Umowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry obudził się cały oblany potem. Miał sen, a raczej koszmar, w którym został porwany przez morderczynię swego ojca chrzestnego, do jej domu. Teraz śmiał się ze swojej wyobraźni. Przeciągnął się i otworzył oczy. Uśmiech spełz mu z twarzy. Jest w tym samym pokoju co pod koniec swojego snu. A oznaczało to tylko że koszmar stał się jeszcze gorszą kawą. Nie miał wyboru. Musiał się zdecydować, czy przyjąć propozycję Bellatrix, czy odmówić i umrzeć po bardzo długiej i bolesnej liczbie tortur. - Nie mam wyjścia, muszę przystać na jej propozycje. - Poza tym, tylko Bellatrix ma składnik, który jest potrzebny do rytuału z księgi Syriusza. Jego ręką powędrowała do kieszeni jednak medalionu tam nie było. Rozejrzał się po pokoju i zauważył go na szafce nocnej. Pochwycił go po czym w myślach pomyślał imię swej oprawczyni.

Kobieta leżała na swym łożu i patrzyła się na księżyc za oknem. Jeżeli ktoś teraz zechciał by włamać się do jej umysłu, zobaczył by płonący mur. Bellatrix była dobrą oklumentką. Dzięki temu udało się jej usunąć mroczny znak, by Czarny Pan jej nie wykrył. Ten krok przyczynił się do pełnego odzyskania wolności przez kobietę. Mimo ucieczki z Azkabanu, musiała służyć Czarnemu Panu, a teraz gdy znaku już nie ma... Jest wolna. Lecz nie zmieniła swych poglądów. Dla niej zawsze czysta krew będzie najważniejsza. Od teraz tylko jest panią na swych włościach. Nagle na swych piersiach poczuła ciepło. Był to znak, że ten bachor Potter coś od niej chce. Powstała ze swego łóżka, wzięła różdżkę i udała się do komnaty chłopaka. Powoli kroczyła przez ciemny korytarz, oświetlając sobie drogę do celu. Mimo że znała ten dwór bardzo dobrze, pomagała sobie różdżką. Jest czarownicą, może sobie pozwolić na taki luksus. Jak tylko dotarła do odpowiednich drzwi, machnęła parę razy kijkiem, by zdjąć zabezpieczenia z drzwi. Bachor leżał na swym łóżku i wpatrywał się w widoki za oknem. Powinien czekać na kobietę. - Nauczę bachora manier. Tormenta! - Harry zaczął się wić na łóżku, tortury to dobry nauczyciel. Po chwili przerwała zaklęcie. Ten obrócił się w jej stronę i spojrzał w jej oczy z nienawiścią. Zaraz jednak wzrok mimowolnie powędrował niżej. Bellatrix wściekła się. Rzuciła jeszcze zaklęcie torturujące. Po krótkich torturach, kobieta wykonała ruch różdżką A na jej ramionach pojawił się czarny szlafrok z atłasu. - No więc bachorze streszczaj się.... Czego ode mnie chcesz? - Zaczęła kobieta, gdy przestała zadawać ból chłopakowi. Ten przez chwilę jeszcze walczył ze sobą, jednak w końcu przemówił zachrypniętym głosem. - Chcę iść na ugodę. Jakie są twoje warunki?

- Bardzo proste Potter. Ja usuwam klątwę z Twojego ciała A Ty do mnie wracasz zawsze na ferie i wakacje szkolne. Dodatkowo przypilnujesz mojego chrześniaka, który jest w Hogwarcie. Nie chce by zrobił coś głupiego. Ty możesz zażądać ode mnie dodatkowo jednej rzeczy, uprzednio mówiąc po co Ci ona. Czy zgadzasz się na te warunki? Rozum Harrego zaczął pracować na najwyższych obrotach. Dziwne warunki, naprawdę. Po co ma do niej wracać na każde wakacje? - A proste, chcę widzieć co złoty chłopak potrafi i czym ma zamiar pokonać Czarnego Pana. Uprzedzę koleje pytanie, możesz korespondować ze swoimi mugoloakami. - Harry zastanowił się. To była jego szansa. Nie musiał wracać ani do kwatery, gdzie jest tyle wspomnień o Syriuszu, ani do znienawidzonego wujostwa. - A czy będziesz udzielać mi lekcji? - Wypalił chłopak. - Jeżeli złożysz przysięgę że nie wydasz od kogo to potrafisz, oraz nie użyjesz moich nauk przeciwko mnie.

-Więc ..... dobrze, zgadzam się.

- Mądry wybór Potter. -Odpowiedziała Bella i machnęła parę razy różdżką. Wyczarowała pergamin z traktatem, pióro i nóż.- Traktat ten będzie przypieczętowany krwią. Żaden z nas nie będzie mógł zdradzić naszej tajemnicy, gdyż to go zabiję. - Kobieta przecięła swoją rękę i zamoczyła pióro w swej krwi. Jak Tylko złożyła podpis, wyleczyła swoją rękę. Gdy Harry poczuł metal na swojej ręce wzdrygnął się. Jednak przeciął rękę i również się podpisał. Pergamin nagle rozbłysł, pieczentując w ten sposób ich traktat.
- Potter, teraz zostawię Cię. Możesz używać magii, jesteś w domu czarodziejów. Jutro widzę cię o dziewiątej na śniadaniu. Jadalnia jest na parterze. -Chłopak obrócił się od kobiety, mając zamiar zasnąć, i nie przejmować się krwią. Nagle poczuł ciepły oddech na swojej szyi. - Dobrej nocy Harry. -usłyszał szept. Po jego plecach przebiegł dreszcz. Jednak jak doszedł do siebie, kobiety nie było już w pokoju. Nie wiedział co o tym myśleć.

Bellatrix kierowała się do swojego pokoju. Położyła się na swym łóżku, udało jej się jej. Potter, był teraz już jej własnością. -Jesteś taki głupi Potter. Taki naiwny... - Bellatrix zaśmiała się głośno. Mimo wszystko, ta sytuacja miała głębsze dno. Kobieta nie potrafiła pozbyć się myśli, że jest winna coś pewnej szlamie, która ją kiedyś uratowała. Nienawidziła tej kobiety. Jednak to wszystko się skończy...

Harry obudził się gdy pierwsze promienie słoneczne wpadły do łazienki, wykonać poranne czynności. Później, podszedł do szafy i aż zamarł. W szafie były same czarodziejskie szaty. Harry dotknął jednej z nich. Musiały być drogie. Jednak, ród Blacków był bardzo bogaty. Zrzucił z siebie stare ubrania i ubrał szatę, w kolorze złoto- szkarłatnym. To w końcu barwy jego domu. Niech Bellatrix się Teraz męczy. Ubrany wyszedł ze swojego pokoju i według wczorajszych wskazówek kobiety skierował się do jadalni. Pchnął drzwi i znów zastygł z wrażenia. Żaden Black nie należał do biednych ludzi. Postanowił przyjrzeć się pomieszczeniu z bliska. - Widzę Potter, że się przyzwyczajasz do zasad panujących w tym domu. Bardzo dobrze. A teraz siadaj, śniadanie jest gotowe. - Ostry głos Bellatrix rozbrzmiał po pomieszczeniu. Obydwoje skierowali się do stołu, po czym usiedli na przeciw siebie. Żadne z nich się nie odzywało. Harry w głowie wciąż miał mętlik po wczorajszych wydarzeniach. Śniadanie było obfite, a jedzenie było równie dobrze przyrządzone co w szkole. Harremu nasunęła się myśl, że muszą tutaj pracować skrzaty domowe. Po skończonym posiłku przemówiła Bellatrix. - Potter, skoro pytałeś się mnie o lekcje. Zaraz omówię jak będzie przebiegać nauką u mnie przez te czternaście dni. Po pierwsze masz mi mówić Pani. Rozumiemy się?

- Tak Pani.

- Dobrze, przez pierwsze trzy poranki, przeczytasz książki o grze aktorskiej. Po południu dam Ci szybki kurs oklumencji. Następne dni to będzie zwykła nauka z podręczników. Po kolacji, będę uczyć cię tańca tradycyjnego. W niedzielę natomiast nauczę Cię do tych manier. Wszystkie potrzebne rzeczy masz w swoim pokoju. Jakieś pytania? - Potter milczał. Miał tak napięty plan że nawet nie potrafił sobie wyobrazić w jakich godzinach miałby spać. Poza tym taniec? Bellatrix jest rodem czystej krwi więc tam takie zasady obowiązywały. Czyżby Potterowie również byli starym czarodziejskim rodem? Będę musiał to sprawdzić. - Takie myśli krążyły w głowie chłopaka. Naprawdę dziwiło go zachowanie Bellatrix. Jednak pomocy nie należy odrzucać, skierował się więc do swojej komnaty. Usłyszała jeszcze że ma napisać list, informujący zakon że nic mu nie jest.

Tego samego dnia w siedzibie Zakonu Feniksa, trwali już długie zebranie na temat Pottera i jego tajemniczego zniknięcia. Wszyscy zastanawiali się jak to było możliwe. Największe wyrzuty sumienia miał jednak Remus. W końcu to on nie upilnował chłopaka. Albus chciał zażądzić poszukiwania chłopca, jednak w tym momencie jakąś sowa zapukała w okno. Dyrektor machnął różdżką A sowa wleciała do pomieszczenia. Zrzuciła list, po czym szybko odleciała. Jednak nikt nie spodziewał się żadnej poczty o tej godzinie. -Albusie otwórz, może to od Harrego. - Powiedziała McGonnagal. I wcale się nie pomyliła. Dyrektor otworzył list i przeczytał to na głos.
-"Drogi Zakonie Feniksa, nie martwcie się o mnie i nie szukajcie mnie. Jestem bezpieczny. Pojawię się na stacji pierwszego września. Harry Potter." Albus westchnął, więc chłopak uciekł i nie chciał by to znaleziono. - Więc złoty chłopiec uciekł Ci Albusie..... Ciekawe.
- Słowa te wypowiedział mistrz eliksirów. W tym momencie poczuł nagłą sympatię do chłopaka. Wystarczy Severusie. Nie będziemy to szukać. A teraz wybaczcie, jestem umówiony na spotkanie z kandydatem na nauczyciela obrony przed czarną magią. Ron, Hermiona i Ginny podsłuchiwali całe zebranie przez uszy dalekiego zasięgu. Byli wystraszeni. -Jak Harry mógł coś takiego zrobić? - Zaczęła Hermiona.
- To nieodpowiedzialne!-
- Spokojnie, widocznie złoty chłopak, musiał znów wywołać wokół siebie aferę, bo było za cicho wokół jego osoby. - Odpowiedział sarkastycznie Ron. Dwójka dziewczyn zaczęły wyzywać chłopaka od idiotów i fałszywych przyjaciół. Jednak w głębi serca uważały tak samo jak pan Weasley.

Pierwszy tydzień pobytu w rezydencji Blacków minął Harremu bardzo szybko. Harry był pojętnym uczniem. I nawet dawał sobie radę z olkumencją.
Najbardziej spodobała mu się nauka tańca. Była prawdziwym zbawieniem po wyczerpujących zajęciach. Jednak nie pomylił się, nie miał czasu na nic innego, tylko na naukę Belli. Dopiero w niedzielę po obiedzie miał czas by poszukać czegoś o swoim pochodzeniu. Harry skierował się do ogólnej biblioteki. Zaczął przeszukiwać regały szukając książek o rodach czystej krwi. W końcu po długich poszukiwaniach nie było rezultatów. Harry używając różdżki ułożył książki z spowrotem na regały. Zaciekawiła go jednak jeszcze jedna pozycja. Pod tytułem: ,, Ród Gryffindora". Chłopak wyjął ją z regału, po czym spojrzał na drzewo genealogiczne. Gdy był już na dole przeczytał Ginewra Gryffindore + Albus Potter. Harry zdębiał. To niemożliwe by to byli jego przodkowie. Dyrektor by mu powiedział. - Jednak informacje o przepowiedni również przed nim zataił. - Odezwał się cichy głos w jego głowie. Chłopak przyznał mu rację. Dyrektor zatajał przed nim niektóre fakty. Był jak dobry dziadek, który chciał chronić swego wnuka. Będzie musiał go o to wypytać. Teraz jednak, szukał książek o potomkach Gryffindora. W jednej z nich znalazł drzewo Ginewry i Albusa. Gdy przeczytał już całe, dostrzegł na dole James Potter+ Lilly Evans. Jednak ciekawostką jest, że nie było obok nazwiska jego matki symbolu, który oznaczałby że nie ma krwi czarodziejskiej. To by oznaczało, że długo w rodzinie matki byli sami charłacy. - Dziwne .... - Mruknął chłopak i uderzył różdżką w nazwisko matki. Różdżka wskazała mu drogę do książki pod napisem Revenclaw. - Harry szybko ją wyciągnął i znów wrócił do stolika. W jednym z rozgałęzień zapisane były nazwiska Lilly Revenclaw + Mark Evans. Chłopak szukał dalej pod tym kierunkiem i zauważył że długi czas w tej linii rodzili się mężczyźni. Dopiero gdy Mark Evans pobrał się z Andreą Marks urodziły się dwie córki Lilly i Petunia. Tego było za dużo dla młodego Pottera. Zemdlał.

Bellatrix schodziła na kolację. Pierwszy tydzień pobytu Pottera obył się bez większych trudności. Chłopak szybko chłonął wiedzę i co więcej,  zaczynał samodzielnie używać rozumu. Kobieta była zadowolona z obrotu całej sytuacji. -Może chłopak rzeczywiście pokona Czarnego Pana? Wtedy będę mogła się pozbyć bachora i zemsta się dopełni. - Kobieta zajęła się kolacją. Zauważyła że bachor nie zjawił się na posiłku, co ją zaskoczyło. Przeważnie chłopak schodził na posiłki. Czyżby dziś zrobił wyjątek? -Mea!- powiedziała Bellatrix A skrzat się pojawił. - Znajdź mi szanownego Pana Pottera i powiedz mi gdzie się znajduję.

- Tak proszę panią!- skrzat się teleportował, by po chwili wrócić z informacjami. - Pan Potter śpi w bibliotece przy książkach, czy mam go obudzić?

- Nie musisz, odejdź.- Skrzat tylko się ukłonił i aportował z głośnym trzaskiem. Kobieta natomiast skierowała się do biblioteki. Układała już jak ukarze chłopaka, jednak najpierw postanowiła sprawdzić przy jakiej ciekawej lekturze to zasnął. Podeszła do stolika chłopaka i zauważyła, że chłopak nie usnął, prędzej stracił przytomność. Mimo wszystko jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, więc wystarczyło go ocucić z tego stanu. Pierw jednak spojrzała na księgę. Był to rodowód rodu Revenclaw. -Czyżby Potter zainteresował się czystością krwi?
- Jednak gdy przebiegła książkę wzrokiem sama zmarła. Było tam nazwisko jego szlamowatej matki. Więc.... Czyżby jego matka miała krew tak starego rodu? Szybko odgoniła od siebie tą myśl.  - Evans była w Gryffindorze. - Powiedziała sobie, jednak Syriusz też był w domu Lwa, a jednak korzenie miał ślizgońskie.
- Nie  podoba mi się ta cała sprawa... - Odesłała wszytskie książki na regały i ocuciła chłopaka. -Wstawaj Potter, zmieniamy Twój rozkład dnia. Ostatnie pięć dni uczysz się po południu czarnej magii, sobotę natomiast w całości poświęcimy na Twoje wychowanie.

-Ale ja nie chce uczyć się czarnej magii. Nie chce być taki jak Voldemort!

-A czym chcesz pokonać Czarnego Pana? Drętwotą? Poza tym, to ja planuje czego będziesz się uczyć. I szacunku szczeniaku!

- Tak.... Proszę panią. - Wysyczał chłopak. Po czym wyszedł z sali, kierując się do swych komnat. Zmienił się, dzięki książką o aktorstwie, potrafił zakładać już różne maski. Jednak nie zawsze mu jeszcze to wychodziło. Ciągle musiał się uczyć....

Kolejny tydzień minął Harremu w jeszcze większych męczarniach. Nauka czarnej magii była trudna, a Bellatrix ostrzegała go jeszcze, że trzeba silnej woli by nie popaść w jej sidła. Jednak pokazała mu również, że czarna magia nie musi być zła. Może zostać wykorzystana również do dobrych celów. Tylko trzeba większej koncentracji, niż w przypadku używania zwykłej magii. Właśnie nadchodził sobotni zachód słońca i jutro Harry miał opuścić ten dom. Bellatrix zdjęła również z niego klątwę, podczas jednego z treningów i rana na twarzy już się całkowicie wygoiła. Zdziwiło go niezmiernie, że potrafi ją tolerować. Osobę która zabiła jego ojca chcrzestnego. Jaki ten świat jest dziwny... Po kolacji Harry postanowił przypomnieć kobiecie o traktacie. 
- Proszę Pani, chciałbym, teraz prosić o jedną rzecz, która mi się należy z racji podpisanej umowy.

-Słucham Cię Potter? - Kobieta zastanawiała się czego może chcieć od niej ten bachor.

- Chciałbym fiolkę Pani krwi.

- Po co ci ona? - Powiedziała szczerze zdziwiona kobieta. Chłopak rzeczywiście, dobrze wykorzystać chce to prawo.

-Potrzebuje ją do eliksiru. - Odparł jej beznamiętnie. Ta tylko pokiwała głową że się zgadza, po czym przywołała nóż i fiolkę. Przecięła nadgarstek i dała spływać  krwi, aż fiolka się zapełni. Gdy to nastąpiło, kobieta zagoiła ranę i zakorkowała buteleczkę. - Wykorzystaj to mądrze Potter, to cenny dar. Jutro śniadanie o ósmej. O dziesiątej czterdzieści, teleportujemy się na dworzec. Idź się teraz spakować. Ten tylko ukłonił się lekko, po czym udał się wykonać polecenie kobiety. - Widzę młodzieńcze, że moje nauki nie idą na marne. - Uśmiechnęła się delikatnie do swych myśli. Skierowała się do swego gabinetu. Musiała jeszcze dopełnić formalności, dotyczących jej nowego  miejsca gdzie będzie pracować.

Chcecie nowe rozdziały? Podoba wam się książka? Mam nadzieję że tak. Piszcie komentarze i głosujcie. Pozdrawiam was misiaki😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro