4. Smutki przeszłości i zakłady

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⋇⋆✦⋆⋇ 

Czwarty miesiąc (20 tygodni)

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Kylo Ren siedział w ciszy w swojej kwaterze, gapiąc się w datapad. Stanowisko Komandora było prestiżowe i dawało mu władzę, której potrzebował, ale niestety wiązało się też z pisaniem żmudnych raportów i ich czytaniem. Niestety tak zwana papierologia nie była nieunikniona także do niego, mimo że Kylo miał pomysły na sto innych, dużo ciekawszych rzeczy do robienia, zamiast przegladania spisów wojsk i strategii Generała Hux'a. Trening z Rycerzami Ren był dużo ciekawszym zajęciem, gdy mógł nie tylko szkolić ich, ale także szlifować swoje umiejętności. Nawet słuchanie durnych wywodów Hux'a byłoby ciekawsze niż ich czytanie.

     Rudowłosy od samego początku nie znosił Rena i to ze wzajemnością. Rywalizacja między mężczyznami o względy Najwyższego Przywódcy wzrastała z upływem lat. Hux zawsze był zazdrosny o młodego Komandora, bo był on pupilkiem Snoke'a z nadprzyrodzonymi mocami, przez które zwłaszcza na początku służby Generał nie raz kończył bez luksusu samodzielnego oddechu przez kilka sekund lub lądował boleśnie na ścianach. Z biegiem czasu takie epizody ustały, bo Hux nauczył się nie drażnić niestabilnego emocjonalnie Mistrza Rycerzy Ren. Nie oznaczało to jednak, że odpuścił. Po prostu nabrał wprawy w rywalizowaniu z drugim mężczyzną, bez twardych i bolesnych lądowań na ścianach. Unikał Rena, nie spędzając w jego towarzystwie więcej czasu, niż musiał.

     Z tego właśnie powodu Kylo był więcej niż zaskoczony, gdy nielubiany przez niego Generał zawitał w jego kwaterze o tak później porze. Z reguły godziny wieczorne większość oficerów spędzało w swojej kwaterze, o ile nie mieli dużuru na mostku czy Ruch Oporu nie atakował. Generał trzymał ręce splecione za plecami, stojąc w wejściu do jego kwatery, gdy Kylo łaskawie mu otworzył, nawet nie podnosząc się ze swojego miejsca.

- Co chcesz, Hux? - zapytał szorstko Ren, podnosząc chłodne spojrzenie znad datapadu, spoczywającego na jego kolanach. Generał nie wydawał się zaskoczony widokiem współpracownika bez maski. Widział Kylo Rena już bez niej wielokrotnie i nie był zaskoczony widokiem pod nią, tak jak wielu innych, którzy pewnie spodziewaliby się starego, pomarszczonego i pełnego blizn Sitha.

- Mogę wejść, Ren? - zapytał tak samo jak zwykle, czyli nad wyraz profesjonalnie Armitage, dalej stojąc w drzwiach. Kylo skrzywił lekko usta w niezadowoleniu, ale skinął głową, zamykając gestem ręki drzwi za Generałem, który sprężystym krokiem wkroczył do środka i nie czekając na zaproszenie usiadł na fotelu w salonie kwatery Rena. Rudowłosy mężczyzna postawił na szklanym stoliku butelkę najlepszego wina i spojrzał na zaskoczoną minę współpracownika. - Masz jakieś kieliszki? - Kylo zamugał zaskoczony zachowaniem i pytaniem Hux'a.

- Przyszedłeś ze mną pić, Hux? - nie trzeba było wspominać, że Kylo był zaskoczony, prawda? Z wiadomych powodów, czyli ich wieloletniej rywalizacji, Ren nie spodziewał się, że dożyje dnia, gdy Generał Armitage Hux przyjdzie do niego w butelką wina. Chyba że jest zatrute.

- Mogę pić sam z butelki, jeśli nie chcesz. - Generał wzruszył ramionami, rozpinając dwa górne guziki munduru i łapiąc za butelkę. Mężczyzna zębami otworzył korek, nie kłopocząc się z korkociągiem. Kylo stwierdził, że to dziwaczne zachowanie, jak na Hux'a, który zawsze dbał, by wyglądać nadwyraz profesjonalnie.

     Jednak Kylo był zbyt ciekawy, co jest powodem zachowania Hux'a, więc odłożył datapad, upewniając się, że jest zabezpieczony i wstał, idąc po kieliszki. Alkohol był zabroniony w kodeksie Najwyższego Porządku zwłaszcza wśród niższych kast i poza paroma wyjątkami, nie wolno było go posiadać. Ale Kylo nie był głupi i wiedział, że niżsi rangą oficerowie, a nawet niektórzy szturmowcy przemycali alkohol do swoich kajut. Ale niespecjalnie go to obchodziło. Nie on zajmował się losowymi inspekcjami. Kylo Ren był stworzony do wyższych celów. Poza tym sam miał w swojej kajucie mały barek, ale całkiem legalnie.

     Kylo wrócił do swojego niespodziewanego gościa i postawił na stoliku dwa, wypolerowane przez droidy, kieliszki. Patrzył, jak Hux nalewa do obydwu naczyń wina. Szlachetny trunek wypełnił kieliszki i rudowłosy mężczyzna odłożył butelkę i złapał za swój kieliszek. Ren zrobił to samo, ale poczekał aż Generał napije się pierwszy. Jakby to była trucizna, to niech Hux przekręci się pierwszy. Drugi mężczyzna wydawał się domyślić na co czeka jego wspóbiesiadnik i parsknął ponurym śmiechem.

- Nie zamierzam cię otruć Ren, chociaż czasem naprawdę mnie wnerwiasz. Najwyższy Przywódca zgotowałby mi piekło. - stwierdził ponuro Hux, wypijając cały kieliszek za jednym zamachem. Kylo walczył, by się nie skrzywić, bo Hux pił jak prawdziwy przemytnik, a młody Ren miał tego próbkę w dzieciństwie.

- Więc po co innego przyszedłeś do przedsionka piekła, Hux? - Kylo uniósł brew na nieprofesjonalne zachowanie Hux'a. To było nietypowe.

- Porozmawiać z Diabłem. - parsknął rudowłosy mężczyzna dolewając sobie wina, ale już nie pijąc go na raz, ale sącząc powoli. Kylo zaryzykował i upił łyk wina, czując nieco cierpki, ale jednocześnie słodki smak na podniebieniu, a następnie przyjemne ciepło rozgrzewające jego przełyk. Musiał przyznać, że Hux miał gust do alkoholi.

- Więc słucham.

- Mamy czas, Ren. Ciesz się trunkiem. - Armitage podniósł lekko kieliszek jakby w geście małego toastu.

- Tego jestem pewien. Dużo zaskakujące jest to, co pan tu robi, Generale? No nie wierzę, że wybrałeś sobie akurat mnie jako kompana do picia, Hux. Obaj wiemy, że nie znosimy swojej obecności. - Kylo nie omijał w bawełnę, unosząc brew. Aura mocy jaka otaczają generała nie była ani gniewna ani zirytowana (czyli jak zwykle), ani też podejrzana. Rudzielec były wręcz wyluzowany, przez co Kylo zastanawiał się, czy był chory czy zwariował. Nie był przyzwyczajony do innych emocji niż niezadowolenie wyzywalnych i widocznych u generała.

- Powiedzmy, że na ten jeden wieczór, możemy zakopać topór wojenny. - Hux wyskoczył z nieprawdopodobną propozycją. Kylo już myślał, że przedwcześnie upił się kieliszkiem wina. - Oczywiście tylko tymczasowo.

- Co jest powodem tego pomysłu, Hux?

- Nic konkretnego. - Kylo wyczuł w tym stwierdzeniu coś niewypowiedzianego. - Jak się ma twoja panna i dzieciak? - BAM! Kylo wiedział, że ich tymczasowy sojusz to tylko kwestia czasu, ale nie obstawiał, że wytrzyma aż tak krótko.

- Przyszedłeś tu mnie upić i wyciągnąć informacje, co? - zawarczał Ren i z trzaskiem odłożył kieliszek na stolik, tylko po to by wyciągnąć rękę przed siebie z zamiarem przyduszenia rudego generała.

- Spokojnie, Ren! Nie chcesz, nie mów! To po prostu ciekawość! - zadziwiająco szczery ton głosu Hux'a zaskoczył Rena, który zacisnął dłoń w pięść i powoli wycofał rękę.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Hux. - ostrzegł mrocznie Ren. W tym wypadku Demonem, Diabłem i piekłem był on sam.

- Chyba zaryzykuję. - Hux przewrócił oczami, widząc, jak jego współpracownik stara się być zastraszający. Z maską był lepszy efekt. - Nie muszę ci chyba mówić, że o twojej wpadce trąbi cały Najwyższy Porządek i Ruch...

- Nie musisz mnie dobijać. - przerwał mu zirytowany Kylo. Nie miał ochoty na słuchanie od Hux'a, jakim to jest idiotą, że nie potrafił się zabezpieczyć, albo drwin, że nie wie od czego są prezerwatywy. Doskonale wiedział, do czego służą. A tym podobne komentarze zabił już conajmniej tuzin szturmowców.

- Nie zamierzam. Po prostu jestem ciekawy, jak to się stało, że wpadłeś. Bo dlaczego Snoke pozwolił ci zachować dziecko, dobrze wiem. - Hux znał Najwyższego Przywódce na tyle, by rozumieć mniej więcej jego tok myślenia. Było wiadome, że dzieciak Rena będzie posiadał tę ich mistyczną siłę i w przyszłości będzie kolejnym użytkownikiem ciemnej strony. Nie ważne czy to chłopak czy dziewczyna. Hux nawet podejrzewał, że jeśli będzie to to drugie, to będzie jeszcze bardziej zabójcze niż tatuś. 

- Zły czas, miejsce i... stan. - powiedział zwięźle Ren, niezbyt skory do mówienia. 

- Wiesz przynajmniej czy to chłopak czy dziewczynka?

- Nie.

- Imiona masz?

- Nie.

- A twoja panna coś wymyśliła?

- Nie.

- Wiesz coś o dzieciach, Ren?

- Nie.

- Wiesz w ogóle cokolwiek? - Hux już niemalże znał odpowiedź. 

- Nie. - była taka jak się spodziewał. Generał westchnął ciężko. Ren był inteligentny w jakiś sposób, bo nie raz dawał polityczny popis, więc nie był całkowitym matołem. Ale to co prezentował w kwestii przyszłego ojcostwa było absolutną nędzą. - Co cię w ogóle obchodzi moja sytuacja, Hux? Chcesz się bawić w dobrego wujka dla mojego nienarodzonego jeszcze dziecka? - Kylo nie mógł się powstrzymać od pytania.

- Na gacie Palpatine'a, nie! Wystarczy mi jeden furiat na pokładzie, żebym jeszcze musiał się użerać z jego repliką. Oby nie miało temperamentu po tobie, bo nie wyrobię się z łataniem statku. - mina Kylo na ten komentarz mówiła jasno, ile przekleństw miał na końcu języka. Nie zdążył ich jednak użyć. - Po prostu jesteś szczęściarzem. - te słowa zbiły Kylo z tropu.

- To znaczy?

- Obaj wiemy, że Snoke pozwolił ci zachować dzieciaka, bo liczy na kolejnego użytkownika tej waszej mocy. Gdybyś był zwykłym oficerem nie miałbyś takiego luksusu. - gdy Hux to mówił, popijając wino, Kylo miał dziwne wrażenie, że mówi on jakby z doświadczenia. Zmarszczył brwi. to nie było możliwe. Gdyby Hux wpadł z jakąś panią oficer, byłaby to sensacja na cały niszczyciel. Ciekawość wzięła u niego w górę i pomyślał o sondowaniu umysłu generała, który pił już następny kieliszek. Nie był w stanie zdzierżyć tej rozmowy na trzeźwo. - I nie musisz grzebać mi w głowie, żeby się domyslić, że mówię to z własnego doświadczenia. - powiedział ponuro Hux, zanim nawet Kylo spróbował zajrzeć mu do głowy.

- Nie słyszałem nic o tym... - każdy wiedział, że plotki rozchodziły się na niszczycielu z prędkością strzału z Gwiazdy Śmierci. Dlatego Kylo był pewny, że na pewno coś usłyszałby. Nie to, że nagle interesuje się każdymi bzdurami, które oficerowie i żołnierze szepczą po kątach. Po prostu niektórzy bardzo głośno myślą.

- Bo sprawa została załatwiona po cichu w przeciągu paru godzin.  - powiedział ponuro Hux, nie przypominając swojego zwykłego siebie, do którego Kylo był przyzwyczajony. Rudzielec był ponury, a Rycerz mógł poczuć jego głęboki smutek. To był żal sięgający najgłębszych warstw człowieka i rozdzierający duszę na kawałki. - Najwyższy Przywódca nie zaakceptował mojej wpadki z pewną panią oficer i nakazał usunięcie ciąży, tłumacząc to wysokim stopniem nieprofesjonalizmu z mojej strony, że do tego dopuściłem i że musi to naprawić... To nie była moja decyzja ani tej kobiety. Ona była gotowa nawt opuścić Najwyższy Porządek dla tego dziecka. To ja się uparłem, by powiedzieć o tym Snoke'owi. Gdybym wiedział o konsekwencjach, nigdy bym tego nie zrobił. - ton głosu Hux'a był płaski, zupełnie pozbawiony emocji, ale jego niebieskie oczy były ich pełne. Kylo mógł przysiać, że nigdy w życiu nie widział Generała tak smutneego i ponurego. Musiał być to dla niego cios. Cios, po którym jakoś się pozbierał, ale nie był już taki sam. Teraz już po części rozumiał to zaangażowanie Hux'a w pracę. Zatracał się w niej, by zapomnieć.

- Przykro mi. - Kylo rzadko składał kondolencje, właściwie to wcale, ale teraz nie wiedział, co powiedzieć. Miał jednak na tyle człowieczeństwa, by współczuć.

- Nie mówię ci tego, żebyś mi współczuł, Ren. - powiedział Hux, dopiero teraz spojrzał na drugiego mężczyznę. - Mówię ci to, żebyś uświadomił sobie, jakim jesteś szczęściarzem. - Hux hlustem opróżnił kieliszek do dna, pozwalając pokaźniej liczbie procentów krążyć w swoich żyłach.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Witam, pana Komandorze Ren! Jest pan wcześniej. Badanie zaczynamy dopiero za dwadzieścia minut. - Selena była lekko zaskoczona, widząc Komandora Kylo Rena we własnej osobie w Ambulatorium wcześniej niż zwykle. Uczestniczył w każdym badaniu, ale zazwyczaj mężczyzna przychodził punktualnie i ani minutę wcześniej, a potem uciekł zaraz po nim. Nie zadawał pytań, sporadycznie będąc czegoś ciekawy i Selena odnosiła wrażenie, że nowe życie, które stworzył wcale nie było dla niego ważne. Obojętność, którą wyrażała jego postawa upewniała ją w tym fakcie i kobieta coraz bardziej traciła nadzieję, że kiedykolwiek się to zmieni. Może się myliła co do Rena i może faktycznie jest takim nieczułym potworem bez serca, jak mówią wszyscy dookoła. Jednak Selena była wieczną optymistką i zawsze miała cień nadziei na zmianę na lepsze.

- Tak. Chciałbym... Porozmawiać z panią. - powiedział niezręcznie zamaskowany mężczyzna, kręcąc lekko maską na boki, jakby się rozgladał. Rzucił mordercze spojrzenie kilku członkom personelu medycznego, którzy gapili się zbyt długo.

- Oczywiście, słucham, sir.

- Na osobności. - dodał Ren, uznając sam środek jednostki medycznej za niezbyt odpowiednie miejsce. Mógł wezwać po prostu do siebie lekarkę, ale uznał, że woli się sam do niej pofatygować. Selena uniosła lekko brew. To musiało być coś ważnego.

- Rozumiem. Zapraszam do mojego gabinetu, Komandorze. - starsza kobieta poprowadziła Kylo Rena na zaplecze, gdzie mieścił się jej mały gabinet, jej małe królestwo. - Proszę usiąść. - Wskazała młodemu mężczyźnie jedno z krzeseł. Sama usiadła na drugim. - O czym chciał pan porozmawiać, sir? - zapytała Selena, gdy cisza się przedłużyła.

- Jak się czuje Amara i dziecko? - zapytał po chwili ciszy. W jego głosie pobrzmiewała niezręczna nuta. Kylo Ren od lat dbał tylko o swoją skórę, bo nie miał nikogo bliskiego w Najwyższym Porządku. Poza tym Snoke zabraniał przywiązania.

- Jak do tej pory wskazują badania jest wszystko w porządku. Udało się nam zniwelować anemię i pacjentki, dzięki czemu ona i dziecko czują się znacznie lepiej. Płód rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych wad wrodzonych. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dziś będzie można poznać płeć. - odpowiedziała fachowo kobieta, obserwując przyszłego ojca. Trudno jej było rozszyfrować, co myśli przez hełm na głowie.

- Rozumiem. - padła mechaniczna odpowiedź. Selena przechylił delikatnie głowę na bok.

- Mam wrażenie, że nie tylko o to chciał pan zapytać, Komandorze. - odezwała się Selena, obserwując swojego przełożonego. Może się przesłyszała, ale usłyszała cicho westchnienie. Aż trudno było czasem myśleć że Kylo Ren jest człowiekiem, jak każdy z nich. Więcej czasu przypominał maszynę, zaprogramowaną, by nie czuć, nie okazywać strachu i zabijać bez wahania, gdy była taka potrzeba. Ale to była tylko fasada.

- To prawda. - Kylo skinął głową. - Po prostu... - mężczyzna wydawał się zirytowany mechanicznym brzmieniem własnego głosu i sięgnął dłońmi do boków maski, naciskając jej boczne przyciski, które odblokowały wokabulator i zajął hełmy, kładąc go na kolanach. Jakioś rozmowa dosłownie twarzą w twarz wydawała mu się bardziej odpowiednia.

     Selena nie skomentowała tego faktu. Cierpliwie czekała, aż mężczyzna zbierze myśli i wyjaśni cel swojej wizyty. Doceniała fakt, że sam przyszedł. Zastanawiała się tylko, czego może dotyczyć ta rozmowa.

- Po prostu chciałem porozmawiać o... dziecku. - wymruczał w końcu, patrząc wszędzie, tylko nie na kobietę. Nie był człowiekiem, który rozmawiał o byłe bezdetach z podwładnym. Raczej ograniczał się do wydawania rozkazów lub wykonywania kary za ich niewykonanie, podduszanie oficerów i szturmowców. Musiał jednak przezwyciężyć swoje niechęci i dla dobra jego dziecka zacząć zadawać pytania. 

- Rozumiem. Co chciałby pan wiedzieć, sir? - zapytała spokojnie Selena. Kylo przezesał ręką włosy, w nerwowym geście.

- Wszystko... Znaczy, nie mam zielonego pojęcia o dzieciach. - przyznał z westchnieniem. Wiedział jak zadawać szybką śmierć, znał wiele stylów walki mieczem i wręcz, ale o dzieciach nie miał pojęcia.

- Byłabym zdziwiona gdyby było inaczej. Spodziewałam się tego. - Selena jak widać nie bała się Mistrza Zakonu Ren, bo nie przebierała w słowach. Ktoś musiał uświadomić młodego mężczyznę o opiece nad takim maluchem. Cieszyła się, że się tym interesował. W końcu to jego dziecko. On je stworzył, nawet jeśli była to wpadka. Kobieta widziała, jak Ren uniósł brew na jej słowa i śmiałość, z jaką je wypowiedziała. - Naturalnie pomogę panu we wszystkim, Komandorze. Wierzę, że sobie pan poradzi w tej roli.

- Jest pani jedyna. - mruknął pod nosem. Z podsłyszanych rozmów wiedział, że istnieje w niego nie wierzy. Każdy uważał, że odda dziecko, albo zabije po urodzeniu. Niektórzy, jak na przykład Rey, współczuli temu dziecku takiego ojca jak on. Jego ego zostało lekko ugodzone i miał ambitną ochotę pokazać wszystkim, że da sobie radę z byciem ojcem.

- Zdziwiłby się pan, sir. - Selena uniosła lekko kąciki ust. - Chcę panu pomóc, ale musi mi pan na to pozwolić, Komandorze. - powiedziała na wstępie, patrząc na skinienie głowy, które otrzymała. Wzięła to za tak. - Więc wymyślił pan już imię dla dziecka, sir? - postanowiła zacząć o prostego pytania. Nie chciała go na wstępie wystraszyć opowieściami o delikatności małego organizmu, kolkach, nocnym wstawaniu, przewijaniu i tak dalej. Na to przyjdzie czas.

- Nie wiem, czy to będzie chłopak czy dziewczyna...

- To nie ważne. Warto wymyślić dwa zestawy imion, jedne męskie a drugie damskie, dzięki czemu nie będzie pan miał kłopotu po porodzie, gdyby urodziło się nie to, co pan zakladał. - wyjaśniła spokojnie starsza kobieta. - Wielu przyszłych rodziców tak robi i się to sprawdza.

- Rozumiem. Coś wymyślę. - Kylo spojrzał w jedną ze ścian. Miał już kilka propozycji w głowie...

- Jeśli mogę coś zasugerować, to odradzałabym imiona typu: "Vader", "Sidious", " Darth"... Jedynie skrzywdziłby pan malucha. - znając obsesję Kylo Rena na punkcie ciemnej strony, Sithów i Dartha Vadera, Selena wolała wybić takie imiona młodemu mężczyźnie z głowy. Nie to że były brzydkie, bo raczej... oryginalne, ale po prostu nie wyobrażała sobie malutkiego, słodkiego bobasa w niebieskich śpiszkach w myśliwce TIE gawaorzącego radośnie i z imieniem "Vader" na plakietce.

     Kylo rzucił kobiecie mroczne spojrzenie. Jak sam na to nie wpadł. Chcoiaż przeszło mu przez myśl nazwanie dziecka po dziadku, to szybko zrezygnował z tego pomysłu. Ewentualnie pokusiłby się o imiona z czasów, gdy jego dziadek był jeszcze Jedi. Nazwanie swojego dziecka po rodzicach też nie wchodziło w grę, bo nie wyobrażał sobie chodzenia po niszczycielu i wolanie małego "Hana" lub "Lei". Chcoiaż mógłby to być ironiczny element złośliwej propagandy.

- Nie zrobiłbym tego. Nie wyobrażam sobie nazwać dziecka "Vader". - wycedził skwaszony. Chcoiaż tak mógłby uczcić pamięć dziadka, to wolał uciec od tego pomysłu.

- Dzięki niech będą Mocy! - Kylo nie wiedział, czy ulgę kobiety uznać za zniewagę czy raczej za zabawną reakcję.

- Bardzo to zabawne. - stwierdził sucho z kamienną twarzą. Selena z trudem powstrzymała się od chichotu.

- Nie chcę pana dobijać, ale po Niszczycielu już krążą zakłady o imię dla dziecka. "Vader", " Darth", a nawet imiennik "Snoke" są w pierwszej dziesiątce. - powiedziała rozbawiona kobieta.

- A co jest na końcu listy? - zapytał Kylo z ciekawością. W sumie zasugerowanie się pomysłami załogi może być pomocne. Oczywiście skorzysta w tej kwestii z własnego rozumu, ale niektóre sugestie mogą być dobre.

- Nie wiem, ale mogę się dowiedzieć, sir.

- Zrób to, ale dyskretnie. Chcę całą listę. - polecił Ren zdecydowanie. Coś interesującego może na niej znajdzie.

- Może pan na mnie liczyć, Komandorze Ren.

⋇⋆✦⋆⋇ 

- Długo jeszcze? Chcę się położyć! - narzekała Amara, leżąc skwaszona na niewygodnej kozetce. Dziś ewidentnie nie był to jej dobry dzień, bo marudziła więcej niż normalnie, że Kylo aż więdły uszy. Nigdy nie miał takiej ochoty, jak teraz, by kogoś uśpić mocą. Podejrzewał jednak, że gdyby to zrobił, Amara byłaby wściekła po przebudzeniu i w jeszcze gorszym nastroju. Dlatego właśnie silił się na spokój i milczał.

- Już kończymy. Jeszcze tylko dokonam pomiary i zdjęcia, które dołączę do dokumentacji. - odparła Selena, która sama miała dość ględzącej kobiety. Od samego początku narzekała na wszystko, a humor zmieniał się jej jak w kalejdoskopie. Tylko z Kylo Renem mogła rywalizować w tak szybkich zmianach nastroju. Różnica między nimi była taka, że ona nie rozwalała pomieszczeń i wzzystkiego w swoim zasięgu, gdy była wściekła.

- Byle szybko! To łóżko jest niewygodne. - Amara niecierpliwie czekała, aż stara wiedźma, która wykonywała badanie w końcu zabierze z jej brzucha urządzenie aparatu USG, wytrze jej brzuch i będzie mogła w końcu sobie pójść. Najlepiej by wszyscy dali jej święty spokój łącznie z Renem i jego bachorem, który raz po raz kopał w jej kręgosłup. Amara obiecała sobie, że nigdy więcej nie chce żadnych dzieci.

- Z obrazu USG mogę już określić płeć dziecka. Czy chce pan wiedzieć, Komandorze? - Selena zwróciła się do mężczyzny stojącego w pobliżu. Kylo już otworzył usta, ale Amara wpadła mu w słowo.

- Ja nie chcę. Nie obchodzi mnie jakiej płci będzie ta larwa. Ile jeszcze mam być żywym inkubatorem? - zapytała kąśliwie. Nią miała dziś ochoty być miłą i grzeczną. Marzyła jedynie, by pozbyć się tego pasożyta w jej łonie i odejść gdzieś daleko.

- Zostalo jeszcze około pięciu miesięcy do planowanego terminiu. - odpowiedziała chłodno Selena nie podobało jej się jak traktowała dziecko w jej brzuchu. Jakby było nic nie warte.

- Im szybciej miną tym lepiej. Nie zamierzam mieć w sobie tej larwy dłużej niż potrzeba. - powiedziała lekceważąco Amara, najwyraźniej ignorując nienaturalne drganie niektórych przedmiotów. Selena zerknęła na młodego Komandora, widząc wściekłość na jego twarzy. Najwyraźniej mężczyzna miał już dość ciętych komentarzy kobiety i jeśli czegoś nie zrobi to źle się to skończy, a nie mogła dopuścić tu do krwawej łaźni.

- Ten komentarz nie był konieczny. Proszę się uspokoić, pani Amaro...

- Bo co? Podasz mi narkotyki, stara wrono? - zardwiła Amara, nie rozmyślając zbytnio nad doborem słów. - To mnie nie uspokoi...

- Jeśli się pani nie opanuje... - Selena starała się jakoś załagodzić sytuację, ale kiepsko jej szło. Było to szczególnie trudne, gdy miała w jednym pokoju wredną cieżarną napakowaną hormonami i tykającą bombę w postaci niestabilnego emocjonalnie Kylo Rena.

- Puste groźby! Ktoś taki jak ty nie sięga mi do pięt! - wyśmjała Amara dolewając oliwy do ognia. - Ale słucham! Co zrobisz, jak się nie opanuje...

- To zrobię to za ciebie. - odezwał się mroczny głos Kylo Rena. Jego oczy były ciemne od gniewu, a postawa była napięta wyrażając jedno ostrzeżenie. Niebezpieczeństwo. - Zrobię to za pięć miesięcy. Uspokoję cię raz na zawsze i nic mnie nie powstrzyma przed wyduszeniem z ciebie życia! - Amara przełknęła ślinę. Przekaz był jasny. Bardzo jasny.

- Ale mamy umowę...

- Jak będziesz mnie denerwować to ją zmienię! - warknął wściekle Ren, zaciskając dłonie w pięści. - Módl się, żebym jej bardziej nie zmienił! - Mężczyzna wyszło z łopotem czarnych szat.

- A umowa robi się coraz gorsza. - mruknęła pod nosem Amara wycierając swój brzuch, zanim w kompletnej ciszy pozwoliła się wyprowadzić na lewitującym wózku do swojej sali.

Następny rozdział: "5. Połączenie"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro