5. Połączenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⋇⋆✦⋆⋇ 

Szósty miesiąc (28 tygodni)

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Kylo Ren siedział w skórzanym fotelu z datapadem na kolanach, znajdując się w przestronnym salonie. Za nim cała ściana była przeszklona, ukazując widok na bujne lasy planety, gdzie znajdowała się odbudowana Świątynia Zakonu Ren. Krótko po powstaniu Najwyższego Porządku, Najwyższy Przywódca Snoke zlecił odbudowę ruin starej świątyni Sithów, która została przekształcona w główną siedzibę Zakonu Rycerzy Ren. Tutaj nie tylko wojownicy Ren mieli swoją przystań, ale szkolili nowe pokolenie młodzików, chociaż nie na taką skalę jak Luke Skywalker w swojej Akademii Jedi. Renowie dobierali uczniów ostrożnie, wyszukując w nich wysoki potencjał i nie marnując czasu na tych mniej utalentowanych. Jednak nie tylko uczniowie nabywali tu wiedzy. Starsi Rycerze, wybrana osobiście przez Kylo Rena siódemka najwybitniejszych wojowników, również szlifowali swoje zdolności, nie raz tocząc krwawe i zawzięte pojedynki. W walce każdy z nich były jak maszyna, dążąca do zwycięstwa. Nie byli tak wysoko wyszkoleni w mocy, jak ich Mistrz, ale ich szkolenie bojowe, było równie wybitne. Każdy z nich się wyróżniał w jakiś sposób, nie tylko ze względu na orginalny strój, ale też zdolności.

     Vicrul miał minimalistycznie wyglądającą maskę z wąskim wizjerem i prostym wykończeniem wokalburatora. Jego płasz jest wykonany ze skóry jakiegoś potwornie dużego gada, którego nazwy Kylo nigdy nie zdołał zapamiętać. Jego krtań nie była w stanie jej przetworzyć, dlatego zabawnie było słuchać jak Vicul się nie chwili każdemu, samemu nie raz nie umiejąc jej wymówić prawidłowo. Jest trochę narcystyczny w tej kwestii i wyniosły, ale to dobry wojownik. Przez brak treningu z Mocą jego zdolności Ciemnej Strony bywają przytłumione. Ukryte zdolności Mocy Vicrula objawiają się zwiększonym refleksem i mocą zwiększania strachu u jego ofiary, chociaż te zdolności są nieproszone i niekontrolowane. Jego bronią jest specjalna kosa, gdyż jak stwierdził miecz świetlny go ogranicza.

     Podczas gdy większość Rycerzy Ren uderza z niezwykłą precyzją, podejście Cardo pozostawia szerokie połacie zniszczenia. A wszyscy twierdzą, że to Kylo sieje znieszczenie w swoich napadach złości. Hux, który zwykle jest tym najbardziej narzekającym, jak widać nie widział, co potrafi Cardo. Jego potężne działo ma wystarczającą siłę ognia dla jednego wojownika. Szerokootworowy miotacz ognia wystrzeliwuje płonący żel nafteksowy, spalając przeszkody i wszystkich wrogów, którzy używają ich jako osłony. Wentylowana wyrzutnia pocisków plazmowych ma ograniczoną amunicję, ale wystrzeliwuje ładunki wybuchowe na odległość ponad 200 metrów. Obsesja Cardo na punkcie modyfikacji broni czyni go czasem zbyt wyrywnym do ataku, a raczej chęci przetestowania nowych ulepszeń broni lub zbroi. Inni rycerze, a czasem i sam Kylo korzystał ze zdolności Rycerza. Cardo, jak nie jeden rycerz nosi także kompaktowy, praktyczny pistolet blasterowy. Czasem ich główna broń bywała zawodna lub po prostu niedostępna, gdy przrciwnik zaatakuje z nienacka. Podręczny blaster sprawdza się wtedy doskonale.

     Ushar jest Rycerzem, który uwielbia zmuszać więźniów do płaszczenia się o litość. Testuje charakter swoich ofiar, a ci, którzy jęczą o pomoc, zasługują na powolną karę, podczas gdy ci, którzy walczą, zasługują na pochwałę. Kylo miał podobną definicję, uważając litość i współczucie za oznakę słabości, ale nie zawsze miał ochotę na "zabawę". Gdy otrzymał to, co chciał, kończył przesłuchanie w taki czy inny sposób. Hełm Ushara nosi zgnieciony znak szczególnie zadziornej ofiary, Jest to pamiątka z jednego z przesłuchań więźnia, który zemścił się. Ten desperacki wysiłek przyniósł mu szacunek Ushara i szybką śmierć. Kylo doskonale to pamiętał, będąc świadkiem przesłuchania. Było to jedno z tych sytuacji, gdy prawie interweniował. Charakterystyczną bronią Ushar jest maczuga wojenna z tępym, ciężkim końcem, który pomaga dostarczać energię kinetyczną do generatora pola wstrząsowego. Osobiście Kylo niecierpiał tej broni. Hełm z rurkami oddechowymi i filtrami był nieodłącznym elementem rynsztunku Ushara, gdyż podczas jednej akcji został ciężko ranny. Ogień zmieszany z trującym gazem niemal całkowicie spaliły mężczyźnie płuca, przez co nie był wstanie oddychać naturalnie prawdziwym powietrzem. Ironiczny był fakt, zwykle dziadek Kylo miał podobne obrażenia.

     Wśród upiornej siódemki Zakonu Ren nie brakuje kolekcjonera trofeów z upadłych podbojów. Trudgen dodaje do swojej broni i zbroi w miarę wzrostu swoich zwycięstw. Kylo i Cardo uważali to za sentymentalme. Ale Trudgen miał się czym szczycić. W przeszłości pokonał szturmowca śmierci, co jest niezwykłym osiągnięciem, biorąc pod uwagę ich siłę i rzadkość. Jego popisową bronią jest ogromny wibrorozszczepiacz. Technologia ultradźwiękowa, która szybko wibruje krawędź ostrza, aby uzyskać dodatkową moc cięcia, jest dodatkiem do tradycyjnej, prymitywnej broni. Kiedy nie macha potężnego ostrza w walce, Trudgen albo opierał tępy koniec na ramieniu, trzyma go przez otwory redukujące wagę w grzbiecie ostrza, albo przyczepia do niego paski bandoliera i zarzucał go na plecy. Dla Kylo taka broń była nieporęczena, ale tak nie jego wybór.

     Kuruk jest najbardziej samotny z Rycerzy. Kylo odkąd pamiętał, kojarzył go jako samotnika i małomównego odludka. Dlatego pozycja pilota statku Rycerzy Ren była dla niego idealna. To on zazwyczaj przeprowadzał rekonesans lub pozostawał usadowiony na wysokim punkcie obserwacyjnym, osłaniając atak swoją precyzją kunsztu. Oślepiająca stal na jego hełmie skupia uwagę na celu, a jego cel jest dodatkowo wyostrzony, koncentrując się na sile. Kuruk nie posiadał żadnego rodzaju broni białej, stawiając na specjalnie przez siebie zaprojektowany karabin samopowtarzalny. Jest świetnym snajperem.

     Większość Rycerzy woli bezpośrednie i brutalne podejście do eliminowania swoich ofiar. Jednak Ap'lek uwielbia podstęp. Jako strzelec używa zwodów i podestępów w celu schwytania przeciwnika. Z pomocą dozownika dymu, który zakłóca czujniki rozpoczyna zabawę w kotka i myszkę. Jego własne rodzące się zdolności Mocy pozwalają mu przejrzeć takie sztuczki. Złowrogie oblicze jego poobijanego heimetu jako wojownika budzi niepokojący strach, którym rozkoszuje się jak każdy z nich. Jego preformowana śmiercionośna broń, chociaż to starożytny mandaloriański młot, stanowił realne zagrożenie dla każdego, kto wszedł mu w drogę. Pomijając zabójczą stronę Rycerza, jest on jednym z najbardziej rozsądny nie tylko ze względu na wiek, bo jest najstarszy, ale też charakter. Nie jeden raz Kylo zwracał się do niego o radę obecnie, ale również za czasów, gdy był jeszcze padawanem Luke'a. Ap'lek dawniej był Mistrzem Jedi, jednym z niewielu, którzy wyszli z ukrycia po pokonaniu Imperatora. Szybko jednak zrozumiał, że Luke popełnia podobny błąd, co dawni Jedi, pozwalając pysze zaślepić swoje widzenie. Bo był Luke'iem Skywalkerem, legendarnym Jedi. Dlatego uciekł razem z Kylo w dniu zniszczenia Akademii, przybierając zupełnie nową tożsamość i lojalność.

     Rozmyślania Kylo Rena zostały przerwane przez znajomy szum, gdy dźwięki ulewy na zewnątrz ucichły, jakby zepchnięte na dalszy plan. Otoczenie stało się mniej jasne i po chwili znajoma obecność w mocy dała o sobie znać. Kylo nie musiał podnosić głowy, by wiedzieć, że nie jest już sam i kto zakłócił jego spokój. Ale jednak to zrobił. I zobaczył ją. Stała przed nim z narzuconym płaszczem, po którym spływały kropelki deszczu. Gdziekolwiek była, panowała tam ulewa, która powodowała uśmiech na twarzy Rey. Musiała lubić deszcz. Ale co się dziwić? Całe życie spędziła na pustyni, gdzie każda kropelka wody, była na wagę najczystszego coaxium. Kylo widział, jak mina Złomiarki się zmienia, gdy ona również wyczuła, że nie jest sama.

- Znów ty?! - jej głos pomimo spokoju, posiadał wojowniczą nutę. Kylo nie miał ochoty na kłótnie z nią. Był zbyt zmęczony ciągłymi humorkami Amary, by teraz znosić złe dni Zbieraczki Złomu. Najwyższy Przywódca kazał mu przenieś siebie oraz ciężarną kobietę do Świątyni Zakonu, by nic nie zagrażało jego potomkowi. Kylo coraz bardziej dochodził do wniosku, że Snoke'owi zależy wyłącznie na jego mocy, a teraz na potędze jego dziedzica.

- Ja widać. - odpowiedział bezbarwnie, wracając wzrokiem na datapad. Lekarka prowadząca ciążę Amary, dobrze się spisała i przysłała mu długą listę imion o które zakładali się oficerowie i szturmowcy. Niektóre propozycje brzmiały absurdalnie.

- Zakończ to.

- Nie mogę, dobrze o tym wiesz. - odpowiedział takim samym płaskim tonem jak poprzednio. Planował ją zignorować, aż połączenie samo zniknie.

- Masz dostęp do całego archiwum i tych wszystkich geometrycznych brył z informacjami. Znajdź rozwiązanie, Ren! - Kylo parsknął cicho, ale bez humoru. Rey była śmieszna, a Skywalker żałosny. Nie poświęcił nawet czasu na podanie jej podstawowych informacji.

- Te "geometryczne bryły" nazywają się holocornami. - oznajmił powoli, jakby tłumaczył małemu dziecku. - I nic nie znalazłem. - słyszał zduszone syknięcie, jakby przeklinała pod nosem. Zignorował ją jednak, dalej przeglądając listę imion. Niektóre były interesujące.

- Dlaczego nienawidziłeś ojca? - nadeszło nagle pytanie, po chwili ciężkiej ciszy. Ręka Kylo zamarła nad szklaną taflą ekranu urządzenia. Spodziewał się, że ciekawość Rey wieźmie górę i w końcu przezwycięży swoją wrogość i żąda pytania, które ją nurtują. W końcu od Skywalkera niczego się nie dowie. Nie spodziewał się jednak takiego pytania. Mężczyzna powoli podniósł wzrok, napotykając orzechowe oczy Rey, która szybko uciekła spojrzeniem na bok. Nie wiedział czy to z niewygody czy może niechęci.

- Na pewno chcesz wiedzieć? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie znalazła Hana Solo i wiedział, że prawda o zmarłym mężczyźnie zburzy raz na zawsze jej wizję jego osoby. Szukała w nim ojca. Zawiodłaby się. Tak jak on.

- Chcę prawdę. Nie kłamstwa. - Rey była nieugięta. Cokolwiek powie jej Kylo Ren, nie uwierzy mu na słowo. W końcu był jej wrogiem, który wykorzysta każdą słabość, by ją zmanipulować i przeciągnąć na swoją stronę, prawda? Tak uważała, chociaż od samego początku rozmowy nie powiedział nic na temat Sithów, Jedi i Ciemne Strony mocy.

- Widziałaś w nim postać ojca. Szukasz go w każdym. Najpierw w nim, a teraz w Skywalkerze. Zawiedziesz się. Żaden z nich nie jest wzorem rodzica...

- Nie odpowiedziałeś. - Rey przerwała mu, zaciskając usta w wąską linię. Nie podobało jej się, co mówił. Nie to, że się tym przejmował.

- Han nie był idealnym ojcem. Więcej go nie było w domu, a jak już był, to zwykle kłócił się z matką, właśnie o to że znikał tygodniami. W konsekwencji wsiadał w Sokoła i znów był nieobecny tydzień lub dwa. Nie miał nic do powiedzenia, gdy odesłano mnie do Luke'a, nie próbował tego powstrzymać. Nie rozumiał mocy, ani nie próbował. Bywały i dobre dni, ale należały do rzadkości, z czasem coraz częściej. Gdy były problemy uciekał, zamiast pomóc je rozwiązać. Uciekał przez całe życie, jak nie przed tymi, którym wisiał kredyty, to przed własną rodziną i problemami. - mówił odległym tonem, jakby zatapiał się w przeszłości, która była w odcieniach szarości i błękitu, czasem zabarwiona odrobiną szczęścia, które nie trwało długo. Nie patrzył na Rey, nie chcąc widzieć złości na "oczernianie" zmarłego człowieka, a tym bardziej litości, która go brzydziła.

- Han na pewno nie był taki... - słaby sprzeciw pojawił się ze strony Rey, która próbowała pogodzić złość z nieprzyjemnym głosikiem gdzieś z tyłu głowy, który mówił o jego szczerości.

- Mój ojciec był przemytnikiem. Oni nigdy się nie przywiązują, wiedząc, że w każdej chwili mogąc coś stracić. A najlepsze, co im wychdzi, to ucieczka. - Kylo widział naukę w przeszłości. Nie chciał być, jak swój ojciec, nieobecny w życiu swojego dziecka. Nie popełni jego błędu. Ucieczka od odpowiedzialności nie była rozwiązaniem. Kylo chciał być silny i poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, która odwróciła grawitację jego świata.

- Cokolwiek zrobił w przeszłości, żałował tego. Wrócił po ciebie i chciał o ciebie walczyć. Dlaczego więc... - głos Rey się załamał.

- No słucham. Dlaczego, co? - prowokowała ją, by to dokończyła pytanie, mimo że doskonale znał jego sens.

- Dlaczego go zabiłeś? - kiedy wreszcie to powiedziała, Kylo odwrócił wzrok. Zrobienie czegoś to jedno, świadomość swoich czynów do drugie, ale slyszenie tego z ust obcej osoby to zupełnie inna sprawa. - Kogoś, kto wrócił i chciał o ciebie walczyć?!

- Było już za późno. - padła cicha odpowiedź. Było za późno na powrót. Mieli za sobą zbyt wiele złej historii, by tak po prostu przejść obojętnie.

- "Daj przyszłości odejść. Zabij ją jeśli inaczej się nie da." tak mi powiedziałeś przy poprzednim połączeniu. Pouczasz mnie, a sam nie potrafisz porzucić przeszłości. - Rey zwróciła mu uwagę, zakładając dłonie na klatce piersiowej. - Nie jest jeszcze za późno, Ben. Możesz wrócić...

- Nie mogę. - oznajmił kategorycznie. Jak teraz odejdzie i spali wszystkie mosty, będzie w niebezpieczeństwie nie tylko on, ale też jego nienarodzone dziecko.

- Możesz. Musisz być silny jeśli nie dla siebie to dla dziecka. W końcu masz dla kogo. - dodała ciszej, sprawiając, że Kylo podniósł wzrok.

- Skąd ta nagła zmiana opini? Podobno będę kiepskim ojcem według ciebie. - Kylo nie mógł powstrzymać urażonego tonu. Doskonale pamiętał jej agresywne słowa na ten temat. Rey westchnęła cicho.

- Byłam na ciebie wściekła. - przyznała Rey - I nadal jestem. - dodała szybko, żeby sobie nie pomyślał, że już ją ugłaskał. Taka łatwa nie była. Wręcz przeciwnie. Bywała bardziej uparta niż Bantha. - Ale przemyślałam kilka spraw. Słyszałam, że chcesz je wychować. - nie musiała precyzować od kogo.

- Tak. Nie znam się na dzieciach i nie wiem, jak się nimi zajmować, ale... Chcę spróbować. - głos Kylo był zadziwiająco szczery. Dawno nie rozmawiał z nikim tak szczerze jak z Rey. Może właśnie po to Moc ich łączyła?

- To godne pochwały.

- Spodziewałaś się, że porzucę dziecko, prawda? - Kylo znał odpowiedź na to pytanie. Tak myślała o nim prawdopodobnie cała galaktyka.

- Wiesz... Kylo Ren, którego zna cała galaktyka, nie wygląda na typ dobrego ojca. - odpowiedziała delikatnie Rey. Trochę było jej głupio, że tak szybko go wcześniej oceniła. Zwłaszcza teraz, gdy zobaczyła, że wcale nie jest taki, jak zakładała. A może wyrobiła sobie takie, a nie inne zdanie, bo wszyscy tak uważali?

- Domyślam się. - prychnął Kylo. Nie był jednak obrażony, bo wiedział, jak widzą go inni.

- Ale Ben Solo już tak. - dodała łagodnie Rey, zyskując szpiczaste spojrzenie Kylo. - Przepraszam. Wiem, że nie lubisz, gdy tak cię nazywam.

- To imię mojego dawnego życia, którego nie chcę wspominać. - Kylo wlepił wzrok w datapad. Rey uznała to za znak, że ta rozmowa jest zakończona.

- Masz już imię dla dziecka? - Kylo spojrzał na Rey spod byka. Jej ciekawość była zbyt podjerzana.

- Moja matka wysłała cię na przeszpiegi? - zawarczał zirytowany. Mógł się wszytkiego spodziewać po swojej matce. Znał ją za dobrze.

- Nie. Leia nawet nie wie o naszym połączeniu. - Rey zaprzeczyła od razu, przez co Kylo uniósł brew. Wiedział że Rey i jego matka były blisko i spodziewał się, że Złomiarka powie jej o ich więzi, a tu taka niespodzianka. Ciekaw był, dlaczego tego nie zrobiła.

- Dlaczego?

- Uznałam... Uznałam, że dopóki nie odkryję, co to dokładnie jest nie podzielę się tym z nikim... Sam wiesz... Za kontakt z tobą wszyscy mogą stracić do mnie zaufanie. - odpowiedziała, lekko się zająkując. Kylo rozumiał to aż za bardzo. Pragnienie akceptacji, było czymś, co towarzyszyło mu przez długi czas, ale w Akademii nigdy jej nie dostał. Rozumiał, że Rey też na tym zależało. Przez prawie całe życie sama mieszkała na pustynnej planecie, a potem nagle trafiła w sam środek galaktycznej wojny, do ludzi, u których budzi nadzieję. Nie chciała stracić tej małej namiastki rodziny.

- Mnie czekałoby to samo. - westchnął głęboko. Uznał, że nie ma dziś ochoty na rozmowy o charakterze politycznym. Rey chyba myślała podobnie, jak ona, bo podeszła i jakby nigdy nic usiadła po turecku na ziemi naprzeciwko Kylo.

- Więc podzielisz się ze mną tą wielce tajną informacją na temat imienia dla twojego dziecka, czy to ścisły sekret, który będę musiała wykradać z najtajniejszych baz danych w Archiwum Najwyższego Porządku? - zapytała żartobliwie Rey, które musiała się udzielić namiastka humoru. Kylo uznał to za nieszkodliwą rozmowę, którą można kontynuować.

- Udzielę ci odpowiedniego zezwolenia. - Kylo podchwycił jej żartobliwy ton, widząc jak na usta Rey wpływa mały uśmiech, który musiał być zaraźliwy, bo jego własne kąciki ust uniosły się w uśmiechu.

- Dziękuję, Komandorze Ren. - Rey sparodiowała zwykle pełen szacuneku i strachu zwrot, tak iż Kylo parsknął cichym śmiechem. Czuł się na tyle swobodnie w jej towarzystwie, by nie utrzymywać swojej wiecznie poważnej i powściągliwej postawy. - Więc?

- Mam już kilka propozycji. Przeglądam listę imion, o które zakłada się załoga Niszczyciela...

- To krążą na ten temat zakłady? - Rey parsknęła cichym chichotem. Kolejne damskie zachowanie, którego Kylo nie rozumiał.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, o jakie rzeczy zakładają się oficerowie. - Kylo prychnął ironicznie.

- Na przykład? Ile korytarzy zniszczysz każdego dnia albo ile razy rzucisz Hux'em o ścianę? - Rey zaśmiała się histerycznie. Kylo pomyślał, że dla obserwującej ją osoby, musiała wyglądać, jak idiotka, która śmieje się w pustą przestrzeń.

- Bardzo zabawne. - przewrócił oczami. Rey otarła łzy śmiechu z kącików oczu.

- No dobrze, nie obrażaj się. - Rey spoważniała, ale nadal miała na piegowatej twarzy uśmiech. - Więc jakie są propozycje załogi w pierwszej dziesiątce?

- Och... "Vader", "Darth", "Sidious", "Raven", nawet imiennik "Snoke"... Przysięgam, że niektórzy ludzie mają wyobraźnie... O! Albo "Armitage". Hux dostałby zawału. - Kylo pokręcił głową rozbawiony.

- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru wykorzystać któregoś z nich. - Rey uniosła brew. Nie wyobrażała sobie słodkiego bobasa z uroczym uśmiechem i słodkimi oczętami w śpioszkach w ewoki o imieniu na przykład "Snoke".

- Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru skrzywdzić mojego dziecka w taki sposób. - Kylo spojrzał na Rey, jakby była niepoważna.

- Tyle dobrze. Jest dla ciebie nadzieja. - westchnęła dramatycznie, uśmiechając się lekko, na co Kylo przewrócił oczami.

- Jest jeszcze pula imion Jedi... Przysięgam, że gdybym wiedział, którzy oficerowie są ich fanatykami to wylecieliby w próżnię... - to drugie zdanie oczywiście dodał znacznie ciszej do siebie. Albo ci gagatkowie byli wyjątkowo tępi z historii albo była to złośliwa sugestia. W obu przypadkach Kylo ocenił ją jako nędzę. - "Ashoka", "Obi-wan", "Anakin"... - mężczyzna przesunął wzrokiem po linijkach tekstu na ekranie datapada. - Nawet "Yoda" się trafił... I "Luke". - Kylo skrzywił się.

- A masz już jakieś faworyty? - Rey sprytnie ominęła temat jego wujka, za co Kylo był wdzięczny.

- Tak. Mam już nawet wybrane. - odpowiedział Kylo, czując jak mały uśmiech wpłynął mu na usta.

- Jakie? - zapytała Rey ciekawie.

- Dowiesz się za trzy miesiące. - uśmiech Kylo zmienił się w tajemniczy grymas, łagodnego uśmiech. Coraz bardziej wczuwał się w myśl, że zostanie ojcem swojej małej, uroczej repliki.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: " 6. Finał."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro