Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Harry.
Musimy porozmawiać. -Sam aż się bałem co ma do powiedzenia Syriusz. Żadko mówił aż tak poważnie. To do niego nie podobne. Ale co się mogło stać  ?
-A więc coś się stało? -Zapytałem.
- Tak Harry. Stało się. Wiesz bo niewiem jak ci to powiedzieć, ale....
-Ale co? No mów! Proszę.  -Dodałem już ciszej.
-Chodzi o Bellę.
-C..co? Co z nią? Przecież ona wyjechała. - Tak już dawno się nie bałem. Mój głos aż drżał.
- Harry. Bo ona.. Ja wiem że to dla Ciebie trudne, ale ona jest w skrzydle szpitalnym.
-Że co!? -Wykrzyknąłem zdenerwowany.
-No wiesz... Sam nie wiem co jej się stało. Znalazłem ją ledwo żywą w krzakach. Jednak początkowo jej nie poznałem. Była... ona wyglądała jak uczennica.
-Wiem że tak może. Ale wiesz co jej się stało?
- Nie. Nie chciała powiedzieć. -Powiedział smutno mój ojciec  chrzestny.
-Idę do niej. I nawet nie patrząc za siebie po prostu wyszedłem. Szedłem jak najszybciej się dało przemierzając już ciemne i puste o tej godzinie Hogwardzkie korytarze. Jednak w głowie pozostawało jedno pytanie.
Co jej się stało? Nie mogłem znaleźć na nie żadnej sensownej odpowiedzi. Może zwyczajnie się jej bałem? Nie zaprzątając sobie głowy dłużej myśleniem nad odpowiedzią nadal szedłem przed siebie korytarzem prowadzącym prosto do SS (skrzydła szpitalnego ) . W końcu cały zdenerwowany dotarłem na miejsce. Ale to co tam zobaczyłem przerosło moje wszelkie oczekiwania.

Pov.Bellatrix
Leżałam w skrzydle już od dobrych paru godzin. Po tym jak się obudziłam dopiero poczułam ból. Bolało mnie dosłownie wszystko. Każdy mój ruch to była moja porażka. Siniaki miałam dosłownie wszędzie. Nie mając co robić jak stara baba, która W sumie byłam postanowiłam leżeć bo co innego mi pozostało? No nic. Więc tak sobie byłam sama w tej ogromnej  sali i myślałam co ja mam zrobić. Przystałam na propozycje mojego Pana, więc teraz nie mam już wyboru. Dostałam misję. Muszę... muszę zabić Harrego. Ale jak ja mam to zrobić? No jak? Po tym wszystkim. A co z moją poradą, życiem, tym nowym życiem bez piekła i zabijania. Nie ciągnęło mnie już tak jak dawniej do torturowania mugoli. Ale dlaczego ?  Przecież ja to kochałam robić. Kochałam zabijać i się cieszyłam z  tego. Co się ze mną stało? Ciekawe. Muszę to kiedyś wyjaśnić. Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak sam Potter.

Pov.Harry
To Co tam zobaczyłem mnie przeraziło. Była cała blada jak duch, poobijana i do tego wszędzie miała pełno siniaków. Ale co jej się stało? Potem spytam. Podszedłem bliżej ale zamiast z bliska wyglądać lepiej było gorzej. Miała na ciele dużo ran, z niektórych nadal sączyła się krew.
- Bella? Powiedziałem najciszej jak umiałem, ale tak, aby mnie usłyszała.
- Tak. Ale nie mów mi po imieniu w tej postaci. To mnie wyda.
-Więc jak mam na Ciebie mówić?
-Ymmm. Niewiem. Możeee Isabelle?
-Isabelle? Ładnie. Może być.
-Musimy dac mi jakąś tożsamość. Więc niech będzie Isabelle Vilot z Slytherinu.
-No ok. Ale slytherin? Ślizgonka i Gryfon?
-No nie. Nie ma mowy. Własnego domu się nie wyprę.
-Niech ci będzie. A teraz mów.  -Zarządałem.
-A co chcesz wiedzieć.
-Po pierwsze gdzie byłaś?
-Ymm musiałam coś załatwić.
-Ale co?
-Nieważne. Nie twoja sprawa.
-Masz mi powiedzieć.
- Nie ma mowy gówniarzu.
-Oo no to teraz gówniarzu tak?
- Tak. Wyjdź stąd. Ale już!! Wydarła się i podjęła próbę wywalenia mnie  z sali. Udało się jej. Lecz usłyszałem  jeszcze szept po tym, mówiła że ręką ją bolała bo była dość mocno poobijana. Pewnie dlatego. Myślałem że jej przejdzie ale jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo się myliłem.

Pov.  Bellatrix
Wywaliłam go z sali. To co powiedział uraziło mnie. Byłam zbyt dumna, aby zapomnieć. Wiedziałam już co zrobię i choć to miało mnie zranić to zdecydowałam się to zrobić. Może przy okazji będę miała czas wymyślić dogodny plan jak pozbyć sie zadania  i ponownie widocznego znaku na ręce. Zawsze mówiłam, że jestem niezależną i silną kobietą, A tu co?. Jestem zależna od niego. Od Voldmeorta. Minęło kilka dni, kiedy w końcu mogłam wyjść z SS. Byłam znów wolna. Po cichu wyszłam poza bramy Hogwartu aby przemienić się w nauczycielkę OPCM. Udało się.  Weszłam do zamku , a gdy uczniowie mnie zobaczyli zaczęło się pokazywanie palcem. Chyba jednak się cieszyli, bo w czasie mojej nieobecności zastąpił mnie Snape, który był potworny dla uczniów. A kiedyś  był taki słaby, zakochany w Evans i do tego jeszcze wyśmiewany. Może to za to ich tak dręczy. Jak się spodziewałam pierwszą osobą z grupy uczniów, która do mnie podeszła i chciała o coś zapytać jak zwykle był nie kto inny jak sama Hermiona Granger.
-Pani profesor?
- Tak?
-Dlaczego pani nie było przez tydzień na lekcjach ?
-Och. Panno Granger nie było mnie, ponieważ musiałam wyjechać i coś załatwić. Ale teraz już lekcje macie ze mną i to się już raczej nie zmieni.
-Dziękuję. Po  tym dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie i odeszła do Pottera i Weasleya. Jak widzę Golden Trio znowu w grze. Ruszyłam dalej przed siebie. Byłam już w zamku i skierowałam się prosto do lochów, gdzie była moja komnata. Jednak do niej wróciłam. Jeszcze. Ale i moje szczęście w końcu się skończy i stanie się zapewne coś czego wolałabym uniknąć. Zwyczajnie obleciał mnie strach. Jednak twardo brnęłam przed siebie. Weszłam do pokoju, rozpakowałam wszystko co miałam, rozczesałam swoje piękne błąd włosy takie jakich zawsze zazdrościłam Cyzi. Musiałam iść wziąć długą i odprężającą kompiel, bo nadal czułam na sobie własną krew. To nie było przyjemne uczucie. Poszłam prosto do wanny. Wzięłam naprawdę długą kąpiel w olejku lawendowym, umyłam włosy szamponem o zapachu mięty i wyszłam  już gotowa. Postanowiłam się zdrzemnąć przed jutrzejszym dniem, bo miałam 7 lekcji. Po jednej z każdym rocznikiem. Super. Do tego to jeszcze nie wszytskie klasy. Każda grupa to zaledwie połowa rocznika. No trudno. Poszłam spać. Śniły mi się same koszmary z udziałem różnych osób. Ale zawsze ja byłam tą złą. Obudziłam się zaledwie po 2 godzinach. Było już ciemno więc zaszłam na kolację. Przywitałam się z Minerwą, której dawniej szczerze nienawidziłam, ale teraz jakoś się zaprzyjaźniłyśmy. Po kolacji udałam się na błonia. Dzieciaki już nie mogły więc byłam tam sama. Siedziałam nad jeziorem i myślałam. W pewnym momencie zauważyłam że jest już późno i wróciłam do zamku. Po wejściu do pokoju rozebrałam z szat, ubrałam piżamę i weszłam pod kołdrę, co po chwili poskutkowało zaśnięciem. Całą noc nie mogłam spokojnie spać. Obudziłam się chyba z 10 razy w ciągu 8 godzin. To było strasznie upierdliwe.  Miałam sny jak z Horroru . Była już 7.00 więc zwlekłam się z łóżka i ubrana dzięki różdżcce udałam się do WS. Porozmawiałam z Minerwą, wypatrzyłam Harrego, a potem poszłam na lekcje. Akurat miałam ją z rocznikiem 7, czyli rocznikiem Harrego. No trudno. Na lekcji było ciekawie. Uczyliśmy się pojedynków. Ja i Potter prezentowaliśmy klasie jak to robić. Potem ja usiadłam za biurkiem A 17 latkowie zaczęli pojedynki. Walczyli dzielnie ale co niektórzy radzili sobie dobrze. Innym szło fatalnie. Ale trudno. Chyba największą liczbę pojedynków wygrała Granger i Potter.
-To teraz zmierzą się ze sobą zwycięzcy!- wykrzyknąłam entuzjastycznie tym samym pobudzając klasę.
-Panno Granger, Panie Potter zapraszam na środek. Walka ma być czysta. Zaczęło się, a po długich wysiłkach wygrał Potter. Zadziwiające. Dobrze koniec lekcji moi drodzy. Zadania dziś nie ma. Miłego  dnia. Wykrzyknęłam na całą salę i zaklęciem otworzyłam drzwi tym samym dając znak do wyjścia. Musiałam jeszcze coś dzisiaj po zajęciach zrobić. Mianowicie porozmawiać z Bachorem.

Czekajcie na dalszą część, bo obiecuje, że będzie się działo i to może zaważyć na losach tej opowieści, co wiem narazie tylko ja. Do zobaczenia. 🐍♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro