Ostatnia z rodu Black

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas szybko płynie. Przekonała się o tym pewna kobieta ze starego i szlachetnego rodu Black. Dziś minęły dwa tygodnie od czasu spotkania z wybrańcem i miłej pogawędce, jednak chłopak nie dawał żadnego sygnału że chce się pozbyć klątwy. - Nie użył medalionu. Dałam mu wybór, głupi bachor. - Takimi myślami zaprzatała sobie głowę Bellatrix podczas śniadania. Miała ułożony plan jak wykorzystać chłopca do swoich celów, jednak nie wzięła pod uwagę faktu, że chłopak to zignoruje.

Śniadanie w wielkim dworze przebiegało bez zakłóceń. Wszak jedynymi mieszkańcami dworu byli jedna kobieta i dwójka skrzatów domowych. Po skończonym posiłku zwróciła uwagę skrzatom, że obiad ma być na godzinę 14. Kobieta skierowała się do wielkiej biblioteki której zbiory były gromadzone od wielu wieków. Większość z nich była o czarnej magii, chociaż znajdowały się również dzieła wielkich poetów czarodziejskich. Bellatrix jednak przyszła tutaj nie po to by czytać książki, tylko by przygotować parę lektur jako test. Tomy wybierała bardzo starannie z dużą dawką precyzji. Pani Black miała opinie kobiety niezrównoważonej, jednak było to spowodowane tym że zwykli ludzie widzieli ją tylko gdy walczyła u boku Czarnego Pana. Teraz gdy kobieta odpoczywa, starannie wykonuje czynności które wpierw planuje. Tak samo jest podczas walki, jednak wtedy nie trzyma się do końca założeń.

Lektury które wybrała, były o dziwo tylko wprowadzeniem do czarnej magii. Przeniosła je do pokoju który znajdował się na drugim piętrze. Gdy tam weszła, wszystko było niemal gotowe. Meble z drzewa czereśniowego, bordowe zasłony i pościel. Pokój ten był na pierwszy rzut oka inny, niż reszta komnat w dworze, jednak pozostawał mroczny. Bellatrix osobiście ułożyła książki w podręcznej biblioteczce. Znajdowały się tam już książki o tarczach magicznych, eliksirach, psychologii, i O dziwo o grze aktorskiej. Nie wspominając o komplecie podręczników z hogwartu dla wszystkich siedmiu klas. - wszystko jest już gotowe... - Powiedziała głośno po czym zeszła do jadalni. Była to duża sala że stołem, który mógł pomieścić ponad czterdzieści osób. Ona skierowała swe kroki ku stołowi i usiadła na środku. Posiłek swój jadła z manierami godnymi arystokratki. Posiłek minął jej jak zwykle spokojnie. Powstała i swe kroki postanowiła postawić w swych komnatach. Musiała zrobić porządek ze starymi rzeczami jej męża, który z nią mieszkał i którego tak nienawidziła. Wszytskie fotografie, ubrania spakowała w jeden, magicznie powiększony kufer i kazała skrzatom znieść go do lochów. Teraz była już wolna od swego zmarłego małżonka, mimo że jakoś okazywali sobie uczucia nie doczekali się potomka bo Bellatrix nigdy nie pozwoliła mu się nawet dotknąć. - Ród czystokrwistych Blacków może wyginąć... - W tym momencie Bellatrix zdała sobie sprawę z tych słów. Andromeda zmieszała krew z mugolem. Narcyza związała się z Lucjuszem, jednak całej rodzinie grozi niebezpieczeństwo gdyż również oni zawiedli czarnego Pana. Natomiast męscy potomkowie zginęli. Regulus, młodszy podczas próby zniszczenia Voldemorta, natomiast Syriusz zginął z jej ręki. Ostatni męski potomek z rodu Blacków został zgładzony w ministerstwie,tylko przez poglądy. Kobietę naszły wątpliwości. Wszak popieranie mugolaków nie koniecznie musi sugerować że zwiąże się z taką osobą. Zawsze syn Oriona mógł związać się z czystokrwistą kobietą, podtrzymując rodową tradycje. - Lecz jeszcze nie wszystko stracone. Czysta krew to błogosławieństwo jeżeli wie się jak jej używać. - tak nie wszytko stracone. Jednak plan miał nikłe szanse powodzenia. Wszytsko zależy od szczęścia kobiety oraz zasobów biblioteki rodu Black...

Tego samego dnia w innej części kraju pewien młodzieniec wyglądał przez okno. Dziś miał się zakończyć koszmar u Dursleyów i miał wrócić do swego świata, świata czarodziei. Już wczoraj spakował swój kufer i zaczął nerwowe oczekiwanie na przybycie zakonu, który miał go wyrwać z tego piekła. Jednak chłopak trafić miał z deszczu pod rynnę. Zamieszka na Grimmauld Place 12. To miejsce będzie przypominać mu o jego zmarłym ojcu chrzestnym Syriuszu. Jednak byli tam również jego przyjaciele Ron i Hermiona... państwo weasley oraz reszta zakonu. Nie będzie miał zbytnio okazji rozmyślał o śmierci chrzestnego. Taką miał przynajmniej cichą nadzieję. Dochodziła już godzina 14 A o tej godzinie miał się pojawić zakon, który będzie transportował chłopaka. Tak również się stało. Gdy zegar zasygnalizował pełna godzinę u drzwi domu państwa Dursley rozległ się dźwięk dzwonka, sugerujący że ktoś założył im wizytę. - Kto u diaska dobija się o tej godzinie do drzwi?!? - krzyknął wuj Vernon. Harry całkowicie zapomniał im powiedzieć o niespodziewanej wizycie członków zakonu. Jednak teraz nie było to ważne. Zbiegł szybko po schodach i zobaczył Lupina który próbował rozmawiać z jego wujem.
- Witam Pana, przybyliśmy zabrać Harrego Pottera do końca wakacji...
- spokojny głos byłego profesora został zagluszony przez głos otyłego mężczyzny. - A niech Pan bieże chłopaka! Potter jakiś człowiek do Ciebie! Ryknął jednak w jego głosie dało się dostrzec nutkę zadowolenia. Harry poszedł do drzwi z kufrem i sową w klatce, jednak zanim przywitał się z Lupinem powiedział. - Co się stało pierwszego września gdy jechałem do hogwartu? - Lupin uśmiechnął się ciepło. - do przedziału wszedł dementor i zemdlałeś.
- Witam profesorze. Możemy iść.

- dobrze harry będziemy się teleportować. Pożegnaj się z wujostwem.

- Do widzenia kochana rodzino! Krzyknął na odchodne harry tak że wuj zastyga z wrażenia. Gdy odeszli w jakąś ciemną uliczkę Lupin zauważył rana na policzku chłopca. jednak stwierdził że to zwykłe zadrapanie gdyż było już w połowie zagojone. Harry w duchu modlił się by mężczyzna nie pytał o jego policzek. A gdy kazał mu chwycić się za ramię, odetchnąć z ulgą w duchu.

Po chwili dwójka znalazła się na jednej z londyńskich ulic. W głowie powtórzył zdanie przeczytane rok temu i między domami 11 i 13 pojawiły się drzwi. Harry przekroczył próg domu i zobaczył te same meble, to samo udekorowanie. Nawet stojak stał w tym samym miejscu co kiedyś. Lupin pchnął lekko Harrego by skierował się do kuchni, jednocześnie jego rzeczy do pokoju. Gdy tylko szesnastolatek przekroczył próg kuchni, Hermiona i Ron rzucili się na niego, by to przywitać. Młodzieniec odwzajemnił uścisk. Następnie przywitał się z Panią Weasley A ta poczęstowała to bardzo dobrą zupą czosnkową i zmusiła to do zjedzenia czterech dokładek. Gdy jego posiłek się zakończył, Molly poinformowała Harrego iż Dumbledore znalazł testament Syriusza i zostanie on odczytany dziś o godzinie szesnastej. Czyli za półtorej godziny. Zanim to nastąpi harry chciał porozmawiać że swoimi przyjaciółmi. Opowiedzieć im wszystko co powiedział mu dyrektor podczas wakacji. Na opowiadaniu zeszła im godzina. Pod koniec Hermiona powiedziała Harremu , że da sobie radę z tym brzemieniem. Mimo wszystko Harry, zwątpił w słowa jego przyjaciół. Wydawały mu się puste. Odległe...
Oddalił się od przyjaciół. Sam nie wiedział czemu. Może dlatego że nie pisali do niego listów, tylko te z prezentem? Chłopak westchnął. Nadchodziła już szesnasta, więc młodzież skierowała się do salonu. W środku był tylko dyrektor, Minerwa McGonnagal, Remus, Tonks i teraz młodzi. Albus otworzył kopertę i zaczął czytać pismo. ,, Ja Syriusz Black, w pełni świadomy swoich czynów, pisze ten testament w którym zapisuje połowę swego majątku Harremu Potterowi, drugą połowę przyjacielowi Remusowi Lupinowi. Dom przy Grimmauld Place 12 powierzam pod opiekę Zakonowi Feniksa, jednak księgozbiory pozostawiam Harremu Potterowi. Po przeczytaniu tego listu na głos, proszę o przekazanie to mojemu chrzesniakowi Harremu.
Podpisano Syriusz Black " Harry westchnął. Dumbledore podszedł do chłopaka i wręczył mu list. Ogłosił również że jutro z rana młodzież uda się na zakupy, by kupić niezbędne rzeczy do szkoły. Chłopak z przyjaciółmi skierował się z powrotem na górę, rozmawiając o szkole, wynikach SUMów i innych przyziemnych sprawach. Jak nastał wieczór, Harry poprosił wszystkich by wyszli z pokoju, gdyż chce pobyć w samotności. Jak tylko drzwi się zamknęły, Harry wziął do ręki list i czytał to ponownie. Teraz jednak na końcu znalazł dopisek: ,, Miłość może uratować, poszukaj księgi pod tytułem; ,, Czystość krwi to potężny dar" Tam znajdziesz instrukcję. Wierzę w Ciebie Harry. Łapa". Nowa siła wstąpiła w młodzieńca. Jednak nie chciał się zdradzić, postanowił więc że zacznie szukać w nocy tej książki, gdy wszyscy zasną. Tak też zrobił. O północy wyszedł ze swojego pokoju i szukał tej książki w księgozbiorach. Lecz dopiero nad ranem udało mu się ją odszukać. Zadowolony z siebie, przeszukał spis treści...... I omal nie zemdlał. Otworzył księgę na rozdziale i przeczytał ją szybko. Los się do niego uśmiechnął. Tak. Użył zaklęcia zmniejszającego i włożył księgę do kieszeni. Po wszystkim po cichu wrócił do siebie i w ubraniach położył się do łóżka. I zasnął błogim snem.

Ktoś nagle obudził Pottera ze snu. Tą personą okazał się być Ron, który zakomunikował mu że za pół godziny wychodzą na pokątną. Harry szybko przebrał się w jakieś mniejsze ubrania, po czym schował tam książkę i parę niezbędnych rzeczy. Po chwili zszedł do kuchni. Tam była już ochrona. Alastor Moody, Nimfadora Tonks, Remus Lupin, Artur Weasley oraz Severus Snape. Harry przywitał się z nimi głośnym dzień dobry A ci mu tylko kiwneli głowami. Jedynie Snape nie zareagował. Potter przystąpił do śniadania i gdy skończył jeść wybiła godzina dziesiąta. Wszyscy opuścili dom i teleportowali się na pokątną. Najpierw udali się do Gringotta, A następnie każdy z nich ruszył w swoją stronę. Harrym opiekował się Remus, więc gdy powiedział że musi do ubikacji ten bez słowa go opuścił. Potter skręcił w jakąś ciemną uliczkę po czym wyciągnął z kieszeni medalion który dostał w te wakacje. W swych myślach wypowiedział tylko- Bellatrix...-

Pierwsze promienie słońca wdarły się do komnat pani Black. Kobieta otworzyła swe oczy i przyciągnęła się jak kotka. Ubrana w czarną kusą koszule nocną. Udała się do łazienki by na początek dnia obmyć swe ciało. Po porannych czynnościach ubrała sie w czarne szaty i zeszła na śniadanie. Tam wszystko było już podane do stołu. Zasiadła do niego, po czym zabrała się za swój posiłek. Przyzwyczaiła się już do jedzenia w samotności. W azkabanie też miała osobną cele. Mimowolnie wzdrygnęła się na tamte wspomnienia. Odkładając sztućce na talerz, poczuła ciepło, które biło od medalionu. - Więc w końcu bachor się zdecydował. Ciekawe ...- Kobieta narzuciła na siebie czarna pelerynę, zabrała różdżkę i dotknęła swymi palcami medalionu.

Pan potter nie należał do cierpliwych osób. Myślał że gdy dotknie medalionu morderczyni pojawi się zaraz. A niestety czekał już na nią z pięć minut i dalej nie było jej widać. Nagle przed nią pojawiła się czarna postać. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, bardzo drętwotą. Osunął się na ziemię. Więcej niestety nie pamiętał.

Harry obudził się w nieznanym sobie miejscu. Ściany koloru brązowego, zasłony w kolorze bordo. Przez okno wdarły się promienie słońca, lecz w komnacie nadal panował półmrok. Nie potrafił sobie przypomnieć jak tutaj trafił. Pamiętał tylko pojawienie się czarnej postaci i drętwotę. Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni. Jego różdżka nadal tam spoczywała. Uśmiechnął się w duchu do siebie, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Wstał z łóżka, po czym rozglądał się ciekawie po komnacie. Najbardziej zaciekawiła go biblioteczka, która zawierała książki z hogwartu oraz wiele innych pozycji. Wydedukował że znajduje się w domu czarodziejskim. Powiązał szybko fakty... - Jestem w domu tej morderczyni!- Krzyknął z rozgoryczenia. - Nie takim tonem. Bachorze. - Potter automatycznie się odwrócił. Wyciągnął różdżkę z zamiarem rzucenia klątwy na oprawcę, jednak ona była szybsza. Po chwili różdżka chłopca znalazła się w rękach kobiety. -A teraz słuchaj mnie rozwydrzony dzieciaku. Jesteś skazany na moją łaskę. W wakacje nałożyłam na Ciebie klątwę, teraz jesteś w moim domu. Więc...?

- nie będę pertraktował z żadnym śmierciożercą! - Odpowiedział Harry.
Bellatrix podwinęła rękaw szaty. Harry wystraszył się. Na ramieniu kobiety, tam gdzie powinien znajdować się mroczny znak.... Była zwykła skóra.

- Więc jak Potter, zmieniłeś zdanie, niewychowany bachorze? - Ten jednak już jej nie odpowiedział.

-Gdy się zdecydujesz dotknij znów medalionu. Zasady znasz. A teraz zostawię Cię samego.... Panie..... -Wysyczała ostatnie słowa sarkastycznie i skłoniła mu się. Zaraz jednak wybuchła zimnym śmiechem. Gdy opuściła komnatę, rzuciła na drzwi zaklęcia wzmacniające konstrukcje, na wypadek gdyby chłopak chciał uciec. Harry natomiast położył się na łóżku, modląc się by to był tylko zły sen.

Niedługo jest kochani. Pozdrawiam 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro