Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Bellatrix
Samotnie leżałam w skrzydle szpitalnym. Minęło już parę dni od mojego niefortunnego porwania, oraz powrotu. Nie miałam nic do roboty, więc wertowałam już chyba dziewiątą tego dnia książkę. Tak owszem. Cały dzień czytałam, ponieważ nie uśmiechało mi się zbytnio leżenie w kompletnej pustce, ciszy i samotni. Wolałam zatopić się w treści lektury, niż zagłębiać się w moje własne problemy. Oczywiście nie byłam tutaj sama przez cały czas. Czasem, kiedy nikt nie wiedział odwiedzał mnie Harry, bądź Syriusz. Kiedy byli tataj ze mną nie mogłam się nudzić. Zawsze coś wymyślili. Dobra ale w końcu wpadłam na pełen ryzyka plan. Bowiem ostatnio dowiedziałam się, że Czarny Pan zaatakował ministerstwo. Codziennie dostarczane mi są gazety Proroka Codziennego , przez co jestem na bieżąco z informacjami. Właśnie w tej chcieli wleciała do pomieszczenia sowa z najnowszym wydaniem. Dowiedziałam się że tym razem Voldemort dał warunek samemu ministrowi. Zagroził on, że jeśli nie wydadzą mu Bellatrix Lestrange, którą sami pewnie złapali, on zniszczy całe ministerstwo, do czego przecież był zdolny. Zapomniałabym też powiedzieć,że odpisała mi Cyza. Napisała, że niezmiernie się cieszy, że żyje i że mam na siebie uważać, oraz pamiętać, że ona mnie kocha. Miło mi się zrobiło. Napisała również że mam dobrze się ukryć bo sama wiem kto mnie szuka. Owszem wiedziałam. Wiedziałam jednak również, że mam już swój mały plan , o którym nie wie nikt oprócz mnie. Jest on jak już mówiłam bardzo bardzo ryzykowny, lecz dość prosty. Mam zamiar dla dobra tych wszystkich ludzi wydać się dobrowolnie w ręce Voldemorta. Wiem, że większość ludzi uznałaby mnie, za głupią, ale ja nie mogę narażać przecież wszystkich ze świata magii na klęskę z mojej winy. Muszę działać. W końcu jestem Bellatrix Black. Pokaże mu, że już nie jestem Lestrange jak mój beznadziejny były mąż , tylko Black jak wszyscy z tej rodziny silna, niezależna i zła do szpiku kości. Co prawda może i już trochę zmiękłam przez tych moich facetów, ale nie dam tego po sobie poznać. Będę jeszcze gorsza niż zwykle w towarzystwie tych wszystkich śmierciożerców. Dobrze. Więc dziś stąd wychodzę. Za 2 dni mam się stawić w zakazanym lesie, co może być w obecnej mojej sytuacji nie najlepszym pomysłem, ale nic na to nie poradzę. Tak więc właśnie wyszłam ze skrzydła i poszłam do swojej komnaty. O dziwo, była ona wzorowo wysprzątana po tym porwaniu i od czasu mojego zniknięcia. Jednak przynajmniej jedno z głowy. To dobrze. Wróciłam, położyłam się na łóżku i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Pov. Harry.
Siedziałem w dormitorium z Łapą i myślałem sobie co będzie, gdy zacznę następny rok szkolny. Graliśmy właśnie partyjkę eksplodujacego durnia, gdy przypomniałem sobie, że muszę odwiedzić w szpitalu Bellatrix.
-Syriusz. Dokończymy innym razem ok? Muszę iść do skrzydła.
-Jasne Harry. Pozdrów ją ode mnie. Zmykaj już I wiesz, że spowiedź cię nie ominie prawda?
-Taa jasne Łapciu. Dzięki. Mówiłem niby skwaszony, lecz na końcu obaj wybuchnęliśmy śmiechem.
W końcu wyszedłem z pokoju i powoli podziwiając widoki szedłem do skrzydła szpitalnego. Byłem ciekaw jak dziś czuje się Bella. W końcu byłem już na miejscu,lecz okazało się że jej tam nie ma. Nie powiem. Na początku się wystraszyłem, lecz gdy pielęgniarka poinformowała mnie, że moja profesorka już wyszła biegiem pognałem do jej komnaty. Trochę mi to zajęło, gdyż była ona umiejscowiona na drugim końcu zamku. Po paru minutach biegu byłem już na miejscu. Lekko zapukałem do drzwi, lecz nikt nie otworzył. Nadusiłem więc na klamkę, A drzwi stanęły otworem. Bałem sie, że znów co się jej stało, ale gdy byłem już w głębi pomieszczenia zobaczyłem że ona po prostu śpi. Samemu zachciało mi się spać, więc położyłem się obok kobiety i też zasnąłem.

Pov. Bella
Obudziłam się, ale... W czyiś silnych ramionach. Sądząc po sile to musiał być mężczyzną. Aż bałam się obrócić po ostatnim ,lecz musiałam. Ciekawość zwyciężyła. Musiałam dam radę. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam obok siebie Harrego. Ucieszyłam się, nie powiem, że nie bo bym skłamała, co jednak wychodzi mi perfekcyjnie. Było mi dobrze, ale gdy myślałam sobie co ma stać się niedługo zrzedła mi mina. Mam się wydać w jego ręce i stracić ich?moją rodzinę? Syriusz, Harry, Cyzia i mój chrześniak, za którym nie przepadam Draco to moja rodzina. Jedyna jaką posiadam i kocham po swojemu. Dotknęłam w pewniej chwili jego blizny , którą swoją drogą zawsze mnie ciekawiła, lecz chyba go to zabolało, bo się obudził. Przywitał się ze mną, pogadaliśmy, poleżeliśmy jeszcze trochę A potem razem z nim poszłam na błonia. Oczywiście ja byłam pod zaklęciem kameleona, ze względu na to, iż ja jestem nauczycielką, on uczniem, a Syri psem. Tak jest przynajmniej w mniemaniu osób, które nas nie znają. Poszliśmy, poleżeliśmy, pośmialiśmy się i wróciliśmy do zamku. Przeszliśmy się kawałek, a następnie każdy z nas poszedł w swoją stronę. Ja do siebie, oni do siebie , nic nowego. Gdy doszłam już do komnaty wykonałam wszystkie czynności porządkowe, przebrałam się w piżamę i posłała spać. Następny dzień minął mi jak z bicza strzelił. Cały czas miałam coś do roboty. To jakieś prace z to Poppy, to Albus, Minerva i tak ciągle. W końcu nadszedł wieczór, kiedy szybko zasnęłam. I oto nadszedł dzień, którego tak się bałam. Przecież to dziś miałam iść na dość pewną śmierć. Muszę się najpierw jakość pożegnać , przygotować ich. Misję więc czas zacząć.

Boże ja was naprawdę przepraszam że nie dłuższy, ale wolałam wam wstawić coś krótszego, niż dłużej zwlekać. A ten tydzień  mam cały zawalony nauką, więc oto proszę bardzo. Nowy rozdział. Jako rekompensatę mogę powiedzieć, że postaram się, aby było ciekawie♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro