu, wszystko się wyjaśni. - Syriusz usiłował pocieszyć załamanego przyjaciela.

- Może ktoś ją porwał i zmusił do tego? - zasugerowała Marlena, starając się logicznie myśleć. Potter uniósł twarz z dłoni.

- To jedyne wyjaśnienie. - powiedział Syriusz. Nie wierzył, że Lily sama, z własnej woli rozwiodłaby się z Jamesem. Kochała go. To było widać. Poza tym nigdy by tak nie skrzywdziła Jamesa. Potter siedział zmartwiony i zrozpaczony, gdy nagle podniósł głowę i spojrzał mordercze na Snape'a.

- Ty to zrobiłeś. - Snape zatrzymał filiżankę w połowie drogi do ust, unosząc brwi. Każdy inny patrzył na obu czarodziejów z mieszanką zaskoczenia i niedowierzania, a kilku z dezaprobatą.

- Przepraszam? - zapytał Snape, udając zdezorientowanego. Wiedział, że Potter go oskarży o związek ze sprawą. To było pewne, że w jakiś sposób jego ukryty pod mopem włosów umysł tak pomyśli. Potter zmroził Snape'a spojrzeniem, a przynajmniej próbował. Ten drugi nawet się nie wzruszył.

- Ty porwałeś Lily! - wykrzyczał Potter. Snape zaśmiał się zimno i sarkastycznie.

- Postradałeś zmysły, Potter. Idź do domu, sprawdzić, czy nie zgubiłeś kilku klepek w tym bałaganie. - Potter poczerwieniał ze złości.

- Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś, ale zapłacisz za to! - Snape przewrócił oczami z irytacją.

- Puste groźby, Potter. - Mistrz Eliksirów odstawił filiżankę na talerzyk.

- To jakaś twoja intryga. Jestem pewien! - Snape uśmiechnął się szyderczo.

- A czemu miałoby to służyć? - naprawdę był ciekaw, co takiego wymyślił Potter.

- Ponieważ byliście kiedyś przyjaciółmi, a ona nadal ci nie wybaczyła, że nazwałeś ją szlamą. I masz zamiar błagać znów o wybaczenie. - Nastrój Snape'a pociemniał znacząco na sam dźwięk tego słowa. Siedzący obok Severusa Frank, dyskretnie przysunął się bliżej żony. Nie chciał być narażony na przypadkowy wybuch gniewu mrocznego Ślizgona.

- Ja nigdy i nikogo nie błagam. - wysyczał cicho Snape, tonem wyrażającym obrzydzenie na samą myśl o tym. - I jak sam bystrze spostrzegłeś Potter, to było kiedyś. - Zaznaczył Snape, obrażając spostrzegawczość Pottera. - Poza tym nie porywa się kogoś, jeśli ma się do niego jakikolwiek interes. Sądzę, że nawet twój niekompletny umysł to rozumie. Chociaż nadzieja matką głupich. - powiedział Mistrz Eliksirów z pogardą. Potter po raz kolejny poczerwieniał ze złości. Snape wyprowadził go z równowagi.

- Jak śmiesz, ty...! Ty obślizgły padalcu! - Jamesowi wyraźnie brakowało słów. Snape uśmiechnął się drwiąco.

- Wspaniały auror, Złoty Gryfon, posługujący się takim językiem. - Zadrwił Mistrz Eliksirów. Potter otworzył usta, a zaraz je zamknął z trzaskiem. Wziął kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić.

- I tak wiem, że za tym stoisz. - oznajmił pewnie Potter.

- Ty to... Wiesz. - powiedział powoli Snape. - Zadziwia mnie, Potter, twój talent, o którym większość zaledwie mogłaby śnić. Jakże cudownie być tym Wspaniałym aurorem i złotym Gryfonem, którego podziwiają inni. Szkoda tylko, że nie jesteś takim wzorowym mężem i przyjacielem jak pracownikiem.

- Ty parszywy...

- Dosyć! - przerwał Dumbledore autorytarnym tonem, widząc, jak James ma zamiar sięgnąć po różdżkę. Severus dziwił się, że dyrektor nie zareagował wcześniej. - James, zostaw uprzejmie różdżkę na miejscu. - powiedział Dumbledore. I to nie była prośba. Snape'owi podarował tylko krótkie ostrzegawcze spojrzenie. - Wracając do głównego tematu zebrania. List rozwodowy nieco rozjaśnił sytuację. Lily najprawdopodobniej nie została porwana, James, tylko być może odeszła z własnej woli. Jednakże... - Albus uniósł pomarszczoną latami dłoń, widząc, jak James już otwiera usta. - Dopóki Lily nie skontaktuje się z kimś z nas i nie upewnimy się, że będzie bezpieczna, zrobimy to, co ustaliliśmy. - Czyli małe śledztwo. Snape już widział bezradne miny aurorów, gdy ich indagacja okaże się bezowocna. - To tyle, co możemy na razie zrobić w obecnej sytuacji. - zakończył Dumbledore. Snape wstał, bezbłędnie odczytując to jako zakończenie zebrania.

###

Lily siedziała w salonie w fotelu. W kominku miło płonął ogień. Iskierki skakały wesoło. W salonie panowała cisza, przerywana tylko skwierczeniem płonącego drewna. Rudowłosa czarownica wpatrywała się mieniące się czerwone, pomarańczowe i złote światło w palenisku. Sherlock Holmes leżał zapomniany na jej kolanach. Lily od kilkunastu minut nie mogła się skupić na czytaniu. Myślami była na spotkaniu Zakonu. Ciekawa była kto będzie na spotkaniu i jak James wyjaśni jej zniknięcie. Wkrótce się dowie, od Severusa, ale i tak zżerała ją ciekawość.

Kobieta spojrzała na otwartą książkę na kolanach. Z westchnieniem włożyła zakładkę, zamknęła ją i odłożyła na stół, a zabrała z niego filiżankę gorącej czekolady. Lily mocniej otuliła się kocem i przyłożyła obie dłonie do gorącego szkła. Miły aromat czekolady i kardamonu roznosił się po pokoju. Lily była naprawdę wdzięczna Mispi, że ją zaproponowała. Nigdy nie piła czekolady w tak dobrym podaniu.

Tak siedziała i czekała aż Severus wróci ze spotkania. Dziś nie robiła nic specjalnego. Po wcześniejszej wizycie w bibliotece postanowiła zwiedzić trochę dworu. Zaczęła od piętra, gdzie mieści się jej pokój. Nie odkryła tam nic niezwykłego. Tylko same pokoje gościnne. Z roztargnieniem zauważyła, że Severus dał jej najlepszy pokój. To miłe z jego strony.

Później zeszła niżej. Tam znalazła kuchnię. Gdy do niej weszła, powitały ją przerażone wizytą skrzaty, wśród nich Mispi. Severus opowiadał jej kiedyś o skrzatach, że są spanikowane, gdy nie mają rodziny czarodziejów, dla której mogą pracować. Intrygujące stworzenia.

Dalej znalazła salę do pojedynków. I na tym skończyła wycieczkę. Późnej siedziała w salonie, dalej czytając Sherlocka Holmesa. Przynajmniej aż do czasu, gdy mogła się skupić.

Wzrok Lily padł na jej dłoń, gdzie jeszcze kilkanaście godzin wcześniej była złota obrączka. Symbol jej małżeństwa. Ale teraz jest wolna. Znów jest Lily Evans. Co powie jej rodzina?

Petunia będzie pewnie jej z tego powodu dogryzać, co jest dla niej typowe od czasu jej pójścia do Hogwartu. Rodzice będą wściekli na Jamesa, że tak bardzo skrzywdził ich młodszą córkę. Mama na początku będzie pewnie płakać, a tata zachowa złość w ciszy.
Ale na razie nie wiedzą. I lepiej, żeby tak pozostało. Lily nie chciała, żeby James wykorzystał ich w swojej zemście.

Z rozmyślań wyrwał ją nagły szum kominka. Ze szmaragdowych płomieni wyszedł Severus Snape. Lily przyjrzała się czarodziejowi, szukając wskazówki, jak poszło zebranie. I czy nadal jest zły za rano. Severus usiadł na drugim fotelu.

- Jak było? - zapytała Lily, gdy cisza się przedłużyła.

- Nikt niepowołany nie wie, gdzie jesteś. - rzekł spokojnie Severus.

- Kto był obecny?

- Molly, Arthur, Lupin, bracia Prewett, Mary, Marlena, Longbottomowie, Moody, Aberforth, Potter i Black.

- A James? - spytała cicho. Severus spojrzał na nią przelotnie, zanim zapatrzył się w ogień.

- Potter struga przed Zakonem zmartwionego męża. A właściwe byłego. - Mistrz Eliksirów wykrzywił ironicznie usta. Lily spojrzała na niego zaskoczona.

- Powiedział to? - Snape pokręcił głową.

- Pod koniec spotkania przyszedł list. Otworzył go, a z koperty wypadła obrączka. - To wszystko wyjaśniło.

- Jak zareagowali?

- Lupin, Molly i Arthur nie byli zdziwieni, Prewettowie milczeli całe spotkanie, ale byli zaskoczeni. Marlena i Mary podobnie. Alice pod koniec była podejrzliwa. Wcześniej czy późnej to rozgryzie. Mogę ci powiedzieć, że Potter nie był zachwycony tym obrotem spraw. - Severus uśmiechnął się ironicznie. Lily nie była zdziwiona. - Jednakże Moody zaproponował małą indagację.

- Aurorzy będą mnie szukać? - Lily poczuła supeł w żołądku. Nie pomyślała, że James zaangażuje aurorów. Severus zauważył jej niepokój.

- Nie martw się. To miejsce jest równie bezpieczne, jak Hogwart, z tą różnicą, że wiedzą o nim oprócz Albusa, Lupina i Weasley'ów, tylko pięć innych osób. Podejrzewam, że Potter nawet nie wie, że dziedziczę cokolwiek innego niż Spinner's End. - Lily trochę się uspokoiła. Jednak nadal czuła się trochę źle. Severus był nieco zdystansowany. Odpowiadał krótko, nie wdając się w szczegóły. I nie patrzył na nią, co było dla niej znakiem, że jest o coś zły.

- Jesteś zły? - Severus powoli odwrócił głowę w stronę Lily. Jego twarz nie wyrażała niczego.

- O co niby?

- O to rano. - Severus westchnął, przeczesując ręką czarne włosy.

- Nie. - odparł krótko.

- Jesteś. - rzuciła Lily, zwężając usta w wąską linię i marszcząc brwi. - Widzę, że jesteś. - dodała, widząc, jak mężczyzna otwiera usta, by zaprzeczyć. Severus przymknął oczy. Zapomniał, że Lily zna go zbyt dobrze, by dać się oszukać. - Wiem, że trochę przesadziłam, ale nie mam zamiaru tego cofać. Nadal nie podoba mi się, że kłótnie z Huncwotami są dla ciebie rozrywką. - Severus wypuścił powietrze z płuc.

- Powinnaś najlepiej wiedzieć, że nigdy nie będziemy razem chodzić na Kremowe do Hogsmeade bez Imperiusa. - Lily przewróciła oczami.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi.

- Nie? - Severus udawał zdziwionego. - A ja myślałem, że cały czas do tego dążysz.

- Mówię o tym, że możecie zacząć zachowywać się, jak na swój wiek przystało. - wyjaśniła Lily, nieco zirytowana. Severus doskonale wiedział, o co jej chodzi. Lily to wiedziała. Ale świadomie udawał, że nie.

- Powiedz to swojemu drogiemu... - Severus się zatrzymał, zanim uśmiechnął się złośliwe. - byłemu mężowi. To on zawsze szuka zaczepki. - Lily zwęziła usta. A jej oczy zabłysły gniewem.

- Cieszysz się z tego? - zapytała Lily, siadając prosto w fotelu. - Cieszysz się, że rozwiodłam się z Jamesem. Cieszysz się z mojego zrujnowanego małżeństwa, że to wszystko mnie spotkało...

- Nie! - Severus przerwał jej zaczynającą się tryradę. - Nigdy nie życzyłbym ci źle, Lily. To prawda, nie lubię Pottera, - bardzo delikatnie mówiąc. - ale nie chciałem, by twoje małżeństwo się rozpadło. - nie w ten sposób. Ale tego nie powiedział już na głos. Lily spojrzała krytycznie na dawnego przyjaciela i westchnęła, opierając się ponownie w fotelu. Znów się uniosła bez większego powodu, na człowieka, który jej pomógł, mimo ich konfliktu. Co się z nią dzieje?

- Przepraszam. - mruknęła kobieta, dotykając palcami czoła. Severus machnął ręką.

- Ostatnie dwa dni były dla ciebie trudne...

- To nie ma nic do rzeczy. - przerwała Lily. - Nigdy taka nie byłam.

- Ale nigdy nie miałaś takich problemów. - Tu Severus miał rację.

- Racja. - między dwojgiem czarowników zapadła spokojna cisza. Wpatrywali się w ogień i myśleli nad dzisiejszym dniem. Lily przypomniała sobie różne sytuacje w Hogwarcie i po nim. Ilekroć odtwarzała sobie je w głowie, dochodziła do wniosku, że rzeczywiście tak było, jak mówił Severus. W większości przypadków to James był prowokantem.

Lily dopiła czekoladę i odstawia filiżankę na stół.

- Idę do siebie. - powiedziała, wstając. Severus nawet się nie poruszył, zapatrzony w ogień, płonący w kominku. - Wracasz dziś do Hogwartu? - zapytała głośniej. Severus zamrugał, jakby wybudził się z letargu i spojrzał na Lily.

- Tak. Jest koniec semestru, więc mam jeszcze trochę papierkowej roboty. I ktoś musi upilnować Ślizgonów. W najbliższym czasie mało czasu spędzę poza Hogwartem. - Lily pokiwała głową. - Molly i Arthur jutro cię odwiedzą.

- Skąd to wiesz?

- Mimo, że mam częsty kontakt z Sybillą Trawelny, chyba nie sądzisz, że pobudziło to moje wewnętrzne oko? - zapytał sarkastycznie Snape. Lily uniosła kąciki ust. Severus wiedział jak używać sarkazmu. - Molly i Arthur osaczyli mnie po spotkaniu. - Lily prawie parsknęła śmiechem. Wiedziała, co znaczy być osaczonym przez Molly Weasley.

- Miło z ich strony. - odparła Lily. - Dobranoc.

- Dobranoc.

###

Lily obudziła się wczesnym rankiem, przez jasne promienie rannego słońca, łaskoczące jej twarz. Kobieta przetarła ręką oczy i usiadła na łóżku, odgarniając kołdrę na bok. Obudziła się w pełni wyspana. Włożyła stopy w kapcie i poszła do okna, otwierając je na oścież. Ciepłe, letnie powietrze wpadło do pokoju, niosąc ze sobą miły zapach kwiatów i ćwierkanie ptaków. Kobieta poszła do łazienki, zahaczając po drodze o szafę, by zabrać ubrania.

Chwilę później wyszła stamtąd w pełni ubrana. Miała na sobie długą do kolan granatową sukienkę zawiązaną w tali także granatową tasiemką. Kobieta podeszła do lustra i zaczęła czesać swoje długie, rude włosy. Lily dziś czuła się dobrze. Spokojnie przespała całą noc, a teraz była pełna energii. Miała dziś zamiar dalej odkryć tajemnice Prince Manor.

Nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi. Pomyślała, że to pewnie Severus. To pewnie coś ważnego, skoro nie mógł poczekać, aż zejdzie na śniadanie.

- Proszę! - zawołała Lily, zaplatając włosy. Drzwi kliknęły i ktoś wszedł do środka.

- Nie powinieneś być w Hogwarcie, Severusie? Z tego, co wiem, lekcje... - Lily odwróciła się i zamarła w miejscu.

- Witaj, kochanie. - na środku pokoju stał James Potter we własnej osobie, z różdżką w dłoni i lodem w oczach. Lily czuła jak serce zaczyna szaleć jej w piersi. Kobieta upuściła grzebień na ziemię. Ten upadł na podłogę z łoskotem, doskonale słyszalnym w cichym pokoju.

- J-James... - wyjąkała zaszokowana i jednocześnie przerażona kobieta. To niemożliwe. Severus mówił, że ten Dwór jest niewykrywalny. Że James ją tu nie znajdzie. Lily czuła pogłębiającą się panikę i strach, wrzynający się w jej płuca jak ostrze noża.

- Jesteś zaskoczona, widząc mnie. - stwierdził Potter. Rudowłosa czarownica drgnęła na dźwięk jego zimnego głosu. - Myślałaś, że tak po prostu pozwolę ci odejść? Jesteś moją żoną i znajdę cię choćby na samym dnie piekła.

- Nie jestem już twoją żoną. - wyszeptała, kładąc nacisk na pierwsze dwa słowa. Potter roześmiał się zimno. Lily czuła dreszcz, idący po jej kręgosłupie.

- Nie oddaję tak łatwo tego, co moje.

- Nie jestem twoja. - krzyknęła Lily, cofając się z każdym krokiem Pottera do niej, aż za plecami poczuła gładką ścianę, która w tej chwili wydawała się zimniejsza niż normalnie. Potter śmiał się z jej desperackich prób ucieczki. Nagle pomieszczenie zawirowało w kalejdoskopie kolorów i barw. W jednej chwili pokój nie był tym w Prince Manor, ale sypialnią w Potter Manor.

Lily rozejrzała się, panicznie szukając drogi ucieczki. Potter zaśmiał się zimno, z jej trwogi. Wręcz rozkoszował się jej dławiącym lękiem. Potter zbliżył się. Lily chciała go odepchnąć, ale ten złapał ją za nadgarstki. Potrząsnął nią i z całej siły uderzył o ścianę. Czuła każde uderzenie i znajome uczucie déjà vu.

Potter znów nią potrząsnął, a potem zbliżył twarz do jej.

- Nigdy nie pozwolę ci odejść. - wyszeptał mężczyzna. Jego usta były tuż przy uchu kobiety. Lily czuła jego oddech na szyi. Cała drżała. Czy to ze strachu, czy emocji. - Będziesz moja i będziesz mnie kochać.

- Nie jestem twoją własnością. - odpowiedział Lily, starając się brzmieć pewnie i silnie, ale mimo to jej głos drżał i zawierał nutę strachu. Potter zaśmiał się okrutnie. Lily zadrżała. W jego oczach odbijał się błysk szaleństwa.

- Jesteś nią od dnia naszego ślubu. Ale nie martw się. Nauczysz się mnie kochać albo inaczej sam nauczę cię tej miłości. - Lily drżała czując jego ręce dotykające jej tali. W jej oczach odbijał się strach. Ciało zesztywniał i nie mogła się ruszyć, a głos uwiązł w gardle. Zamknęła ze strachu oczy.

###

Lily gwałtownie usiadła w pionie na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Oddychała szybko, rozglądając się po pomieszczeniu. Jest w Prince Manor. Jest bezpieczna. Lily uważnie rozejrzała się po pokoju, jakby nagle z któregoś kąta miał wyskoczyć James. Kobieta zamrugała i przetarła ręką oczy. To tylko zły sen. Ale był tak rzeczywisty. Czuła w nim każde uderzenie o ścianę. Jego zimne dłonie na nadgarstkach i stalowy uścisk. Ciepły oddech na szyi. Nadal drżała niekontrolowanie.

Lily spojrzała na okno. Słońce zaczęło już wychodzić zza horyzontu. Czarownica złapała różdżkę ze stolika obok łóżka i rzuciła szybkie tempus. Była 5.43. Lily odgarnęła włosy z twarzy i odłożyła kołdrę na bok. Wiedziała, że już nie zaśnie. Kobieta wstała z łóżka, chcąc przygotować się na nowy dzień.

Kilka minut późnej, Lily wyszła z pokoju, zapamiętaną dzień wcześniej drogą, idąc do jadalni. Panna Evans nie była kobietą, która potrzebowała godziny na uszykowanie się na nowy dzień tak jak niektóre znajome jej czarownice. Nie to, że nie dbała o siebie. O nie! Po prostu nie stała godzinami przed lustrem, poprawiając makijaż, czy biegnąc ułożyć na nowo fryzurę po najmniejszym podmuchu wiatru.

Lily weszła do pustej jadalni, gdzie czekało jedno nakrycie. Severus jest w Hogwarcie, więc jest sama w Dworze. Kobieta usiadła na swoim nie zapisanym miejscu. Gdy tylko to zrobiła, pojawił się skrzat z jedzeniem.

Po zjedzonym śniadaniu Lily wstała z miejsca i wyszła z jadalni. Młoda kobieta stwierdziła, że Weasley'owie przyjdą pewnie po południu, ponieważ teraz Arthur jest w pracy, a Molly ma dużo pracy w domu, więc ma sporo wolnego czasu. Lily postanowiła wyjść na świeże powietrze. Ogrody otaczające Prince Manor, mają dużą powierzchnię, więc ma gdzie spacerować.

Lily wyszła przez drzwi wejściowe i natychmiast poczuła, jak ciepłe promienie czerwcowego słońca ogrzewają jej twarz, a letni wietrzyk muska skórę i rozwiewa płomienne włosy. Rudowłosa czarownica wolnym krokiem przeszła przez wyłożony kamieniami dziedziniec, otoczony po obydwu stronach wysokim żywopłotem i symetrycznie ustawionymi magicznymi latarniami. Skręciła w jedną z bocznych alejek, prowadzących do ogrodu.

Alejka była prosta, łagodnie wyginająca się, a po obydwu stronach rosły krzew pokryte kolorowym kwieciem, oddzielające kamienną ścieżkę od jasnozielonych trawników. W oddali rosły drzewa, których liście falowały w rytm wiatru. Słyszała miły śpiew ptaków. Motyle latały nad kwiatami, przy siadając co jakiś czas, na którymś z nich.

Zachwyt błyszczał w szmaragdowych tęczówkach Lily. To miejsce było takie piękne. Zielonooka czarownica szła wolnym krokiem prosto przed siebie, tak jak wiodła ją ścieżka. Szła tak, aż doszła do zielonej polany, obsypanej różnokolorowymi kwiatami. A na środku, na lekkim wzniesieniu rósł wysoki czerwony dąb. Lily zboczyła ze ścieżki, wchodząc na kwiecistą łąkę. Młoda kobieta usiadła u stóp potężnego drzew, schodząc z widoku słońca. Czarownica zrywała kwiaty i zaczęła robić wianek. Robiła to zawsze, gdy była młodsza. Siedziała na łące niedaleko domu lub w ogrodzie, zrywając kwiaty i zaplatając je w wianek. Petunia nie robiła tego. Uważała to za bezsensowne zajęcie i marnotrawstwo czasu. Ale nie dla Lily. Rudowłosa czarownica uwielbiała zaplatać takie plecionki.

Lily pozwoliła swoim myślom błądzić. Co się stało z jej życiem? W jednym dniu była szczęśliwa, że wychodzi za mąż, za człowieka, który ją kocha. A przynajmniej myślała, że kocha. A w rzeczywistości się nią tylko bawił.

Rudowłosa kobieta skoczyła zaplatać wianek. Składał się z maków, rumianków i chabrów. Zielonooka wiedźma założyła plecionkę na włosy i oparła się o pień drzewa, patrząc prosto przed siebie. Widział Dwór i zarys lasu. Patrzyła na błękit nieba, gdziekolwiek przepleciony białymi chmurami.

Zaledwie miesiąc po ślubie poszedł do innej. Miesiąc? A może spotykał się z nią już wcześniej, w tajemnicy przed Lily. To nie zmienia nic. Oszukiwał ją. Nie ważne ile. Ale, że to zrobił. Lily czuła się z tego powodu zraniona i upokorzona. Dlaczego to zrobił? Co takiego ma ona, czego nie ma Lily? W czym jest od niej lepsza? Czy zrobiła jakiś błąd? Lily prychnęła. Jeden na pewno. Że wyszła za tego człowieka, którego myślała, że zna. W rzeczywistości nie znała go wcale. Remus też był zaszokowany tą rewelacją. Nie sądziła, że o i Syriusz wiedzieli o jego romansie. Remus na pewno by jej powiedział, a Syriusz próbowałby wybić mu to z głowy. A może Łapa wiedział, ale w obawie przed zrujnowaniem ich małżeństwa nic nie powiedział? Nie. Syriusz taki nie jest.

A kim jest ta cała Felicity? Lily nie kojarzyła żadnej dziewczyny w Hogwarcie o tym imieniu. Może była z innej, zagranicznej szkoły. Niestety nie była w stanie przeprowadzić śledztwa, ponieważ była tutaj. Zarówno Molly, jak i Remus i Dumbledore, byli zdania, że chociaż na razie powinna tu zostać. Przynajmniej do czasu, aż James popełni błąd, a jego intryga z „porwaniem" wyjdzie na jaw.


Następny rozdział: "9. Odwiedziny"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro