2. Przyswojenie informacji

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⋇⋆✦⋆⋇ 


Miesiąc i trzy tygodnie (7 tygodni)

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Trzy tygodnie.

     Tyle właśnie minęło od czasu, gdy dowiedział się, że będzie ojcem i przez cały ten czas jego myśli były rozproszone. Od czasu przybycia na Niszczyciel, Amara pozostawała pod opieką lekarzy w ambulatorium w przydzielonej tam kwaterze. Kylo w żadnym stopniu jej nie ufał, wiedząc, że naprawdę była zdolna do skrzywdzenia dziecka, które nosiła pod sercem. Wyczuwał jej pogardę zawsze, gdy lekarze sprawdzali stan zdrowia płodu i matki oraz prawili jej kazania, co powinna a czego nie. Dla niej dziecko było problemem, którego z chęcią pozbyłaby się, gdyby mogła, dlatego Kylo często składał jej niespodziewane wizyty. Pilnował, by nie spróbowała zrobić czegoś głupiego. Czuł taki jakby przumus do chronienia jego nienarodzonego dziecka. Nie miał pojęcia, jak to nazwać. Mimo tego, nie przyzwyczaił się jeszcze do perspektywy ojcostwa, która majaczyła na bardzo bliskim choryzoncie. Nagle te pozostałe około siedem miesięcy wydawało się bardzo krótkim czasem.

     Oczywiście wieści o jego wpadce już się rozniosły lotem pocisku z Gwiazdy Śmierci po Najwyższym Porządku i pewnie i dalej. Kylo nie był głupi. Był pewien, że Ruch Oporu miał swoich szpiegów i oni też na pewno już wiedzą. Nie wiedział, jak zareagowała jego matka na tą niespodziewaną rewelację, ale na pewno była bardziej zadowolona z perspektywy posiadania wnuczka lub wnuczki, niż Snoke z wpadki swojego ucznia. Kylo spędził najdłuższe dwie godziny w swoim życiu, wysłychując gniewnego wykładu swojego Mistrza. Podobną reprymendę dostał raz za bezmyślnie narażanie życia, ale nawet ona nie umywała się do tej, jaką dostał za "rozsiewanie swojego cennego dziedzictwa" po galaktyce. To nie tak, że Kylo miał pannę w każdym porcie. Właściwie to kobiety go nie interesowały, jak niektórych niewyżytych oficerów. On wolał taniec z szablą.

     Koniec z końców Snoke wyglądał na niezbyt pocieszonego, ale raczej akceptującego sytuację. Kylo otrzymał rozkaz pilnowania kobiety i czekania aż urodzi, a potem będzie czekać aż dziecko dorośnie i zostanie wyszkolone na kolejnego użytkownika ciemnej strony. Kylo nie mógł powiedzieć, że był zadowolony z tego planu, bo nie wybiegał aż tak bardzo w przyszłość. Odetchnął jednak z ulgą, że Snoke zaakceptował obecną sytuację, co trochę go zaskakiwało, ale nie rozmyślał nad tym zbyt długo.

     Obecnie największym zagrożeniem dla jego dziecka, była jego własna matka, która z chęcią by się po pozbyła. Właśnie z tego powodu Kylo miał ją nieustannie na oku. Z jakiegoś nieznanego sobie powodu, musiał je chronić. Zastanawiał się, czy jego rodzice mieli podobne uczucie, gdy dowiedzieli się o nim. Nadal jednak był zdezorientowany. Nie wiedział, co ma czuć do tego dziecka. Naturalnie, będzie je chronił, bo w końcu jest jego częścią, ale... Co poza tym? Czy mógłby je pokochać? Nie potrafił kochać. Był Rycerzem Ciemnej Strony, który potrafił zabić bez mrugnięcia okiem. Nie miał sumienia, nie wahał się, zadawanie śmierci zaczęło przychodzić mu tak łatwo, jak oddychanie. Patrzył na zniszczenie całego układu planetarnego i nie kiwnął palcem, by to zatrzymać. Więc jak taki potwór, jak on, mógłby czuć coś do czegoś tak małego i niewinnego? To było pytanie, na które Kylo nie potrafił znaleźć odpowiedzi.

     Teraz Kylo Ren stał w najciemniejszym roku pokoju, obserwując, jak droid przygotowuje Amarę do badania kontrolnego. Lekarka, która prowadziła jej ciążę, z jakiegoś powdu nalegała na jego obecność, co wyprowadziło go z równowagi. Po cholerę miał tu być? Przecież to jej zadaniem było upewnienie się, że z jego dzieckiem jest wszystko w porządku i nie musiał tutaj stać.

     Mimo okazywanej obojętności i irytacji, to nie był jedyne emocje, które czuł. W zasadzie były one maską dla jego zdezorientowania i jednocześnie ciekawości, zmieszanej z podekscytowaniem. Mężczyzna nie miał zielonego pojęcia o ciąży, poza tym, że kobiety w tym czasie bywają nabite hormonami, jak baza Starkiller przed samym wystrzałem i lepiej trzymać się z daleka. Poza tym czuł, że z dzieckiem wszystko w porządku. W mocy wyczuwał jego malutką obecność, która była delikatnym podpisem mocy, ale już wyczuwalnym. Tak malutkim, tak niewinnym.

- Czy to naprawdę koniecznie? Badała mnie pani tydzień temu! - warknęła Amara, będąc skwaszoną i bardzo niezadowoloną. Wszyscy tutaj obchodzili się z nią jak z jajkiem bagnorożca. Tego było jej nie wolno, tamtego nie wolno. Ciąża przecież to nie choroba! Poza tym i tak nie miałaby za złe, gdyby bachorowi coś się stało i umarło, bo go nie chciała. Nie zależało jej na tym dziecku. Gdyby nie Ren, to sama by się go pozbyła. Ale nie, bo szanowny Komandor się uparł, że ma je urodzić, za co miała ochotę go udusić gołymi rękami. Dobrze, że chociaż po urodzeniu bachora nie zmusił jej do go wychowywania. Jego dziecko, to niech się zajmuje. Nie obchodziło ją, co z nim zrobi, może je nawet zabić.

- To prawda, ale musimy się upewnić, że maleństwu nic nie jest. Jak już mówiłam wcześniej, ostatnie badanie nie było jasne. - wytłumaczyła cierpliwie starsza kobieta. Selena nie rozumiała jej podejścia, jak ona mogła być taka nie czuła dla swojego dziecka, które nosiła pod sercem. Każda inna matka byłaby zaniepokojona, że coś z jej maleństwem jest nie tak, ale Amara miała to wyraźnie gdzieś. Nie nadawała się na matkę. Jak widać Komandor Ren przejmował się dzieckiem bardziej niż ona. Selena nie potrafiła tego pojąć. Jej nie było dane być matką, ale gdyby miała taką możliwość, dbałaby o swoje dziecko i oddałaby za nie życie. - Proszę się położyć.

    Amara przewróciła oczami z irytacją, ale wykonała jej polecenie, kładąc się na kozetce. Podciągnęła bluzkę do góry odsłaniając brzuch i z niezadowoleniem czekała, aż lekarka zacznie badanie. Zupełnie nie zwracała uwagi na Rena, który stał w roku pokoju, przyklejając się do ściany, jakby chciał się w nią wtopić. Widać, że on też nie chciał tu być.

- Bardzo dobrze, zobaczmy, co słychać u maluszka. - Selena uśmiechneła się do pacjentki, która nie przejawiała zbytniego entuzjazmu. Zrobiła jedynie wymuszony uśmiech, w którym widać pogardę.

- Byle szybko. - powiedziała ze wzgardą Amara.
Selena nie odpowiedziała, załączając sprzęt medyczny do wykonania badania USG i skanowania parametrów życiowych. Po uruchomieniu aparatu, Selena posmarowała brzuch pacjentki specjalnym żelem i rozpoczęła badania. Holoekran zamigotał i dopiero po chwili pojawił się pełen obraz, w którym Kylo widział wyłącznie mieniące się odcienie szarości i jakieś zaciemnione kształty, z których nic nie umiał wyczytać. Mężczyzna zmarszczył brwi, zastanaiwiając się, co lekarka tam widzi. Kylo wiedział więcej o codziennej egzystencji Wookie'go, niż czytania wyników USG.

- Yhym... Tak.... Dziecka rozwija się jak należy, na razie mierzy około 5 i pół milimetra. Trochę malutkie, lecz stopniowo będzie rosnąć. Może to wynikać z częściowej anemii pacjentki lub to po prostu kwestia genetyczna. Płód wygląda zdrowo, ale zrobimy jeszcze dodatkowe badania. - poinformowała Selena po dłuższej obserwacji, wykonując kilka zdjęć, które dołączy potem do dokumentacji medycznej, prowadzonej od samego początku ciąży, czyli momentu, gdy Komandor Ren przyprowadził ją do ambulatotium.

     Amara prychnęła cicho, będąc skwaszoną. Dla niej to dziecko nic nie znaczyło i nie obchodziło jej, czy jest zdrowe czy nie.

- Rozumiem... - Ren odchrząknął cicho. Czuł się zupełnie nie na miejscu. - Rób, co musisz...

- Chce Pan je zobaczyć, Komandorze? - zapytała Selena, spoglądając na mężczyznę, który wyglądał, jakby chciał się wtopić w ścianę. Lekarka miała szczerą nadzieję, że Kylo Ren jakoś zbierze się w sobie i poczuje się do odpowiedzialności za swoje dziecko, bo w końcu je zrobił. Biedny maluch nie miał co liczyć na matkę, która ewidentnie się nim nie interesowała. Ale dziecko miało też ojca. Selena miała nadzieję, że bezduszny Komandor chociaż jemu okaże trochę serca, bo malec tego potrzebował. Dla Seleny Kylo Ren był po prostu zagubionym mężczyzną, który pogubił się we własnym życiu.

- Eeee... Tam nic nie widać... - Kylo wewnętrznie przeklął się za ten niepewny głos. Odchrząknął cicho, prostując się, by wygląda jak chociaż odrobinę zastraszająco.

- Z tej odległości na pewno pan nic nie zobaczy. Proszę podejść bliżej. - Selena gestem ręki przywolała go do siebie, jak praktykanta, który obawia się zbliżyć do stołu operacyjnego.

     Ren zrobił krok do przodu i zawahał się, ale nie zatrzymał się, podchodząc bliżej. Stanął w miejscu, dopiero obok holoekranu, który wyświetlał obraz. Nadal widział w nim tylko szare gradienty, w różnej skali.

     Selena uśmiechnęła się delikatnie, rozbawiona miną mężczyzny który musiał nic nie widzieć na USG.

- Tutaj jest. - Selena wskazała mały kształt na ekranie. Kylo zmrużył oczy, przyglądając się czemuś, co wyglądało jak mała fasolka.

- To chłopak? - wyrwało mu się pytanie, zanim mógł je powstrzymać, gdy tak przypatrywał się płodowi, przechylając lekko głowę na bok, gdy dostrzegł malutkie, odstające coś. Kylo poczuł się zbity z tropu, gdy kobieta, przeprowadzająca badanie parsknęłam cichym chichotem.

     Amara przewróciła oczami. Mężczyźni bywają ślepi.

- Jesteś idiotą Ren.

- To zarys nóżki. - poinformowała rozbawiona Selena, ignorując docinkę swojej pacjentki. Jakioś nie była zaszokowana, bo domyślała się, że Komandor wolałby chłopca, z którego na pewno zrobiłby Rycerza Ren. - Na określenie płci dziecka jest jeszcze za wcześnie. Moża to stwierdzić około 20 tygodnia, ewentualnie najwcześniej w 16. -  wyjaśniła kobieta ewidentnie niedoinformowanemu przyszłemu ojcu. Selena wzięła sobie za punkt honoru informowanie młodego Komandora o wszystkim w nadziei, że obudzi się w nim tacierzyński instynkt i zaopiekuje się swoim dzieckiem.

- Och... - tyle udało się wydusić młodemu mężczyźnie, który nagle poczuł się jak idiota. Skąd ta nagła ciekawość tą mała istotką?

- Ale serduszko już bije, więc można już go posłuchać. - Selena klinkęła coś na klawiaturze urządzenia i podała ojcu dziecka słuchawkę. Kylo spojrzał na urządzenie sceptycznie, ale włożył je do ucha. Selena podała drugą słuchawkę Amarze, ale kobieta odepchnęła gwałtownie jej dłoń, rzucając wrogie spojrzenie, więc Selena wzruszyła lekko ramionami, samej zakładając słuchawkę. Dźwięki gaworzenia i małych serduszek był muzyką dla jej uszu.

     Kobieta klinkęła na hologragicznej klawiaturze kilka klawiszy, które uruchomiły w aparacie moduł wychywtywania dźwięku, który podgłośnił częstotliwości, by cokolwiek było słychać. Kylo stał niecierpliwie, trzymając słuchawkę przy uchu, wsłuchując się w ciszę, która przebijała się przez burzę myśli w jego umyśle. Trwało to kilka sekund, aż do chwili, gdy usłyszał miarowy dźwięki odbiegający się w słuchawce. Ciche, ale stanowcze bicie małego serduszka, na którym w jednej chwili skupił całą uwagę. Im dłużej słuchał tego dźwięku, gdy większa gula w gardle mu się formowała, przez co ciężko było mu przełknąć ślinę. To była chwila, gdy naprawdę mógł usłyszeć pierwszy dźwięk, świadczący o życiu, które stworzył tamtej nocy. Ten cichy, miarowy dźwięk w końcu uświadomił go o o bardzo ważnym fakcie, które wcześniej do niego nie docierał.

     Zostanie ojcem.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Kylo Ren siedział w swojej prywatnej kwaterze, w której panowała wyjątkowa cisza, pomimo jego obecności. Zwykle rozchodził się w niej jakikolwiek dźwięk świadczący o jego obecności, jak chociaż szybkie kroki, gdy przemierzał całą jej długość, badać nie w nastroju lub gdy przeklinał nad żmudnymi raportach które musiał przeglądać albo uzupełniać, gdyż papierologia nie była odpuszczana nawet jemu. Czasem też słychać było w kwaterze jego jedwabisty głos, gdy rozmawiał z maską swojego dziadka, Dartha Vadera. Kylo wielokrotnie prosił starożytnego Sitha o radę, by pomógł mu stać się tak potężnym użytkownikiem Ciemnej Strony Mocy jak on. Niestety skuteczność swoich rozmów z dziadkiem Kylo określał, jakby mówił do ściany, gdyż nigdy nie uzyskał odpowiedzi, nawet najmniejszej wskazówki.

     Teraz jednak młody Ren nie był zainteresowany poznawaniem Ciemnej Strony Mocy. Nie był w stanie skupić myśli, które tworzyły prawdziwy rollercoaster w jego głowie. Takiego wielkiego chaosu Kylo nigdy nie spotkał nawet w głowach więźniów, których nie raz miał przyjemność przesłuchiwać. Jego zmartwienie, że nie będzie tak potężny jak Darth Vader, nagle wydało się nieważne, przysłonione innym, pilniejszym, które zbliżało się wielkimi krokami.

     Już za parę miesięcy zostanie ojcem, co docierało do niego coraz to wyraźniej każego kolejnego dnia, gdy wstawał rano, a jeszcze jaśniej, gdy ginekolożka prowadząca ciążę Amary aktualizowała kolejne wyniki badań, przy którym zawsze był obecny. Kylo był jej wdzięczny, że nie nabijała się z niego lub krytykowała, od razu kwitując, że będzie fatalnym rodzicem, jak udało mu się podsłyszeć z kiliku rozmów oficerów na korytarzach. W zasadzie nie miał na Niszczycielu nikogo na tyle bliskiego, kto mogły mu pomóc oswoić się z tą rewelacją. Momentami żałował nawet, że nie było tu jego matki, bo mimo ich niesnasek, na pewno wiedziałaby co robić i jak mu pomóc, bo w końcu wychowała jedno dziecko, czyli jego. Był zdezorientowany, jak mało kiedy.

     Młody mężczyzna westchnął cicho opierając dłonie na rękach, gdy siedział przed pietestałem, na którym leżała na wpół stopiona maska jego dziadka Dartha Vadera. Za każdym razem, gdy rozmawiał na głos, maska wydawała się leżeć bez ruchu, jak posąg bez życia. Mógł błagać, krzyczeć, milczeć, a ona dalej ignorowała jego próby komunikacji z dziadkiem. Zupełnie jakby mówił do ściany. Darth Vader nigdy nie odpowiedział.

- Dziadku Vaderze... Jeśli mnie słyszysz, to proszę, daj mi jakiś znak. Cokolwiek... Jestem taki zdezorientowany. Dziadku Anakinie... - Kylo w zasadzie bezwiednie użył pierwszego imienia swojego dziadka. Było mu to obojętnie, jak go nazwie, bo i tak był pewien, że nie otrzyma odpowiedzi. - Czuję, że nie podołam temu zadaniu. Nie wiem, czy mogę zaopiekować się tym dzieckiem... Ja wiem, że jest ono częścią mnie, ja je stworzyłem, ale... Nie wiem, czy będę potrafił je pokochać.... Boję się...

- Strach przed ojcostwem to naturalna rzecz, Benie. Ale jak sam się przekonałem w ostatnich chwilach życia, to nie taka straszna rzecz. - gdy Kylo usłyszał obcy głos, gdzieś koło siebie niemalże wyskoczył ze skóry i stanął obok. Młody mężczyzna błyskawicznie podniósł się do pionu, sięgając przed swoją szablę, przypiętą do szerokiego pasa. Zapalił szkarłatną klingę, która rozbłysła karmazynowym blaskiem w pokoju. Kylo wycelował miecz w nieproszonego gościa i zamarł, widząc uśmiechającą się postać blondwłosego mężczyzny otoczonego błękintą poświatą. - W taki sposób dziadka witasz, młody Solo? - zapytał rozbawiony mężczyzna z uśmiechem który nie schodził mu z twarzy. Oczy Kylo wyszły z orbit, ale zaskoczenie, a raczej szok, po chwili zostały wyparte przez gniew.

- Tyle razy cię wzywałem! Tyle razy prosiłem o radę i nigdy nie odpowiedziałeś! - zawarczał wściekły Ren, czujac nagły gniew. Zwłaszcza gdy widział, jak szeroki uśmiech ducha mocy łagodnieje, ale nadal jest tam obecny.

- Wyzywałeś Dartha Vadera, a on zmarł na Gwieździe Śmierci. Dlatego nigdy ci nie odpowiedział. Shitowie nie mają możliwości zjednoczenia się z mocą, w przeciwieństwie do Jedi. Powinieneś to wiedzieć z nauk twojego wuja, Ben. - wyjaśnił spokojnie Anakin obserwując swojego wnuka łagodnym spojrzeniem błękitnych oczu. Widział w tym zagubionym, młodym mężczyźnie samego siebie za młodu. Też był skonfliktowany i pełen strachu oraz gniewu. Miał jednak nadzieję, że jego wnuk wcześniej niż on zrozumie, że nie można opowiadać się wyłącznie po jednej ze stron. Należy trzymać je w równowadze.

- A co to za różnica! Nie jestem Jedi! I nienawidzę Luke'a! - krzyknął sfrustrowany Ren, wymachując mieczem w bliżej nieokreślonym ruchu. - Próbował...

- Wiem, co zrobił ci mój syn. Ale ty też nie jesteś bez grzechu, prawda? - Anakin uniósł lekko brew. - Nie próbuję tłumaczyć zachowania Luke'a, bo ten jeden raz, gdy poddał sie strachowi, zepchnął cię na ścieżkę Ciemnej Strony, ale też nie winię ciebie, bo to Snoke namieszał ci w głowie. Nadal możesz uwolnić się....

- Naprawdę ty też próbujesz zrobić ze mnie Jedi, dziadku?! - wywarczał młody Ren, będąc zirytowany tą obsesyjnym nawracaniem do światła, które on usilnie próbował w sobie zdusić.

- Nie. Po prostu zachęcam do skończenia z byciem czyjąś marionetką i ułożenie sobie życia tak, żebyś był szczęśliwy. Jesteś zdolny i masz wielką moc. Nie potrzebujesz, by Snoke tobą manipulował. - zaprzeczył Anakin, wyjaśniając spokojnie swojemu wnukowi. - W końcu masz dla kogo żyć. - kąciki ust Anakina drgnęły. Po tych słowach złość w Kylo niemal całkowicie opadła. Przypomniał sobie powód, przez który był zamyślony przez ostatni czas.

- Wolałbym uniknąć tego... Problemu. - wymamrotał cicho, gasząc miecz w dłoni. Tak. Ta niespodziewana ciąży była dla niego problematyczna.

- Ciąża nie jest problem i nie myśl tak o tym. Dziecko to dar, który trzeba chronić i o który należy dbać. Z takiego daru należy się cieszyć. - Anakin zbeształ swojego wnuka, przez co Kylo poczuł się jak małe dziecko na dywaniku. Potem ton głosu dawnego Sitha złagodniał. - To zrozumiałe, że odczuwasz strach przed nieznanym. To w pełni normalne, bo jest to dla ciebie coś nowego. Ja też się bałem zostania ojcem. A gdybym wiedział, że spodziewamy się z Padme bliźniaków to tym bardziej chyba wpadłabym w panikę. - przyznał Anakin, mimo lekkiego uśmiechu.

- To zupełnie inna sytuacja, dziadku. Ja wpadłem po pijanemu w pierwszą noc spędzoną z kobietą. - Kylo skwasił się. Oczywiście na miliardy innych mężczyzn to akurat on musiał mieć takiego pecha.

- To nic złego. Po prostu niespodzianka od losu. Skywalkerowie mając tendencje do wpadek. - Anakin zachichotał krótko, siadając na krześle naprzeciwko swojego wnuka. - Ale wiem, że sobie poradzisz. Wierzę w to.

- Ale ja nie wiem kompletnie nic o dzieciach, poza tym że ciągle płaczą i robią w pieluchę! - Kylo jęknął, opadajac na wcześniej zajmowane miejsce. Anakin uniósł kącik ust.

- Myślałem dokładnie tak samo, ale razem z twoją babcią staraliśmy się wszystkiego nauczyć przed narodzinami. Niestety nie mogłem wypróbować swojej wiedzy w praktyce. - Anakin westchnął cicho. - Jednak ty masz inne możliwości.

- Nie nadaję się na rodzica. Z kimś innym będzie dziecku lepiej... - Kylo naprawdę zastanawiał się nad oddaniem dziecka pod opiekę komuś innemu. Wśród sojuszników Najwyższego Porządku na pewno znalazłaby sie jakaś dobra rodzina, która zgodziłaby się wychować jego dziecko.

- Nawet tak nie myśl. To twoje dziecko, twoja krew. Nie zależnie kim jesteś, po której stronie stoisz, z nikim nie będzie mu lepiej niż z ojcem.

- Z ojcem, który jest potworem bez uczuć? - warknął Kylo, zerkając kątem oka na dziadka.

- Gdybyś był "potworem bez uczuć" to kazałbyś je usunąć bez mrugnięcia okiem. Ale tego nie zrobiłeś. To o czymś świadczy. - powiedział Anakin, patrząc na wnuka. Kylo westchnął cicho. Nadal to nie zmieniło jego myślenia. - To dziecko cię potrzebuje. Jest małe i bezbronne. Potrzebuje kogoś, kto je obroni i się zaopiekuje i da wszystko, co dać może tylko rodzic.

- Nie wiem, czy potrafię. Nie wiem, czy będę umiał... Pokochać je. - wymamrotał cicho Kylo przeczesując dłonią swoje czarne, gęste włosy. Naprawdę nie wiedział. Był zdezorientowany.

- Zrobisz to. Pokochasz je od razu, jak je zobaczysz. - Anakin uniósł lekko kącik ust. Nie mógł zobaczyć swoich dzieci, gdy były malutkie, ale kiedy poraz pierwszy zobaczył Luke'a... Coś się w nim zaczęło zmieniać, eksplodując, gdy Imperator próbował zabić jego syna. Taka właśnie była miłość rodzica do dziecka, nawet jeśli nie miała okazji zaistnieć wcześniej.

- A jeśli nie? - zapytał cicho Kylo, nie patrząc na dziadka.

- Nie myśl pesymistycznie. - zbeształ go dziadek, wstając powoli. - Będziesz wspaniałym ojcem. Oboje z twoją babcią to wiemy.

- Dlaczego nie przyszła?

- Padme jest w miejscu, z którego nie może przyjść. Kazała mi jednak przekazać, że jest dumna z takiego wnuka, jak ty. I ja też. - Anakin uniósł kącik ust w górę w uśmiechu.

- Naprawdę? - Kylo spojrzał na dziadka dużymi oczami.

- Tak. - potwierdził Anakin z uśmiechem. - Czas na mnie, młody. Pamiętaj, co ci powiedziałem.

- Będę, dziadku. - Kylo wziął głęboki wdech, starając się naprawdę wziąść do serca rady jego dziadka i chociaż postarać się być dla tego dziecka ojcem, na jakiego zasługiwało. - Przyjdziesz jeszcze? - zapytał z nadzieją.

- Oczywiście, dzieciaku. - blado niebieska postać Anakina Skywalkera zaczęła znikać, aż w końcu rozpłynęła się w powietrzu, a Kylo Ren został w swojej kwaterze całkiem sam, patrząc na maskę Dartha Vadera, od której w jakiś sposób utracił sentyment.

Następny rozdział: "3. Pierwsze ruchy"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro