Nocne Placze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiele rzeczy starał się wyplenić ze swojej głowy, bo wspominanie ich dodawało mu bólu, którego nie mógł znieść. Był jednak chwile, których nie umiał zapomnieć, bo zbyt wyraźnie zaryły się w jego mózgu. Były zbyt wyraźnymi odbiciami jego brata. Przywoływały do niego chłód zimnych dłoni, wszystkie złe barwy i cienie.

Nie mógł też wyplenić tych weselszych wspomnień. Nie było ich wiele. Mało. Bardzo mało. Ale lgnęły do niego w złych chwilach jak ćmy do światła. I nie mógł się ich pozbyć. Nie wiedział, czy chciał je zapomnieć. Wspomnienia oglądania z ojcem gwiazd, spacerów w parku z matką czy inne przybywały do niego szybko zawsze, gdy czuł się źle. Były ukojeniem, utopią, do której pragnął powrócić, ale nie mógł. Z drugiej strony pamiętanie tego sprawiało mu wielki ból. Rozumiał wtedy, że to już nie wróci.

Delikatnie wzburzone chmury za wschodzie, świeciło mocne słońce. Było wyjątkowo ciepło. Rodzice zajęli się rozmową ze znajomą, której syn łaził gdzieś w oddali. Znany mu zapach kwiatów, bladobłękitna koszulka. Miał może 10 lat, może trochę mniej.
Matka szepnęła mu, żeby poszedł pochodzić. Skorzystał z okazji.

Doskonale pamięta, jak chodził po zielonej trawie, która uginała się pod lekkim ciężarem jego stóp. Było mu niesłychanie lekko. Ostre powietrze wypełniające płuca i dźwięk deptanej trawy. Oh, brakowało mu takiej radości powodowanej przez coś tak zwykłego. Chciał się już nigdy nie zatrzymywać, iść przed siebie juz zawsze i nie wracać, ale zrobił to jeszcze szybciej niż myślał.

–– ej, chcesz może gumę? Mam truskawkową!

Zamarł. Odwrócił się szybko w prawo, patrząc na ciemnorudego chłopca wyższego od niego o conajmniej głowę. Piegus, od razu było widać, że znajoma rodziców Yugi'ego to jego matka. Był do niej wybitnie podobny. Miał czarne puste oczy i poczciwe rysy drobnej twarzy. O ile pamiętał, chłopiec był od niego młodszy kilka miesięcy. Zrobił krok do przodu, lekko się uśmiechając. Dzieciaki z okolicy za nim nie przepadały, więc to mogła być jego szansa na znalezienie przyjaciela.

Chciałby odpowiedzieć, ale nawet nie miał szansy. Wspomnienia były zbyt zamglone i sprawiały ból. Nagle został brutalnie pociągnięty w krzaki, co trwało może kilka sekund. Zanim zrozumiał co się stało, siedział na ziemi, naprzeciw brata z wzburzoną miną. Często widywał młodszego zdenerwowanego, ale nigdy aż tak.

Później, późno w nocy, w głownie grały mu słowa, które usłyszał od Tsukasy pośród zarośli –– nigdy nie powinieneś z nikim rozmawiać.

Wtedy jeszcze nie rozumiał, ile razy będzie to słyszał i jak bardzo te słowa zmienią jego życie na zawsze.

Słowa, które latami odbijały się od zimnych ścian domu i przewijały w jego głowie.

Dopiero po latach od swojej śmierci zrozumiał jak potężna była trucizna, którą go sycono.
Ukształtowała jego następne lata i wywarła tak wielki wpływ na całą jego osobowość. Sprawiła, że wszystko, przez co wypłakiwał sobie oczy późnymi nocami, kręciło się boleśnie jakoś wokół tego.

Nie wiedział jak skończy.

Miał tylko nadzieję, że przynajmniej jego śmierć będzie bezbolesna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro