9. Odwiedziny ✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka, miło spędzonych w ogrodach Prince Manor, godzin później Lily wróciła do Dworu. Była to pora obiadowa, więc udała się do jadalni. Po skończonym obiedzie rudowłosa czarownica poszła dalej odkryć sekrety Prince Manor. Przechodziła właśnie przed salon, gdy kominek zapłonął żywo, szmaragdowym płomieniem. Z płomieni wyszła Molly Weasley, a zaraz za nią Arthur. Lily przeszła przez salon z uśmiechem, witając gości.

- Witajcie! Czekałam na was. - Molly uściskała młodszą czarownicę.

- Dzień dobry, Lily!

- Witaj, kochana. Skąd wiedziałaś?

- Severus powiedział mi, że wczoraj „osaczyliście" go po spotkaniu. - powiedziała Lily, świadomie cytując Severusa. Arthur i Molly roześmiali się serdecznie.

- Nie „osaczyliśmy" go. - zaprzeczył wesoło Arthur. - Po prostu zatrzymaliśmy chwilę po spotkaniu. - Lily uśmiechnęła się.

- Nie stójce tak. Siadajcie. - Lily zaprosiła małżeństwo w głąb salonu. Molly i Arthur usiedli na kanapie, a Lily zajęła fotel naprzeciwko nich. - Herbaty?

- Chętnie. - po chwili siedzieli z parującymi filiżankami w rękach. Arthur Rozejrzał się ciekawie po salonie.

- Spory ten dwór. - skomentował Pan Weasley. Lily kiwnęła głową.

- O tak. Jeszcze nie odkryłam wszystkich jego sekretów. - Molly uśmiechnęła się.

- Zawsze byłaś ciekawa świata. - powiedziała czerwonowłosa czarownica. - Jak się odnajdujesz w tym wszystkim? - zapytała poważnie Molly. Lily uniosła lekko kąciki ust.

- Staram się nie myśleć.

- Jest nam naprawdę przykro, z powodu tego, co się stało. - powiedział szczerze Arthur. - Gdy Molly mi opowiedziała... - mężczyźnie brakowało słów. - Nigdy nie spodziewałem się tego po nim. - Lily uśmiechnęła się smutno.

- Nikt się nie spodziewał, Arthurze. Ja sama do tej pory nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Tak nagle się zmienił. - Lily mówiła ostatnie zdania bardziej do siebie.

- Pamiętaj, Lily, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi i zawsze możesz na nas liczyć. - Zapewniła gorliwie Molly. Lily uśmiechnęła się.

- Dziękuję, Molly. Jestem wam naprawdę wdzięczna. A jak się mają Bill, Charlie, Percy i bliźniaki? - zapytał Lily, zmieniając na lżejszy temat.

- Zostali z Fabianem i Gideonem. Bill, ostatnio był trochę chory. Załapał jakieś przeziębienie.

- Ale już mu lepiej? - zapytała Lily, lekko zmartwiona. Molly uśmiechnęła się uspokajająco.

- Tak, już wyzdrowiał.

- Fred i George już pokazują pierwsze oznaki przypadkowej magii. - Powiedział z dumą ojciec piątki chłopców.

- To cudownie! - zawołała Lily. Mimo własnych problemów cieszyła się szczęściem swoich przyjaciół. W końcu świat nie kończy się na jej kłopotach.

- Tak. Jednak czasem mam wrażenie, że doskonale wiedzą, co robią. - powiedziała Molly lekko kwaśno, myśląc o ostatnim razie, gdy bliźnięta lewitowały bułeczki z jagodami ze stołu lub, gdy zupa, za którą nie przepadali, w tajemniczych okolicznościach zniknęła. Lily zaśmiała się wesoło.

- Coś czuję, że będzie do para psotników.

- O tak! - Arthur i Molly zdecydowanie się zgodzili. Lily uniosła kąciki ust. Nagle Arthur pochylił się do przodu.

- Lily, ty wiesz wszystko o mugolach. Powiedz mi, do czego służy gumowa kaczka...? - następnym głosem był oburzony ton Molly.

- Arthur!!

###

Arthur i Molly zostali jeszcze przez dwie kolejne godziny. Rozmawiali o różnych, mniej i ważniejszych sprawach. Psoty bliźniaków, zabawne wspomnienia z Hogwartu, Zebrania Zakonu. Przewinął się nawet temat Jamesa Pottera, ale szybko został opuszczony, za co Lily była wdzięczna. Nie miała ochoty psuć sobie humoru rozmową o kimś takim jak James Potter.

Gdy Weasley'e poszli, Lily poszła do biblioteki po książkę. Następnie powędrowała do ogrodu, a konkretnie do wielkiego Czerwonego Dębu. Spędziła tam kolejne kilka godzin, czytając i wsłuchując się w śpiew ptaków oraz szum wiatru. Wróciła do dworu, dopiero gdy na niebie zaczęły błyszczeć pierwsze gwiazdy.

Severus nie wrócił dziś do Prince Manor. Zresztą podobnie jak przez kilka następnych dni. Lily nie dziwiła się. Był koniec kadencji i miał mnóstwo pracy. Wystawienie ocen, zachowania, doradztwo zawodowe u starszych uczniów, masa papierowej roboty i jeszcze sprawy Domu. To jasne, że był zajęty. Dlaczego większość czasu, Lily spędzała sama w dworze. Rano włóczyła się po Prince Manor, odkrywając jego kolejne sekrety. Od laboratorium trzymała się z dala, zgodnie z prośbą Severusa. To było jego królestwo, o czym Lily doskonale wiedziała i nie sądziła, by docenił, że ktoś panoszył się w jego laboratorium. Zamieniała parę słów z portretami, które były ciekawe, pierwszego od kilkunastu lat, gościa. Niespecjalnie przeszkadzało im, że nie jest czystej krwi. Może niektórym było to solą w oku, ale nie dawali jakoś o tym specjalnie znać.

Popołudnia Lily spędzała w ogrodzie, pod rozłożystym Dębem, czytając albo po prostu patrząc w chmury i rozmyślając o wielu sprawach. James, jej rodzice, Petunia, Zakon, Voldemort, Severus. Martwiła się intrygami Jamesa w Zakonie i śledztwem w Ministerstwie. Wiedziała, że nie może zostać w Prince Manor za zawsze. Kiedyś będzie musiała je opuścić. Ale na razie musi być tu. Przynajmniej do czasu, aż James się pogodzi z jej odejściem i przestanie jej szukać.

Ciekawa była co słychać u jej rodziców. Co powiedział im James? Czy wiedzą o jej zniknięciu? Pewnie tak. Na pewno się martwią. Ale nie mogą wiedzieć, co jej się stało ani gdzie jest. Wiedziała o tym. Ta wiedza może im zagrozić. Tak samo Petunia. Nie, żeby jakoś specjalnie się przejęła. Pewnie powie: „A nie mówiłam" z tym swoim uśmiechem na koniowatej twarzy.

Nie wiedziała też nic o Voldemorcie. Nie chodziła na zebrania Zakonu, a Severus nie mówił jej szczegółów o ruchach Czarnego Pana. Weasley'owie i Remus, który odwiedził ją dwa razy, byli równie skorzy do udzielania informacji na ten temat. Tak, więc jeśli chodzi o wojnę w czarodziejskim świecie, Lily żyła w kompletnej ciemności.

Będąc sama w Dworze, miała mnóstwo czasu wolnego, ale czuła się przez to trochę samotna. Pogawędka z portretami, chociaż czasem naprawdę ciekawa nie mogła zastąpić rozmowy z rzeczywistym człowiekiem. Coraz więcej czasu spędzała w cieniu rozłożystego Dębu, gdzie mogła usłyszeć trel ptaków i brzęczenie owadów. Coś więcej niż echo własnych kroków. Tak spędziła kolejne dziewięć dni.

###

Godzina 22.45. Jest dawno po ciszy nocnej. Studenci już śpią w swoich łóżkach bądź spędzają czas w swoich pokojach Wspólnych. Korzystają z ostatnich dni spędzony w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Zostało jeszcze tylko kilka dni do zakończenia roku szkolnego i rozpoczęcia sezonu wakacyjnego. Niestety nie wszyscy cieszą się czasem wolnym. Podczas gdy studenci wykorzystują go na zabawę z przyjaciółmi, nauczyciele mają mnóstwo pracy związanej z końcem roku szkolnego.

Profesor Severus Snape siedział w swoim gabinecie, przy biurku, na którym leżał stos pergaminów. Kilka świec lewitowało nad biurkiem, oświetlając mroczny gabinet. Blask, topiących wosk, płomyczków odbijał się od poukładanych w idealnym porządku słojów, straszących groteskową zawartością. Sam profesor w skupieniu pisał coś na pergaminie. Gdy skończy, odłożył kartkę na stosie kilkudziesięciu kolejnych. Severus z westchnieniem wyprostował się w fotelu. To była ostatnia. Koniec roku szkolnego zawsze jest pełen pracy, z której niestety nikt nie mógł go wyręczyć.

Ostatnie dziewięć dni Severus spędzał w Hogwarcie. Czuł się trochę winny, że przez cały ten czas nie wrócił do Prince Manor, zobaczyć jak się miewa Lily. Ale tłumaczył sobie, że na pewno ma co robić. Zresztą Weasley'e i Lupin ją odwiedzają. I nie to, że ona za nim tęskni.

Poza tym nie był w stanie patrzeć na jej szmaragdowe oczy, w których nie widział wesołości i ciepła, jak za dawnych lat. Tylko spojrzenie pełne bólu i żalu, nawet jeśli na jej twarzy widniał uśmiech. Z każdym takim spojrzeniem napływały wspomnienia, które sądził, że odeszły daleko. A uczucie do zielonookiej kobiety powracało, choć myślał, że pogrzebał je głęboko na dnie swej duszy pod stertą kamieni i lodu. Ale nie mógł nic zrobić. Zniszczył wszystko kilka lat wcześniej. A może jednak? Może uda się wszystko naprawić? Nie... Po tym, co zrobił, jak ją zranił, nie zasługuje na przebaczenie.

Z rozmyślań wyrwało Severusa pukanie do drzwi. Kto może być o tej porze?

- Wejść! - zawołał Snape, uprawniając się, że jego maska obojętności jest na miejscu. Drzwi się otworzyły a do środka wszedł Dumbledore.

- Dobry wieczór, Severusie! - powitał go wesoło dyrektor. Severus oparł się w fotelu.

- Dobry wieczór, Albusie! Co cię do mnie sprowadza o tej porze, Albusie? Skarżący się Gryfoni? - Dumbledore zachichotał, nad sarkazmem słyszalnym w głosie swojego podwładnego. Dyrektor usiadł na fotelu, przed biurkiem.

- Jesteś jednym z najlepszych nauczycieli w tej szkole, Severusie. Nie ma na ciebie żadnych skarg, nawet jeśli bardzo byś się starał. Nawet, jak to ujmują studenci, „krzyki na lekcji" nie dają ku tu podstaw. - Snape zrobił skwaszoną minę, pogłębiając rozbawienie dyrektora.

- Nie staram się o skargi. - podkreślił Mistrz Eliksirów - I nie krzyczę na zajęciach. Ja wykładam. - zaznaczył profesor.

- Oczywiście, mój chłopcze. - powiedział dyrektor, rozbawiony.

- Bałwochwalcze przejawy uznania pod moim skromnym adresem, chyba nie sprowadziły cię do mojego biura o tej porze, Albusie. - Dyrektor uniósł lekko kąciki ust.

- Zawsze od razu do celu dyskusji. - skomentował dyrektor. Ale kontynuował, zanim Snape miał okazję się odezwać. - Jak się ma Lily? - Severus zamrugał na to nagłe pytanie. Zaraz jednak wrócił do normalnej postawy.

- Nie byłem ostatnio w Prince Manor. - odparł Severus siląc się na obojętny ton. - A dlaczego pytasz?

- Zastanawiałem się nad jej samopoczuciem. W końcu spędza całe dnie sama w tak wielkim dworze.

- Do czego zmierzasz, Albusie? - zapytał podejrzliwie Mistrz Eliksirów, mając niejasne przeczucie, że wie, do czego zmierza dyrektor.

- Na pewno czuje się samotna.

- Weasley'e i Lupin ją odwiedzają. - poinformował szorstko Snape.

- Tak, ale większość czasu spędza sama. Dwór jest spory...

- Na Merlina, Albusie przestań mówić zagadkami. Powiedz wreszcie, o co ci chodzi. - poprosił Severus, masując skronie, czując zbliżającą się migrenę. Był zmęczony grami dyrektora.

- Sugeruję, żebyś więcej czasu spędził w Prince Manor, Severusie.

- Po co? - mruknął Snape do siebie.

- Lily przyda się towarzystwo.

- Rzeczywiście. Towarzystwo Ex-Śmierciożercy, podwójnego agenta, sarkastycznego, zimnego drania, mistrza oszustwa będzie bardzo podążane. Lily będzie przeszczęśliwa. - wycedził sarkastycznie Snape.

- Nie oceniaj siebie zbyt surowo, Severusie. Jesteś jednym z najlepszych nauczycieli w Hogwarcie, światowej sławy Mistrzem Eliksirów, człowiekiem, który miał odwagę stawić czoła konsekwencjom swoich decyzji i przystąpił do walki z największym czarnoksiężnikiem, jaki nawiedził czarodziejski świat oraz jej najlepszy przyjacielem. - Snape prychnął. Dyrektor jak zwykle lubi widzieć wszystko w kolorowych barwach bez względu na to, jak bardzo czarno to wygląda.

- Były przyjaciel. - poprawił Snape. Albus uśmiechnął się dobrotliwie. Tak jakby wiedział coś, o czym Severus nie.

- Czy zwróciłaby się do ciebie o pomoc, gdyby nadal tak uważała? - Snape przewrócił oczami. Jaki ten człowiek jest uparty. Jak sobie coś wbije do głowy...

- Była ranna i roztrzęsiona emocjonalnie. Nie myślała jasno. W innym wypadku nigdy nie przyszłaby do mnie.

- Oczywiście. - zgodził się dyrektor, tonem mówiącym, że wcale tak nie jest. - Uważam jednak, że Lily doceniłaby towarzystwo. Nawet twoje. - Severus nie odezwał się słowem. Dyrektor wstał i poszedł do drzwi. - A jestem pewien, że nie tylko ona. Dobranoc, Severusie. - starszy Czarodziej wyszedł, zanim Mistrz Eliksirów zdążył wygłosić jakąś niezbyt sympatyczną uwagę, zostawiając go samego.

Severus z westchnieniem oparł się w fotelu. Dlaczego dyrektor musi wszędzie wtykać swój długi, pomarszczony nos?

###

Lily machnęła różdżką, rzucając szybkie tempus. 23.01. Jak co wieczór, czytała książkę i nawet nie wiedziała, jak ten czas przeleciał. Treść tak ją pochłonęła.

Lily z westchnieniem odłożyła książkę na stolik i wstała, ściągając koc, który następnie złożyła w kostkę. Miała właśnie zabrać książkę ze stolika, gdy Fiuu rozbłysnęło na zielono. Lily zatrzymała się w pół ruchu. Ze szmaragdowych płomieni wyszedł Severus Snape. Lily była zaskoczona, widząc go tu o tej porze. No, ale to jego dom, więc może przychodzić, kiedy tylko chce.

- Dobry wieczór, Severusie! - powiedziała Lily. Severus poderwał głowę w jej stronę. Nie zauważył jej. Nie sądził, że będzie tu o tej porze.

- Dobry wieczór, Lily! Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć, o tej porze. - odpowiedział Snape swoim normalnym tonem.

- Mogę powiedzieć to samo. - odparła Lily.

- Przyszedłem po pewną książkę. - wymyślił szybko wymówkę. Planował przyjść niezauważony, zostać na noc i dopiero rano spotkać się z Lily. Nie spodziewał się zastać jej w salonie.

- Ja właśnie miałam iść do siebie. Jaką jeśli mogę spytać? - Severus wertował w swojej głowie listę ksiąg...

- Sztuka uzdrowienia: Magiczne receptury Eliksirów uzdrawiających. Potrzebuje jej do poniedziałkowych zajęć z siódmym rokiem. - odpowiedział Severus, nie myśląc o fakcie, że dokładnie ten sam egzemplarz leży na biurku w jego gabinecie. Lily pokiwała głową.

- Eliksiry uzdrawiające. - powiedziała powoli. - O ile dobrze pamiętam, książka zawiera skomplikowane receptury.

- Rzeczywiście. Właśnie dlatego, nie wszyscy mogą uczestniczyć w moich zajęciach. Nie toleruje niekompetencji.

- Jesteś surowym nauczycielem, Severusie. - stwierdziła Lily, marszcząc brwi.

- W istocie. - potwierdził Severus. - Eliksiry to nie zabawa. Jeden błąd może wywołać, eksplozję, która ma moc zrównać pół Hogwartu z ziemią.

- Prawda. Wierzę jednak, że są w Hogwarcie uczniowie zdołający sprostać twoim wysokim standardom.

- Istotnie. Paru się znajdzie. - potwierdził Snape, myśląc o pojawiających się paru nazwiskach. - Idę do biblioteki. Nie zatrzymuje cię. - Severus przeszedł na piętro do biblioteki. Kątem oka zarejestrował, że Lily szła za nim. W bibliotece rozeszli się do różnych półek. Severus wzrokiem odszukał wybraną książkę, zabierając ją z półki. Następnie przesunął się do książek z ciemniejszymi eliksirami. Tak bardzo, jak nie chciał warzyć któregokolwiek z nich, nie miał wyjścia. Przejechał palcem po tytułach, aż znalazł wybrany wolumen. Ściągnął go z półki. Umyślnie nie powiedział, że książka na lekcje nie jest jedyną, którą musiał zabrać.

- Myślałam, że skończyłeś z Czarną Magią. - usłyszał głos za sobą. Severus powoli odwrócił się do Lily, stojącej przy jednej z półek, patrzącej na książkę w jego ręce.

- Gdy raz wejdziesz na tę ścieżkę, już zawsze będzie kierować twoim losem. - odpowiedział gorzko mężczyzna, nie odrywając wzroku od mrocznej księgi.

- To my kierujemy ścieżką, jaką pójdziemy, a nie ona nami. - odezwała się, Lily. Severus prychnął, kładąc książkę na drugą.

- Brzmisz jak Albus.

- Może ma rację.

- Łatwo to powiedzieć komuś, kto nigdy nie wszedł na tę drogę. - odpowiedział Severus, odrywając wzrok od podręcznika.

- Przypomnę ci, że ostrzegałam cię przed tym. - przypomniała Lily. Severus prawie warknął. Równie dobrze mogła powiedzieć „A nie mówiłam".

- I co? Chcesz za to Order Merlina? - zapytał cynicznie, patrząc prosto przed siebie. Lily założyła ramiona na piersi, w geście irytacji.

- O co ci chodzi?

- O nic. - zakończył krótko Mistrz Eliksirów. Ostatnie, na co miał ochotę, to dyskusja w środku nocy "co było, a co nie było".

- Nie rozumiem cię. - oznajmiła Lily. Severus przeczesał wolną ręką włosy.

- Słuchaj, Lily, nie mam ochoty na tę dyskusję. Każdy z nas poszedł swoją ścieżką i poniósł konsekwencje swoich wyborów. Nie ma nad czym debatować, bo to nic nie zmieni. - rzekł Mistrz Eliksirów, rzucając jej krótkie spojrzenie. Severus odwrócił się do wyjścia. Lily zwęziła usta.

- Rzeczywiście. Nie ma sensu dyskutować nad faktem, że gdybyś mnie posłuchał nie byłbyś teraz Śmierciożercą. - Severus zatrzymał się w pół ruchu. Powoli odwrócił się do Lily.

- Wydaje mi się, że już ci mówiłem, że to nie twoja sprawa. - Lily nic sobie nie zrobiła z jego ostrzegawczego tonu.

- A mi wydaje się, że boisz się głośno przyznać do błędu, Severusie. - Severus zbliżył się kilka kroków.

- No jasne. Obwieszczę to całemu światu, najlepiej Czarnemu Panu w pierwszej kolejności. - stwierdził cynicznie. Lily przewróciła oczami.

- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi.

- No to o co, na Salazara?! - zawołał Snape, tracąc cierpliwość. - Dołączyłem do Zakonu i zacząłem szpiegować. Muszę działać po cichu, bo inaczej skończę sześć stóp pod ziemią. Dobrze o tym wiesz. - Lily westchnęła. Wiedziała o niebezpieczeństwie, z którym stykał się Severus za każdym razem, gdy był wezwany.

- Wiem o tym! Chodzi mi o to, że mówisz, że to był błąd, ale dalej w to brniesz!

- Nie mam wyboru. - oznajmił Severus.

- Każdy ma wybór. - powiedziała pewnie rudowłosa kobieta.

- Dlaczego ci to przeszkadza? - zapytał nagle Severus. - Dlaczego cię to obchodzi? To przecież nie jest twoja sprawa. - Lily zamknęła usta. Właśnie, dlaczego ją to obchodzi?

- Masz rację. To nie moja sprawa. - potwierdzenia Lily. - Ale jesteś członkiem Zakonu i dlatego mnie obchodzi. - Ma rację. Jest tylko członkiem Zakonu. Nie jej przyjacielem. Już nie...

- A nie powinno. - warknął Snape. - Nie potrzebuje niczyjej litości.

- Nie! Ty po prostu nie możesz znieść, że inni widzą twoje błędy, a ty nie potrafisz się do nich przyznać! Jesteś... - Severus zbliżył się do Lily, która cofnęła się kilka kroków, aż napotkała za plecami półkę z książkami. Severus nie zatrzymał się. Lily czuła jak serce zaczyna przyspieszać i nagle ogarnęło ją drżenie. Mężczyzna zatrzymał się dopiero kilka centymetrów od niej. Lily nie spuszczała z niego wzroku, szeroko otwartych oczu. Czarnowłosy czarodziej oparł rękę o półkę obok jej głowy. Lily obserwowała każdy jego ruch.

- Jestem kim? - zapytał cicho Severus niebezpiecznie miękkim głosem, powodując przyjemne mrowienie. Lily czuła jak jego ciepły oddech muska jej policzek, sprawiając miły dreszcz, przechodzący po plecach. Jej serce biło jak oszalałe.

- Ja... - wyjąkała Lily, nie wiedząc czemu, nie mogła sklecić pełnego zdania. Zamiast tego patrzyła w atramentowe oczy, nie będąc w stanie oderwać od nich wzroku i także się poruszyć. Stała tak po prostu, jak słup soli niezdolna do ruchu. - Odezwij się. - poprosił cicho. Lily otworzyła usta, ale nic nie wyszło spomiędzy rozchylonych warg. - No powiedz: „Severusie Snape jesteś tchórzem." - Patrzył w te oszklone, szmaragdowe tęczówki, teraz zaszokowane jego zachowaniem, nie wiedząc co zrobić. - Tak myślałem. - powiedział. Po plecach Lily przeszedł kolejny dreszcz, na dźwięk jego głosu. Severus nagle się odsunął, prostując. - Dobranoc. - i wyszedł z biblioteki, zostawiając Lily samą, opartą o półkę. Jej serce biło jak oszalałe. Jak z oddali słyszała szum Fiuu. Lily oparła się o półkę, czując, że jak tego nie zrobi, to drżące kolana ustąpią i upadnie. Kobieta dała sobie chwilę na uspokojenie oddechu. Powoli się wyprostowała i jak w transie wyszła z biblioteki, idąc w stronę swojego pokoju. Przeszła zaciemnionym korytarzem, skręcając dopiero do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie, patrząc prosto przed siebie.

Co to było? Severus nigdy tak się nie zachowywał. To prawda, sprowokowała go. Znowu. Lecz on też się nie potrzebnie uniósł. Powinna jednak pamiętać o jego temperamencie. Ale jego zachowanie ją zaskoczyło. Sama nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Nadal drżała tak jak pod wpływem jego głosu i spojrzenia. Co się z nią, na Merlina, dzieje?

Następny rozdział: "Wyróżnieniająca się prostota"

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro