«3»【𝘩𝘰𝘳𝘰𝘬𝘦𝘶 𝘶𝘴𝘶𝘪 𝘹 𝘳𝘦𝘢𝘥𝘦𝘳】❝𝘴𝘱𝘢𝘤𝘦𝘳❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝙝𝙤𝙧𝙤𝙠𝙚𝙪 𝙪𝙨𝙪𝙞 𝙭 𝙛𝙚𝙢𝙖𝙡𝙚!𝙧𝙚𝙖𝙙𝙚𝙧 ]

𝙛𝙡𝙪𝙛𝙛𝙝𝙚𝙩𝙫𝙞𝙜𝙣𝙚𝙩𝙩𝙚𝙖𝙜𝙚𝙙-𝙪𝙥

⁎⁎⁎⁎⁎⁎

          Szłam owinięta w swój ulubiony szalik człapiąc za chłopakiem. Pod butami chrupał nam świeży śnieg, który padał tejże nocy. Teraz błyszczał się jak brokat przez poranne promienie słońca na bezchmurnym niebie. Nie mogłam przestać się cieszyć z tak małej rzeczy. W końcu cała okolica zamieniła się w jedną białą pierzynę. Widok zapierał dech w piersiach, mając na uwadze to, że w tle elegancji dodawały góry.

          Niebiesko-włosy szedł powoli przed siebie. Nowa warstwa śniegu sięgała aż do kostek. Zostawiał w nim duże ślady swoich traperów, dlatego postanowiłam to wykorzystać i po nich iść.

— Dobrze się bawisz, Reader-san? — odwrócił się bokiem i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Chyba mnie nakrył, bo nie szłam już obok niego. Mój sprytny plan szybko został odkryty. Uśmiechnęłam się szczerze. — Cieszy mnie, że masz dobry humor.

— To dlatego, że jest tak pięknie na dworze. Natura jest niesamowita. — mówiąc to uniosłam wzrok ku niebu przysłonięte pustymi koronami drzew, za to bogato opatulone w śnieg. Chłopak zrobił to samo.

— Masz rację. — Przez chwilę staliśmy w miejscu nasłuchując śpiewu ptaków. Poczułam lekki powiew wiatru docierający od wschodu. Głęboko zaciągnęłam się świeżym, górskim powietrzem. Coś nadzwyczajnego. — Ruszajmy, bo nie zdążymy przed zmrokiem. — zaśmiał się. 

          Horo Horo chciał za wszelką cenę coś mi pokazać. Odkąd tylko wstaliśmy nad ranem nie dawał mi spokoju. Spacerowaliśmy lekko zasypaną ścieżką. Ominęliśmy średnie zaspy po lewej stronie, w głębi lasu można było dostrzec parę jeleni z sarnami zajadające kory drzew. Nawet jedną wiewiórkę widziałam przebiegającą po gałęziach. W takiej ciszy, gdzie słychać własne myśli, aż grzech ją zagłuszyć. 

Chłopak prowadził mnie idąc dwa kroki przede mną. Właśnie wspinaliśmy się na pochyły pagórek w towarzystwie długiego rzędu ośnieżonych dzikich krzewów po prawej stronie.

— Wiedziałaś, że te krzewy przetrwały osuwisko sprzed siedemdziesięciu lat? — zagaił. — Podobno było jedno z najsilniejszych. Nie uwierzysz, ale mimo iż lawina zmiotła brutalnie pojedyncze, kilkunastoletnie drzewa odrywając je w połowie, to cały rząd tych krzewów ustał się pod wpływem siły rosnąc tyle lat na skraju przepaści. Słyszałem legendę, że posiadają jakąś nieznaną moc. Nie wiem czy próbowano ją odkryć, ale to tylko pogłoska. Zwykłe urywki plotek przekazywane przez pokolenia. — przystanął na sekundę odwracając się do mnie. — Reader-san! Kto ostatni ten yeti! — po czym ruszył biegiem na górę śmiejąc się. Najwidoczniej niewiele nam już brakowało, by osiągnąć dzisiejszy cel. Zaskoczył mnie, ale nie dałam się i ruszyłam sprintem za nim, na ile pozwalały mi płaszcz i buty za kostkę. Nie będzie już taki cwany jak go dorwę.

          Niestety nie udało mi się prześcignąć przyjaciela, natomiast gdy dotarłam na bardziej płaską powierzchnię, ku moim oczom pokazała się zwykła, drewniana belka, która służyła za ławkę. Najprostsza konstrukcja, byle by odpocząć na chwilę. Zatrzymałam się przy niej nadal dysząc. Nie ukrywam, że zrobiło mi się gorąco przez ten nagły zryw. Ściągnęłam szalik. Zatkało mnie przez moment.

          Z takich wysokości rozpościerał się przede mną magiczny krajobraz. Ogromne, zamarznięte jezioro zbite lodem po same brzegi. Naokoło towarzyszyły skupiska drzew, których barwy na zmianę mieniły się zielenią i brokatową bielą oświetlane przez promienie słońca będącego niedługo w zenicie. Śnieg naprawdę potrafi upiększyć przyrodę. Będąc po takim oczarowaniem zapomniałam o Horo Horo. Gdzie on się podział? Poczułam się dziwnie niespokojnie, gdyż przeszedł mnie dreszcz. Przez sekundę wydawało mi się, że słyszałam jak ktoś mnie woła.

Nagle spojrzałam w lewo, skąd podbiegał niebiesko-włosy. Odetchnęłam z ulgą. 

— Reader-san. — oddychał lekko zasapany. — Czemu nie poszłaś wyżej? Tam są jeszcze lepsze widoki niż tu. Tutaj to dopiero początek. — wskazał palcem za siebie.

— Naprawdę? — patrzyłam na niego zdumiona. — Nie pomyślałam, że tam coś jeszcze jest. Poza tym ej, zniknąłeś mi z oczu ty turbosprinterze. — poszturchałam go, by przelać na niego moją udawaną złość. Nie próbował uniknąć ataków, natomiast moją uwagę zwróciły jego ręka na plecami.

— Co tam chowasz?

— Taki drobiazg się uchował. — pokazał mi piękny, fioletowy kwiat. — To goździk lodowcowy. Zazwyczaj rośnie zdecydowanie na większych wysokościach, dlatego nie wiem co on tu robił. Poza tym, że jako jedyny wynurzył się stwierdziłem, że go zerwę... dla ciebie. — dokończył trochę nieśmiało. Podszedł do mnie bliżej i włożył mi kwiat we włosy. 

— Wyglądasz prześlicznie. — powiedział półszeptem patrząc mi w oczy. Jego błękitne tęczówki onieśmielały mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc uśmiechnęłam się szczerze do niego. 

— Przestań... — Wyciągnął z moich dłoni szalik i zawinął mi go wokół szyi. Złapał za końce i zbliżył się odrobinę.

— Przeziębisz się. — odrzekł. Poczułam jego oddech na twarzy. Serce mi szybciej zabiło. 

Nagle pociągnął mnie do siebie i pocałował delikatnie w czoło. Popatrzyłam na niego zaskoczona.

— Ojej, ale oblałaś się rumieńcem. — uśmiechnął się szczęśliwy, również z delikatnie czerwonymi policzkami.

Miałam wrażenie, że jeszcze bardziej się zawstydziłam. Ale muszę przyznać, że włosy Horo Horo przy tym słonecznym, popołudniowym świetle zlewały się z taflą chabrowego nieba.

— To co powiesz na gorące kakao? — spytał.

— Z przyjemnością, ale ja biorę wszystkie pianki! — podekscytowana zaczęłam biec przed siebie. Zrobimy powtórkę, tak się odegram.

— Hej! Nie ma tak! — podgonił mnie, aż chwycił w pasie i mocno przytulił. 

— Puść mnie! — radośnie krzyknęłam.

— Nie ma takiej opcji. — na twarz wdarł mu się zadziorny uśmieszek.

          Wracając do domu jeszcze parę razy dokuczaliśmy sobie mając przy tym mnóstwo zabawy. Nawet porzucaliśmy się śnieżkami. Wyglądało na to, że zadbał o to, bym się naprawdę nie przeziębiła - nie zaatakował mi ani włosów, ani twarzy. Natomiast ja nie zamierzałam go oszczędzać. Przyjaciel miał całe włosy w drobinkach śniegu, które stopiły się w słońcu i zanim dotarliśmy w końcu do chaty zdążyły być mokre. Chciałam podzielić się z nim moim szalikiem, ale odparł, że nic mu nie będzie, miewał gorsze sytuacje i śmiał się ze mnie. Cóż, prawie cały płaszcz miałam w śniegu przez niego. 

          W ciepłej izbie roznosił się przyjemny zapach kakaa. Świeżo zalane kubki ze spienionym mlekiem chłopak postawił na blacie kuchennym. Zajęłam się ozdobami, które wyciągnęłam na drewniany stół. Usiedliśmy razem i zaczęliśmy upiększać nasze napoje. Już miałam posypywać proszkiem cynamonowym, gdy Horo Horo na raz wyrzucił z opakowania w kształcie klepsydry białymi, srebrnymi i złotymi śnieżynkami, o mało co nie rozsypując ich naokoło. Śmialiśmy się, aż miałam łzy w oczach. Później mogłam nareszcie się delektować w spokoju przy kominku opowiadając chłopakowi zaciekle co ostatnio mi się przydarzyło, a on słuchał uważnie popijając swoje kakaowe arcydzieło.

⁎⁎⁎⁎⁎⁎

∼∼∼ A/N ∼∼∼

Nie mogłam się doczekać, aż ukończę ten rozdział. Miałam już dawno ideę na niego, ale trudno było mi ją przeobrazić w słowa. Jestem szczęśliwa, że się udało (ノ'ヮ')ノ*: ・゚

Liczba słów wynosi 1073!

Mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom i się podobało (*ノωノ)

Czekam na Wasze odczucia.

Miłego i spokojnego dnia/wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro